Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 6. Objawienie
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

6.
Objawienie.

Podczas gdy Michał Wassalski i Jagiellona z gośćmi bawili się na łowach, gdy wojewodzina zwłaszcza śmiała się i żartowała, Jan Sobieski pozostał przy rannej Sassie i przekonał się, że kula zlekka tylko dotknęła jej ramienia.
Rana jednakże była tak bolesną, że Sassa leżała bezprzytomna.
— Biedna dziewczyno! — mówił do siebie Jan Sobieski, opatrując jej ranę, — jak łatwo mogłaś paść ofiarą nieuważnego wystrzału! Szukałaś mnie i dostałaś się pod kulę. Gdybyś była usłuchała mych słów i pozostała w moich dobrach, byłabyś unikła tego cierpienia!
Przewiązał ramię zręcznie i ostrożnie, a następnie oczekiwał zatamowania się krwi.
Tymczasem Jagiellona podczas łowów spotkała się znowu z mężem, który udawał bardzo zajętego ściganiem jelenia i zabił go w istocie.
— Najszlachetniejsza twa zwierzyna wymknęła ci się, Michale, — rzekła gdy się znalazła przy boku małżonka, — kula trafiła niewolnicę, Sobieski nie tknięty!
— Na szatana! — zgrzytnął zębami Michał Wassalski, — musi umrzeć! Zaprzysiągłem mu śmierć!
— Strzeż się tej ślepej niewolnicy, to żmija! Wiem teraz, że kocha swego dotychczasowego pana! Jednakże Sobieski darował mi tego skowronka, nie będzie on nam zatem przeszkadzać!
— Gdzież jest Jan Sobieski? — zapytał Michał Wassalski ponuro.
— Odwiózł ranną niewolnicę do zamku! Jest bezpieczny! Pozostaw mnie jednak usunięcie tej przeszkody!
— Marek i on, obaj muszą umrzeć! — szepnął wojewoda, — choćby Jan Sobieski uszedł nam teraz, przysięgam ci, że zginie! W zamęcie najbliższej bitwy padnie, padnie z mej ręki!
— Dotrzymaj tej przysięgi, a korona będzie twoją! — odpowiedziała Jagiellona stłumionym głosem, — wówczas w inny sposób niż nowy kasztelan odbędziemy wjazd do Krakowa i włożą nam korony w katedrze! Tak, Michale, jest to ponętny obraz, który w każdej chwili powinniśmy mieć przed oczyma. Żelazną stopą zdeptać winieneś ostatnią przeszkodę, jaka staje przed tobą! Wróć między gości! Za parę, godzin powrócimy do zamku, a wówczas przystąpię do spełnienia mojego planu!
Rozstali się, aby nie obudzić podejrzenia. Polowanie trwało dalej.
Jan Sobieski stał przy łóżku ranionej Sassy i chłodził jej ranę własną ręką.
Sassa odetchnęła ciężko... obudziła się z omdlenia.
— Gdzie jestem? — zapytała cichym głosem.
— Nie bój się biedne dziewczę! Ja jestem przy tobie! — odpowiedział Jan Sobieski.
— A więc mój piękny sen jest prawdą? Jesteś przy mnie, panie? Chłodzisz mą ranę? Wiele czynisz dla mnie! — rzekła Sassa, — serce me drży śmiertelną trwogą... jesteśmy jeszcze w zamku tych strasznych ludzi!
— Czegóż się lękasz, Sasso?
— Kula, która mnie dosięgła, była przeznaczoną dla ciebie, panie! Podsłuchałam rozmowę wojewody i jego żony!
— Boleść i omdlenie odbierają ci spokojną rozwagę, Sasso! Mówisz jak gdybyś jeszcze była pogrążoną w ciężkim śnie!
— Nie sen to i nie przewidzenie, panie! Uciekaj! zaklinam cię! ratuj swe życie! A mnie pozostaw memu losowi!
— Cóż cię tak przeraziło, dziewczyno? Skąd ta trwoga?
— Muszę ci to wyjawić, panie!... Michał Wassalski, wojewoda, jest mordercą twojego ojca, mego szlachetnego i dobrotliwego pana.
Jan Sobieski zerwał się.
Co mówisz dziewczyno? — zawołał, — pomyśl, gdzie jesteś!
— Jesteśmy w jaskini twoich śmiertelnych wrogów, panie! Wierz mi, zaklinam cię! Knują tutaj twoją śmierć!
