Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 5. Szlachetna zwierzyna
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

5.
SZLACHETNA ZWIERZYNA.

Jedni strzelcy i służący trzymali sfory psów przed zamkiem. Damy i panowie dosiedli koni. Zabrzmiały rogi i zawtórowało im melodyjne echo pobliskiego lasu.
Rozpoczęło się polowanie.
Wspaniała kawalkada puściła się ku ciemnym drzewom lasu.
Na przodzie jechała uśmiechnięta Jagiellona z Janem Sobieskim.
Siedząc dumnie na koniu zdawała się jeszcze piękniejszą niż przedtem. Ubrana była w wspaniałą kwadratową aksamitną czapeczkę z piórem. Długa czarna aksamitna suknia bogatemi, powiewającemi fałdami obejmowała jej piękną postać.
Wzrok Jana Sobieskiego zwracał się z podziwem ku pięknej amazonce, trzymającej na ręku ulubionego sokoła Michał Wassalski z innymi gośćmi jechał za nimi.
Strzelcy zamykali malowniczy orszak, który po chwili znikł w ciemności lasu.
Sassa pozostawała sama na górze w zamku. Nikogo ze służby nie było przy niej. Zapomniano o niej zupełnie.
Po przeminięciu pierwszej boleści zerwała się nagle. Dziwna jakaś myśl zdawała się ożywiać ją. Rysy jej zdradzały, że była przejęta czemś silniejszem nad boleść.
Rogi myśliwskie coraz słabiej odzywały się w oddali.
Jan Sobieski z wojewodą Wassalskim i jego małżonką udał się do lasu nie przeczuwając żadnego niebezpieczeństwa.
Ślepa niewolnica czuła jednak, że mu tam niebezpieczeństwo zagraża, straszne niebezpieczeństwo, którego się nie spodziewał. Powinna była biedź za nim! Głos wewnętrzny szeptał jej ciągle, że Michał Wassalski był tym człowiekiem, którego głos owej nocy słyszała w zamku. Nie mogła się pozbyć myśli, że Michał Wassalski był mordercą i że teraz nienawiść jego zwraca się przeciw Janowi Sobieskiemu.
Drżała o życie Jana. Lecz jak go znaleźć? Jak zbliżyć się do niego niepostrzeżenie? Była ślepą!
Przestrach przejmujący ją aż do głębi nie pozwalał namyślać się i zwłóczyć! Musiała go znaleść i ostrzedz!
Czy on jednak nie pomyśli, że przestrzega go dlatego tylko, aby przed nim podać w podejrzenie tę, której ją darował?
Wszystko jedno! Sassa myślała tylko o konieczności uchronienia Jana Sobieskiego od nieszczęścia, które czuła, że mu grozi.
Macając doszukała się drzwi, wyszła na schody i opuściła zamek.
Z oddali dochodziły do niej odgłosy wystrzałów i wskazywały kierunek, w którym udać się miała, aby znaleść Jana.
Wkrótce przybyła do drzew lasu. Ostrożnie macając zapuściła się w głąb. Z zadziwiającą zręcznością i lekkością postępowała dalej i znajdowała drogę pomiędzy drzewami. Słyszała szczekanie psów, rżenie koni i poznała wkrótce, że się zbliża do części lasu, w której odbywało się polowanie, zawieszone właśnie chwilowo. Następnie usłyszała, że strzelcy z głośnemi okrzykami oddalili się znowu.
Spieszyła niezmordowanie dalej. Byle tylko nie przybyła zapóźno. Michał Wassalskie i Jagiellona, której obawiała się najbardziej, nosili się z czarnemi zamysłami, potrzeba było im przeszkodzić, choćby przytem śmierć ponieść miała. Co jej było po życiu, kiedy Jan Sobieski podarował ją niemającej serca Jagiellonie?
Szła chętnie na śmierć i było jej dziwnie błogo, że za Jana Sobieskiego zginąć może. Gdyby trafiła ją jaka kula, gdyby zabardzo zbliżyła się do polowania, byłaby wyzwoloną z życia nie mającego powabu i z tajemnych trosk swego serca.
Przedewszystkiem jednak potrzebowała ostrzedz tego, którego ukochała, tego, o którego życie była w obawie. Potem z radością poświęciłaby się dla niego! Śmierć była dla niej rozkoszą w porównaniu z życiem u Jagiellony, której słowa i rozkazy jak rozpalone żelazo raniły jej serce.
