Jerzy/List XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Waleria Marrené
Tytuł Jerzy
Pochodzenie „Jerzy” i „Fragment”
Wydawca Redakcja „Mód Paryzkich”
Data wyd. 1882
Druk Władysław Szulc i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIST XII.
HENRYK DO JERZEGO.

Źle to doprawdy, gdy człowiek taki jak ty pyta o radę. Jerzy, Jerzy! sumienie ci ją samo podaje. Czy sądzisz że rada moja stanie w sprzeczności z niem, a w zgodzie z sofizmatami, jakie z pewnością teraz podaje ci miłość?
Według mnie, według nieubłaganych zasad, które są moją wiarą, uczciwość jest jedna tylko i górować powinna ponad wszystkie inne względy. Pytasz mnie o radę. Być może iż się mylę, ale nie mogę podać ci innej. Przykro mi widzieć w twoim liście przesadę namiętności; nie jesteś zhańbiony, nie popełniłeś zbrodni, ale postąpiłeś nieuczciwie. Słowo to, choć słabsze daleko, może ci się wydawać gorżkie; ufam jednak iż nie cofniesz się przed jego goryczą.
Byłeś dumny i śmiały — jak niedoświadczenie. Czyż sądzisz że dość jest zdobyć sobie wiarę, wznieść w głębi ducha niewzruszoną budowę przekonań, by zasłonić się przed cierpieniem, przed pokusą i upadkiem. Życie, to ciągła, nieustanna walka, tem cięższa, im bogatsza natura, im silniejszy duch szerszem roztacza się kołem i rozleglejszą przestrzeń podaje nieszczęściu.
Położenie twoje jest bardzo trudne, i do ciężaru twego cierpienia, dorzuca się stokroć cięższe brzemię jej cierpienia; miłość twoja zdaje ci się usprawiedliwiona jej miłością; a jednak, na przekór wszystkiemu, sumienie twoje szemrze, ostrzega cię i ma słuszność. Jerzy! żadne cierpienie nie jest bez przyczyny. Ty wiesz o tem; wina była tutaj twoją; pierwsze spojrzenie któreś rzucił na narzeczoną Lucyana, było spojrzeniem uwielbienia, nieledwie już miłości. A później, przypomnij sobie słowa własne o uczuciach, o myślach niewcielonych, kto zawyrokował że one są niczem? To fałsz, tak nie jest! Uczucia i myśli mają dwojaką działalność: jedną widoczną i wiadomą nam, drugą pośrednią i nieujęta. Duch człowieka promieni w nim i bez jego wiedzy przemawia do innych duchów; miłość budzi miłość. Bądź szczerym do końca w obec samego siebie. Bez słów i woli wyraźnej, ty uwiodłeś narzeczoną Lucyana.
Powiesz mi może, iż nie było w mocy twojej nie kochać Stasi. Jest to kwestya nieroztrzygnięta; ale sądzę że i tu wola znaczy wiele, jeżeli nie wszystko; ale powinnością twoją było pilniej strzedz siebie i jej i nie dozwolić by iskra zamieniła się w pożar, który teraz grozi trzem istotom. Ty jeden tutaj jesteś winny. Stasia nie przyszła jeszcze do jasnego poznania siebie; Stasia może nigdy nie kochała Lucyana i może sama nie wie dzisiaj czy kocha ciebie. Zresztą ona ma dotąd prawo rozrządzania sobą, cofnięcia się, jeżeli nie widzi szczęścia swojego w tym związku. Ona względem ciebie mogła sądzić się wolną, ty przeciwnie. Między wami stoi nietylko zamienione słowo, lecz nadewszystko miłość i szczęście Lucyana, twoja prawość. Zresztą nie sądzę, abyś zeszedł tak nizko, byś winy swoje zwalał na drugich, na okoliczności, ty, dumny wyznawca wolnej woli człowieka!
Rzeczywiście, stanąłeś na strasznem rozdrożu, a jakkolwiek wyjdziesz z niego zwycięzcą, czy zwyciężonym, tu i tam czeka cię zawsze cierpienie.