— Nie chcę więcej słuchać słów takich Sasso! Znajdujesz się w stanie wzburzenia i niedorzecznych przywidzeń!
— Nie chcesz mnie słuchać, panie!... ulituj się!... nie zamykaj ucha dla mego ostrzegającego głosu! — błagała ślepa niewolnica, — drżę o twe życie!
— Dosyć, Sasso! Rozumiem teraz twoją podejrzliwość! Małżonka Michała Wassalskiego jest dumną, zimną kobietą. Słowa jej sprawiły ci przykrość, nie chcesz być jej sługą, lękasz się jej!
— Tak panie, lękam się jej! Ale nie ze względu na siebie! Nie sądź, że, tu pozostanę! Darowałeś mnie... ale zabij mnie raczej, a nie zmusisz, żebym pozostała w tym zamku! Ucieknę, choćbym zginąć miała! Ale nie ucieknę, dopóki ty nie opuścisz zamku.
— Nieposłuszną jesteś Sasso!
Ślepa niewolnica smutnie spuściła głowę. Słowa te boleść jej sprawiały.
— Czyż nie powinnam iść za popędem mego serca, panie? — zapytała go po chwili milczenia, — łaj mnie, odpychaj od siebie, ukarz... ja z radością wszystko zniosę dla ciebie, nie będę skarżyła się ani jęczała! Ale usłuchaj mojej przestrogi!
— Niedorzeczne masz myśli, Sasso!
— Wysłuchaj mnie, panie! O! ty jesteś tak dobry dla biednej niewolnicy z Sziras, czemuż nie chcesz wysłuchać mojego błagania? Gdy ty umrzesz panie, to Sassa zwiędnie jak kwiat złamany! Gdy tobie, panie, niebezpieczeństwo grozi, drży serce Sassy! Czy będziesz łajał ją za to? Cóż ja mogę uczynić? muszę cię ostrzedz, muszę iść za tobą, bo inaczej nie znalazłabym spokoju! Czyż nie ty, panie, wyniosłeś niegdyś biedną małą niewolnicę z wody, w której byłaby nędzną śmierć znalazła? Czyż nie ty podniosłeś dziś biedną Sassę i sprowadziłeś tutaj na swoim koniu? Uczyniłeś to, nie zważając na szyderstwa innych, bo jesteś dobry i szlachetny, a serce twoje jest współczucia pełne, miękkie, wspaniałomyślne, nie przejęte zarozumiałością i pychą? A teraz wzgardzasz słowami biednej Sassy i nie chcesz jej słuchać? O! miej litość i pozwól, niech ci opowiem wszystko!
— Podejrzenia twoje są niesłuszne, Sasso, — odpowiedział Jan Sobieski łagodnie, — masz dobre chęci, wierzę ci, ale podejrzliwość prowadzi cię daleko! Jesteśmy tu w zamku szlachetnego wojewody!
Sassa upadła na łóżko, jak gdyby ją przeraziły te słowa, świadczące o nieorganiczonem zaufaniu Jana.
— Nie jesteś w zamku szlachetnego wojewody, panie! — szepnęła powstając nadludzkiem wysileniem, — jesteś w domu twojego śmiertelnego wroga! Jesteś w domu mordercy twego szlachetnego ojca! W nocy, w której twój ojciec zginął, słyszałam obcy, stłumiony głos... był to głos jego mordercy! Nikt więcej nie słyszał tego głosu, tylko ja, panie! Ale ten głos tak głęboko odbił się w mojej duszy, że go nie zapomnę przez całe życie! I ten głos usłyszałam znów tutaj, gdy wojewoda Wassalski przemawiał do mnie.
— Co za szaleństwo dziewczynom Łudzi cię przypadkowe podobieństwo głosu!
— Szukasz mordercy twego ojca panie, nieprawdaż? Słyszałam słowa, któreś wyrzekł w grobowcu, twoją uroczystą przysięgę, — mówiła Sassa z zapałem dalej, — wierz mi zatem, że mordercę twego szlachetnego ojca znalazłeś! Wojewoda Michał Wassalski i jego żona czyhają na twoje życie! Słysząłam ich słowa w lesie! Rozmawiali o tobie! On marzy o koronie polskiej, a Jagiellona sądzi, że im zawadzasz!
— Uspokój się, dziewczyno! Ostrzegłaś mnie, spełniłaś swój obowiązek, a więc dość o tem.
