Żołnierze idą szybko, łuk niosąc i strzały,
Za nimi żon i dzieci biegnie zastęp cały;
Odzieży się czepiają, lejąc łez potoki,
A płaczu i skarg echa lecą pod obłoki!
Wciąż pyta wojsko rzesza ludzi przechodząca,
A oni: los nasz — rzekną — iść naprzód bez końca!
W piętnastej jeszcze wiośnie wyszli z nich niektórzy,
A dzisiaj od czterdziestu lat już są w podróży!
Zaborów coraz nowszych tworząc dzikie plany,
Nie słyszy krzyków ludu władca krwią skalany...
Daremnie pług i rydel chwytają niewiasty,
Na polach tylko głogi plenią się a chwasty.
Śród rzezi wiekuistej ginie zastęp młody,
Człowieka życie równe dniom psów albo trzody! I pocóż nam się rodzą nieszczęśliwe syny;
Toć większa dzisiaj ojcu pociecha z dziewczyny.
Bo córka, jeśli wyjdzie, to pod dach sąsiada,
A na chłopców od dziecka czatuje śmierć blada. O władco, błękitnego nie znasz brzegów morzu,
Gdzie kośćmi się umarłych bieleją przestworza,
Gdzie z ziemskich więzów świeżo wyzwolone duchy
Skarg fale pośród nocy rozlewają głuchéj.
Tam niebo ołowiane i deszcz mroźny siecze,
A zewsząd drżą w powietrzu jęki nie-człowiecze!..