Nagle zatrzymała się. Bystry jej słuch ostrzegł ją, że było w blizkości dwoje ludzi rozmawiających z sobą po cichu. Nie poruszała się. Nie chciała się zdradzić. Dotknięcie ręką przekonało ją, że jest zasłonięta grubem drzewem. Pozostała poza niem.
Poznała głos Michała Wassalskiego.
Stłumiła w sobie oddech.
Teraz Jagiellona odpowiadała po cichu.
Oboje oddalili się niepostrzeżenie na kilka chwil i pozostawszy w tyle za innymi gośćmi rozmawiali z sobą.
— Sposobność jest doskonała, Michale, nie znajdziesz lepszej, — szepnęła straszna Jagiellona, która była złym duchem Wassalskiego, podszczuwającym go do zbrodni, — pamiętaj o proroctwie! Ten, któremu przepowiedziano koronę Polski, znajduje się w twojej mocy! Nie daj przeminąć tej okazyi, inaczej ród Sobieskich górować będzie nad twoim, a tobie pozostanie tylko trawiąca zawiść!
Michał Wassalski milczał. Szatan pracował nad nim dalej.
— Do ciebie winna należeć korona, — mówiła dalej Jagiellona pocichu, — ty ją musisz posiąść! Ciebie powinni uroczyście koronować w Krakowie! Ponętny to obraz, Michale Wassalski, najbogatszy z wojewodów! Widzisz jego świetność i blask! I inny miałby ci to wydrzeć? Miałbyś dożyć tej hańby, żeby korona spoczęła na głowie innego... Król Jan jest znudzony panowaniem! Wkrótce będzie elekcya! Większość dostojników sprzyja ci!
— Trzech tylko nie, — odparł Michał Wassalski, — a w ich liczbie Jan Zamojski, nowy kasztelan krakowski.
— Wiem o tem i znam powód tego! Jan Zamojski był twoim rywalem, Michale, a ja odmówiłam mu ręki, ażeby oddać ją tobie. Wie o tem Marya, blądwłosa jego żona, córka dumnego markiza Lagrange. Nie przebaczy ona mi nigdy, że Zamojski mnie kochał przed nią. W nim nie znajdziesz nigdy stronnika. Lecz bądź pewnym, że uda mi się w krótkim czasie dwóch innych nieprzyjaznych ci wojewodów przechylić na twoją stronę.
— Powoli pozyskam większość.
— A wtenczas możesz być pewnym korony, Michale! Jest tylko jedna rzeczywista przeszkoda, tylko jedna, — mówiła dalej cichym szeptem Jagiellona, a słowa jej nieopisany wywierały wpływ na ambitnego Wassalskiego. — A więc okaż się odważnym i usuń ją! Polujemy na szlachetną zwierzynę! Nie dopuść, aby nam uszła!
— Więc dobrze! wszystko się rozstrzygnie w ciągu godziny, — odpowiedział ponurym, żłowrogim głosem Wassalski, — powróćmy do polowania.... orszak łowiecki zbiera się znowu na łące.
Odjechali. Głosy zamilkły.
Sassa słyszała całą rozmowę. Serce jej drżało pod wrażeniem tych wiadomości. Przeczucie jej zostało potwierdzone w straszliwy sposób. Jan Sobieski był w największem niebezpieczeństwie! Polowanie miało dostarczyć pozoru do pozbycia się go, kula napozór przypadkowo wystrzelona miała go trafić.
Ślepa niewolnica doznawała nieopisanej śmiertelnej trwogi! Musiała spieszyć, musiała znaleść zagrożonego. Nie było sekundy do stracenia, ażeby nie przybyła zapóźno, gdyż ci straszni ludzie nie będą zwlekali ani chwili z wykonaniem swego krwawego planu.
Poszła za odgłosem polowania. Rozlegały się echa wystrzałów. Niektórzy strzelcy musieli być w blizkości. Gdyby spotkała którego z nich, mogłaby go zapytać o Jana Sobieskiego.
W śmiertelnej trwodze poszła dalej i zbliżyła się do miejsca, którem przejeżdżał właśnie orszak. Mogła rozróżnić pojedyncze głosy.
— Szlachetny panie Sobieski, do was należy zabicie jelenia, — zawołała Jagiellona w niewielkiem od niej oddaleniu, — memu mężowi nie udało się trafić go! Dalej! próbujcie szczęścia! W tej chwili Sassa poznając straszne niebezpieczestwo, z krzykiem postąpiła dalej. Słyszała i czuła, że się znajduje blizko tego, którego z taką trwogą szukała.
