Jama/Tom I/XVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
< Jama‎ | Tom I
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksandr Kuprin
Tytuł Jama
Wydawca Lwowski Instytut Wydawniczy
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Sztuka”
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Aleksander Powojczyk
Tytuł orygin. Яма
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVII.

Z chwilą przyjazdu Horyzonta (zresztą Bóg wie, jak się właściwie nazywał: Gogolewicz, Gidalewicz, Okuniew, Rozmitalski) słowem, z chwilą przyjazdu tego człowieka wszystko zmieniło się i przy ulicy Jamskiej. Zaczęły się zbiorowe przenosiny. Od Treppla przewożono dziewczyny do Anny Markówny, od Anny Markówny do zakładu rublowego, z rublowego do półrublowego. Awansów nie było — tylko degradacje. Na każdych przenosinach Horyzont zarabiał od pięciu do stu rubli. Zaiste posiadał zapas energii, dorównywujący mniej-więcej energji wodospadu Imatry.
We dnie siedząc u Anny Markówny mówił mrużąc oczy od dymu z papierosa i zakładając nogę na nogę.
— Pytam... po co pani ta właśnie Sońka? Niemasz dla niej miejsca w przyzwoitym zakładzie. Jeżeli pozbędziemy się jej, pani zarobi sobie sto rubli, a ja dwadzieścia pięć.
— Ach, panie Szacki! Pan zawsze potrafi namówić! Ale proszę wyobrazić sobie, że żal mi jej. Taka uprzejma dziewczyna.
Horyzont zamyślił się na chwilę. Poszukiwał odpowiedniego argumentu i nagle wypalił:
— Padającego popchnij! Przekonany jestem madame Szajbes, że ona nie cieszy się popytem.
Izajasz Sawicz, maleńki, chorowity, podejrzliwy staruszek, ale w razie potrzeby stanowczy, poparł Horyzonta; rzeczywiście p. Szacki weźmie dwadzieścia pięć rubli, my dostaniemy z pięćdziesiąt i chwała Bogu odczepilibyśmy się od niej. Przynajmniej nie będzie kompromitowała naszego zakładu.
W ten sposób Sońka Ster, ominąwszy zakład rublowy, została przeniesiona do półrublowego, gdzie wszystkie szumowiny, całemi nocami mogły naigrawać się nad dziewczętami. Sońka pewnego razu w nocy zadrżała z przerażenia, gdy Tekla, baba mająca około sześciu pudów wagi, wyskoczyła na dziedziniec dla potrzeby fizycznej i krzyknęła do przechodzącej gospodyni:
— Gosposiu! Posłuchajcie: trzydziesty szósty gość! Nie zapomnijcie.
Na szczęście Sonię nie bardzo niepokojono: nawet i w tym zakładzie była za brzydka. Nikt nie zwracał uwagi na jej śliczne oczy i brano ją tylko w tym wypadku, gdy nie było pod ręką innej. Farmaceuta odnalazł ją i przychodził do niej co wieczora. Ale czy to tchórzostwo, czy specjalnie żydowska oględność, czy wreszcie wstręt fizyczny nie pozwoliły mu zabrać tej dziewczyny do domu. Przesiadywał koło niej całe noce i po dawnemu cierpliwie czekał, aż wróci od przygodnego gościa, urządzał jej sceny zazdrości i pomimo wszystko kochał i stercząc we dnie w swej aptece za ladą i kręcąc jakieś cuchnące pigułki, nieustannie myślał o niej i tęsknił.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksandr Kuprin i tłumacza: Ambroży Goldring.