Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 21.
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

21.

Powróćmy jeszcze do poprzedniej nocy i do owej chwili, w której Sassa, uczuła w blizkości oddech obcego człowieka.
Któż to tak ostrożnie i cichaczem zbliżył się do niej? Pokonawszy obawę wyciągnęła ręce... przerażenie przejmowało i paraliżowało jej członki.
Dotknęła głowy mężczyzny, uczuła wyraźnie krótko strzyżone włosy! W tej samej chwili dał się słyszeć cichy, chrapliwy śmiech. Sassa uczuła, że dwie muskularne ręce ją objęły.
Z jej ust wydarł się ów przejmujący aż do szpiku kości krzyk, który przestraszył zakochanych.
Timur, który się zakradał po szarego skowronka, ażeby go porwać, wydał stłumiony głos niechęci, opuścił Sassę na ziemię i zawiązał jej usta szalem, który przyniósł z sobą, tak silnie, że nie mogła krzyczeć, następnie wziął półomdlałą dziewczynę ną ręcę i zaniósł do odległej części parku, w którym znajdowała się furta w otoczającym go murze.
Chciał on w tem miejscu złożyć Sassę na ziemi, zrobiła ona jednak natychmiast rozpaczne wysilenie, ażeby się uwolnić i odjąć szal od ust.
Timur jednak postanowił widocznie za nic w świecie nie puścić swojej ofiary.
Gdy spostrzegł, że ślepa niewolnica próbuje się uwolnić, ma chęć uciec lub przynajmniej wołać o pomoc, związał jej silnie ręce.
Tym sposobem Sassa nie mogła stawiać żadnego oporu, nie mogła się bronić ani wołać.
Timur pocichu i ostrożnie otworzył furtkę.
Wyszedł ze swym ciężarem na puste miejsce poza bramą. Przy murze stał koń, na którym Timur przyjechał. Był on na wszystko należycie przygotowany.
Doprowadzowszy konia do furtki, podniósł Sassę i umieścił na siodle, potem zaniknął furtkę i poprowadził koma, trzymając go za cugle i biegnąc prędko.
Plac poza murem był pusty. Księżyc oświecał go jasno. W niejakiej odległości znajdowało się kilka drzew. Na prawo w oddaleniu znajdowała się brama, ztamtąd jednakże nie można było widzieć, co się działo przy furtce.
Sassa przywiązana do konia, usiłowała zeskoczyć z niego i tym sposobem spróbować ucieczki, ale Timur uważał na nią pilnie i przeszkodził temu z łatwością.
Popędził konia i oddalał się coraz bardziej od miasta.
Gdy wreszcie zbliżył się do namiotów, odwiązał Sassę, uwolnił ją od szala i zdjął z konia.
— Kto jesteście i dokąd mnie prowadzicie? — zapytała, — ulitujcie się, puście mnie!
— Zostań tutaj, skowronku! — odpowiedział Timur, śmiejąc się, — będziesz tu mogła śpiewać, jak tam w różanym ogrodzie!
— Nie zostanę tutaj! Kto jesteście?
— Poczekaj, w twoim czasie dowiesz się wszystkiego, — odparł Timur, — będzie ci się tutaj podobało, choć jesteś ślepa... Ha! ha! u mojego potężnego i wielkiego pana podoba się każdemu. Ruszaj!
Timur pociągnął Sassę za sobą do drugiego namiotu. Koń szedł za nim posłusznie.
W namiocie zdawało się być ciemno.
— Chodźno, chodź skowronku! — wołał Timur, ciągnąc Sassę do namiotu i odsłaniając kotary, które zasłaniały wejście.
Ślepa niewolnica wiedziała, że wszystkie prośby na nic się nie zdadzą i poszła za tym, w którego mocy znajdowała się, nie stawiając już dalszego oporu.
W namiocie zdawało się jej, że przechodzi przez jakiś przedsionek do miejsca dobrze zamkniętego, gdyż Timur postąpiwszy z Sassą kilka kroków, otworzył zasuwę od drzwi.
— Hej dziewczęta! — zawołał wszedłszy do ciemnego pokoju, — macie tu nową towarzyszkę! Delho! Ludyano! Sassa nietylko uważała bardzo na drogę, lecz zwracała uwagę na wszystko, co się działo dokoła. Ostry jej słuch dopomagał jej do tego.
Dały się słyszeć ciche stąpania dziewcząt.
Dwie Cyganki podały nowej towarzyszce ręce, ażeby ją zaprowadzić do sofy, która jej mogła służyć za posłanie.
