Kronika Jana z Czarnkowa/O drugiej bitwie tego samego dnia między nimi stoczonej

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan z Czarnkowa
Tytuł Kronika Jana z Czarnkowa
Podtytuł archidyakona gnieźnieńskiego podkanclerzego królestwa polskiego (1370-1384).
Wydawca E. Wende i Sp.
Data wyd. 1905
Druk Jan Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Żerbiłło
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
70. O drugiej bitwie tego samego dnia[1] między nimi stoczonej.

Skoro tylko wieść o tej bitwie doszła do Wierzbięty ze Smogulca[2] i jego stronników, wnet zwinął on swój obóz i pośpieszył do miejsca spotkania; przybywszy tam, ziemian, których znalazł, zabrał do niewoli i nietylko pozabierał im ich własne konie i broń, ale odbił również broń i konie ludzi Domaratowych, których ci poprzednio do niewoli wzięli, poczem, jako zwycięzca, z honorem pozostał na polu bitwy. Wnet do niego ściągnęli pobici i rozbrojeni Domarat i brat jego Mroczko, razem z innymi ludźmi swoimi, tak wziętymi do niewoli jak i po polach rozpierzchłymi, i uradowani z tego zwycięstwa, nabrawszy sił i śmiałości, czekali na placu boju powrotu swych nieprzyjaciół, którzy się uganiali za Sasami. Wprawdzie kasztelanowi nakielskiemu i jego wojsku, wracającemu po rzezi, sprawionej przeciwnikom, doniesiono, że Wierzbięta razem z Domaratem oczekują jego przybycia na placu boju, jednakże on, mniemając, że rozproszył zupełnie hufce Domarata, śmiało naprzeciw niego kroczył i dopiero gdy zbliżywszy się ujrzał jego wojsko i poczuł, że w porównaniu z nim o wiele słabsze ma siły, przestraszył się i upadłszy na duchu, rzucił się do ucieczki, uważając odwrót, chociażby w nieładzie, za skuteczniejszy ratunek, niż wydanie bitwy. Podczas jego ucieczki wojsko Domarata i Wierzbięty położyło trupem lub wzięło do niewoli bardzo wielu ziemian. Sam zaś Sędziwój, kasztelan nakielski, z małą tylko liczbą ludzi ledwo umknął do pewnej twierdzy Dzierżka Grocholi, kasztelana santockiego, zwanej Ostroróg, zamierzając w niej stawić czoło wrogom. We dworze czyli we wsi tej warowni było wzięto do niewoli bardzo wielu szlachetnych i zamożnych Polaków, którzy się nie mogli dostać do samej twierdzy, a będąc prawie bezbronnymi, nie byli w stanie wrogom się opierać. Tam w Ostrorogu Domarat i Wierzbięta ze swem wojskiem przepędzili resztę dnia tego, zdobywając twierdzę, do której Świdwa ze swoimi ludźmi tak haniebnie uciekł; oblegali ją całą noc aż do rana i prawie cały dzień następny, ale ponieważ jej tak prędko zdobyć nie mogli, a przytem obawiali się nadejścia ziemian, o których myśleli, że są w Poznaniu, więc następnej nocy odeszli do miasta Oborników, weseląc się i tryumfując ze zwycięstwa. Z tego miasta, począwszy od wtorku, który był dniem 17-ym miesiąca lutego, aż do dnia 8-go miesiąca marca, wojsko Domarata czyniło bezustannie, po nieprzyjacielsku, grabieże, pożogi i łupiestwa po całej ziemi między Poznaniem, Bukiem, Wronkami a rzeką Wartą. Podobnież i inni pomocnicy Domarata ze wszystkich wyżej wspomnianych zamków i twierdz, szerzyli okropne spustoszenie po całej ziemi polskiej, jak gdyby chcieli ją swoją bezustanną grabieżą w niwecz obrócić.
W walce tej oba wojska wzywały imienia tego samego pana: bo i ziemianie zwoływali siebie imieniem Maryi, córki zmarłego króla Ludwika, a żony Zygmunta, margrabiego brandenburskiego, i Domarat ze swojem wojskiem również imienia tej pani wzywał. Jakaż więc była przyczyna tej wojny, kiedy wszyscy uznawali tego samego pana i w jego imieniu walczyli? Oto, zdaje się, mówiąc prawdę, nie było innej, jak tylko nienawiść walczących, zdawna wzajemnie ku sobie powzięta, i zapalczywość w tej nienawiści i zazdrości, które do walki popychały. Niektórzy bowiem z ziemian nie chcieli mieć Domarata za starostę dla tego, że jego zawiści przypisywali unieważnienie elekcyi Dobrogosta na arcybiskupa gnieźnieńskiego i Mikołaja na biskupa poznańskiego, o czem było wyżej. To była główna przyczyna, dlaczego nie chcieli go mieć za starostę, — ważniejsza zapewne od niesprawiedliwości, które miał często ziemianom wyrządzać. On zaś ze swojej strony uważał za wstyd dla siebie ugiąć się przed ich wolą; — a z tego tylko ziemia polska podlegała, niestety, niczem prawie nie dającemu się wynagrodzić spustoszeniu.





  1. 15 lutego 1383 r.
  2. Długosz 397.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jan z Czarnkowa i tłumacza: Józef Żerbiłło.