— Zabiję go, dostojna pani! — odpowiadał właśnie.
— Janie Sobieski! panie — dał się słyszeć nagle donośny głos ślepej niewolnicy, która instynktownie zwróciła się naprzeciw zadziwionego jej widokiem Sobieskiego, — panie! przez litość! wysłuchaj mnie! — wołała załamując ręce.
— Czego chcesz tu na łowach, Sasso, — zapytał Jan Sobieski, spostrzegając ją przed sobą.
W tej samej chwili dało się słyszeć kilka wystrzałów... ślepa niewolnica zachwiała się nagle.
— Panie... jestem raniona... Niebu niech będą dzięki!... Tę kulę przeznaczono dla ciebie! — zawołała słabym ale wzruszającym radosnym głosem Sassa, nie zwrażając na ból, który jej sprawiła rana.
— Raniona jesteś, dziewczyno? — zawołał Jan Sobieski przestraszony zeskakując z siodła.
Sassa upadła na mech i trawę. Krew płynęła jej z ramienia.
Chciała coś mówić, chciała ostrzedz swego pana, którego ocaliła od śmierci... lecz wargi jej poruszyły się tylko mechanicznie, traciła przytomność.
— Biedna dziewczyna jest ranioną! — zawołał Jan Sobieski wzruszony jej widokiem.
Rzucił cugle swego konia jednemu ze strzelców i pospieszył do bezprzytomnie leżącej na trawie Sassy.
Słowa jego sprowadziły kilka osób z łowieckiego orszaku, które pojąć nie mogły, jakim sposobem kula zabłąkała się w to miejsce i raniła niewolnicę.
Jagiellona nadjechała także konno.
— Co się stało? — zawołała szybko zbadawszy wzrokiem co zaszło i przekonawszy się z niezadowoleniem, że ten, dla którego kula Massalskiego była przeznaczoną, nie został trafiony.
— Biedna Sassa! — rzekł Jan Sobieski.
— Ślepa niewolnica jest ranioną! — odpowiedzieli niektórzy goście zbliżającej się Jagiellonie, — jakaś przypadkowo wystrzelona kula trafiła ślepą dziewczynę.
Nienawistne spojrzenie padło z oczu Jagiellony... Sassa przyjęła kulę przeznaczoną dla Jana Sobieskiego! Obudziło to tajony wojewodziny gniew.
— Jest ciężko ranna! nie porusza się! — mówiono.
Jan Sobieski podniósł obumarłą.
Jagiellona patrzyła na to z wyrazem lodowatego szyderstwa w marmurowych rysach.
— Cóż znaczy jakaś niewolnica? — zawołała pogardliwie, — niech ją służba uprzątnie z naszej drogi!
Jan Sobieski nie słyszał tych słów, czy też nie uważał na nie?
— Cóż to?... co widzę?.,.. Pan Sobieski sam niesie niewolnicę? — mówiła Jagiellona dalej, — na moją św. patronkę, to rzecz niesłychana!
Sassa przyszła do siebie... słyszała te słowa... czuła, że Sobieski ją niósł! Dziwne uczucie niewypowiedzianej rozkoszy przejęło ślepą^ niewolnicę... tę minutę niespodziewanego szczęścia nie drogo przypłaciłaby śmiercią!
— Mój szlachetny panie... — szepnęła słabym głosem, — co się stało... co czynisz?...
— Dalej! polujemy!... — dał się słyszeć głos Jagiellony, — nie warto tracić jednej chwili zabawy dla tej niewolnicy!
Jan Sobieski poniósł Sassę do swego konia, posadził ją na siodło i wziął od Strzelca cugle, pragnąc sam odprowadzić konia do zamku.
— Słyszysz mnie, panie? Nie zwlekaj ani chwili! Odjeżdżaj! Uciekaj stąd! — rzekła Sassa stłumionym głosem.
— Odprowadzę cię do zamku, dziewczyno, — odpowiedział Jan Sobieski nie słuchając dalszych słów pozbawionej serca Jagiellony, która z innymi gośćmi przy odgłosie wystrzałów pojechała dalej.
— Uchodźmy, panie, uchodźmy prędko! — nalegała Sassa, ostatniemi siłami trzymając się cugli konia.
Jan Sobieski prowadził lasem wierne i szlachetne zwierzę.
Zbliżywszy się. do zamku, spostrzegł, że ślepa niewolnica chwiała się na koniu. Boleść odebrała jej zmysły.
Zdjął Sassę z konia, zaniósł do swego pokoju i położył na łóżku.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.