Józef Balsamo/Tom XI/Rozdział CXLVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Józef Balsamo
Podtytuł Romans
Wydawca Wende i spółka
Data wyd. 1925
Druk Drukarnia „Rola“ J. Buriana
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Joseph Balsamo
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom XI
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CXLVIII
DROGA DO TRIANON

Rozmowa ich trwała bardzo długo, tak, że dopiero około drugiej w nocy wyszli z ulicy Saint-Claude.
W godzinę później zajechali do Wersalu, a o wpół do czwartej znaleźli się w miejscu do którego dążyli.
Świtało już, zorza poranna oświecała dachy Wersalu.
Przy wjeździe na trakt, z Wersalu do Trianon, Filip zatrzymał powóz i zagadnął milczącego towarzysza:
— Musimy tu trochę poczekać, Trianon otwierają dopiero o piątej, a boję się wołać stróża; nasz ranny przyjazd zwróci uwagę wszystkich.
Balsamo skinieniem głowy dał poznać, że zgadza się na ten projekt.
— Zresztą — ciągnął Filip — skorzystam z tego czasu, ażeby podzielić się z panem kilkoma uwagami, które mi się nasunęły podczas podroży.
— Jak się panu podoba — odrzekł Balsamo obojętnie.
— Mówiłeś mi pan, że podczas nocy 31 maja odprowadziłeś moją siostrę do pani Saverny?
— Sam się pan o tem przekonałeś, boś złożył wizytę tej pani, ażeby jej podziękować.
— I dodałeś pan jeszcze, że skoro służący wam towarzyszył, ani na chwilę nie byłeś sam na sam z Andreą; wierzę pańskiemu słowu honoru. Ale wszak miesiąc temu, byłeś pan w nocy w Trianon i wemknąłeś się do jej pokoju.
— Nigdy nie byłem w Trianon w pokoju panny de Taverney.
— Słuchaj pan!... musimy wyjaśnić wszystko zanim staniemy przed Andreą.
— Jest to jedynem mojem życzeniem, panie kawalerze.
— Wszystko, co panu powiem, słyszałem z własnych ust Andrei; otóż tego wieczora siostra moja położyła się spać wcześniej niż zwykle. Czy znalazłeś ją pan w łóżku?...
Balsamo zaprzeczył ruchem.
— Zaprzeczasz pan?!
— Pytasz pan, więc odpowiadam, cóż dalej?
— Dalej — ciągnął Filip, zapalając się stopniowo — kiedy pan siostrę moją uśpiłeś, leżała w łóżku i czytała. Naraz uczuła dziwny zamęt w głowie i straciła przytomność. Mówiłeś pan, że zadawałeś jej pytania, ale dodałeś, że zapomniałeś ją obudzić; wytłumacz mi to, mój panie — dodał Filip, ściskając rękę towarzyszowi — wytłumacz, w jaki sposób Andrea, obudziwszy się, nie znalazła się w łóżku, ale na kanapie... napół rozebrana... Tłumacz się pan!
Balsamo spojrzał, jak człowiek obudzony z letargu.
— Mój panie, nie wracaj, jak manjak, wciąż do tego samego przedmiotu. Oficerem jesteś i przywykłeś do podnoszenia głosu; ale ostrożnie de Taverney! wiele robię dla ciebie, nie męcz mnie więc, bo wrócę do swych myśli i nieszczęść, wobec których twoje są igraszką. Powtarzam panu raz jeszcze: nie byłem w pokoju twej siostry, ona sama, na mój rozkaz, przyszła do ogrodu. Zresztą dam panu dowód na to co mówię. Poco tracisz czas, jedźmy do Trianon, a jeśli chcesz sobie jeszcze czekać, dobrze, tylko uspokój się przecie.
To powiedziawszy szybko i stanowczo, Balsamo zamyślił się głęboko.
Filip zgrzytnął zębami, jakby dzikie zwierzę.
