Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 86. Decydująca chwila
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

86.
Decydująca chwila.

Nadszedł dzień festynu dla uczczenia wysłannika cara Moskwy.
Poczyniono wszystkie przygotowanania, ażeby festyn ten wypadł najświetniej.
Około tysiąca osób, należących do wyższych warstw społeczeństwa miało się zebrać w wspaniałych salonach zamku, było zaś niezawodne, że wszyscy zaproszeni przybędą, ponieważ każdy był ciekawy poznać ambasadora i jego małżonkę.
W owym czasie wiele zależało na tem, jakie stanowisko zajmie car, potrzeba było zapewuić sobie jego neutralność, gdyż prawdopodobieństwo wojny z Turkami było coraz groźniejsze.
Tego wieczoru królowa nie miała; żadnej wymówki, musiała się ukazać na festynie w owym nieszczęsnym naszyjniku.
Troska Maryi Kazimiery doszła do najwyższego stopnia. Zbliżała się chwila decydująca. Tylko godzin kilka pozostało jeszcze do rozpoczęcia festynu.
Damy w wspaniałych tualetach ukazywały się już w jej buduarze, musiała się już zacząć ubierać, a ciągle jeszcze była w śmiertelnej trwodze i niewiadomości, co począć z naszyjnikiem.
Mimo to nie traciła ostatniej nadziei, że Rochesterowi uda się ją ocalić. Wiedział on o festynie, a jeszcze nie przybył do Warszawy. Mógł przybyć w każdej chwili i przywieźć inny naszyjnik.
Nagle na spienionym koniu zajechał jeździec do zamku.
Był to masztelarz i kuryer hrabiego Rochestera.
W chwili, gdy miał się już zatrzymać, koń jego padł z utrudzenia.
Kuryer uszedł szczęśliwie niebezpieczeństwa i puściwszy konia, którego zaraz otoczyło mnóstwo ludzi, wszedł spiesznie do zamku.
Udał się do pawilonu królowej.
Gdy jej oznajmiono jego przybycie, drgnęła z radości.
Nie wątpiła, że przywiózł naszyjnik, że ją uwolni od wzrastającej z każdą chwilą męczarni. Przybywał właśnie w samą porę.
Królowa kazała wprowadzić kuryera do sali recepcyjnej i udała się tam zaraz z pośpiechem i niepkojem.
Kuryer ukląkł przed nią.
— Jaką wiadomość przynosisz mi pan? — zapytała królowa.
— Niestety, niepomyślną, najjaśniejsza pani...
— Więc hrabiemu Rochester nie powiodło się wynaleźć naszyjnika.
— Hrabia jest szczęśliwy i niepocieszony, — odpowiedział kuryer, — że musi waszej królewskiej mości oznajmić, iż wszystkie jego usiłowania były daremne. Czynił wszystko, co było w mocy ludzkiej, lecz bezskutecznie!
— A więc wszystko stracone! — szepnęła królowa.
Zapanowała jednak nad sobą i nie zdradziła przed kuryerem swojej rozpaczy.
— Wróć pan do hrabiego, — rzekła, — i zanieś mu moje podziękowanie za poniesione przez niego trudy.
Kuryer powstał i oddalił się.
Pozostawszy sama, Marya Kazimiera w strasznej rozpaczy, zakryła rękami twarz.
Ostatnia nadzieja znikła.
Co miała począć? Czy wyznać wszystko? Nawet wyznanie nie mogłoby jej ocalić, gdyż nietylko król pragnął ją widzieć w naszyjniku, ale dwór cały oczekiwał ukazania się jej w tym nieszczęsnym stroju.
Miałaż przyjść na festyn bez naszyjnika?..
Niepodobieństwo! Sobieski nigdyby jej tego nie przebaczył!...
Tymczasem naszyjnika nie było, miała tylko uszkodzony, który był dowodem jej winy, którego nie mogła włożyć!
Była złamana, zrozpaczona!
Chwila rozpoczęcia festynu zbliżała się coraz bardziej.
