Kamienica w Długim Rynku/LXXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kamienica w Długim Rynku
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1868
Druk J. Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Ażeby lepiéj dać poznać Teofila Wudtke, którego zaledwie mieliśmy zręczność zdala ukazać czytelnikom, musiémy się cofnąć nieco w opowiadaniu.
Teofil z wielką energią wistocie oparł się ojcu i wyjechał z Gdańska z miłością gorącą dla Klary. Zaraz po powrocie do Berlina wziął się do książek i przygotowań których wymagała doktoryzacya... zamknął się z niemi, pisywał tylko do Klary, a listy te były całą jego pociechą.
Berens jednak mając sobie powierzone przez ojca tak zręcznie osnute pobałamucenie jego, wziął się na pozór poprostu a niemniéj umiejętnie do wykonania planu.
Żona wcale niewtajemniczona w następstwa, wiedziała tylko iż ojciec sobie życzył, aby Teofila od pracy oderwano i wprowadzono w świat literacki i artystyczny, któryby go mógł trochę odświéżyć. W domu Berensów, dokąd uczęszczać był zmuszony, poznał artystów kilku, ci namówieni przez Berensa, wciągnęli go w kółko swoje. Z jednym z nich poszedł do Rosy... Rosa została uprzedzoną o człowieku, charakterze, położeniu, woli ojca i możności pochwycenia syna bogatego bankiera... Szło tylko o potęgę, o zręczność. Piękna, młoda, dowcipna, artystka znakomita, zimna i wyżyta mimo wieku (jeszcze nie przeszła lat dwudziestu) — Rosa mogła co chciała. Los jéj był nader dziwny. Rodzice jéj jeździli po Brandeburgii i Pomeranii z jarmarcznemi sztukami, od lat 9 czy 10 Rosa występowała na scenie. Byłoto dziecko cudowne. Nadzwyczajna jéj piękność, kędziory prześlicznych włosów, wielkie oczy które mówiły co chciały, zachwycały wszystkich. Po śmierci ojca, matka poszedłszy za mąż raz drugi, pozbyła się jedenastoletniéj, za dosyć znaczną cenę odstępując jednemu z mniejszych teatrów. Tu talent niezwykły dzieweczki zwrócił uwagę wszystkich, przeszła staraniem kilku poważniejszych ludzi, miłośników sztuki, do szkoły dramatycznéj, a z niéj świetnie wystąpiła w Szauszpilhauzie na placu Żandarmów... Talent Rosy był równie znakomity jak wykwitająca jéj piękność... grała w tragicznych rolach, w subretkach, w rolach miłosnych, nawet niekiedy stare baby gderliwe, z nieporównaną prawdą i wdziękiem razem... Najznakomitsi artyści: Davison, Devrient obiecywali jéj nader świetną przyszłość. Rosa pracowała niezmiernie, umysł miała żywy, pamięć olbrzymią, wychowania swego dopełniła pracą i zakulisowém życiem... Stała się czém być obiecywała, świetną gwiazdą sceny. Teatra w Hamburgu, Dreźnie, Stutgardzie, Wejmarze, Wiedniu wyrywały ją sobie do ról gościnnych, mówiono o nader świetnych warunkach z różnych stron jéj wnoszonych. Dotąd jednak Rosa zostawała w Berlinie, a wolne tylko miesiące obracała na przejażdżki po Niemczech. Taką była jako artystka, w kobiécie odbiło się życie lat piérwszych, lekkomyślnéj matki przykłady, brak tradycyi, zerwanie rodzinnych węzłów... Mając lat czternaście, była podziwem ostygnięcia, rachuby, przewrotności. Nikt nad nią doskonaléj nie grał ról namiętnych, ale ani uczucia, ani namiętności, ani czulszego wrażenia już nie doznawała... Pani siebie, zimna, próżna, kryła pod tą powłoką cudownie piękną, naiwną, dziecinną prawie istotę którą Włosi zowią un cuore morte, sercem umarłém. Widząc ją raz w roli Ofelii obłąkanéj, Robert M... który grał Hamlet’a, szalenie się w niéj pokochał. Rosa rozrachowała w początku że artysta utalentowany byłby dla niéj mężem właściwym. Miała plan jechać z nim do New Yorku. Tymczasem trafił się Teofil — dziéwczę powiedziało sobie umrzéć lub zwyciężyć... będę wielką panią... Niestety, zwyciężyła i umarła!
