Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 20. Namiot cudów
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

20.
Namiot cudów.

Nazajutrz wieczorem Jagiellona opuszczała konno Warszawę. Towarzyszył jej tylko jeden służący, jadąc na koniu.
Na rozkaz jego strażnik otworzył bramę miasta i dumna kobieta, okryta ciemnym płaszczem, ponieważ była nie pogoda puściła się boczną drogą ku lasowi leżącemu niedaleko od miasta. Służący musiał dobrze popędzać konia, aby jej nie stracić z oczu.
Jagiellona miała na głowie kapelusz z piórami, które powiewały w powietrzu.
Zmrok wieczorny zapadał szybko. Gdy po półgodzinnej jeździe amazonka i służący przybyli do lasu, spostrzegli wkrótce przed sobą dwa obszerne, silnie zbudowane namioty i w tej chwili ukazała się przed nimi z poza drzew pochylona postać Timura, ubrana w czerwony fez oraz bluzę turecką.
Jagiellona wstrzymała konia.
— Timur oczekuje dostojnej pani, — rzekł służący indyjskiego kapłana, cudzoziemskim akcentem.
Następnie wskazał zdziwiony na towarzysza Jagiellony.
— A któż jest ten? — zapytał.
— Mój służący, — odpowiedziała Jagiellona.
— Nie może on wejść do namiotów mego wielkiego i mądrego pana! — zawołał Timur przestraszony i niespokojny, — wynikłoby stąd nieszczęście, dostojna pani! Tylko, ty, pani, możesz widzieć tajemnice! tylko ciebie mój potężny pan przyjmie.
Jagiellona dała swemu służącemu znak, ażeby potrzymał jej konia. Służący zeskoczył szybko z siodła i ujął cugle konia Jagiellony. Timur dopomógł zsiąść wojewodzinie.
Rozkazała służącemu, ażeby pozostał z końmi i oczekiwał na nią. Następnie zwróciła się do Timura.
— Zaprowadź mnie do swego pana, — rozkazała.
Timur złożywszy ręce na piersi, złożył głęboki ukłon i zaprowadził Jagiellonę do dwóch wielkich ciemnością osłoniętych namiotów.
Cichy śpiew dał się z nich słyszeć.
Jagiellona stanęła ze zdziwieniem.
Timur zrobił grymas szczególny.
— Skowronek śpiewa, bo noc zapada, — szepnął.
— Ciemno tu w waszych namiotach, — rzekła Jagiellona postąpiwszy nieco dalej.
Timur pobiegł kilka kroków naprzód i powrócił z zapaloną pochodnią. W tej samej chwili, jakby na zaklęcie czarodziejskie zapłonęły w pierwszym namiocie liczne światła. Można było wyraźnie poznać, że wnętrze namiotu było oświetlone.
Idź i oznajmij mnie twojemu panu! — rozkazała Jagiellona.
— Mój wielki i mądry pan oczekuje na ciebie, dostojna pani, — odpowiedział Timur i wszedł z Jagielloną do pierwszego namiotu, odsłaniając płótno.
Jagiellona ujrzała przed sobą niewielką przestrzeń przybraną bogatemi meblami i miękkiemi dywanami. Znajdował się tam odsłonięty posąg.
Weszła.
Gdy się obejrzała Timura już nie było.
Cichy, szczególny śpiew, wykonywany przez dziewczęce głosy dochodził do niej niby z wielkiego oddalenia i pieścił ucho rozglądającej się po namiocie.
Wszystko tu odznaczało się wschodnim przepychem. Kosztownemi dywanami pokryte ściany tworzyły u dołu rodzaj sof zdających się zapraszać do spoczynku.
Zasłonięty posąg mimowolnie obudził ciekawość Jagiellony i miała właśnie zbliżyć się do niego, gdy poza nią dał się słyszeć głuchy szmer. Obejrzała się i ujrzała za sobą mężczyznę w białym kaftanie i w białym, bogato złotem haftowanym turbanie. Był to człowiek dość wysokiej postaci i muskularnej budowy. Miał sandały na nagich nogach, które podobnież jak twarz, ręce i ramiona miały żółto-brunatną barwę, właściwą Indyanom i Egipcyanom.
Twarz jego na pierwszy rzut oka zdradzała przebiegłość, chytrość, a przedewszystkiem bardzo rozwiniętą zmysłowość. Czarne jego oczy, spoglądające dziko, miały w sobie coś przejmującego. Znać było po tym człowieku, że zostawał on pod wpływem nietylko namiętności, lecz także tajnych intryg i zamiarów. Miał on na rękach szerokie, złote bransolety, na szyi jego na łańcuszku zrobionym z nawleczonych szczególnego rodzaju chrząszczów wisiała mała, złota, dziwnie piękna figurka.
Człowiekiem tym, mogącym liczyć około lat 35, był Allaraba. Pożądliwy wzrok jego mierzył badawczo i z upodobaniem wysoką, piękną postać Jagiellony.
