Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 88. Księżna Sassa
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

88.
Księżna Sassa.

Król oczekiwał Maryi Kazimiery z łatwym do pojęcia niepokojem.
Chwila decydująca nadeszła.
Otoczony świetnym orszakiem, w którym znajdował się książę prymas, stał król we wspólnym salonie łączącym apartamenta obojga królestwa i rozmawiał właśnie z prymasem.
— Będzie to pod każdym względem zajmujący wieczór, — mówił, — nietylko dlatego, że książę Aminow ukaże się na festynie ze swą małżonką, lecz także z innych powodów. Spodziewam się książę prymasie, że dzisiaj zobaczysz naszyjnik.
Prymas uśmiechnął się nieznacznie.
— Jestem bardzo ciekawy zobaczyć go, — odpowiedział.
Weszli paziowie królowej.
Marya Kazimiera ukazała się na progu.
Wyglądała prawdziwie jak królowa, pięknie i imponująco. Uśmiech przebiegał jej usta, oczy jednak były czerwonawe, jak gdyby płakała.
Król przystąpił do niej i podał jej rękę.
— Idziemy na salę balową, moja małżonko, — rzekł, — jeżeli się jednak nie mylę, to jesteś czegoś zmartwiona.
— Jestem bardzo wesoła i szczęśliwa, odpowiedziała królowa, — spodziewam się, że festyn będzie bardzo piękny i przyjemny.
W tej chwili król spojrzał na szyję królowej.
Miała naszyjnik.
— Dziękuję ci, pani, żeś spełniła moje życzenie i włożyła naszyjnik, — rzekł tak głośno, że stojący za nim książę prymas i inni panowie słyszeć musieli, — wszyscy są ciekawi go zobaczyć, więc zaspakajasz ogólną ciekawość.
Marya Kazimiera uśmiechnęła się.
— Powiedziałeś mi, najjaśniejszy panie, — odrzekła, — że to było twojem życzeniem, więc je z radością spełniłam.
Sobieski był zdumiony... nie mógł pojąć, jakim sposobem królowa dostała tajemniczy naszyjnik. Zdawało mu się to prawie cudem, wiedział bowiem, że niepodobna było zastąpić brakującego ogniwa, a jednak łatwo się przekonał, że łańcuch był całkowity i ten sam, który podarował królowej.
Podał swej małżonce rękę i udał się z nią i z orszakiem do sali festynowej, na której oczekiwała dwór jeszcze jedna zajmująca niespodzianka, ponieważ Sobieski był pewny, że oprócz niego nikt jeszcze nie widział małżonki ambasadora.
W salonach przybranych na ten wieczór z nadzwyczajnym przepychem, zebrali się już najznakomitsi i oczekiwali chwili przedstawienia księcia Aminowa.
Kanclerz Pac był także i rozmawiał z wojewodziną Wassalską, którą właśnie powitał.
— Zamiar Sobieskiego jest widoczny, — mówił z cicha do Jegiellony, — na przyjęciu ambasadora carskiego bardzo wiele zależy. Wszystkie jego plany byłyby zniweczone.
— A upadek jego byłby w takim razie niezawodny, — odpowiedziała Jagiellona, — zdaje się, że czycha on tylko na to, aby odnieść świetne zwycięztwo i zagarnąwszy władzę nieograniczoną, pomścić się nad swoimi nieprzyjaciółmi... Przymierze zawarte z cesarzem każę się tego domyślać.
Przymierze zostało wprawdzie zawarte, ale nic jeszcze nie jest zdecydowanem.
— Wojna jednak zdaje się zdecydowaną, panie kanclerzu.
— Pani wojewodzina w takich rzeczach zwykle jest lepiej odemnie zawiadomioną, — rzekł Pac, — zdaje mi się, że masz pani wszędzie usłużnych, którzy o wszystkiem donoszą.
— Wielki wezyr Kara Mustafa ma zamiar rozpocząć wojnę. Słyszałam, że zbiera ogromne siły, sam stanie na ich czele, — odpowiedziała Jagiellona.