— Trudno, temu człowiekowi albo nie trzeba nic rozkazywać, albo słuchać go cierpliwie — pomyślał w końcu.
Po chwili wyskoczył z powozu.
Był tak rozgorączkowany, że każda chwila wydawała mu się wiecznością.
— Bądź co bądź — myślał Filip — każę otworzyć bramę.
Zresztą, czyż to co dziwnego, gdy brat niespokojny o siostrę, w nocy przywozi jej doktora z Paryża?...
Przybiegł znów do powozu.
— Masz pan słuszność, szkoda czasu, chodźmy.
Balsamo zdjął płaszcz i powoli wysiadł z karety.
Szwajcar po chwili otworzył bramę; weszli do parku.
— Panie — rzekł Filip — błagam cię, uszanuj moją siostrę, oszczędź jej wstydu wyznania szczegółów okropnej sceny, jaka się odbyła podczas jej snu.
— Powtarzam panu raz jeszcze: nigdy w tym parku nie zaszedłem dalej, niż do tych drzew, naprzeciw okien lewego pawilonu, w którym mieszka panna Andrea, nigdy w jej pokoju nie byłem... nigdy... Co do sceny, o której pan wspominasz, opis jej tylko na nas sprawi wrażenie; panna Andrea będzie spała, bo zaraz ją uśpię.
Balsamo zatrzymał się, skrzyżował ręce na piersiach i wpatrywał się całą siłą w okna Andrei.
— Siostra pana już śpi w tej chwili.
Twarz Filipa wyraziła wątpliwość.
— A! nie wierzysz pan? podchwycił Balsamo. — Poczekaj więc! Dowiodę panu, że siostra pana, chociaż uśpiona, wyjdzie natychmiast ze swego pokoju i zatrzyma się dopiero w tem samem miejscu, gdzie rozmawiałem z nią owej nocy.
— Zgadzam się i wtedy uwierzę.
— Zbliżmy się więc do tej alei i czekajmy.
Balsamo wyciągnął rękę w kierunku okien Andrei.
W tej chwili szelest jakiś zwrócił jego uwagę.
— Jakiś człowiek przebiegł — rzekł cicho do towarzysza.
— Gdzie?
— Tam, koło krzaków.
— A! to Gilbert, nasz dawny służący.
— Czy ma pan jakie powody, ażeby się go wystrzegać?...
— Nie, jednak jeśli Gilbert tu jest, może jeszcze i inni ludzie włóczą się po parku?...
Przez ten czas Gilbert uciekał co sił; ujrzał Filipa z Balsamem i przeczuł, że jest zgubiony.
— Więc co uczynimy? — spytał Balsamo.
— Jeśli to, co pan mówiłeś, nie jest rzeczywiście czczą przechwałką — odpowiedział Filip, mimowoli zmieszany pewnością towarzysza jeżeli możesz pan sprowadzić tu moją siostrę, spraw to, tylko nie sprowadź jej aż tutaj, gdzie może być spostrzeżoną.
— Już! patrz pan! — wyrzekł Balsamo, chwytając Filipa za rękę, i pokazując mu bladą i sztywną Andreę, schodzącą pomału ze schodów tarasu, na rozkaz Balsama.
— Zatrzymaj ją pan! na litość, zatrzymaj! — wykrzyknął zdumiony Filip.
— Dobrze.
Hrabia wyciągnął rękę w kierunku młodej dziewczyny, a ta stanęła natychmiast, później, jak posąg z marmuru, zawróciła w miejscu i udała się znów do swego pokoju.
Filip biegł za nią z Balsamem.
Filip wszedł do pokoju razem z siostrą, zatrzymał ją i posadził na fotelu.
W sekundę później wszedł hrabia i zamknął za sobą drzwi na klucz.
Chociaż trwało to tylko krótką chwilę, Gilbert zdążył wślizgnąć się za nimi na korytarz i zakradł się do pokoju Nicoliny; zrozumiał, że życie jego waży się w tej chwili.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.