Janosz Witeź (Petőfi, 1871)/XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Janosz Witeź |
Wydawca | Redakcya Biblioteki Warszawskiéj |
Data wyd. | 1871 |
Druk | Drukarnia Gazety Polskiéj |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Seweryna Duchińska |
Tytuł orygin. | János vitéz |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tak Janosz bohatér zakończył swą mowę,
Na lica królewny łzy trysły perłowe;
Słuchają huzary z pod twardych pancerzy,
Gorącém współczuciem pierś męzka uderzy.
Król rzecze: „Mój synu, ja stałość twą chwalę,
Do związków z mą córką nie zmuszam cię wcale;
Lecz pozwól, bym w zakład wdzięczności bez miary
Obsypał cię hojnie w królewskie me dary.”
Na dworskie pachołki znacząco król skinie,
Z komory okutą przynoszą wnet skrzynię;
Na rozkaz królewski dworzany z szczodrotą
Garściami z niéj sypią w ogromny wór złoto.
„Janoszu, król rzecze, wybawco méj córy
Zabierzże to złoto za morze, za góry;
Czyn zacny opłacić te skarby czyż mogą?
Żyj w szczęściu, w miłości z Iluszką twą drogą.
Zatrzymałbym ciebie Witeziu mój młody,
Lecz tęsknisz do miłéj, by ryba do wody:
Więc ruszaj! Wy dzielni zostańcie rycerze,
Po trudach bojowych ugościm was szczerze.”
I woli królewskiéj zadosyć się stało.
Rad Janosz powitać gołąbkę swą białą,
Pożegnał królewnę, w skok dopadł do brzegu,
Pchnął łódkę na fale: nie ścignąć jéj w biegu!
Król z dworem Janosza sam powiódł nad morze,
I rozległ się okrzyk: „Witeziu! szczęść Boże!”
I wszyscy za łódką wzrok wiodą po fali
Aż we mgłę owiana zniknęła w oddali.