— Stanowcza porażka Sobieskiego, pani wojewodzino, — szepnął kanclerz, — musiałaby sprowadzić jego upadek.
Odgłos trąb oznajmił ukazanie się w salonie królestwa.
— Nadchodzą, — szepnęła Jagiellona.
— A księcia ambasdora jeszcze nie ma.
— Może jest w orszaku Sobieskiego
— Nie sądzę, pani wojewodzino, ponieważ ma przybyć z małżonką, — odpowiedział kanclerz, — powiadają, że bardzo kocha swoją żonę i nie lubi jej opuszczać.
Jagiellona uśmiechnęła się.
— Dlatego zapewne nikt jej dotnd nie miał sposobności widzieć i poznać, — odrzekła.
— Słyszałem, że ma być bardzo piękną, ale mówią, że ma jakąś wadę we wzroku.
— Może zyzuje...
— Przekonamy się, pani wojewodzino.
— Ciekawa tylko jestem, — rzekła Jagiellona, — czy Marya Kazimiera będzie w naszyjniku.
— Nad wieczorem kuryer hrabiego Rochestera, miał przybyć do miasta, — odpowiedział kanclerz.
— Mówiłam z nim.... nie przywiózł oczekiwanego klejnotu.
— W takim razie królowa będzie bez naszyjnika.
— Wiadomo ci, panie kanclerzu, co to będzie znaczyło.
— Czy pani wojewodzina sądzi, że Sobieski chciałby wziąć na seryo tę sprawę?
— Wszystko tak każę przypuszczać! I nie mógłby inaczej postąpić ze względu na złe języki, odpowiedziała ze złośliwym uśmiechem pani Wassalska.
Królestwo weszli i powitani ukłonem przez obecnych, udali się do przeznaczonego dla nich tronu.
— Wielkie nieba! — szepnęła Jaiellona, gdy królowa przechodziła koło niej, — Marya Kazimiera ma naszyjnik!
— I to zupełny, — dodał kanclerz.
— To niepojęte! w tem chyba jakieś czary! Kuryer zawiadomił mnie, że hrabia Rochester nie mógł dostać naszyjnika, a jednakże....
— Może chciał zachować w tajemnicy, że przywiózł naszyjnik, — zauważył kanclerz.
— Nie, nie, w tem musi być coś innego. To tylko pewne, że Marya Kazimiera ma naszyjnik, a zatem zwyciężyła!
— Czyli mówiąc innemi słowy, pani wojewodzina doznała porażki w tej walce!
— Przegraliśmy!... Wszystkiegom się spodziewała, tylko nie tego, — szepnęła Jagiellona.
Wtej chwili dał się słyszeć głos marszałka dworu, który głośno oznajmiał przybycie gościa królewskiego, księcia Aminowa.
Wszystkich oczy z ciekawością zwróciły się ku wyjściu.
Książę Aminów wszedł prowadząc swą małżonkę i przez marszałka dworu przeprowadzony pomiędzy szeregiem gości do tronu królestwa. Król pragnąc szczególnie uczcić ambasadora carskiego, powstał i poszedł naprzeciw niemu.
Młody książę był ubrany wspaniale, na piersiach jego błyszczały ordery, a rękojeść szpady była wysadzana brylantami niezwykłej wielkości. Małżonka jego miała na sobie powłóczystą białą jedwabną suknię, uderzającą swą prostotą. Za to we włosach miała wpięty dyadem niesłychanej wartości.
Pomiędzy gośćmi powstało ogólne poruszenie, gdy Aminów prowadził koło nich swą małżonkę. Widać było największe zdziwienie na niektórych twarzach, nikt jednak nie wyjawiał się z tem, co go zadziwiło.
W tej chwili Jagiellona stojąca obok kanclerza Paca, ujrzała księcia i księżnę.
Dziwmy przestrach zdjął ją nagle.
