Przejdź do zawartości

Kronika Jana z Czarnkowa/O śmierci Kazimierza, króla polskiego

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan z Czarnkowa
Tytuł Kronika Jana z Czarnkowa
Podtytuł archidyakona gnieźnieńskiego podkanclerzego królestwa polskiego (1370-1384).
Wydawca E Wende i Sp.
Data wyd. 1905
Druk Jan Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Żerbiłło
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
4. O śmierci Kazimierza, króla polskiego.

Roku pańskiego 1370-go, miesiąca września dnia ósmego, który był dniem Narodzenia Najświętszej Panny Maryi, gdy tak często wzmiankowany najjaśniejszy król Kazimierz bawił na dworze Przedborz, — przezeń na nowo razem z miastem założonym, a przepięknie i zbytkownie urządzonym, — chciał, jak to było w jego zwyczaju, iść na łowy jelenie. Gdy już wóz jego królewski był przygotowany i król chciał wsiadać do niego, niektórzy z wiernych radzili mu, aby w ten dzień jechania na łowy zaniechał. Zgadzając się na to król zamierzał już był pozostać; atoli któryś niecnota podszepnął mu parę słów o jakiejś, — jak podobniej do prawdy sądzą, — zabawie, wskutek czego król, nie zważając na rozsądną radę, wsiadł na wóz i pośpieszył do lasu na łowy. Tam, nazajutrz, goniąc jelenia, gdy się koń pod nim przewrócił, spadł z niego i otrzymał niemałą ranę w lewą goleń[1]. Z tego uderzenia niebawem wywiązała się gorączka, która jednakże w krótkim czasie go opuściła[2]. Ponieważ jednak wbrew zakazom swoich lekarzy, przez nieumiarkowanie i łakomstwo, nie chciał powstrzymać się od różnych pokarmów, zwłaszcza surowych owoców, orzechów laskowych i innych, przedewszystkiem zaś od łaźni, która mu była przez mistrza Henryka z Kolonii, lekarza jego nadwornego, męża wielkiej sumienności, w mieście Sandomierzu zakazana, więc tego samego dnia, kiedy wyszedł z łaźni, zapadł jak to rzeczony mistrz Henryk przepowiedział, w ciężką gorączkę; nią trawiony ruszył rankiem do Krakowa, i uszedłszy jedną milę od Sandomierza, napił się dużo zimnej wody, poczem jeszcze się więcej rozpalił, mordowany żarem wewnętrznym. W takim stanie przywieziono go do pewnej posiadłości pana Grota rycerza, kasztelana lubelskiego, który króla pana razem z całym jego dworem do siebie zaprosił; tutaj król spoczywał, tak silną gorączką dnia tego trawiony, że tak lekarz jak i wszyscy dworzanie o życiu jego zupełnie zwątpili. Na drugi dzień, gdy za staraniem lekarza gorączka żar swój złagodziła, wierni dworzanie, serdecznie współczując jego niemocy, w wozie do klasztoru Koprzywnickiego braci Cystersów, sposobem koni się wprzągłszy, a piechotą wóz ciągnąc, ostrożnie króla przewieźli. W tym klasztorze przez całe osiem dni leżąc wypoczywał; tutaj też ślubował Bogu i Ś. Zygmuntowi, że chce podźwignąć z ruin świątynię płocką, w której ze czcią przechowywały się relikwie Zygmunta króla i męczennika, i wikarjuszom kwartę, mianowicie każdemu pół grosza dziennie na wieczne czasy, ku czci Wszechmocnego i N. P. Maryi i Ś. Zygmunta króla, przeznaczyć. Potem, gdym się zbliżył do niego i gdy rano mnie i innym obecnym o ślubie oznajmił, zaraz uczuł się cokolwiek wolniejszym od gorączki i polecił mi, abym posłał do miasta Płocka dla obejrzenia zwalisk świątyni i doniesienia mu o liczbie wikaryuszów, co niezwłocznie, jak było rozkazane, wypełniłem, śpiesznie wysyłając w tej sprawie szlachetnego męża, księdza Jana ze Skrzyna, kapelana dworu królewskiego. Następnie, gdy króla przewieziono do dworu, zwanego Osiek, i pewien lekarz jego, mistrz Mateusz, wbrew zakazowi i woli mistrza Henryka i nas wszystkich, pozwolił mu napić się miodu, od tego znowu zapadł on w większą gorączkę. Potem jednak, gdy przybył do Nowego Miasta, tam we dworze swoim, przepysznie zbudowanym, wziął od lekarzy na przeczyszczenie i siły znakomicie