Służebne przybyły, aby ją ubrać. Królowa była zniewoloną przystąpić do tualety. W pięknych jej włosach upięto gustowną imitacyę korony. Kosztowna suknia z białego atłasu objęła jej piękną postać. Kobiety ułożyły fałdy tej sukni i czyniły wszelkie starania, ażeby podnieść strojem blask i urodę swej pani.
Ale blada barwa jej lica i mgławy wzrok zdradzały troskę, której była ofiarą. Widocznem było, jak wstrętnemi są dla niej te przygotowania do festynu.
Nareszcie służebne zapytały królowej, co zechce włożyć na szyję.
Marya Kazimiera odpowiedziała, że sama włoży sobie naszyjnik i odprawiła je.
Gdy pozostała sama, upadła ze łzami na fotel. Upokorzenie, które ją czekało, było okropne. Czuła, że go nie przeniesie. Wołałaby umrzeć, niż przeżyć następną godzinę.
Ciężka to była, okropna kara za jej moralne przewinienie.
W tem drzwi się otworzyły i weszła jedna ze służebnych.
Królowa zapytała niechętnie, dla czego jej przeszkadzają wbrew wydanemu rozkazowi.
— Najjaśniejsza pani raczy wybaczyć, — odpowiedziała lękliwie służebna, — jakąś dama zasłonięta welonem jest w przyległym pokoju i tak usilnie prosi o posłuchanie, że...
— Któż jest ta dama.. — zapytała królowa.
— Nie wiem. Wprowadził ją jeden z paziów.
— Czego chce?
— Mówi, że to tylko samej najjaśniejszej pani może objawić.
Jakiś głos wewnętrzny doradził królowej dać posłuchanie tej nieznajomej.
Weszła do przyległego pokoju.
Osoba oczekująca na nią była młoda, wysmukłej postaci, okryta obszernem okryciem, z pod którego widać było jedwabną suknię. Głowę miała osłoniętą welonem.
— Kto pani jesteś? — zapytała królowa.
Nieznajoma zbliżyła się do niej dosyć niepewnie. Można było zauważyć, że kierowała się jedynie dźwiękiem głosu.
— Czy jesteśmy same, najjaśniejsza pani? — zapytała głosem dźwięcznym, który nie mniej jak słowa wymówione zadziwił królowę.
— Co panią do mnie sprowadza? — zapytała.
— Nikt oprócz waszej królewskiej mości nie może słyszeć tego, co mam powiedzieć, — odpowiedziała nieznajoma.
— Czy zasłona jest tak gęsta, że pani nie możesz widzieć? Jesteśmy same. Ale... któż pani jesteś?
Nieznajoma podniosła zasłonę.
Marya Kazimiera spojrzała na nią ze zdziwieniem... Nie była pewną, czy poznaje ślepą niewolnicę, którą bogata odzież zupełnie zmieniła.
— Co za podobieństwo!... co za wspomnienie!... — szepnęła królowa.
— Więc najjaśniejsza pani mnie nie poznaje? — rzekła niewidoma.
— Sassa! — zawołała Marya Kazimiera, — mój Boże! Sassa! nie byłam pewną czy to ty! Więc żyjesz? jesteś tutaj! W tem ubraniu! Jakże się cieszę, że cię widzę!
— Sassa przybywa, aby się przedstawić swojej królowej i prosić jej o przyjęcie pewnego podarunku, — rzekła Sassa do Maryi Kazimiery, nie mogącej jeszcze przyjść do siebie z zadziwienia, — czy wolno mi ofiarować jej królewskiej mości przedmiot, który z sobą przyniosłam?
— Nie pojmuję co się stało, Sasso...
— Najjaśniejsza pani dowie się zaraz wszystkiego.
Sassa wyjęła z pod okrycia szkatułkę metalową, którą rozpromieniona radością podała królowej.
Marya Kazimiera zobaczywszy szkatułkę, przelękła się.
— Co to jest? — zawołała stłumionym głosem, — ta szkatułka... wygląda tak jak owa...
Wzięła do ręki podany przedmiot i otworzyła z pośpiechem.