— Oh!... ona ślepa! — rzekła Ludyana półgłosem.
— Tak, ślepa, ale śpiewa ładnie, — odpowiedział Timur.
— Jak się nazywasz? — zapytała’ Dehla ciekawie.
— Nazywa się skowronek, Sassa! — rzekł Timur i wychodząc z ciemnego pokoju, zamknął drzwi na zasuwę.
— Chodź, Sasso, tu jest twoje posłanie! — rzekła Delha.
Sassa usiadła. Nie mówiła nic. To co się stało, zdawało jej się przykrym, okropnym snem. Gdzie się znajdowała? Nie wiedziała jeszcze! Czego od niej chciano? Co miała robić w tem obcem miejscu?
A w ogrodzie różanym siedział Jan Sobieski z piękną Maryą i ona nie przestrzegła ich przed Jagielloną!
Wszystkie te myśli gorączkowo przebiegały jej głowę.
Dwie Cyganki chciały z nią rozmawiać, lecz ona nie odpowiadała... siedziała pogrążona w zadumie.
Nareszcie Delha i Ludyana położyły się na swoich posłaniach i zasnęły. Tylko ślepa niewolnica z Sziras nie spała i nie znajdowała spokoju.
Nareszcie nad ranem i ją sen zmorzył.
Biedna Sassa położyła się na sofie i usnęła.
Gdy po kilku godzinach obudziła się, usłyszała tuż przy sobie szept dwóch dziewcząt.
— Ona nie śpi, — mówiła Ludyana.
— Biedna dziewczyna nie może nas widzieć! — dodała Delha z współczuciem.
— Powiedzcie mi tylko jedno, — rzekła Sassa, odgarniając włosy z czoła, — gdzie ja tu jestem?
— W namiocie indyjskiego kapłana, Sasso! — odpowiedziała Delha.
Ślepa niewolnica przelękła się.
— W namiocie indyjskiego kapłana? — powtórzyła, — więc wy jesteście bajadery?
— Służymy wielkiemu Allarabie, który nas kupił od naszych rodziców. Jesteśmy Cyganki, — rzekła Ludyana, — a teraz ty do nas należysz, słowiku.
Sassa o mało nie zdradziła się ze, wstrętem, jaki w niej budziło miejsce, do którego została wprowadzoną.
— Musisz teraz tu zostać, — dodała Delha, — Timur jest czujny, ha! ha! ha! on cię nie wypuści!
— Czy Allaraba widział cię już? — zapytała Ludyana.
— Kapłan indyjski? nie!
— Lęka się go! — rzekła Ludyana do Delhy. Następnie zwróciwszy się do Sassy, dodała.
— Strzeż się go!
W tej chwili rozmowa doznała przerwy. Otworzyły się drzwi i ukazała się głowa Timura.
— Jest tutaj i nie śpi! — rzekł zadowolony.
Następnie przyniósł wody, różnych postraw i ciast i postawił to wszystko przed dziewczętami.
Ludyana podawała ślepej niewolnicy jadło i napój. Sassa nasyciła głód i pragnienie. Nic nie mówiła, siedziała pogrążona w zadumie.
Po odejściu Timura, dowiedziała się Sassa z rozmowy dziewcząt, że służący kapłana był łotrem, którego się obawiały. Ale zarazem usłyszała także, że nie może mieć nadziei ucieczki, ponieważ drzwi ich izdebki były zawsze zamknięte, a Timur prawie ciągle ich pilnował.
A jednakże ani na chwilę nie opuszczała jej myśl, że bądź co bądź musi wydostać się z tego miejsca.
— Dziwi mnie, że Sassy dotąd jesz cze nie zaprowadzono do drugiego namiotu, — rzekła Ludyana.
— Allaraba powraca dopiero nad wieczorem, — odpowiedziała Delha.
Sassę przejęła instynktowna, niewypowiedziana obawa przed indyjskim kapłanem.
Po niejakim czasie, gdy się ściemniało, dziewczęta uprosiły cicho na sofie siedzącą Sassę, ażeby im zaśpiewała swoje piosnki i ślepa niewolnica uległa ich prośbom.
Tym sposobem Jagiellona wchodząc do namiotu, słyszała śpiew.
— Allaraba przyszedł! — szepnęła wkrótce potem Dehla, — usłyszałam gruby głos jego.
I Sassa także usłyszała ten głos, którego dźwięku nigdy nie byłaby w stanie zapomnieć.
Wkrótce potem wszedł Timur i zawołał obie bajadery do drugiego namiotu.
Ślepa niewolnica z Sziras pozostała sama w izdebce.
