Jeździec bez głowy/LXIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LXIX.  Pogoń.

Stopniowo pędzący za jeźdźcem bez głowy zaczęli zostawać w tyle i wycofywać się, pozostało tylko dwóch: Kasjusz Calchun i Zeb Stamp, którzy nie zaniechali pogoni. Stampowi widocznie chodziło nie tyle już o dogonienie jeźdźca bez głowy, ile o niestracenie z oczu Calchuna. Tymczasem straszny jeździec co chwila zmieniał drogę, rzucał się w bok, do lasu, wreszcie, wpadłszy w zarośla, zniknął z oczu zupełnie.
— Niech go licho porwie: — krzyknął Calchun. — Znowu mi ucieknie. A tu, jak na złość, ten szpieg Stamp jedzie za mną trop w trop. Ach, jakbym chętnie pozbył się go! Szkoda tylko, że inni jadą za nami, bo palnąłbym mu w łeb zdaleka i niktby nie wiedział.
Po chwili Kasjusz zaczął nasłuchiwać. Wszystko ucichło. Nawet nie słychać było tętentu konia. Stamp gdzieś przepadł. Tylko jastrzębie krążyły w powietrzu nad głową jak chmura złowieszcza. Calchun ostrożnie posunął się w głąb zarośli ze dwieście kroków i nagle ujrzał jeźdźca bez głowy. Koń jego stał w kępie krzaków ze łbem spuszczonym, mając nogi zaplątane w poszarpanych cuglach.
— Jest nareszcie! — krzyknął Calchun z jakimś dzikim okrucieństwem i, przypadłszy do konia, chwycił go za uzdę. Zwierzę usiłowało wyrwać się, ale napróżno. Jeździec natomiast nie okazywał żadnego sprzeciwu. Obejrzawszy się, czy nikt nie widzi, Calchun wyciągnął zza pasa sztylet, odchylił płaszcz na piersi jeźdźca i zamierzył się, aby ugodzić go w serce, gdy w tem chwycił go za rękę, jakby wyrosły z pod ziemi, Zeb Stamp.
— Co pan robi? — krzyknął myśliwy.
— Nic, tylko, obawiając się, aby mi ten koń nie wyrwał się i nie uciekł, chciałem mu poderżnąć gardło, — bez namysłu skłamał Calchun.
— Ach, tak? Pan chciał poderżnąć koniowi gardło?
— Naturalnie.
— Tej operacji na jeźdźcu ktoś dokonał już wcześniej. A teraz co pan z nim zamierza zrobić?
— Nic jeszcze nie wymyśliłem, gdyż, jak się okazuje, jest to trup.
— Istotnie, trudno przypuszczać, aby to był żywy człowiek. Wszak pod płaszczem nie ma głowy? Niech-no pan podniesie płaszcz do góry.
— Wie pan, wolałbym nie dotykać tego strasznego trupa.
— Dziwne, bo przecież przed chwilą...
— Zrobiłem to w przystępie zapalczywości. Byłem rad, że schwytałem go nareszcie.
Stamp podszedł do jeźdźca i odsłonił na nim płaszcz.
— Tak, jest to trup pańskiego kuzyna, Henryka Pointdekstera. No, ale nie mamy poco tu stać. Trzeba zaprowadzić go do twierdzy Inge i stawić przed sąd. Będzie to jeszcze jeden świadek. Być może wyjaśni nam wątpliwości, kto jest faktycznym jego mordercą, Gerald czy ktoś inny... Dlaczego pan jeszcze stoi!
— Naturalnie, naturalnie, nie mamy poco tu stać, — rzekł, siląc się na spokój, Calchun i ruszył naprzód. W duszy toczył ze sobą walkę, czy ma wracać do twierdzy, czy rzucić się do ucieczki, czy też rozprawić się zaraz ze Stampem. Ale, widząc, że stary myśliwy jedzie tuż za nim i trzyma broń w pogotowiu, zaniechał swoich myśli i zdobywał się na pozory bezwzględnego spokoju.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.