Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozkazała osiodłać swego mustanga i z postanowieniem sprawdzenia rzeczy na miejscu, w domu Geralda, wyruszyła w drogę. Jakkolwiek do osiedla łowcy mustangów było conajmniej dwadzieścia mil drogi, to jednak piękna kreolka przebyła ją na swym śmigłym mustangu w dwie godziny. Zaledwie przestąpiła próg chaty, gdy z piersi jej wyrwał się mimowolny krzyk bólu i zgrozy, Przy chorym Geraldzie stała druga kobieta — piękna meksykanka, Isadora! Jak echo rozległ się krzyk tamtej.
Była chwila, że obie panienki stały naprzeciw siebie milcząc i błyskając złowrogo oczami. Luiza pierwsza zrozumiała, że dłużej nie może pozostawać w domu chorego, który już znalazł opiekunkę w osobie Isadory. Wybiegła więc z chaty i szybko dosiadłszy konia pomknęła z powrotem w step. Isadora wyszła za nią. Jej również wydało się, że jest zbyteczna w tym domu, w którym imię „tamtej” było z taką czcią wymawiane. Dosiadła swego rumaka i, nie wybierając drogi, zaczęła pędzić naoślep. W głowie jej huczało od natłoku myśli, nic nie widziała, nic nie czuła. Tylko w duszy jej wyrastała nieokreślona chęć zemsty. Pędząc tak brzegiem Leony nie spostrzegła, kiedy okrążył ją oddział dziwnie ubranych i uzbrojonych ludzi. Nie przelękła się. Przeciwnie błysnęła jej myśl, że ludzie ci zapewne poszukują zbrodniarza, a jadący na ich czele niemłody już jegomość jest ojcem zabitego w tajemniczy sposób i ojcem tej, która również powinna zginąć lub być upokorzoną. Ach, jaka znakomita sposobność do zemsty.