W miękko wysłanym wnętrzu szkatułki znajdował się naszyjnik złożony z dwudziestu ogniw!
— Sasso! — zawołała królowa ze łzami radości, — komu przynosisz ten naszyjnik?...
— W podarunku mojej królowej!
— Jesteś moim aniołem wybawicielem! — zawołała Marya Kazimiera w nadmiarze szczęścia, — przynosisz mi ten naszyjnik! Widzę cię przed sobą... ukazujesz się zmieniona, jak wieszczka z bajki, tajemnicza i piękna... i wręczasz mi naszyjnik! Czy to są czary? czy to sen?
— Nie czary i nie sen, najjaśniejsza pani! Jest to naszyjnik egipskiej królewny!
— Zkąd go masz, Sasso? Jakim sposobem go dostałaś? Wiem, że oprócz tego, który miałam, istniał tylko drugi podobny!
— To jest ten drugi najjaśniejsza pani.
— To niepojęte! I dajesz mi go? Czyż nie znasz jego nieoszacowanej wartości? Zamieńmy się przynajmniej. Wezmę ten naszyjnik, ale oddam ci mój, w którym brakuje jednego ogniwa! Może ci się także uda znaleźć brakujące ogniwo!
Królowa pospieszyła do buduaru i powróciła zaraz potem ze swoją szkatułką, którą oddała księżnie. Radości jej niepodobna opisać. Trwoga, niepokój przeminęły szczęśliwie. Miała naszyjnik i włożyła go zaraz.
Sassa przyjęła drugą szkatułkę i schowała pod okrycie, poczem chciała zawołać swojego pazia, ażeby ją odprowadził.
— Co się z tobą stało, Sasso, powiedz, — rzekła Marya Kazimiera, biorąc ją za rękę, — wszystko to jest zagadką, dziwną tajemnicą...
— Najjaśniejsza pani dziś jeszcze będzie miała rozwiązanie tej zagadki, — odpowiedziała księżna.
— Dziś jeszcze? A więc na festynie? W imię Boga mów, Sasso... wszak nikt nie wie o naszyjniku? nikt nie wie, że mi go darowałaś?
— Nikt nie wie, najjaśniejsza pani i nikt się nie dowie.
— Chcesz już odejść?
— Nie mogę tu pozostać, najjaśniejsza pani!
— Gdzież bawisz? jakim sposobem zaszła w tobie ta zmiana? — dopytywała się królowa.
— Mogę tylko powtórzyć waszej królewskiej mości, że wszystko to dzisiaj wieczorem się wyjaśni!
— Zatrzymałabym cię chętnie u siebie, Sasso!
— Sassa się musi oddalić, najjaśniejsza pani!
Znając dobrze zamek Sassa uwolniona przez królowrę, zwróciła się prosto ku drzwiom, w których zaraz ukazał się jej paź.
Królowa upojona radością, powróciła do swego buduaru i stanęła przed kryształowem zwierciadłem, ażeby po raz pierwszy tego wieczoru rzucić okiem na całość tualety.
Z upodobaniem i zadowoleniem, oraz z wdzięcznością dla Sassy patrzyła na naszyjnik, który nareszcie zajaśniał na jej szyi łabędziej.
Nie mogła jednak królowa pozbyć się myśli zkąd Sassa wzięła naszyjnik i jakim sposobem tego właśnie wieczoru przybyła z nim do niej. Ciągle wydawało się jej, że ślepa niewolnica jest bajeczną wieszczką i czarodziejką.
W tej chwili służebna oznajmiła marszałka dworu.
Marya Kazimiera odetchnęła.
W ostatnim więc momencie dostała naszyjnik! Teraz mogła śmiało i pewna siebie wyjść na salony.
Przeszła do sali recepcyjnej, gdzie marszałek oczekiwał.
— Jego królewska mość oczekuje najjaśniejszej pani w wspólnym salonie, ażeby się udać na festyn, — rzekł z głębokim ukłonem.
— Idę, panie marszałku, — odpowiedziała królowa.
I otoczona damami dworu udała się do oczekującego z najwyższym niepokojem króla.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.