Klejnoty amazonki/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Klejnoty amazonki
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 6.7.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Zmowa

— Mistrzem na florety i szable... z odległości pięćdziesięciu kroków trafia do asa! — powtórzył nieszczęsny hrabia drżąc jak liść na wietrze.
Jedwabną chusteczką począł ocierać pot z czoła.
Raffles z wysiłkiem ukrywał uczucie niesmaku, jakie wzbudzał w nim widok trzęsącego się mężczyzny.
— Tak jest w istocie — rzekł. — Oczywiście, zdarza mu się czasem że chybia. Ale nie więcej, niż o połowę asa... W każdym bądź razie panom, jako stronie obrażonej, przysługuje prawo wyboru broni. Jak słyszałem, władacie obaj wprawnie: szpadą?
Hrabia Highburn westchnął głęboko.
— Mówi pan o „obrażonej stronie“, — mylordzie — rzekł. — Ale na Boga, dlaczego brać sprawy tak tragicznie? Pan Brand w porównaniu ze mną jest jeszcze młodym chłopcem?.. W jego wieku popełnia się często rzeczy, których się po tym żałuje... Pewien jestem, że nasz młody przyjaciel wstydzi się tego, co uczynił... Był to wybryk, który należy potraktować wyrozumiale.
Raz jeszcze jedwabna chusteczka wyciągnięta została na światło dzienne.
— Ma pan rację, hrabio — rzekł Raffles z kamiennym spokojem. To był wybryk i nie warto nim się przejmować.
— Nieprawda? — podchwycił hrabia Highburn, nie posiadając się z radości z tak szczęśliwego obrotu sprawy. — Ponadto mam wątpliwości, czy szlachcic ma prawo pojedynkować się z mieszczańskim synem?
— Zupełnie słusznie — odparł Raffles. — A więc zostawmy kwestię pojedynku i przejdźmy do sprawy daleko ważniejszej, bo dotyczącej pięknej kobiety. Czy wiecie panowie, że mi jeszcze nie opisaliście jak ona wygląda.
— Na Boga, zapomnieliśmy o najważniejszym. Otóż nasza piękna nieznajoma jest kobietą słusznego wzrostu, o falujących rudo złocistych włosach i wspaniałych wielkich oczach...
— I o dziwnie ciemnym odcieniu skóry? — dodał Raffles.
— Tak...
— Twarz jej posiada przedziwnie czysty, regularny owal?...
— Zupełnie słusznie, mylordzie — odparł ze ździwieniem hrabia Highburn. — Czy wolno mi zapytać, skąd pan o tym wie?
— Zaraz panom powiem... Skoro zaczęliście mi mówić o jej niezwykłych oczach i rudych włosach, przypomniała mi się kartka, którą jakiś uliczny roznosiciel reklam wcisnął mi w Hyde-Parku. Była to reklama cyrku Alberta Althoffa i przedstawiała fotografię Olgi Dimitriew, woltyżerki i akrobatki.
Na twarzy hrabiego wystąpiły krwawe rumieńce.
— Czy ma pan przy sobie tę kartkę, mylordzie?
— Oczywiście... Wziąłem ją zupełnie bezwiednie z rąk roznosiciela.
Hrabia Highburn chwycił skwapliwie pocztówkę.
— To ona! — zawołał ze zdziwieniem...
— Co do tego nie żywiłem najmniejszych wątpliwości... Nie ma dwóch podobnie pięknych dziewcząt w Londynie.
— Ma pan rację, mylordzie — westchnął hrabia Highburn. — Czy zwrócił pan uwagę na regularność jej rysów?
— Owszem — Rozumiem pański zachwyt.
— Zachwyt, któremu pańskie słowa dorzuciły iskierkę nadziei, — dokończył hrabia. — Skoro nasza ubóstwiana jest woltyżerką cyrkową, nie trudno będzie ją zdobyć... Tysiąc funtów szterlingów wystarczy!
Słowom tym towarzyszył cyniczny śmiech.
Raffles z trudem zachowywał spokój. Porozmawiał chwil kilka z obu panami, poczym pożegnał się i wsiadł do auta. Wkrótce znalazł się już w swej wspaniale urządzonej willi na Cromwell Road.
Sekretarz jego nie położył się jeszcze, oczekując przybycia swego mistrza i przyjaciela.
Raffles zbliżył się do kominka, na którym płonął ogień, usiadł w wygodnym fotelu i wyciągnął nogi.
