Kronika Marcina Galla/Księga I/O zgonie żałośnym wielkiego Bolesława

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gall Anonim
Tytuł Kronika Marcina Galla
Data wyd. 1873
Druk Drukarnia Józefa Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Zygmunt Komarnicki
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


16.  O zgonie żałośnym wielkiego Bolesława.

Gdy zatem w tyle i tak niepospolitych, wedle tego, co się rzekło, bogactw i ludzi rycerskich król Bolesław, bez porównania z innymi królami zamożny był, wyrzekał przecież zawsze, iż brak mu jeszcze było rycerzy. A gdy dzielny gość który, w obec niego zalecił się z rycerstwa, nie za żołdaka przezeń, lecz jakby za syna własnego był miany. Toż gdy kiedykolwiek, jak się przydarza, zasłyszał o którym z nich, iż mu się nie wiedzie w koniach albo czém inném, obsypując go we wszystko do nieskończoności, mawiał do obecnych: „Gdybym mocen był tego dzielnego wojaka od śmierci tak bogactwem mém wyzwolić, jak mocen jestem niedole jego i ubóstwo dostatkiem mym pokonać, samą łakomą śmierć obładowałbym złotem, bylem tylko kwiat ten odwagi rycerskiej zdołał uchować“. Dla tego, męża znakomitości tak nieporównanej, winni następcy w cnotach naśladować, ażeby i sami kiedyś zdołali do takiej chwały a potęgi dojść podobnież. Kto pragnie takiej sławy nabyć po zgonie, o palmę, taką za życia swego niech się ubiega. Nie dość jest z Bolesławem chcieć się porównać tytułem pamiętnym, lecz życie swe na wzór szanowny życia jego usposobić. Natenczas dopiero męstwo w czynach wojennych, chwalebnie ma być wspomniane, gdy życie rycerza poczesne obyczaje ozdobią. Bo taką to była wiekopomna chwała Bolesława, takie potomnym męstwo zostawił po sobie za wzór do naśladowania. I nie na próżno Bóg łaskę zlewał nań po łasce, nie bez przyczyny przeniósł go nad inne króle i książęta, lecz że miłował Boga w każdém swém dziele i przedsięwzięciu, a sercem całém dla swych podwładnych, jak ojciec dla synów się wywnętrzał. Szło za tém, iż wszyscy, a mianowicie czczeni przezeń szczególniej arcybiskupi[1], biskupi, opaci, zakonnicy, kapłani świeccy, w modłach go swoich polecali Bogu; wodzowie zaś, towarzysze, oraz inni przedniejsi, życzyli mu zawsze zwycięstwa i pod jego wodzą pragnęli iść bez końca. Pełen więc sławy Bolesław żywot szczęśliwy zamykając skonem chwalebnym, gdy przeczuwał, iż dług ciała wszelkiego wypłacić mu przychodzi, zwoławszy swych wszystkich do siebie, wraz z wojewodami i przyjacioły z najdalszych granic, mówił z nimi poufnie o rządzie państwa i stanie tegoż, wreszcie jakby głosem proroczym, o wypadkach zajść mających na przyszłość im oznajmił: „O! bodajby“ mówił, „bracia moi, których tkliwie jak matka synów wychowałem, to, co na łożu śmierci, jako blizkie nadejścia przewiduję, wam w pomyślność się obróciło, a wnet wszczynający ogień rokoszu, oby bali się Boga i człowieka! Biada, biada, już jakbym w zwierciadle widział zagadkowo, plemię królewskie tułające się na wygnaniu i w obłędzie, a politowania żebrzące u tych, których stopami memi zdeptałem. Widzę także w oddali wychodzący z mych lędźwi, jakby węglik rozpalony, który głownią miecza mego opasany, blaskiem swym całą Polskę rozświeci[2]. Natenczas przeto żal i jęk głośny otaczających, do głębi serca wszystkich przeniknął, dla boleści zaś zbytniej, nikt myśli zebrać nie mógł, stojąc osłupiały. A gdy po uśmierzeniu bólu na chwilę, zapytali go, jakżeby długo strojem żałobnym i zachowaniem się zgon jego obchodzić mieli, głosom szczeroimownym odparł: „Nie na miesiące, ani na lata kres żałoby wam oznaczam; lecz ktokolwiek znał mię a łaski mej dla siebie doznał, pamiętając o mnie, we dnie i w nocy opłakiwać mię będzie. Ale i nie ci tylko, którzy mię znali i życzliwość mą zaskarbili, zapłaczą; synowie ich jeszcze i najdalsze wnuki, ilekroć im wspomną o zgonie króla Bolesława, srodze zaboleją“. Z dobą też opuszczenia przez Bolesława padołu ziemskiego, wiek złoty w ołowiany się zamienił. Polska przedtem królowa, promieniejącém złotem i kamieniami drogiémi uwieńczona, zasiadła w kurzu, odziana szatami wdowieństwa; w szlochanie lutnia, oklaski w smutek powszechny, radość w westchnienia ciężkie się obraca. Wszakże przez ciąg owego roku całego, nikt w Polsce uczty głośnej nie wyprawił; żaden mąż szlachetny ni białogłowa, w suknie uroczyste się nie przystroili; ani oklasków, ani dźwięków lutni po gospodach nikt nie zasłyszał; żadną piosnką dziewczęcia ani odgłosem wesołości, echo po ulicach nie zabrzmiało. W takiej żałobie przez rok bez wyjątku wszyscy dotrwali; ale mężowie szlachetni wraz z żonami, po kres życia nawet płakali tej straty Bolesława. Z odejściem Bolesława z pośrodka ludzi, pokój i radość a dostatek wszelki, z Polski jednocześnie, jakby całkowicie wywędrowały. Na tem wiec połóżmy koniec pochwałom wielkiego Bolesława, a zgon jego pieniem żałobném nieco opłaczmy.









  1. A mianowicie czczeni przezeń szczególniéj arcybiskupi (sed specialiter quos venerabatur archiepiscopi). Znowuż powrót do wzmianki o (dwóch) polskich arcybiskupach, tak iżby nie można sądzić, ażeby to działo się u niego przygodnie.
  2. Przedzgonna przepowiednia Belosława. — W wyjątku dołączonym pod tekstem niniejszym przez Bielowskiego, dostarcza mu Paprocki, na 16ej stronnicy Herbów rycerstwa, amplifikacyą czyli zwiększenie retoryczne przemowy Bolesława, którém jakby się starał (w znajomym Paprockiemu innym rękopiśmie, tą razą nie podpisanym), Gallus, okazać autorom samejże przepowiedni, a posteriori z faktów układanej. Jest tu już mowa o rozdrobnieniu państwa na małe cząsteczki, wojnach z wrogiem domowym i obcym, sponiewieranej czci Bożej i rozerwaniach kościoła; tenże zaś Bolesław Krzywousty, nazwany jest dotykalniéj, wznowicielem chwały narodu dawnej, pojednawcą, ale i mężem mściwej ręki, mającym w proch zetrzeć, każdego podpalcę rokoszu, coby wierzgnął przeciw potędze szabli, po nim otrzymanej w spadku.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gall Anonim i tłumacza: Zygmunt Komarnicki.