odzyskał, tak iż bez pomocy siadł na wóz i stanął w Opatowcu, gdzie zabawiwszy sporo dni, bardzo dobrze się poprawił. Ale za namową wspomnianego wyżej lekarza, mistrza Mateusza, pojechał dalej do Krakowa; w drodze już pierwszej nocy porwała go, jak się zdaje wskutek ruchu, gorączka, jak i przedtem nie jedna lecz potrójna, gdyż przebywał codzienną, trzydniową i czwartaczkę, które zdawały się być dosyć lekkiemi, lecz gdy wszystkie się zeszły jednego dnia, męczyły go srodze. Odtąd też dzień w dzień, aż do samego przybycia do Krakowa, cierpienia jego się nie umniejszały, lecz dręczyły go, coraz się powiększając. W przedostatni dzień miesiąca października przywieziono go na zamek krakowski, gdzie też pierwszego dnia listopada kazał pytać przezemnie lekarzy, stojących przed jego łożem, czy już jest w Krakowie. Gdy ich zapytałem: „czy król pan jest w Krakowie?”, wyżej wspomniany mistrz Mateusz rzekł: „czy on majaczy, czy dostał pomieszania zmysłów, że się pyta, czy król jest w Krakowie?” Na to mu odrzekłem: „wie on dobrze, że jest w...[3] ordynując lekkie lekarstwa, których będąc w drodze mieć nie mogliście; teraz jednak zdaje mu się, że żadnych starań do tego nie przykładacie.” Na to mistrz Mateusz, jakby piorunem rażony, powiedział, że będzie ze swoimi kolegami dokładał najusilniejszych starań, o ile będzie umiał. Wkrótce potem król przezemnie kazał się ich zapytać, czy spostrzegają w nim jakiekolwiek znaki śmierci, (żądając) aby mu to przez Boga wyjawili, by mógł rozporządzić co do zbawienia swej duszy i co do domu. Oni zaś, obyczajem lekarzy, wróżyli mu i przepowiadali długie życie. Król wszakże, wątpiąc o odzyskaniu zdrowia, trzeciego dnia tegoż miesiąca, rano o wschodzie słońca, napisał testament, w którym tak kościołom, jak ubogim i sługom swoim wielką ilość dóbr i dziedzictwa zapisał. Niektórym z nich, mianowicie Zbigniewowi, Przedborzowi i Pakoszowi braciom, zwanym Zbigniewicami, miasto Włodzisław z przynależytościami zapisał; naturalnym synom swoim, Niemierze i Bogucicowi, zapisał Kutów, Puznicz, Drugrę i inne wsie[4]; Paszkowi — Słodzień[5], Niekłań, Mieczdę; Janowi — zamek Międzygórze i wójtostwo Sobotę w Zawichoście, oraz wiele innych zapisał; Jaśkowi Żerawskiemu — Podgaje, i wielu innym dużo (majętności) legował, co następnie było w części przez Ludwika, króla węgierskiego i polskiego, i rodzicielkę jego królowę Elżbietę, siostrę rodzoną króla Kazimierza unieważnione. Synowi ukochanej swej nieboszczki córki Elżbiety, żony Bogusława, księcia szczecińskiego i pana Kaszubów, wnukowi swemu, imieniem Kazimierz, księstwa dobrzyńskie, kujawskie, sieradzkie i łęczyckie, z zamkami kruszwickim, bydgoskim, Wielatowem, Wałczem zapisał. Krzyż złoty, bardzo wielkiej ceny, wartości przeszło dziesięć tysięcy florenów — kościołowi krakowskiemu; ramię Ś. Koźmy we wspaniałem pozłacanem cyboryum — kościołowi poznańskiemu; monstrancyę z relikwiami i biblię ozdobną kościołowi gnieźnieńskiemu zapisał. Dwom córkom swoim[6] przeznaczył wszystkie ozdoby łoża, kotary i okrycia z cienkiego płótna, purpurą, perłami cennemi i drogiemi kamieniami suto sadzone, oraz czary z czystego złota wyrobione, wartości wielu tysięcy grzywien srebra, — tudzież połowę wszystkich naczyń srebrnych i klejnotów różnego rodzaju, drugą zaś połowę żonie swojej Elżbiecie, córce Henryka księcia głogowskiego[7]. Rozporządziwszy tedy przyzwoicie i prawnie tak tem, jak i wszystkiem innem, w następny wtorek, który był piątym dniem miesiąca listopada, rano o wschodzie słońca, w obecności wielu osób ze szlachty i duchowieństwa, odszedł szczęśliwie do Chrystusa. Był natenczas obecny Władysław, książę opolski, zrodzony z córki siostry rzeczonego króla[8], wysłany przez wspomnianego króla węgierskiego dla wyrażenia współczucia w królewskiej chorobie.