— Jesteś pani wdową po wojewodzie Wassalskim, któremu nie było przeznaczonem sięgnąć po koronę, — rzekł, — inny, który był biedniejszym i mniej znaczył od twego małżonka, Jagiellono Wassalska, wstąpił na tron.
— Jesteś indyjskim kapłanem i magikiem? — zapytała Jagiellona, — przyszłam tu, ażeby się przekonać, jak daleko sięga twoja mądrość i twoja władza.
Przelotny wyraz pogardy przebiegł pooraną namiętnościami twarz Allaraby.
— Rzucisz okiem na moje tajemnice, Jagiellono Wassalska, — odpowiedział, — a wówczas uwierzysz w moją moc i zaufasz mi! Wiem, żeś przy była tutaj, aby zasiągnąć mojej rady. Zobacz naprzód, co ten niepozorny namiot w sobie zawiera! Jest to dopiero namiot pierwszego cudu! Innych namiotów nie wożę z sobą. Masz tu dopiero pierwszy stopień mojej potęgi. Ale wiem, że ci to już wystarczy, ażeby się ze mną sprzymierzyć!
— Sprzymierzyć się?... Widzę cię po raz pierwszy, magiku indyjski! — rzekła Jagiellona ze zdziwieniem, mierząc magika zimnym i dumnym wzrokiem.
— Czyżbyś się wyrzekła zamiaru osiągnięcia i noszenia korony? Nie sądzę, żeby tak było, bo kto raz podniósł oczy na jej blask, ten zostaje olśnionym!...
— Wiesz przecież, że mój mąż nie żyje, kapłanie!
— Młody król jest nieżonaty, Jagiellono Wassalska... potrzeba mu małżonki! Wzrok Jagiellony błysnął na te słowa, które zdawały się ją dziwić. Nadzieja, którą Allaraba roztaczał przed jej oczyma, zdawała się dla niej nową i ponętną! W tej samej jednak chwili przyszło jej na myśl, że ten cudzoziemski kapłan mógł być szpiegiem, sojusznikiem Turków i przybył tu tylko po to, aby się o wszystkiem dowiedzieć, Twarz Allaraby pozwalała się tego domyślać.
— Widzę, że twój język jeszcze jest w więzach, — rzekł z pogardliwym grymasem, — ale jesteś piękną, masz królewską postać i przyszłość może ci dać wiele, jeżeli nie zaniedbasz sięgnąć po to we właściwej chwili.
— Chciałam ci zadać pytanie.
— Otrzymasz odpowiedź, ale wprzód przystąp do miejsca cudów, ażebyś widziała, co może magik indyjski, który zbadał tajemnice egipskich kapłanów i osiągnął najwyższy stopień doskonałości!
Cichy śpiew umilkł.
Allaraba przystąpił do jednej dywanami pokrytej ściany i zrobił rękami ruch kołowy. W tej samej chwili wonna para zaczęła się wydobywać i gęstą mgłą go osłoniła.
Gdy mgła ta znikła, ściany już nie było.
Jagiellona znalazła się w wielkiej przytłumionem światłem oświetlonej komnacie, której filary i sufit przystrojone były wielkiemi różnokolorojwemi drogiemi kamieniami.
Widok, który się jej przedstawił, był czarujący i niezmierne czynił wrażenie. Zostawała pod wpływem tajemniczej potęgi. Allaraba znikł.
Na szczególnego rodzaju piedestałach z głów słoniów i tygrysów, stały brunatne posągi bóstw, których głowy były fantastycznie przybrane jasnemi i promieniejącemi drogiemi klejnotami których blask tem świetniejszym się zdawał, że w całej komnacie panował tajemniczy półcień. W głębi leżał kolos wykuty z ciemnego kamienia, przedstawiający dziwną postać, która przypominała sfinksa. Spojrzawszy na głowę kobiecą, z której niby sploty włosów spuszczały, się węże, można było sądzić, że oczy jej rzucają blask i poruszają się, a czarne, gładkie węże zdawały się także ruchome.
Nagle ukazały się przed patrzącą dwie postacie kobiece, ubrane w bardzo krótkie, lekkie złotem wykładane sukienki, a zresztą prawie nagie, niby, tancerki arabskie, wykonywające fantastyczny taniec. Obie były piękne, z twarzami i członkami opalonemi od słońca, miały czarne w długich kędziorach spadające włosy i prześliczną budowę ciała.
Obie bajadery kołysały się wdzięcznie i mile, poczem rozpoczęły upajający zmysły taniec, wabiąc pięknemi, czarnemi, zalotnemi oczyma Jagiellonę, uśmiechając się do niej, czarując ją.
Wszystko co widziała przed sobą, wywierało na Jagiellonie wpływ porywający, czarodziejski, tak że nie zauważyła, iż zwolna koło niej wydobywać się zaczęły z pod ziemi lekkie chmurki.
Oddychała upajającą wonią, która ją obejmowała powoli. Zdawało się jej, że brunatne posągi bożków schodzą ze swych piedestałów i łączą się z namiętnym tańcem bajaderek. Nie widziała że tuż za nią jak widmo, jak duch z innego świata ukazał się indyjski kapłan Allaraba, jak gdyby chciał się dowiedzieć czy odurzające wyziewy opium wywarły skutek.
