Hoei-lan-ki

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Li Qianfu
Tytuł Hoei-lan-ki
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Piotr Chmielowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IV. Hoei-lan-ki (Historya o kole kredowem).
(Utwór dramatyczny).
Byłą śpiewaczkę i tancerkę Hai-tan oskarżono o otrucie męża i przywłaszczenie sobie dziecka drugiej tegoż żony. Rzecz wytacza się w końcu przed najwyższego sędziego Pao. Świadkowie, przekupieni przez panią Ma, zeznają, że dziecko, o które idzie, jest istotnie jej dzieckiem. — Sędzia Pao postanawia dokonać próby.

Pao. Woźny, przynieś mi kawałek kredy i narysuj nią koło, w środku którego postawisz chłopca; kobiety niech ciągną z dwu stron. Jeżeli go pochwyci matka prawdziwa, to łatwo jej będzie wyprowadzić chłopca z koła, matka zaś mniemana nie dokaże tego.
Woźny. Według rozkazu. (Zakreśla koło kredą i stawia chłopca w jego środku).
(Pani Ma chwyta dziecko i wyciąga je z koła; Hai-tan nie może tego dokonać).
Pao. Toć jasno jak w dzień, iż ta kobieta nie jest matką, bo się jej nic udało wyciągnąć go z koła. Woźny! Weź Czan-hai-tan i obij ją tu przed kratkami. (Tak się staje).
Teraz niech jeszcze raz obie kobiety spróbują wyciągnąć dziecko z koła.
(Pani Ma ciągnie dziecko do siebie. Hai-tan znowuż nie może tego dokonać).
Pao. A więc próbę powtórzyłem parę razy i spostrzegłem, że Hai-tan nic uczyniła najmniejszego nawet wysiłku, żeby dziecko wyciągnąć z koła. Woźny, weź grubsze kije i dobrze ją niemi pogłaskaj.
Hai-tan. Ach, łaskawy panie, złóż gniew ten, który mię przeraża jak grom, i tę groźną minę, która dla mnie tak jest straszną, jak widok wilka lub tygrysa. Kiedym wyszła za pana Ma, urodziło mi się to dziecko. Nosiłam je pod sercem, trzy lata karmiłam je piersią, spożywałam same gorycze, wszelką słodycz wydawałam z siebie. Kiedy było zimno, ogrzewałam delikatne jego członeczki. Jakichże to trudów i troskliwości było potrzeba, aby wychować dziecko aż do piątego roku życia! Ono jest tak słabiutkie i tak delikatne, że niepodobna, ażeby ciągnąc je z dwu stron, ciężko go nie urazić. Panie, jeżeli dziecko moje tym tylko sposobem odzyskać mogę, żebym mu jego drobne ramionka ze stawów wyrwała, albo i złamała, to wolę dać się ubić na śmierć, niż się choćby najmniej wysilić na wyciągnięcie go z koła. O, łaskawy panie, ja sądzę, że się pan zlituje nademną.

(Śpiewa):   Czyż to być może matka prawdziwa.
Co dziecię swoje na mękę wzywa?

(Mówi): Niech-że sam pan się przyjrzy łaskawie!

(Śpiewa):   Ramiona dziecku są tak słabiutkie,
Jak źdźbła konopi takie cieniutkie!
Czy owej srogiej kobiecie znane
Cierpienia, bóle, matce zadane?
Ale to musi zdziwienie wzbudzić,
Żeś ty, o Panie, dał się ułudzić.
O jakże los nasz jest tu odmienny!
Mnie zgnębią ludzie swoją pogardą,
A ona głowę podniesie hardo,
Jeśli ów wyrok zapadnie kamienny,
Członeczki dziecka pójdą w kawały,
Gdy je z obu stron będziemy rwały.

Pao. Lubo myśl, ukryta w prawie, nieraz leży bardzo głęboko, możliwą przecież jest rzeczą przeniknąć wzruszenie, władające sercem ludzkiem. Pewien starożytny mędrzec powiedział te słowa pamiętne na wieki: I któżby zdołał ukryć, kim jest, jeśliście tylko widzieli, co on czyni, jeśliście zbadali powody jego postępowania i zauważyliście, do jakiego zmierza on celu? — Uznajcie zatem olbrzymią potęgę, jaka otaczała to koło kredą narysowane! Tamta kobieta pożądała w swem sercu zawładnąć całym majątkiem Ma-ciun-dzina, i dlatego chciała młode dziecko przy sobie zatrzymać; ale czyż mogła przypuszczać, iż ukryta prawda tak rychło na jaw wyjdzie?

(Deklamuje):  Aby majątki posiadać mężowe,
Tego chłopaczka sobie przywłaszczyła;
Koło atoli wykryło kredowe,
W czem kłamstwo, a w czem prawda się mieściła.
Grzeczną, łagodną wszystkim się wydała,
Ale jej srogość wyszła na jaw cała —
Matka prawdziwa wnet się ukazała

(P. Ch).


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Li Qianfu i tłumacza: Piotr Chmielowski.