Po odprawieniu uroczystych po zejściu króla egzekwij, był on w następny czwartek, t. j. siódmego dnia wspomnianego miesiąca, z prawej strony chóru kościoła krakowskiego, przez wiernych (sług) swoich pochowany, w obecności Jarosława, świętego gnieźnieńskiego kościoła arcybiskupa, oraz biskupów Floryana krakowskiego i Piotra lubuskiego. — Jaki był jęk, jaki płacz, jakie głośne narzekania panów i szlachty, prałatów, kanoników, mężów kościelnych i ludu podczas złożenia zwłok jego, tego język ludzki nie łatwo wypowiedzieć zdoła[9].





  1. Przy odkryciu grobowca Kazimierza W. znaleziono, że miał złamaną lewą nogę w goleni (Szujski „Opowiadania i roztrząsania histor.” Warszawa 1882 str. 67).
  2. 16 września był król w Radoszycach niedaleko Przedborza (K. d. Wp. III, 1642).
  3. Przerwa we wszystkich rękopisach. Musiała być ona i w tym egzemplarzu kroniki Czarnkowskiego, której używał Długosz, jak to widać z jego przytoczenia tej rozmowy (298).
  4. Ustęp ten poddaje bardzo drobiazgowej krytyce Balzer (Geneal. Piastów 400—411), dochodząc do wniosku, że powinien on brzmieć (w przekładzie) tak: „naturalnym synom swoim Niemierze i Janowi zapisał Bogucice, Chomętów, Pierzchnicę, Drugnię i inne wsie.” Balzer wywodzi, że Niemierza i Jan (oraz Pełka, wcześniej zmarły, o którym mówi Długosz w ustępie zupełnie niezależnym od Kroniki Janka) byli nieślubnymi synami Kazimierza od Cudki, kasztelanki sieciechowskiej, żony Niemierzy Gołeckiego, i protoplastami rodzin Gałowskich i Bydlińskich h. Mądrostki. — Łaguna (w recenzyi Geneal. Piastów) nie podziela tego wywodu.
  5. Podług Balzera (Gen. Piastów 402) powinno być tutaj — „Paszkowi Złodziejowi”, bo to ma być znany z czasów Kazimierza Paszko Złodziej z Pilchowic, kasztelan biecki.
  6. Przeżyły Kazimierza tylko dwie jego córki: Anna i Jadwiga, ur. w r. 1366 i 1368 z Jadwigi, córki Henryka Żelaznego, ks. głogowskiego i żegańskiego. Ponieważ Kazimierz ożenił się z Jadwigą jeszcze za życia drugiej swej żony Adelaidy Heskiej i przed unieważnieniem swojego z nią małżeństwa, które nastąpiło pomiędzy r. 1366 a 1368, przeto obie córki królewskie były legitymowane przez Grzegorza XI papieża 11 paźdź. 1374 r. — Anna poszła za Wacława króla czeskiego i niemieckiego, a następnie za Wilhelma hr. Cylei, od którego miała córkę Annę, późniejszą drugą żonę Władysława Jagiełły (zmarłą w 1425 r.). Jadwiga poszła za któregoś z władców południowych słowian czy wołoskich; umarła przed r. 1408.
  7. Jest to omyłka w imieniu: wdową Kazimierza była Jadwiga, córka Henryka Żelaznego, ks. głogowskiego i żegańskiego; sam autor daje jej to imię niżej w rozdz. 14. — Jadwiga po śmierci Kazimierza poszła za Ruprechta ks. lignickiego; umarła 27 marca 1390 r.
  8. Władysław, ks. opolski, następnie wieluński, kujawski i dobrzyński, palatyn węgierski, o którym często będzie mowa w niniejszej kronice, syn Bolka II ks. opolskiego i Elżbiety, córki Bernarda ks. świdnickiego, i Kunegundy Łokietkówny, siostry Kazimierza W.; ożeniony był z Ofką, córką Ziemowita mazowieckiego.
  9. Długosz 300.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jan z Czarnkowa i tłumacza: Józef Żerbiłło.