Jeździec bez głowy/LII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LII.  Zemsta Isadory.

Dzień, w którym Luiza Pointdekster zwolniła z więzów spętanego Miguela Diaza i przeczytała list Isadory do Geralda, był najfatalniejszym dniem w jej życiu. Coraz uporczywiej krążyły wieści, że Henryk, brat jej, został w ohydny sposób zamordowany i — co najstraszniejsze — że mordercą był Maurice Gerald. Ten Maurice Gerald, któremu wyznaczała schadzkę piękna Isadora! To było już ponad siły młodej kreolki, oburzenie, zazdrość i rozpacz doprowadzały ją do obłędu. W pewnej chwili postanowiła nawet pójść do klasztoru, ale cofnęła się na myśl, że, być może, Maurice Gerald został posądzony niewinnie, jak to utrzymuje stary Zeb Stamp. Myśl ta błysnęła, jak światełko wśród nocy, jak płomyk nadziei, która ratuje ludzi nawet z odmętu rozpaczy. Bez dłuższego namysłu Luiza rozkazała osiodłać swego mustanga i z postanowieniem sprawdzenia rzeczy na miejscu, w domu Geralda, wyruszyła w drogę. Jakkolwiek do osiedla łowcy mustangów było conajmniej dwadzieścia mil drogi, to jednak piękna kreolka przebyła ją na swym śmigłym mustangu w dwie godziny. Zaledwie przestąpiła próg chaty, gdy z piersi jej wyrwał się mimowolny krzyk bólu i zgrozy, Przy chorym Geraldzie stała druga kobieta — piękna meksykanka, Isadora! Jak echo rozległ się krzyk tamtej.
Była chwila, że obie panienki stały naprzeciw siebie milcząc i błyskając złowrogo oczami. Luiza pierwsza zrozumiała, że dłużej nie może pozostawać w domu chorego, który już znalazł opiekunkę w osobie Isadory. Wybiegła więc z chaty i szybko dosiadłszy konia pomknęła z powrotem w step. Isadora wyszła za nią. Jej również wydało się, że jest zbyteczna w tym domu, w którym imię „tamtej” było z taką czcią wymawiane. Dosiadła swego rumaka i, nie wybierając drogi, zaczęła pędzić naoślep. W głowie jej huczało od natłoku myśli, nic nie widziała, nic nie czuła. Tylko w duszy jej wyrastała nieokreślona chęć zemsty. Pędząc tak brzegiem Leony nie spostrzegła, kiedy okrążył ją oddział dziwnie ubranych i uzbrojonych ludzi. Nie przelękła się. Przeciwnie błysnęła jej myśl, że ludzie ci zapewne poszukują zbrodniarza, a jadący na ich czele niemłody już jegomość jest ojcem zabitego w tajemniczy sposób i ojcem tej, która również powinna zginąć lub być upokorzoną. Ach, jaka znakomita sposobność do zemsty.
— Czy nie spotkała pani kogokolwiek po drodze? — zapytał ów starszy pan grzecznie.
— Owszem, spotkałam w tamtej części lasu młodą lady, której osobiście nie znam. Robi wrażenie amerykanki. Jechała konno sama jedna.
— Sama jedna? I dokąd ona mogła pojechać? Czy niema w tej stronie jakiego osiedla?
— Owszem, kierując się prosto na wzgórze za lasem, znajdziecie panowie domek Mauricea Geralda, łowcy mustangów.
Wśród jeźdźców przeszedł szmer zadowolenia. Nareszcie udało im się natrafić na ślad mordercy.
Gdy kawalkada ruszyła dalej we wskazanym kierunku, do Isadory podjechał młody człowiek, ubrany trochę po wojskowemu, i zapytał w języku hiszpańskim:
— Czy nie mogłaby mnie pani powiedzieć jak wyglądał koń tej kobiety, która jechała w tamtą stronę?
— Zauważyłam tylko, że był to centkowany mustang.
— O, Boże! — krzyknął boleśnie jeździec i, pchnąwszy konia ostrogami, pocwałował galopem w kierunku Alamo.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.