— Widzę, że wieczór minął ci przyjemnie, — odezwał się Charley.
— Skąd o tym wiesz? — zapytał Tajemniczy Nieznajomy.
— Ot, poprostu. — odparł Charley. — Niepowodzenia i niebezpieczeństwa nie wywołują najmniejszej zmiany na twojej twarzy... Gdy natomiast udaje ci się realizacja któregoś z twych śmiałych pomysłów na wargach twych pojawia się uśmiech zadowolenia... Musisz mi opowiedzieć, co zaszło w klubie? Przed tym jednak wytłumacz mi proszę, po co umieściłeś owo dziwaczne ogłoszenie w Timesie?
Charley wstał i podał lordowi Listerowi wieczorną gazetę. Ogłoszenie, o którym wspominał, podkreślone było przez niego czerwonym ołówkiem.
— Cóż widzisz w tym dziwnego? — zapytał.
— Nie udawaj, Edwardzie... Dokładnie wiem, żeś to ty je zredagował, nie rozumiem tylko w jakim celu?
— Zaraz ci to wyjaśnię Charley... Tym akrobatą cyrkowym jest Raffles. Cóż ty na to?
Charles Brand spojrzał na niego, otwierając ze zdumieniem usta, na co Raffles wybuchnął śmiechem.
— Od szeregu lat jesteś moim najbliższym współpracownikiem i przyjacielem, Charley. Byłeś świadkiem moich najdziwniejszych przygód, i powinieneś raz wreszcie przestać się dziwić.
— Czy naprawdę zamierzasz występować w cyrku?
— Oczywiście... W ten sposób będę mógł śledzić z bliska posunięcia obu naszych „przyjaciół“: hrabiego i barona. Ci panowie postanowili za wszelką cenę uwieść biedną woltyżerkę... Nie dopuszczę do tego!
— A jeśli Albertowi Althoffowi nie jest potrzebny akrobata?
— Zdziwiłoby mnie to bardzo... Umyślnie zredagowałem ogłoszenie w ten sposób, aby każdy dyrektor cyrku mógł się na nie złapać... Nigdy to nie zawadzi uzyskać dobrą siłę cyrkową za psie pieniądze... Jeśli ten sposób zawiedzie, zaofiaruje mu swoje usługi, jako żongler lub chłopak stajenny... Gotów jestem mu nawet dopłacić jeśliby zaszła tego potrzeba.
— A czy ja nie otrzymam jakiejś roli w tej tragi - komedii?
— To się rozumie, samo przez się, — odparł Raffles z uśmiechem. — Ani mi w głowie walczyć samemu z tylu przeciwnikami... Liczę na twoją pomoc, drogi chłopcze. Czy dobrze jeździsz konno?
— O to możesz być spokojny... Wspaniały arab, którego dostałem od ciebie, nie należy do łatwych koni, a jednak dałem mu rady...
— Tym lepiej... Być może, iż będę zmuszony uciec się do twych jeździeckich umiejętności.
— Nie każesz mi chyba wyczyniać akrobacji na koniach? — zapyta Charley z przerażeniem.
— Kto wie? Wślizgniesz się do cyrku jako chłopiec stajenny... Później prawdopodobnie wystąpisz w roli... amazonki.
— Wielkie nieba! — zawołali Charley przerażony — nie każesz mi chyba przebrać się za kobietę?
— Podziękuj raczej Bogu za twą delikatną, bez zarostu twarz i szczupłą figurę. Dzięki temu możesz bezkarnie paradować w kobiecych strojach i nikt nawet nie domyśli się, że przed sobą ma mężczyznę.
— Czy mógłbyś mi tego zaoszczędzać, Edwardzie — jęknął płaczliwie Charley.
— Niestety... Mówiąc po prostu, będziesz musiał przebrać się za Olgę Dimitniew.
Charley aż jęknął:
— Jakie są twe plany?
— Wyjaśnię ci je, gdy jutro będziemy w cyrku.
— Czy mam coś załatwić w mieście?
— Nie... Wszystko co nam jest potrzebne, znajdziemy w naszej rekwizytorni. Dobierzesz najpierw kostium odpowiedni dla stajennego. Przedstawię cię, jako mego przyjaciela, który chętnie zgodzi się pracować choćby za parę centów dziennie. Musisz przy tym sprawdzić w redakcji, czy na moje ogłoszenie złożono jakąś ofertę... Jeśli tak, natychmiast udamy się razem do cyrku.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.