Jagiellona zachwiała się... namiot zdawał się tańczyć dokoła niej... zdawało się jej, że bajadery porwały ją z sobą w pląsy.
Po chwili upadła na sofę i zaczęła wołać swego sługi.
W mgnieniu oka zniknęły bajadery, zagasły drogie kamienie, głęboka ciemność otaczała Jagiellonę, wołającą głośno na pomoc i starającą się wszelkiemi siłami panować nad odurzeniem.
Nagle zajaśniał koło niej promień światła. Nie widziała świecy ani lampy, było to tak jak gdyby słońce rzucało swój blask małym otworem i oświetlało postać Allaraby, chociaż dokoła panowała ciemność nocy.
Kapłan indyjski stał w blasku światła nieporuszony.
— Czego wołasz? — zapytał.
— Wyprowadź mnie stąd! — rzekła Jagiellona, — twój namiot cudów jest tajemniczy i niepojęty!
— Widziałaś tylko wstęp do tego, co ci kiedyś jeszcze okażę, Jagiellono Wassalska, — odpowiedział Allaraba, — ten namiot jest dopiero pierwszym stopniem! Zadziwisz się, gdy ujrzysz misterya Kamy i gdy weźmiesz w nich udział!
— Kto jest Kama? — zapytała Jagiellona.
— Bóg miłości! indyńscy strażnicy świata, których wszystkich u mnie ujrzysz są: Indra, firmament; Agni, ogień; Jama, świat podziemny; Surya, słońce; Waruna, woda; Waju, wiatr; Pritiri, ziemia; Soma, księżyc; Gameza, bóg mądrości i uczoności; Kama, bóg miłości i Ganga, nimfa Gangesu. Tam usłyszysz niebiańskich śpiewaków, Gandharva i otaczać cię będą nimfy niebiańskie Apsarasa!
Jasny blask zagasł nagle.
Jagiellona nie wiedziała, co się działo dokoła.
Gdy się rozjaśniło, stała znowu z Allarabą w małym przedsionku, w którym znajdowała się zasłonięta statua.
— Co się kryje za tą firanką? — zapytała.
— Mysteryum Kamy, — odpowiedział Indyanin.
— Podziwiam twoją sztukę, kapłanie, — zwróciła się Jagiellona da Allaraby, — wprowadziłeś mnie nią w zdumienie! Powiedz jednak, czy chcesz dać zupełny dowód twej sztuki i odpowiedzieć mi na pytanie, którego rozwiązanie obchodzi mnie nadewszystko?
— Mów, o co ci idzie, Jagiellono Wassalska, nie opuścisz tego namiotu bez otrzymania odpowiedzi!
— Jakiej żądasz nagrody?
— Czy sądzisz, że żądam pieniędzy dumna księżniczko? Nagrodą moją będzie, jeżeli mnie znowu odwiedzisz i weźmiesz udział w moich cudach. Bogactw nie żądam i nie szukam.
— A więc słuchaj! Jest człowiek, którego niewypowiedzianie nienawidzę, — zaczęła Jagiellona stłumionym głosem.
Można było z tych słów ocenić namiętność i nienasyconą żądzę zemsty, jaka ją przejmowała.
— Jest on moim wrogiem śmiertelnym, — mówiła dalej, — ale nie udało mi się jeszcze dostać go w moc moją!
— Opiera się nawet tobie?... A zatem kocha inną, jeszcze piękniejszą niż ty! Szukasz środka, ażeby go pokonać... idź, środek ten masz w ręku! Możesz go zniweczyć! Miłość jego oddaje go w twoją moc! Zapamiętaj sobie moje słowa: jeżeli chcesz pokonać wroga, to uderzaj w przedmiot jego miłości!
— Tak... kapłanie!... tak! Masz słuszność! W przedmiot jego miłości!... Pokonani go, zgubię go przez jego miłość! Gdy dumny sędziwy kasztelan krakowski usłyszy o zdradzie swej małżonki, nie zawaha się zabić uwodziciela, ażeby krwią jego obmyć plamę swego honoru!
Jagiellona okryła się płaszczem.
Magik indyjski otworzył namiot.
Przed wejściem stał Timur z pochodnią.
— Do widzenia, księżno! — rzekł Allaraba i Jagiellona opuściła namiot.
Kapłan patrzył za odchodzącą. Chytrym był wyraz jego czarnym zarostem otoczonej twarzy.
— Nienawidźcie się i prześladujcie wzajemnie! szarpcie się między sobą! — mówił półgłosem z nienawistnem spojrzeniem, — zdradzajcie jeden drugiego i szukajcie u nieprzyjaciół pomocy!... W takim stanie jesteście na najlepszej drodze do przepaści i Allaraba może donieść wielkiemu, potężnemu wezyrowi Kara Mustafie, że czas, ażeby przybył i odniósł zwycięstwo! Allaraba dostanie wówczas wielkiego wezyra w swoją moc i Allaraba będzie rządził połową świata!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.