Gdy odgłos kroków ucichł, Sassa podniosła się szybko. Zaczęła rozpoznawać dotykaniem ściany i drzwi. Wszystko zdawało się być zrobionem z mocnego drzewa. Otworu okiennego widocznie nie było, a drzwi były silnie zamknięte.
Sassa z rozpaczą załamała ręce i wzniosła bladą twarz swoją ku niebu, błagając o ratunek i skarżąc się na swą niedolę.
— Uciec stąd! uciec... inaczej umrę! — szepnęła zrozpaczona, — muszę powrócić do Warszawy!... muszę ztąd ujść, chociażbym to życiem przypłacić miała!
Po niejakim czasie Debla i Ludyana powróciły zmęczone i rzuciły się ciężko oddychając na posłanie. Mówiły o jakiejś damie, która była w namiocie i szeptały coś z sobą o indyjskim kapłanie.
Sassa nie uważała na nic, myślała tylko o wydostaniu się na wolność.
Nagle otworzyły się drzwi i wszedł Timur.
— Hej! skowronku! — zawołał, — mój pan chce cię zobaczyć! chodź!
I porwawszy Sassę za rękę pociągnął ją z sobą do tego dziwnego miejsca, w którem stały posągi bożków, świeciły się drogie kamienie i bajadery wykonywały taniec.
Tutaj, z rękami skrzyżowanemi na piersiach, oczekując na ślepą niewolnicę stał ponury Allaraba. Chciał się przypatrzeć tej, którą Timur mu sprowadził. Śpiew jej podobał mu się.
Timur sprowadził Sassę do słabo oświetlonej komnaty. Niepewne jej ruchy zdradzały dla bystrego oka indyjskiego kapłana, że była ślepą. Ale jej delikatna, smagłej budowy postać, jej piękna choć blada twarz, dodawały jej szczególnego powabu, który obudził łatwo zapalną namiętność Allaraby.
Timur przyprowadziwszy ślepą niewolnicę przed swego pana, oddalił się.
— Chodź do mnie, Sasso, skowronku z Sziras, — rzekł Allaraba do Sassy, która na dźwięk tych słów instynktownie się cofnęła, — pozostaniesz w moim namiocie i będziesz śpiewała! Śpiewasz pięknie! Podobasz mi się!
— Panie! — zawołał Sassa nagle, padając na kolana i wyciągając ręce do Allaraby, — panie, miej litość nad ślepą niewolnicą z Sziras! Pozwól mi stąd się oddalić! Puść mnie! Nie wytrzymałabym w tej klatce!
— To, zobaczymy, dziewczyno — odpowiedział Allaraba, — musisz mieć kochanka, choć jesteś ślepa, kiedy cię tak ciągnie do niego!
— Tutaj nie mogę zostać! Puść mnie, panie! Puść mnie! będę ci za to wdzięczną na wieki! — błagała Sassa załamując ręce.
— Głupstwa gadasz i dziecko jesteś! — rzekł Allraba podnosząc klęczącą.
Chciał ją pocałować, ale w tej chwili Sassa odskoczyła, jak ukąszona przez żmiję.
— Nie dotykaj mnie! — zawołała.
Pierś jej wrzała oburzeniem i wstrętem. Nigdy jeszcze nie wyglądała tak, jak w tej chwili. Stała wyprostowana. Zmieniła się nagle do niepoznania. Była zdecydowana bronić się.
Pogardliwy uśmiech przebiegł ponurą twarz indyjskiego kapłana. Wyszedł i powrócił po chwili z srebrnem naczyniem, na którem leżała jakaś masa wyziewająca parę. Postawił to naczynie przy Sassie i oddalił się.
Ślepa niewolnica nie wiedziała, co się koło niej działo. Oddychała nasyconem niebieskawą parą powietrzem.
— Puść mnie ztąd! — wołała, — ulituj się, puść mnie! Umrę tu!
Nie było odpowiedzi. Otaczała ją, grobowa cisza.
Nagle zaczęło jej się wydawać, że ziemia kręci się pod nią i z przytłumionym krzykiem padła na dywan. Górna część jej ciała spoczywała na miękkiej poduszce. Nie wiedziała, gdzie była, zmysły jej zaczęły się mącić. Wydawało się jej, że ma piękny, wspaniały sen, który przejmował ją niewypowiedzianą rozkoszą, jakiej w rzeczywistości nie doznawała nigdy.