Jerzy, wracaj do nas, wracaj do prac swoich, do studyów, do doświadczeń naukowych, do tego koła myślicieli, z którymi wiążą cię jednakie zdrowe myśli, jednakie harde doktryny. Może ta miłość, tak świeża w twojem sercu, przejdzie jak zły sen przelotny; rana nie może być jeszcze śmiertelną, nie miała czasu wpić się w twoje życie, ani zespolić z tobą przywyknieniem. Wracaj do nas; tu przynajmniej będziesz mógł cierpieć z odkrytem czołem i nie grać przed ludźmi tej nędznej komedyi obojętności, bo w każdej komedyi jest poniżenie. Niech pycha kryje rany swe pod szyderskim śmiechem, niech stawia człowiekowi jako ideał maskowanie siebie; ty nie pójdziesz tą drogą. Dla jakichbądź względów kłamie się słowem, wzrokiem, czy twarzą, kłamstwo nie zmienia natury swojej, jest nietylko złem w znaczeniu moralnem, ale upadkiem, piętnem niewolnictwa, psuje nam ducha nałogiem fałszu i może zrość się z naturą naszą. Człowiek powinien mieć wolność cierpienia i nie wstydzić się ran swoich jeśli je poniósł w uczciwej walce. Uważam za równe poniżenie, za równą słabość skargę, jak udane szczęście; od jednego jak od drugiego powinniśmy być zarówno dalecy i uszanować w samych w sobie godność nieszczęścia.
Nie sądź, mój drogi, że cię potępiam, nie sądź żem zapomniał walk serdecznych i młodzieńczych burz życia; może i na mojem czole wyczytasz bruzdy, jakie na niem wyryły ciężkie chwile przeszłości. Zresztą to nie jest głos mego serca, to tylko głos sumienia, a sumienie sądzić cię musi według zasad swoich. Szlachetność i potęga myśli stawiają cię pod daleko surowszem prawem niż ogół; tobie niewolno się zbłąkać, bo masz przed sobą jasny sztandar obowiązku; ale też w imię obowiązku wolno ci tylko być surowym i twardym dla samego siebie, i dla tego położenie twoje jest tak trudne. Nie czas ci myśleć nad tem co być mogło; dziś walcz i nie upadaj, bądź nieugięty w zasadach, ale miękki w środkach; strzeż się miłości, ale i dumy; pamiętaj o Lucyanie, ale i o Stasi; tylko o tobie samym niewolno ci pamiętać.
Pisząc to, nie mogę ustrzedz się od smutnych myśli, gdy wspomnę o życiu twojem tak jasnem i pełnem nadziei, o tej doskonałej harmonii wszystkich władz, która stanowiła oryginalną potęgę twoją; nie mogę zgodzić się z istniejącym faktem, nie mogę uwierzyć by kilka złych dni, kilka spojrzeń, kilka uśmiechów mogło niepowrotnie zamącić spokój twego ducha. Zapytuję siebie: co warte wszystkie umysłowe władze i najzdrowsze myśli, jeżeli ciebie, racyonalistę, nadewszystko człowieka myśli, nie marzyciela, nie zdołały ustrzedz od tej codziennej przygody życia, od nieszczęśliwej miłości.
Ale nie... to ja rozumuję płytko, to ja nie określam dobrze działania i skuteczności tej najsilniejszej sprężyny ludzkiej — „serca”. Ono, jak każda siła, dać może rozmaite rezultaty, ono posuwa naprzód jednostki i narody tworzy męczenników i prawdziwych mędrców, o ile poddać się zechce kontroli rozumu, który znów bez niego skazanem jest na wieczną bierność i bez tej ożywczej siły plątałby się ciągle w jednakiem kole rutyny.
Posyłam ci te myśli, te uczucia moje, bo to wszystko co powiedzieć ci mogę. Zasady wyznajemy jedne, z zasad wypływają fakta; ty nie możesz im się przeniewierzyć, bez najcięższego z cierpień... upadku. Ale ty nie upadniesz, ty zwalczysz namiętność, szaleństwo, cierpienie, i wyjdziesz czysty z tej strasznej próby ognia! Jakkolwiekbądź, rachuj na mnie, wątpiący czy upadły; serce i dłoń moja nie zawiodą cię nigdy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Waleria Marrené.