Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 4 —

Śród rzezi wiekuistej ginie zastęp młody,
Człowieka życie równe dniom psów albo trzody!
I pocóż nam się rodzą nieszczęśliwe syny;
Toć większa dzisiaj ojcu pociecha z dziewczyny.
Bo córka, jeśli wyjdzie, to pod dach sąsiada,
A na chłopców od dziecka czatuje śmierć blada.
O władco, błękitnego nie znasz brzegów morzu,
Gdzie kośćmi się umarłych bieleją przestworza,
Gdzie z ziemskich więzów świeżo wyzwolone duchy
Skarg fale pośród nocy rozlewają głuchéj.
Tam niebo ołowiane i deszcz mroźny siecze,
A zewsząd drżą w powietrzu jęki nie-człowiecze!..

(J. A. Święcicki).


IV. Hoei-lan-ki (Historya o kole kredowem).
(Utwór dramatyczny).
Byłą śpiewaczkę i tancerkę Hai-tan oskarżono o otrucie męża i przywłaszczenie sobie dziecka drugiej tegoż żony. Rzecz wytacza się w końcu przed najwyższego sędziego Pao. Świadkowie, przekupieni przez panią Ma, zeznają, że dziecko, o które idzie, jest istotnie jej dzieckiem. — Sędzia Pao postanawia dokonać próby.

Pao. Woźny, przynieś mi kawałek kredy i narysuj nią koło, w środku którego postawisz chłopca; kobiety niech ciągną z dwu stron. Jeżeli go pochwyci matka prawdziwa, to łatwo jej będzie wyprowadzić chłopca z koła, matka zaś mniemana nie dokaże tego.
Woźny. Według rozkazu. (Zakreśla koło kredą i stawia chłopca w jego środku).
(Pani Ma chwyta dziecko i wyciąga je z koła; Hai-tan nie może tego dokonać).
Pao. Toć jasno jak w dzień, iż ta kobieta nie jest matką, bo się jej nic udało wyciągnąć go z koła. Woźny! Weź Czan-hai-tan i obij ją tu przed kratkami. (Tak się staje).
Teraz niech jeszcze raz obie kobiety spróbują wyciągnąć dziecko z koła.
(Pani Ma ciągnie dziecko do siebie. Hai-tan znowuż nie może tego dokonać).
Pao. A więc próbę powtórzyłem parę razy i spostrzegłem, że Hai-tan nic uczyniła najmniejszego nawet wysiłku, żeby dziecko wyciągnąć z koła. Woźny, weź grubsze kije i dobrze ją niemi pogłaskaj.
Hai-tan. Ach, łaskawy panie, złóż gniew ten, który mię przeraża jak grom, i tę groźną minę, która dla mnie tak jest straszną, jak widok wilka lub tygrysa. Kiedym wyszła za pana Ma, urodziło mi się to dziecko. Nosiłam je pod sercem, trzy lata karmiłam je piersią, spożywałam same gorycze, wszelką słodycz wydawałam z siebie. Kiedy było zimno, ogrzewałam delikatne jego członeczki.