Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prawa z kompetentnemi organami władzy poszła mu bardzo gładko. Jedyną trudność sprawiło mu pytanie, dlaczego porzucił żonę, i dlaczego w śledztwie wojennem zapierał się swego nazwiska? Nie mógł wyjaśnić tych dwóch punktów inaczej, jak tylko przedstawiając panią Małgorzatę w oczach c. k. policyi jako Xantyppę najokropniejszego pod słońcem rodzaju, przed którą chciałby uciekać na drugi koniec świata. Prosił też natychmiast, ażeby mu wydano paszport do wyjazdu za granicę, ale prośbę tę przyjęto nader nieprzychylnie, dając do zrozumienia p. Arturowi, że jest konfinowanym we Lwowie, i że nie wolno mu się wydalać ztąd pod karą, opisaną nie pamiętam już w którym paragrafie drugiej części kodeksu karnego.
Cóż miał tedy począć innego nasz bohater, jak udać się na Jezuicką ulicę pod l. 996, i zawiadomić panią Małgorzatę o tem szczególnem zrządzeniu losu i policyi, które mu kazało zająć miejsce jej ciągle jeszcze nieobecnego małżonka — ma się rozumieć, że tylko co do stosunków tego ostatniego z biórem meldunkowem, i co do zewnętrznych pozorów pożycia małżeńskiego. Cóż miała począć pani Małgorzata?
Ściśle rzecz biorąc, obydwie strony po krótkim namyśle powiedziały sobie, że walka z losem i z pani grafami c. k. kodeksów byłaby buntem przeciw logicznemu porządkowi rzeczy i przeciw prawowitej władzy, i że należało zgodzić się z tem, co nie mogło być inaczej. Pan Artur post tot discrimina, nie mógł utaić sobie, że lepiej mu być wzorowym mężem, szczęśliwym ojcem i ojczymem, i spokojnym współposiadaczem kamienicy i dwóch majątków tabularnych, aniżeli posieleńcem gdzieś w gubernii Jenisejskiej, albo przymusowym ochotnikiem w szeregach cesarza Maksymiliana, hen, u stóp Popokatepetlu. Pani Małgorzata jeszcze przed rokiem znajdowała, że p. Artur niezmiernie jest podobnym do jej męża, żaląc się przytem, jak to trudno kobiecie dać sobie radę w świecie — obecnie zaś, gdy coraz więcej stawała się prawdopodobną wiadomość, że pan Henryk Szeliszczyński, usiłowawszy nadaremnie rozbić bank