Koroniarz w Galicyi/Rozdział XX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lam
Tytuł Koroniarz w Galicyi
Podtytuł czyli powagi powiatowe
Pochodzenie Dzieła Jana Lama
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt
Data wyd. 1885
Druk Wł. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Lwów
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XX,


w którym p. Artur z drugiego, staje się trzecim mężem pani Małgorzaty Szeliszczyńskiej.


Niema zapewne nikogo, coby chciał wątpić na chwilę o przenikliwości c. k. policyi w ogóle, a lwowskich jej organów w szczególności, o ile to się naturalnie odnosi do śledzenia zbrodni, przestępstw i wykroczeń politycznych. Jest tedy rzeczą niezawodną, że gdyby identyczność osoby oddanego w jej ręce bohatera naszego ulegała była najmniejszemu podejrzeniu, byłaby ona — t. j. c. k. policya, zarządziła natychmiast szczegółowe śledztwo co do jego pochodzenia i przynależności. Ale rysopis jego zgadzał się tak dokładnie z rysopisem pana Henryka Szeliszczyńskiego, a zeznania żony tego ostatniego i wszystkich domowników były tak kategoryczne, że musiałby był chyba pan Artur sam trwać dalej w swoim uporze i wypierać się swojej tożsamości z pomienionym Szeliszczyńskim, ażeby obudzić wątpliwość w organach władzy. Że tego nie uczynił, i że odwołał zeznania, poczynione podczas śledztwa w sądzie wojennym, tego mu nikt nie weźmie za złe, kto rozważy, że w przeciwnym razie czekało go ponowne uwięzienie, a w dalszem następstwie, wywiezienie do granicy moskiewskiej, albo przynajmniej do Meksyku. Unikając tych fatalnych następstw, pan Artur zeznał, cokolwiek tylko chciano, i rozprawa z kompetentnemi organami władzy poszła mu bardzo gładko. Jedyną trudność sprawiło mu pytanie, dlaczego porzucił żonę, i dlaczego w śledztwie wojennem zapierał się swego nazwiska? Nie mógł wyjaśnić tych dwóch punktów inaczej, jak tylko przedstawiając panią Małgorzatę w oczach c. k. policyi jako Xantyppę najokropniejszego pod słońcem rodzaju, przed którą chciałby uciekać na drugi koniec świata. Prosił też natychmiast, ażeby mu wydano paszport do wyjazdu za granicę, ale prośbę tę przyjęto nader nieprzychylnie, dając do zrozumienia p. Arturowi, że jest konfinowanym we Lwowie, i że nie wolno mu się wydalać ztąd pod karą, opisaną nie pamiętam już w którym paragrafie drugiej części kodeksu karnego.
Cóż miał tedy począć innego nasz bohater, jak udać się na Jezuicką ulicę pod l. 996, i zawiadomić panią Małgorzatę o tem szczególnem zrządzeniu losu i policyi, które mu kazało zająć miejsce jej ciągle jeszcze nieobecnego małżonka — ma się rozumieć, że tylko co do stosunków tego ostatniego z biórem meldunkowem, i co do zewnętrznych pozorów pożycia małżeńskiego. Cóż miała począć pani Małgorzata?
Ściśle rzecz biorąc, obydwie strony po krótkim namyśle powiedziały sobie, że walka z losem i z pani grafami c. k. kodeksów byłaby buntem przeciw logicznemu porządkowi rzeczy i przeciw prawowitej władzy, i że należało zgodzić się z tem, co nie mogło być inaczej. Pan Artur post tot discrimina, nie mógł utaić sobie, że lepiej mu być wzorowym mężem, szczęśliwym ojcem i ojczymem, i spokojnym współposiadaczem kamienicy i dwóch majątków tabularnych, aniżeli posieleńcem gdzieś w gubernii Jenisejskiej, albo przymusowym ochotnikiem w szeregach cesarza Maksymiliana, hen, u stóp Popokatepetlu. Pani Małgorzata jeszcze przed rokiem znajdowała, że p. Artur niezmiernie jest podobnym do jej męża, żaląc się przytem, jak to trudno kobiecie dać sobie radę w świecie — obecnie zaś, gdy coraz więcej stawała się prawdopodobną wiadomość, że pan Henryk Szeliszczyński, usiłowawszy nadaremnie rozbić bank w Monaco, rozbił sobie nakoniec czaszkę wystrzałem z pistoletu — nie było żadnego logicznego powodu, dlaczegoby ten długooczekiwany i opłakiwany małżonek nie miał mieć zastępcę i następcę? Wypadało tylko, tak w interesie pana Artura, jakoteż ze względu na posłuszeństwo należące się władzom, przestrzegać jak najpilniej, ażeby internowany nie wydajał się ze Lwowa — a z ustaniem stanu oblężenia można było rozpatrzyć się i rozmyślić, co czynić dalej?
