Jeździec bez głowy/LXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LXVIII.  Słowo podsądnego.

— Gentlemani! — zaczął Gerald, zwracając się do sędziów i ogółu, z właściwą sobie godnością, — nie będę zabawiał was długą mową, ograniczę się do rzeczy ważnych, mających związek ze sprawą. To, co wydaje się panom dziwnem i niewytłomaczonem, — jest dosyć proste. Gdyby miss Pointdekster odmówiła wyjaśnień, również i ja milczałbym. Teraz mogę mówić spokojnie. Jedne z zeznań świadków są zgodne z rzeczywistością, inne natomiast oparte zostały na fałszu.
Naszą schadzkę w nocy istotnie przerwało zjawienie się brata miss Pointdekster. Prawdą jest zatem, że Henryk oburzył się na mnie, ale kłamie ten, kto twierdzi, że nieporozumienie pomiędzy nami powtórzyło się później. Przeciwnie, Henryk Pointdekster przeprosił mnie za swą porywczość, ja zaś ze swej strony byłem usposobiony dla niego jaknajżyczliwiej. Było mi łatwo wybaczyć kilka słów temu człowiekowi, dla którego zawsze miałem szacunek, a który istotnie był miły i miał dobre serce. Pogodziliśmy się.
— Gdzie nastąpiła zgoda? — zapytał sędzia.
— W odległości przynajmniej czterechset yardów od miejsca zabójstwa.
Sędzia podniósł się wzburzony. Odpowiedź Geralda zaskoczyła wszystkich. Dotychczas nikt nie mówił o fakcie zabójstwa Henryka, Gerald pierwszy wypowiedział to słowo z całą pewnością.
— Ma pan raczej na myśli miejsce, w którem znaleziono kałużę krwi? — rzucił zdenerwowany sędzia.
— Mówię wyraźnie o miejscu, gdzie został zamordowany Henryk Pointdekster.
Tłum poruszył się. Ktoś boleśnie jęknął,
— Jest pan pewien tego, że mister Henryk został zabity? — pytał sędzia.
— Jestem pewien. Ale opowiem jak się to stało.
Opuściłem ogród i przepłynąłem rzekę wbród z nieprzyjemnem uczuciem po tem, co między mną a Henrykiem zaszło. Ponieważ nic więcej nie zatrzymywało mnie w hotelu, przeto postanowiłem wyruszyć w drogę tejże nocy, sądząc że nad ranem będę w Alamo. Jechałem wolno. Było mi wszystko jedno, gdzie spędzę noc: w prerji, czy pod dachem własnego domu, gdyż po tem niemiłem zajściu sen mnie opuścił zupełnie. Jadąc, nie oglądałem się i nawet nie przyszła mi myśl do głowy, że ktoś może podążać za mną. Ale, znalazłszy się w lesie, usłyszałem nagle za sobą tętent konią i zdziwiłem się niezmiernie, gdy poznałem w pędzącym za mną jeźdźcu Henryka Pointdekstera. Początkowo sądziłem, że Henryk niezadowolony obrotem sprawy w ogrodzie, dogonił mnie w drodze, aby zażądać ode mnie satysfakcji. Wewnętrznie byłem zdecydowany nie ustępować, gdyż nie poczuwałem się zgoła do winy. Coprawda moja schadzka z jego siostrą odbywała się w tajemnicy przed ojcem, ale działały we mnie uczucia serdeczne i czyste. Przystanąłem więc i czekałem na Henryka. Wkrótce konie nasze zrównały się ze sobą. Byłem zdumiony zachowaniem się jego. Młody Pointdekster przemówił do mnie serdecznie i prosił, abym zapomniał urazy. Uścisnęliśmy sobie dłonie po bratersku w nadziei, że odtąd będziemy braćmi. Jechaliśmy obok siebie, spędzając cały czas na miłej pogawędce, której temat na razie nikogo nie dotyczy. Zatrzymawszy się pod drzewem, wypaliliśmy po cygarze i nagle przyszła mi fantazja, abyśmy zwyczajem Komanczów zamienili ze sobą płaszcze i kapelusze na znak dozgonnej przyjaźni. Po dokonaniu zamiany, rozstaliśmy się. Henryk pojechał w stronę domu, ja zaś zszedłem z konia i zawinięty w płaszcz rzuciłem się pod drzewem i zasnąłem. Jednak spałem zaledwie kilka chwil, bo zbudził mnie jakby odgłos strzału. Zacząłem pilnie nasłuchiwać, ale w lesie było cicho, więc pomyślałem, że to zapewne złudzenie, i zasnąłem napowrót. Zbudził mnie dopiero ranny chłód. Wstałem i, jakby ciągnął mnie kto w tę stronę, poszedłem sprawdzić, czy istotnie ten strzał w nocy był tylko złudzeniem. I oto oczom moim ukazał się...
— Jeździec bez głowy! Jeździec bez głowy! — zaczęto nagle krzyczeć w tłumie.
W pierwszej chwili zdawało się, że tłum krzykami tymi naigrawa się nad podsądnym, ośmieszając jego zeznanie. Ale nie! Bo gdy oczy wszystkich skierowały się w dal, ujrzano w rozległym stepie potwornego jeźdźca z odciętą głową. Krew ludziom zastygła w żyłach z przerażenia. A jeździec pędził wprost do twierdzy, potem przystanął. koń jego zaczął chrapać, wreszcie zarżał przeraźliwie i rzucił się z powrotem w step. W tłumie powstało zamieszanie. Wiele osób skoczyło na konie i popędziło w prerję z zamiarem schwytania jeźdźca bez głowy. Rozprawy sądowe zostały przerwane.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.