— Co to jest? — szepnęła, — kanclerzu, czy mnie nie łudzi uderzające podobieństwo? Patrz, czy widzisz księżnę Aminow?
— Wszak to jest... nie, to niepodobna! — szepnął kanclerz, — to musi być złudzenie!
— Nie, nie, to ona! To ślepa niewolnica z Sziras! — rzekła wojewodzina.
— Niepodobna, pani. To tylko podobieństwo!
— Czyliż nie wadzisz, że jest ślepą?
— To dziwne, niepojęte!
— To ona, tak, to ona! — mówiła pani Wassalska drżącym głosem.
Tymczasem król powitał ambasadora, podał mu jedną a księżnie drugą rękę i poprowadził ich oboje do Maryi Kazimiery, która powstała.
— Witam cię, książę, — rzekła królowa, — i uważam za dobrą wróżbę, że cię możemy powitać na naszym dworze.
— Księżna Sassa Aminow! — rzekł król do Maryi Kazimiery, ciesząc się zawczasu niespodzianką, jaką dla niej będzie to spotkanie.
Sassa przystąpiła do królowej, która podała jej rękę.
— Sassa jest szczęśliwą, że może się zbliżyć do królestwa, u których tak chętnie przebywała, — rzekła księżna dźwięcznym głosem.
— A ja witam księżnę Sassę calem sercem! — rzekła królowa i w dowód szczególnej łaski pocałowała ją w czoło.
Król był także nadzwyczaj uprzej mym i serdecznym dla księżnej Sassy, co powszechnie zauważono.
Księciu Iwanowi podobało się to przyjęcie jego małżonki, pochlebiające jego dumie.
Zaczęły się przedstawienia, których sam król dopełniał.
Nagle, stając obok Sassy, która żywo rozmawiała z Maryą Kazimierą, zauważył na szyi księżnej taki sam starożytny naszyjnik, jaki miała jego małżonka! Dwa tylko takie naszyjniki istniały na świecie! Jeden miała na sobie królowa, a drugi Sassa!
Pojął jednak zaraz Sobieski, jak się stało. W naszyjniku Sassy brak było jednego ogniwa, co zręcznie pokryła kokardą.
Sassa zatem, ażeby ocalić królowę, ażeby oddalić od niej wszelkie niebezpieczeństwo, zamieniła z nią naszyjnik.
I teraz zatem znowu Sassa ukazywała się jak dobry anioł niosący szczęście i błogoslawieństwo.
Uczyniło to na królu głębokie, tkliwe wrażenie. Przypomniały mu się wszystkie zajścia dawniejsze i oto stała przed nim biedna, ślepa niewolnica jako księżna. Był przejęty dla niej uczuciem rzewnego przywiązania i cieszył się, że ją może wobec całego dworu szczególną łaską swoją zaszczycić.
Marya Kazimiera także z nadzwyczajną dobrocią traktowała Sassę. Wszyscy przyglądali się jej. Z ust do ust szła cicha wieść, że szary skowronek powrócił, że ślepa niewolnica z Szi ras jest małżonką carskiego ambasadora.
Łaska, jaką jej okazywali oboje królestwo, powszechnie dobre czyniła wrażenie.
Ogólna uwaga zwróconą była na Sassę. Wszystkim wydawało się cudem to, co widzieli. Zdarzało się wprawdzie nieraz, że wschodni książęta kupowali piękne niewolnice i pojmowali je za żony, ależ Sassa była skazana na porzucenie na pustyni.
— To ona! ona żyje! — zawołała Jagiellona do kanclerza Paca, — jak się to stało? czyż jej nie wyprowadzono na puszczę?
— Uczyniono to, pani! Jak się wydostała z puszczy, to dla mnie jest zagadką.
— Patrz, kanclerzu, jaką łaskę król okazuje swej niewolnicy!
— Przestała być niewolnicą!
— W moich oczach jest nią jeszcze!
— Nie pani! Jest małżonką ambasadora obcego, potężnego mocarstwa! — zauważył nieznacznie kanclerz Pac.
