Kobieca nierzetelność (?)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Klemens Junosza
Tytuł Kobieca nierzetelność (?)
Pochodzenie „Kolce“, 1874, nr 41
Redaktor S. Czarnowski
Wydawca A. Pajewski i F. Szulc
Data wyd. 1874
Druk Aleksander Pajewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KOBIECA NIERZETELNOŚĆ. (?)

Cześć i uwielbienie dla kobiet — to hasło naszego wydawcy, naszego redaktora en chef, naszych illustratorów, naszych spółpracowników, feljetonistów, maszynistów, zecerów, ekspedytorów i roznosicieli.
Bez względu na różnice poglądów filozoficznych, kilkadziesiąt osób wchodzących w skład naszej redakcji zgadza się pod tym względem na jedno, a nawet życie domowe nasze, ma w sobie wiele elementów pantoflarnych.
Dla tego, jeżeli idzie o płeć piękną, wtenczas nie ma różnicy zdań. Wtenczas wszyscy tworzymy jedną ligę. Nasz ultramontanin krańcowy całuje naszego nihilistę — i w tem wylaniu uczuć niema żadnej obłudy. Nasz illustrator, który należy do partji postępowej, ściska z rozrzewnieniem pulchną prawicę naszego konserwatysty i przedstawiciela tradycji, — a redaktor bez względu na wysoką godność jaką piastuje, przemawia po bratersku do szaradzistów i fraszkarzy.
Zaczepcie płeć piękną — a dziwna harmonija i zgoda zakwitnie natychmiast w pewnym domu przy ulicy Niecałej. Niby jakiś niewidzialny gołąbek przyniósł niewidzialną oliwną gałązkę pokoju, i w całem zgromadzeniu staje się cisza, groźna swojem milczeniem, straszna tajemniczością, brzemienna piorunami i grozą.
Drżyjcie śmiałki!
Wszyscy ludzie mają swoje słabe strony. Naszą słabą stroną są kobiety.
O! wy cudowne, urocze niebianki! zeszłyście po to na ten padoł płaczu, aby nam życie umilić. Wyście naszemi aniołami, źródłem naszych natchnień.
Jesteście piękne i wiotkie. Nie chodzicie piechotą, lecz unosicie się lekko nad czarną ziemi powierzchnią.
Wielbią was zarówno poeci, jakoteż kupcy korzenni i bławatni i właściciele składów materjałów aptecznych.
Ewa siadała w raju na pierwszem miejscu, a Adam przemawiał do niej elegancką prozą. Ku cześci waszej śpiewał Salomon, a wdzięki wasze do wyżyny ideału podnosił.
„Piękna jesteś oblubienico moja, woła ten mądry monarcha w „canticum canticarum,“ a zęby twoje jako stado owiec białych pasących się na łące.... a nos twój jako wieża na Libanie, która patrzy ku Damaszkowi.“
Homer cierpiał chroniczną chrypkę, opiewając wdzięki boskiej królowej Iljonu. Trubadurowie średniowieczni umieli konać z gitarą lub innym instrumentem pod oknami kochanki.
Mowa pieśni dowodzi, że macie usteczka z koralu, oczy z błyskawic ujętych w szafiry, czoło z marmurów karraryjskich, a wdzięczną kibić z tchnienia wiatru.
Wasz głos to śpiew słowika, wasz chód to spokojne kołysanie się fali — wasz uśmiech to wiosna, a pieszczota niebo.
I tak było od początku świata, aż do naszych czasów.
A teraz — okropnie!
Jest ktoś co w długim sążnistym artykule, napada na was, odziera z tej szaty, w którą was przystroiły pieśni wieków; analizuje wasze ułudne powaby i powiada, że to nie wasza własność. Że cała piękna i świetna wasza powierzchowność, to raczej skład hurtowy i detaliczny wyrobów krawieckich i szewckich; — że wasze śliczne buziaki na których róże kwitną, to szczęśliwa kombinacja wyborowych produkcji młyna parowego z ingredjencjami aptecznemi.
Że wiotka, prześlicznie zarysowana kibić, nie jest waszą kibicią, że wynalazł ją po długich debatach fabrykant gorsetów, po poprzedniem porozumieniu się z waciarzem.
To co się tyczy powierzchowności.
Ale arrogancja tego zbrodniarza sięga jeszcze dalej: on chciałby odmówić wam wszystkiego — a przedewszystkiem naturalności.
Ten szkaradny pessymista z „Przeglądu“ — powiada, że wszystko w was jest wymuszone, że pozujecie na każdym kroku, że na każdy przypadek macie już poprzednio przygotowany uśmiech lub wyraz twarzy smutny, albo wesoły.
On radzi młodzieży, aby was w tańcu ważyła, bo jak śmie twierdzić, wśród olbrzymich zwojów tarlatanu nie podobna waszej fizycznej odgadnąć wartości.
Piękna historja, ideał zważony na funty!
O estetykowie, czemuście zapomnieli o tej nowo wynalezionej skali mierzenia powabów?!
On jednak idzie jeszcze dalej, powiada, że dla wydobycia z was naturalnego głosu, jeden jest tylko środek praktyczny, podany przez Turgenjewa, a polegający na pewnym eksperymencie, który żadną miarą w praktyce zastosować się nie daje, choćby tylko ze względu na zacytowane przysłowie: „co kraj to obyczaj.“
Wierzcie nam szanowne czytelniczki, prenumeratorki stałe, nie stałe i kupujące nasze pismo na pojedyncze numery, — wierzcie nam, żeśmy płakali ze złości, czytając numer Przeglądu, w którym wygłoszono podobną herezję.
Przyszliśmy do przekonania, że autor artykułu musi być chyba bezżenny; bo człowiekowi familijnemu, osiadłemu, płacącemu regularnie podatki, — żona nie pozwoliłaby wystąpić z podobną filipiką; nawet myśl taka nie powstała by nigdy w jego głowie.
Co do nas, płacząc i rozpaczając nad tym faktem, poprzysięgliśmy zemstę w twoim imieniu o cudowna połowo rodu ludzkiego!
Staniemy w waszej obronie piękne pokrzywdzone, a ów śmiałek drogo opłaci swą zbrodnię. Chcieliśmy go wyzwać na pojedynek; ale gdzie posłać kartę, kto on jest? Ukrywając swoje nazwisko, bał się widocznie waszej zemsty. Musi wiedzieć, że z wami niebezpieczna wojna i schował się przezornie.
Postanowiliśmy tedy ukarać go inaczej,
Wzywamy go przez niniejsze pismo, aby jak można najprędzej napisał, dwa razy tak długi artykuł wstępny zatytułowany: „Męzka nierzetelność“ umieścił tę produkcją również w „Przeglądzie“ i odczytał głośno w obec znajomych kobiet.
Uprzedzamy go, że jeżeli tego nie uczyni, czego się po nim nie spodziewamy, — wtenczas my sami ten przedmiot opracujemy. Odpłacimy naszym adwersarzom równą bronią, a wy nadobne panie, będziecie pomszczone.
Wy same wreszcie będziecie mogły komentować pracę i wykrywać różne nowe nierzetelności męzkie nienawistnego lub sprzymierzonego autora. Tymczasem zaś dla nabrania wprawy w krytykę, przeczytajcie sobie ten okropny artykuł w „Przeglądzie“ bo chociaż to co tam napisane, jest kłamstwem, fałszem, potwarzą, osobistością wreszcie... ale zawsze przeczytać się godzi... choćby tylko dla ciekawości.

Klemens Junosza.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Klemens Szaniawski.