Stan ten ustał nakoniec, jak wiadomo, w kwietniu r. 1865, ale jeszcze ośm miesięcy pierwej powiodło się gorliwym staraniom obojga państwa Szeliszczyńskich, uzyskać paszport do wyjazdu za granicę, gdzie po niejakich trudnościach udało im się skonstatować urzędownie stanowcze zniknięcie pana Henryka Szeliszczyńskiego Nr. l. z tego padołu rulety i trente-et-quarante, poczem pod opieką praw boskich i ludzkich, w małym kościółku OO. kapucynów, w miasteczku Roccabruna, należącem niegdyś do księztwa Monaco, pani Małgorzata Szeliszczyńska została panią Kukielską, a pan Artur Kukielski prawdziwym mężem pani Małgorzaty.
Jako wierny historyk, powinienbym zapisać na tem miejscu, że jeżeli mój bohater po klęsce, doznanej w Cewkowicach, żywił jakie matrymonialne pomysły lub zamiary, to odnosiły się one raczej do panny Celiny. Ale odkąd c. k. policya oddała go w ręce pani Małgorzaty, nie było już mowy o jego zamiarach lub pomysłach: pani Małgorzata myślała i przedsiębrała wszystko za niego. P. Artur sam nic wiedział, jak to się działo, ale dość, że działo się tak iż chodził, mówił i robił, obracał się w prawo lub w lewo, siadał i wstawał tylko zgodnie z wolą pani Małgorzaty. To też gdy zadecydowała że wyjadą oboje za granicę, on zadecydował, że wyjedzie; gdy oświadczyła, że potrzeba poprzednio wysłać Celinę do jakiejś ciotki, on oświadczył, że to jest niezbędnem; a gdy mu za granicą kazała ubrać się we frak i iść z sobą do kościoła, ubrał się, poszedł i dał się ożenić bez najmniejszego oporu. Już z tych szczegółów widzimy, że pan Artur stał się wzorem wszystkich mężów, i że pani Arturowa, dzięki dwukrotnemu doświadczeniu, umie wprawną dłonią trzymać lejce wózka matrymonialnego i kierować nim tak, by trzeci jej małżonek nie poszedł na podobne bezdroża, jak pan Szeliszczyński.
Po zniesieniu stanu oblężenia, państwo Kukielscy wrócili i osiedli na wsi, albowiem zdaniem pani Małgorzaty nic tak nie psuje młodych mężów, jak pobyt we Lwowie. Męzkie towarzystwo ma być jeszcze pół biedy, ale kobiety mają być nadzwyczaj niebezpieczne. Dlatego też i na wsi, oprócz bardzo starej klucznicy, wykluczoną jest płeć niewieścia z towarzystwa państwa Kukielskich, a jeżeli pan Artur robiąc wizyty w sąsiedztwie, styka się z innemi kobietami, to tylko w obecności i pod ciągłą opieką troskliwej żony. Nawet Celina od czterech lat nie była w domu swojej macochy; powiadają, że pani Małgorzata znalazła między efektami swego męża jakąś fotografię, która dała powód do wielkiej burzy i do długiej spowiedzi małżeńskiej, ale ludzie ot tak zwyczajnie powiadają różne rzeczy, a ja z zasady nie powtarzam nigdy plotek, zwłaszcza publicznie i drukiem.
Pominąwszy małe chmurki tego rodzaju, horyzont małżeński pana Artura ma być tak jednostajnie pogodnym, że pojmuje on teraz, dlaczego wszystkie c. k. sądy i władze uwierzyły bez namysłu, iż będąc drugim mężem pani Małgorzaty, zapragnął dla urozmaicenia tej jednostajności przejechać się w Sybir. Ale trzeciego męża pilnuje się lepiej, niż pierwszego i drugiego, i niema tedy obawy, aby pani Małgorzata zmuszoną była po raz wtóry wzywać pomocy władz dla zawrócenia p. Artura z drogi do Brodów. Nie wyjeżdża on nawet na folwark bez opowiedzenia. się żonie, a jeżeli zabawi dłużej niż pół godziny, zjawia się natychmiast posłaniec od "pani" i napomina go do spiesznego powrotu. Co wszystko niechaj służy za wymowną odpowiedź tym wszystkim, którzy twierdzą, że my tu w Galicyi nie lubimy emigrantów i że ich wypędzamy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lam.