Głuchy tętent, oraz odgłos szczekania psów i trąbienia na rogach dał się słyszeć.
— Powracają... wieczór się zbliża... uciekaj panie! — prosiła ślepa niewolnica.
— Cóż znowu, Sasso? Dosyć! Wiem coś mi powiedzieć miała! Pozostaw memu uznaniu, co mam o tem sądzić!
— Panie... ratuj się! — zawołała Sassa w śmiertelnej trwodze, padając przed Janem Sobieskim na kolana, — na pamięć twego ojca szlachetnego, którego zastałam tarzającego się we krwi, błagam cię, opuść ten zamek, w którym straszne niebezpieczeństwo ci zagraża! Wiem, że cię czeka tutaj śmierć! Uciekaj! Pozostaw mię losowi!
Jan podał rękę klęczącej dziewczynie.
W tej chwili otworzyły się drzwi.
Wyniosła królewska postać Jagiellony ukazała się na progu. Lodowate jej rysy miały przestraszający wyraz.
— Usłuchaj mej przestrogi, panie! — mówiła dalej Sassa, odwrócona plecami do wchodzącej.
Nagle jednak zamilkła.
— Wstań, dobre dziewczę! — mówił Jan Sobieski.
— Zdaje mi się, szlachetny panie Sobieski, że zadaleko posuwacie waszą dobroć, — dał się słyszeć głos Jagiellony.
Sassa zerwała się, jakby ukąszona przez żmiję!
— Jak widzę opatrywaliście ranę niewolnicy, — rzekła Jagiellona, — czyżbyście ją miłością waszą obdarzać mieli?
— Skąd mowa o miłości, dostojna pani? — odpowiedział Jan, — mam dla niej współczucie. Biedna dziewczyna cierpi wskutek nieszczęśliwego przypadku...
— Pocóż się cisnęła pomiędzy myśliwych, panie Sobieski? Chodźcie, powróćcie do gości, którzy na was oczekują w biesiadnej sali! Mój mąż pragnie wznieść wasze zdrowie, jako najmilszego nam gościa i pyta o was!
Sassa słuchała.
— Pozostawcie tutaj tego skowronka, niech się wyleczy z rany, — mówiła dalej Jagiellona używając całej zalotności, aby Jana zwabić 1 i zatrzeć wrażenie słów Sassy, które w części pod słuchała, — wy, należycie do nas, panie Sobieski!
Ślepa niewolnica walczyła z sobą. Chciała się rzucić ku swemu panu, uklęknąć przed nim, ostrzedz go i zatrzymać.
Jednakże było już za późno.
Jan Sobieski podał rękę pięknej, zalotnej Jagiellonie.
— Przyjdę tu później do ciebie, Sasso, — rzekł on do ślepej niewolnicy.
To powiedziawszy wyszedł z Jagielloną.
Sassa stała przez chwilę jak odurzona. Czuła, że Jan Sobieski był bez ratunku zgubiony, że szedł nie wiedząc o tem na brzeg przepaści, do której wtrącić go chciano. Cóż miała począć? Wyśmiał on jej przestrogę i pogardził. A teraz Jagiellona prowadziła go do sali biesiadnej, gdzie może nowe nań niebezpieczeństwo czekało! Ślepa niewolnica była jednakże zabardzo wyczerpaną z sił. Upadła na łóżko w komnacie i przycisnęła głowę do poduszki leżącej na łóżku. Rozpacz przejęła jej duszę. Nie wiedziała co począć, aby ocalić Jana Sobieskiego od pewnej śmierci, która go oczekiwała w tym zamku.
W sali biesiadnej siedział Michał Wassalski ze swymi gośćmi przy długim stole i pił za powodzenie polskiego oręża.
— Długo wojny nie trzeba będzie czekać, — zawołał jeden z gości, czerwony Sarafan już się pokazuje.
— Czerwony Sarafan?... Za jego zdrowie! — rzekł Michał Wassalski, — piję zdrowie czerwonego Sarafana!...
— Mówią, że ukazuje się on także w nieprzyjaznych nam obozach, — zauważył ktoś inny.
— Co to za człowiek? — zapytano.
— To jakiś waryat, — odpowiedział jeden z gości.
— Powiedźcie raczej, że to duch! — zauważył inny.
— Duch mający ciało i kości, — wtrącił Michał Wassalski.
— Jest on krwawem widmem wojny i pokazuje się wszędzie, gdzie mają nastąpić zabureznia wojenne, — odpowiedziano.