— Potrzebuję powiedzieć jej otwarcie, wobec zebranego dworu, żem ją poznała! — rzekła Jagiellona, nie mogąc zapanować nad swą nienawiścią i gniewem.
— Zdaje mi się, że wiele osób poznało ją także.
Jagiellona roześmiała się szyderczo.
— Kolej przedstawienia przychodzi na nas panie kanclerzu, — rzekła.
Sassa widocznie poznała głos swojej śmiertelnej nieprzyjaciółki. Zerwała się. Znać było, że ją przejmowało wzruszenie.
Książę prymas przyjął na siebie przedstawienie ambasadorowi innych osób dworu, król tymczasem z kilkoma stojącymi przy nim generałami rozmawiał o blizkiej wojnie.
Straszne przeczucie odezwało się w duszy Sassy... czuła że bolesne upokorzenie czeka ją od jej prześladowczyni.
Wojewodzina Wassalska została przedstawioną ambasadorowi.
Książę Aminow, nie domyślając się, że ma przed sobą śmiertelną nieprzyjaciółkę swej żony, rzekł do niej parę uprzejmych wyrazów.
W tej chwili Jagiellona nie mogła już panować nad swą nienawiścią.
— Jakto? — rzekła głośno, — więc to małżonka księcia? Ależ to chyba omyłka! To ślepa niewolnica Sassa!
Słowna te sprawiły nadzwyczajne wrażenie. Jagiellona wypowiedziała głośno, co wielu myślało po cichu.
Sassa zwróciła się do swej nieprzyjaciółki.
— Pamiętam o tem, żem była niewolnicą z Sziras, pani wojewodzino, — rzekła, — ale teraz jestem małżonką księcia Aminowa...
— Dosyć, — rzekł książę blady z gniewu, — nie mogę zostać dłużej w towarzystwie, w którem od podobnych zaczepek nie jest wolną! Chodź, Sassa! Książę Iwan ujął rękę swojej małżonki.
Niepodobna opisać wrażenia, jakie ta scena wywołała na obecnych.
— Co się stało? — zapytał król.
Jagiellona patrzyła szyderczo na ambasadora i jego pozbawioną wzroku małżonkę.
— Ma słuszność książę, — rzekła do kanclerza, — ślepa niewolnica nie jest na miejscu w salonach, w których niegdyś śpiewała.
— Mój Boże... co się stało? — zapytała Marya Kazimiera, widząc, że książę Iwan z małżonką zbliża się do niej.
— Najjaśniejsza pani raczy pozwolić, że się oddalę, — rzekła księżna.
Sobieski nie posiadał się z gniewu, gdy mu powiedziano o tem co zaszło.
Zwrócił się do księcia Aminowa, chcąc go nakłonić, aby nie opuszczał festynu, książę jednak przeprosił króla imieniem swojem i małżonki i oświadczył, że jest zmuszony opuścić festyn.
— To niesłychane! — rzekł król do tych, co go otaczali, — kraj drogo przy płacić może tę niedelikatność!
Większa część obecnych podzielała oburzenie króla i królowej, tylko zwolennicy Jagiellony i kanclerza cieszyli się z tego, co zaszło.
Sobieski miał słuszność! Wojewodzina Wassalska popełniła czyn nietylko niedelikatny, ale w najwyższym sto pniu niebezpieczny, gdyż wiadomo było powszechnie, że książę był ulubieńcem swego monarchy i że od rad i wpływu ambasadora Aminowa zależała przyszła przyjazna lub nieprzyjazna postawa państwa.
Królestwo w gniewie i oburzeniu opuścili zaraz po tem zajściu salony.
Tej jeszcze nocy ambasador kazał pakować kufry i przygotować powozy podróżne. Był niesłychanie oburzony przykrością, jaką wyrządzono jego kochanej, łagodnej, anielskiej małżonce. Nie chciał ani godziny dłużej pozostać w mieście i jeszcze przed świtaniem opuścił z Sassą i służbą Warszawę.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.