Koszałki opałki (Wójcicki, 1922)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Władysław Wóycicki
Tytuł Koszałki opałki
Pochodzenie Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe
Wydawca Zakłady Graficzne Wiktora Kulerskiego (Gazeta Grudziądzka)
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Grudziądz
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Koszałki opałki.

Kmieć ubogi rąbał w lesie: słyszy głos o poratunek, patrzy, że człowiek jakiś z wozem i końmi ugrzązł na błotach: pomógł mu chętnie, wydobył z topieli; a ów człowiek rzekł do kmiecia:
— »Czego zechcesz, dam ci wszystko!« — bo był to wielki czarownik.
A gdy kmieć skrobał się w głowę, sam nie wiedząc, co powiedzieć, czarownik dał mu barana i rzecze:

Poszedł do matki i ojca zabitej.


— »Ile razy runem trząśniesz, zawsze będziesz miał czerwone.«[1]
Kmieć podziękował, zabrał barana i poniósł do nędznej chaty: trząsnął nim silnie, aż pełno złota wysypuje się z pod runa!
W tejże samej wsi mieszkała stara baba, czarownica; dowiedziała się niedługo o baranie, spoiła kmiecia i innego podsunęła.
Potrzebując znowu złota, próżno potrząsał baranem — beczał tylko; lecz ni szeląg nie wyleciał z wełny Poszedł smutny nad błota i spotkał znajomego czarownika: ten już wiedział o wszystkiem; dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołał: »Kurko! kurko! znieś mi złote jajko« — w istocie złote znosiła jajko. Lecz gdy powrócił do domu, baba głupiego kmiecia spoiła i podsunęła mu inną kurę. Napróżno wołał na nią, by mu złote jajko zniosła; niosła ona złote jajka, ale babie czarownicy.
Zasmucony znowu poszedł i napotkał czarownika: ten mu dał obrus taki, co wymówiwszy te słowa: »Obrus! obrus! rozściel się!« rozwijał się zaraz i co zażądał, wszystko było na nim do jedzenia i do picia.
Kmieć ciekawy zaraz w lesie kazał się rozesłać obrusowi, najadł się dobrze i podpił sobie. Czarownica czatowała, ukradła mu ten obrus, w zamian inny podsunąwszy. Poznał kmieć podejście baby; idzie więc do czarownika i prosi o co takiego, żeby babę dobrze wybił i odebrał skradzione rzeczy.

Dał mu przeto takową kobiałkę, z której jak zawoła:

»Koszałki, opałki,
Z mojej kobiałki!«

— wylecą dwie dobre pałki i wskazaną pobiją osobę. Kmieć uradowany, wziął na plecy kobiałkę, podziękował czarownikowi, że go już więcej trudzić nie będzie, i prosto do baby zaszedł. Wtedy, gdy ta go częstować zaczęła, rozgniewany krzyknął:

»Koszałki, opałki,
Z mojej kobiałki!«

— i pokazał babę, a pałki zaczynają bić bez litości czarownicę. Napróżno prosi i płacze i przyrzeka, że wszystko odda: wróciła barana, kurę i obrus; ale kmieć kazał, by zabiły babę, bo wiele ludziom szkodziła. — Kiedy już czarownica wyzionęła ducha, zawołał wtedy:

»Koszałki, opałki,
Do mojej kobiałki!«

— a pałki zaraz w nią się schowały. Wtedy mając barana, co jak potrząsł, sypało się złoto; kurę, co złote nosiła jajka, obrus, co wiele chciał, tyle dostarczył jadła i napitku, na ostatek kobiałkę z pałkami; poszedł w świat, przystał do dworu jednego króla; a gdy ten miał wojnę, pobił nieprzyjacielskie wojsko otrzymał rękę jego córki i sam po śmierci starego króla panował!








  1. »Czerwone« tak lud zowie czerwone złote, podobnie jak Ruś »czerwońce« nazywa.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Władysław Wóycicki.