Ani wdzięk twarzy, ani talent nie byłby podbił Teofila, Rosa oczarowała go umysłowemi przymioty, świetną wyobraźnią, pojęciem żywém, pełnym taktu instynktem artystycznym który nigdy nie dozwalał jéj popełnić omyłki. Całemi godzinami rozprawiał z nią o Goethem, o Schillerze, o kompozycyach Corneliusza, Kaulbacha, o Schnorze i Overbecku, o Schumannie i Wagnerze. Rozumiała wszystko, przeczuwała wiele, była wcale dobrą muzyczką, uczyła się rysować, kochała na pozór poetów... Teofil powoli odkrył w niéj cóś jakby przyszłą niemiecką Korinnę.
Omylił się wszakże; ta natura tak nadzwyczajnie łatwo obejmująca wszystko, nie mogła stworzyć nic — obrazka, dwóch nut śpiéwu... jednego wiérsza. Mówiła z niezmierną łatwością, ale cudzemi myślami i słowami, malowała tylko z natury, śpiewała tyłku z nut. Była artystką, ale nie poetką, wirtuozką, ale nie tworzycielką. Takie jednak bogactwo wspomnień z ust się jéj lało — iż mogła ułudzić...
Pomiędzy nią a Klarą, niemożliwe nawet było porównanie. — Klara wszystko co spotykała w życiu starała się przyswoić, ale twórczo przerabiając jak pokarm na soki żywotne, Rosa połykała to jak strusie żelazo i kamyki.
W początkach téż Teofil patrzył tylko, miał nawet jakiś wstręt do niéj, obudzony nadzwyczajną jéj porywczością i śmiałością, ale powoli fascynacya uroku jéj objęła go. Rosa starała się go wyróżnić, odznaczyć, okazać mu że na niéj uczynił wrażenie, potém w sposób bardzo dobitny poczęła mu objawiać miłość namiętną, gwałtowną... miłość to uczucie tak drogie, że gdy je najbrzydsza podaje ręka, nie traci ono wartości, cóż gdy z całym blaskiem młodości, talentu, piękności wystąpi? Brylant na skorupce glinianéj jest zawsze brylantem.
Teofil bronił się zrazu, wyrzucał sobie najmniejszą słabość, potém nieznacznie uległ, dał się pochwycić, podbić, zawojować i stracił panowanie nad sobą.
Rosa prowadziła ten romans, który o jéj przyszłości miał stanowić, z całą bacznością kobiéty, chcącéj zwyciężyć. Im zimniejszą była, tém pewniejszą tryumfu. Artystka odegrała swą rolę ze wszystkiemi odcieniami rodzącego się uczucia, wybuchającéj namiętności, walki z dziewiczą skromnością, z obawą niesławy u świata. Były tam i chwile heroizmu, zrzeczenia się i zerwane stosunki i udane ostygnięcia, i co tylko może dramat ożywić, a ku aktorce pociągnąć i skrępować. Teofil był młody, był uczciwy i szlachetny, miłość ta grana wydała mu się tak wyjątkową, idealną, że spokojne uczucie Klary, lodem przy niéj było i obojętnością. Wśród walki z samym sobą, niekiedy zostawiony na chwilę rozmysłom na pastwę, z boleścią wracał do czystéj swéj miłości dziecinnéj, potém znowu prąd pasyi go porywał, pochłaniał i oszalał. Circe to była, co istotnie mogła ludzi przeistoczyć w zwierzęta...
Reszta téj smutnéj historyi jest nam znaną.
Robert M... kochał ją szalenie, kochał i widział w niéj idealną Ofelią w wieńcu kwiatów, ze śpiéwką na ustach. Zawadzał jéj swą zazdrością, więc przez wpływy jakie miała w dyrekcyi i wyższych sferach, oddalić go na pewien czas potrafiła.
Gdy powrócił, Rosa już ujechała mu do Stutgartu... z narzeczonym.
Zdaje się że przyjaciele Teofila, widząc jak daleko zabrnął, bo się z tém nie taił że żenić się zamyślał, ostrzegli go o Robercie i dawnych stosunkach z nim Rosy. W ostatnich czasach sypały się listy bezimienne wykrywające mnóstwo wypadków z przeszłości, ale Teofila już nic odwieść od postanowienia nie mogło. Rosa wyznała mu część jakąś błędów życia, resztę pokryła zręczną zasłoną i upewniała go o miłości swojéj. Tymczasem nadjechał Robert... Teofil który życie postawił na to szalone przywiązanie, w piérwszéj chwili zdrady o któréj powątpiewać nie mógł, w rozpaczy postanowił jéj i sobie życie odebrać. Biédna istota co tak świetniała na scenie, skończyła jak w piątym akcie tragedyi... wzrok jéj omdléwający padł na Roberta jeszcze... Nie mogła kochać ale on był dla niéj ideałem artysty, przed którym czuła się słabą i zwyciężoną... Teofil był dla niéj — synem bankiera.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.