W tej chwili w przyległym pokoju, gdzie znajdowała. się służba, powstał szczególny hałas.
— Nie puszczać go! Wyrzucić! Czego on tu chce! Precz z nim! — dawały się słyszeć głosy.
Przestraszeni służalcy ustąpili jednak z drogi pchającemu się do sali biesiadnej człowiekowi.
— To on! Tu idzie! To krwawe widmo wojny! Czerwony Sarafan! — wołali przestraszeni.
Goście zerwali się z krzeseł.
W tej chwili ukazała się na progu szczególna postać.
Michał Wassalski zerwał się także i spojrzał na fatalnego nieproszonego gościa który stał na progu, jakby wahając się i namyślając, a następnie wskoczył do sali biesiadnej, swoim zwyczajem, pochylony, z rękami naprzód wyciągniętemi, śmiejąc się przytem głośno.
— Cóż ty czerwony człowieku czy duchu? — zawołał Michał Wassalski, — słyszałeś może, że piłem na twoje zdrowie? Podobasz mi się bardzo. Goście z prezrażeniem patrzyli na dziwnego gościa.
W tej samej chwili Jagiellona i Jan Sobieski weszli innemi drzwiami do bankietowej sali i ujrzeli czerwonego Sarafana tuż przed sobą. Cofnął się on na ich widok, popatrzył na nich przez chwilę i znowu przeraźliwie zaczął się śmiać.
— Jak się nazywasz? — zapytał Michał Wassalski, — nazywają cię wprawdzie czerwonym Sarafanem, ale to imię stare i bajeczne. Jak się nazywasz rzeczywiście?...
Jan Sobieski doprowadził Jagiellonę do stołu i zajął miejsce obok niej.
Czerwony Sarafan zwracał na siebie uwagę wszystkich. Jan Sobieski przypatrywał się także dziwnemu człowiekowi, który w kilku poskokach zbliżył się do niego i stanął przed nim.
— Dajcie mu puhar wina! — zawołano.
Jan uczynił zadość wezwaniu.
Czerwony Sarafan przyjął kielich, ukląkł, nizko pochylił głowę i dopiero potem wychylił wino.
Z tej chwili skorzystała Jagiellona. Wstała i opuściła miejsce zajmowane przy Sobieskim.
Wyszedłszy do przyległego pokoju dała znak kilku służącym i oddaliła się wraz z nimi.
Poszła do pokoju, w którym zrozpaczona Sassa klęczała jeszcze, wsparłszy głowę na poduszkach.
Służący nieśli świeczniki, ponieważ w pokoju ściemniło się.
Jagiellona weszła, służący weszli za nią.
Ślepa niewolnica usłyszawszy szmer, zerwała się i poczuła przed sobą swoją śmiertelną nieprzyjaciółkę.
— Widzicie tę niewolnicę, ślepą Sassę? — dał się słyszeć rozkazujący głos Jagiellony, — weźcie ją! Zanieście do lochów i tam zamknijcie o chlebie i wodzie! Jutro pani wasza wam powie, co z nią dalej zrobić macie.
Sassa zdrętwiała. Uczucie obawy przeminęło jednakże szybko, szło tu bowiem jedynie o własne jej życie. Nie drżała o siebie, nie lękała się tej, która od pierwszej chwili stała się jej śmiertelnym wrogiem.
Jagiellona stała dumnie wyprostowana. Prawa jej ręka wskazywała rozkazująco na bladą, biedną niewolnicę, której ramię było przewiązane.
— Zamknąć do lochu ślepą niewolnicę! — powtórzyła.
Służący przywykli spełniać każde skinienie swojej rozkazodawczyni. Byliby zabili Sassę, gdyby im Jagiellona kazała to uczynić.
Przyskoczyli do niej i pochwycili ją.
Sassa nie broniła się.
— Jestem w twej mocy, pani, — rzekła, — wiem, że umrę, ale nie obawiam się śmierci! Ty pani lękaj się spełnić czyn, który zamierzyłaś, bo on sprowadzi twoją zgubę!
Służący uprowadzili ją z sobą.
— Pożałujesz swych słów niewolnico! — szepnęła Jagiellona, — kochasz Sobieskiego, poznałam to po twoim śpiewie! Śmierć tobie, skoro się poważasz stawiać mi opór! Jan Sobieski zginie i ty wraz z nim!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.