Strona:PL Lord Lister -87- Klejnoty amazonki.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zachwyt, któremu pańskie słowa dorzuciły iskierkę nadziei, — dokończył hrabia. — Skoro nasza ubóstwiana jest woltyżerką cyrkową, nie trudno będzie ją zdobyć... Tysiąc funtów szterlingów wystarczy!
Słowom tym towarzyszył cyniczny śmiech.
Raffles z trudem zachowywał spokój. Porozmawiał chwil kilka z obu panami, poczym pożegnał się i wsiadł do auta. Wkrótce znalazł się już w swej wspaniale urządzonej willi na Cromwell Road.
Sekretarz jego nie położył się jeszcze, oczekując przybycia swego mistrza i przyjaciela.
Raffles zbliżył się do kominka, na którym płonął ogień, usiadł w wygodnym fotelu i wyciągnął nogi.
— Widzę, że wieczór minął ci przyjemnie, — odezwał się Charley.
— Skąd o tym wiesz? — zapytał Tajemniczy Nieznajomy.
— Ot, poprostu; — odparł Charley. — Niepowodzenia i niebezpieczeństwa nie wywołują najmniejszej zmiany na twojej twarzy... Gdy natomiast udaje ci się realizacja któregoś z twych śmiałych pomysłów na wargach twych pojawia się uśmiech zadowolenia... Musisz mi opowiedzieć, co zaszło w klubie? Przed tym jednak wytłumacz mi proszę, po co umieściłeś owo dziwaczne ogłoszenie w Timesie?
Charley wstał i podał lordowi Listerowi wieczorną gazetę. Ogłoszenie, o którym wspominał, podkreślone było przez niego czerwonym ołówkiem.
— Cóż widzisz w tym dziwnego? — zapytał.
— Nie udawaj, Edwardzie... Dokładnie wiem, żeś to ty je zredagował, nie rozumiem tylko w jakim celu?
— Zaraz ci to wyjaśnię Charley... Tym akrobatą cyrkowym jest Raffles. Cóż ty na to?
Charles Brand spojrzał na niego, otwierając ze zdumieniem usta, na co Raffles wybuchnął śmiechem.
— Od szeregu lat jesteś moim najbliższym współpracownikiem i przyjacielem, Charley. Byłeś świadkiem moich najdziwniejszych przygód, i powinieneś raz wreszcie przestać się dziwić.
— Czy naprawdę zamierzasz występować w cyrku?
— Oczywiście... W ten sposób będę mógł śledzić z bliska posunięcia obu naszych „przyjaciół“: hrabiego i barona. Ci panowie postanowili za wszelką cenę uwieść biedną woltyżerkę... Nie dopuszczę do tego!
— A jeśli Albertowi Althoffowi nie jest potrzebny akrobata?
— Zdziwiłoby mnie to bardzo... Umyślnie zredagowałem ogłoszenie w ten sposób, aby każdy dyrektor cyrku mógł się na nie złapać... Nigdy to nie zawadzi uzyskać dobrą siłę cyrkową za psie pieniądze... Jeśli ten sposób zawiedzie, zaofiaruje mu swoje usługi, jako żongler lub chłopak stajenny... Gotów jestem mu nawet dopłacić jeśliby zaszła tego potrzeba.
— A czy ja nie otrzymam jakiejś roli w tej tragi - komedii?
— To się rozumie, samo przez się, — odoarł Raffles z uśmiechem. — Ani mi w głowie walczyć samemu z tylu przeciwnikami... Liczę na twoją pomoc, drogi chłopcze. Czy dobrze jeździsz konno?
— O to możesz być spokojny... Wspaniały arab, którego dostałem od ciebie, nie należy do łatwych koni, a jednak dałem mu rady...
— Tym lepiej... Być może, iż będę zmuszony uciec się do twych jeździeckich umiejętności.
— Nie każesz mi chyba wyczyniać akrobacji na koniach? — zapyta Charley z przerażeniem.
— Kto wie? Wślizgniesz się do cyrku jako chłopiec stajenny... Później prawdopodobnie wystąpisz w roli... amazonki.
— Wielkie nieba! — zawołali Charley przerażony — nie każesz mi chyba przebrać się za kobietę?
— Podziękuj raczej Bogu za twą delikatną, bez zarosctu twarz i szczupłą figurę. Dzięki temu możesz bezkarnie paradować w kobiecych strojach i nikt nawet nie domyśli się, że przed sobą ma mężczyznę.
— Czy mógłbyś mi tego zaoszczędzać, Edwardzie — jęknął płaczliwie Charley.
— Niestety... Mówiąc po prostu, będziesz musiał przebrać się za Olgę Dimitniew.
Charley aż jęknął:
— Jakie są twe plany?
— Wyjaśnię ci je, gdy jutro będziemy w cyrku.
— Czy mam coś załatwić w mieście?
— Nie... Wszystko co nam jest potrzebne, znajdziemy w naszej rekwizytorni. Dobierzesz najpierw kostium odpowiedni dla stajennego. Przedstawię cię, jako mego przyjaciela, który chętnie zgodzi się pracować choćby za parę centów dziennie. Musisz przy tym sprawdzić w redakcji, czy na moje ogłoszenie złożono jakąś ofertę... Jeśli tak, natychmiast udamy się razem do cyrku.

Raffles w roli cyrkowego akrobaty

Następnego ranka Raffles zerwał się z łóżka świeży i wypoczęty. Wykąpawszy się we wspaniałej łazience, zadzwonił na kamerdynera.
— Musisz udać się niezwłocznie do administracji „Timesa“ — rzekł do starego służącego. — Zapytasz się, czy przyszły jakieś odpowiedzi na umieszczone we wczorajszym numerze ogłoszenie. Jeśli tak, przyniesiesz mi je do domu. Gdyby cię pytano o szczegóły, odpowiesz, że nie wiesz o niczym.
Gaston wziął z rąk swego pana gazetę, w której wspomniane ogłoszenie zakreślone było czerwonym ołówkiem. Po jego wyjściu Raffles zaczął ubierać się. W lustrze stwierdził z zadowoleniem, że wygląda jak typowy sztukmistrz cyrkowy. Kilka umiejętnymi pociągnięciami ołówka nadał swej twarzy zgoła specyficzny wyraz. Na oczy nasunął zniszczoną cyklistówkę, a do kieszeni marynarki wsunął kolorową chusteczkę oraz pudełko papierosów najpośledniejszego gatunku.
Tak wystrojony, udał się do pokoju jadalnego.
Charley Brand wyglądał przez okno na ulicę. Dzień był ponury. Za oknami wisiała gęsta, typowo londyńska mgła. Na odgłos kroków Charley odwrócił się.
— Wielkie nieba, Edwardzie, — zawołał ze zdumieniem. — Wyglądasz wspaniale. A jak ja ci się podobam?
Raffles spojrzał nań badawczo.
— Zupełnie nieźle. Tylko maleńka uwaga: chłopcy stajenni nigdy nie wiążą tak krawatów.
Związał krawat mocna na węzeł i przesunął go na lewą stronę.