Jan Sobieski ukazał się jej. Widziała przed sobą ukochanego pięknego mężczyznę. Ślepota jej znikła. Niepodobna do opisania błogość przejmowała ją. Takim go sobie wymarzyła, jakim go ujrzała. Słyszała miękki głos jego, podawał jej rękę i przyciągnął ją do siebie.
— Kocham cię Sasso, — mówił do dziewczyny, której serce, drżało rozkosznem upojeniem miłości, — kocham tylko ciebie!
— O panie! czy to prawda? czy ja nie marzę? — szeptały wargi ślepej niewolnicy, która pod wpływem wyziewów, jakiemi oddychała, znajdowała się w stanie zachwytu.
— Jestem przy tobie, Sasso, — od powiedział Jan Sobieski, — trzymam cię w objęciach i bronię cię!
— Ale panie... ja jestem tylko biedną niewolnicą!
— Doświadczyłem twego serca! Czem byłaś-wszystko mi jedno! Kocham cię! Jesteś moją!
Sassa upadła na piersi ukochanego.
Był to błogi sen, nie dające się z niczem porównać upojenie!
Jednakże chwile marzonego szczęścia były krótkie.
Leżącej na dywanie zdawało się jeszcze przez chwilę, że widzi przed sobą tego, którego tak gorąco i niewypowiedzianie kochała, a który przemawiał do niej z dobrocią i miłością.
Ale wkrótce zaczęło jej się wydawać, że ją obejmuje jakaś połyskująca masa. Wyglądało to jak oświecone blaskiem słonecznym morze płynnego złota i zamiast ukochanego ukazała się z tego blasku straszna twarz, zbliżająca się coraz bardziej słowa, która wyglądała szatańsko, Z pomiędzy czarnych włosów wyrastały dwa tępe rogi, oczy były skośno rozcięte, nos wygięty, usta wielkie, otoczone czarnym, ostrym zarostem.
Dwie brunatne ręce ze zgiętemi, nakształt szponów palcami zbliżyły się doniej, ażeby ją pochwycić.
Instynktowne uczucie przestrachu, przerażenia przejęło obezwładniałą Sassę. Chwila ta była dla niej tak straszną, że serce jej bić przestało, a oddech się zatrzymał. Chciała wołać... krzyczeć... ale nie mogła.
Zimny pot wystąpił na jej czoło.
Straszna głowa zbliżyła się... zbliżyły się okropne ręce... jeszcze chwila a pochwycą ją.
A nie miała władzy nad sobą, nie miała siły, ażeby się zerwać i uciec przed potworem.
Lekki jęk wydobył się z jej bólem przytłoczonej piersi.
Zdawała się walczyć ze stanem oburzenia. Wpływ narkotyku widocznie przemijał.
— Sasso! Sasso! obudź się! — wołał jej anioł stróż, — pokonaj siłą woli senne marzenia! Wstań! Porusz się tylko, a cały ten czar zniknie i będziesz ocalona!
Sassa poruszyła się rzeczywiście. Podniosła się. Zdjęta nagłą energią wyciągnęła ręce przed siebie i... uczuła głowę i ręce Allaraby tuż przed sobą.
W tej chwili zerwała się.
— Precz! — zawołała odzyskując zupełną przytomność, — jesteś kapłan indyjski! Nie dotykaj się mnie!
— Uparta niewolnico! — syknął Allaraba, — jak śmiesz?...
Chciał pochwycić Sassę w objęcia.
Ale ślepa niewolnica, zdjęta bohaterską odwagą, sięgnęła za gors.
Miała tam ukryty sztylet, Wyjęła go i wstrząsnęła nim ku Allarabie, który na jego widok cofnął się o parę kroków.
— Zginiesz, jeśli mnie dotkniesz! — wołała wstrząsając sztyletem.
Allaraba spojrzał ponuro błyskającemi oczyma na ślepą niewolnicę, która ważyła się grozić mu.
— Niewolnico! — zawołał, — nie drażnij mnie, bo chłosta cię poskromi!
— Nie uczynisz tego, — odpowiedziała Sassa śmiało, — bo w chwili, w której wydałbyś taki rozkaz, — krew moja popłynęłaby na ten dywan!
— Daję słowo, że ta niewolnica jest odważna! — rzekł Allaraba zdziwiony i zadzwonił.
Wszedł Timur.
— Chodź i zaprowadź skowronka napowrót do jego klatki, — rozkazał Allaraba, — już on tam złagodnieje! Timur wziął Sassę za rękę, pociągnął za sobą i odprowadził do izby bajadarek.
Tu Sassa upadła na kolana... trzymała jeszcze sztylet w ręku, lecz siły jej były już wyczerpane.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.