Strona:PL Gallus Anonymus - Kronika Marcina Galla.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stkich przeniknął, dla boleści zaś zbytniej, nikt myśli zebrać nie mógł, stojąc osłupiały. A gdy po uśmierzeniu bólu na chwilę, zapytali go, jakżeby długo strojem żałobnym i zachowaniem się zgon jego obchodzić mieli, głosom szczeroimownym odparł: „Nie na miesiące, ani na lata kres żałoby wam oznaczam; lecz ktokolwiek znał mię a łaski mej dlu siebie doznał, pamiętając o mnie, we dnie i w nocy opłakiwać mię będzie. Ale i nie ci tylko, którzy mię znali i życzliwość mą zaskarbili, zapłaczą; synowie ich jeszcze i najdalsze wnuki, ilekroć im wspomną o zgonie króla Bolesława, srodze zaboleją“. Z dobą też opuszczenia przez Bolesława padołu ziemskiego, wiek złoty w ołowiany się zamienił. Polska przedtem królowa, promieniejącém złotem i kamieniami drogiémi uwieńczona, zasiadła w kurzn, odziana szatami wdowieństwa; w szlochanie lutnia, oklaski w smutek powszechny, radość w westchnienia ciężkie się obraca. Wszakże przez ciąg owego roku całego, nikt w Polsce uczty głośnej nie wyprawił; żaden mąż szlachetny ni białogłowa, w suknie uroczyste się nie przystroili; ani oklasków, ani dźwięków lutni po gospodach nikt nie zasłyszał; żadną piosnką dziewczęcia ani odgłosem wesołości, echo po ulicach nie zabrzmiało. W takiej żałobie przez rok bez wyjątku wszyscy dotrwali; ale mężowie szlachetni wraz z żonami, po kres życia nawet płakali tej straty Bolesława. Z odejściem Bolesława z pośrodka ludzi, pokój i radość a dostatek wszelki, z Polski jednocześnie, jakby całkowicie wywędrowały. Na tem wiec połóżmy koniec pochwałom wielkiego Bolesława, a zgon jego pieniem żałobném nieco opłaczmy.