Przejdź do zawartości

Han z Islandyi/Tom III/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Han z Islandyi
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1912
Druk Drukarnia Synów St. Niemiry
Miejsce wyd. Warszawa
Tytuł orygin. Han d’Islande
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IX.
Elwira.
Cóż to się stało z biednym Sanchem? Nie pokazał się w mieście.
Nuno..
Sancho musiał się dobrze ukryć.
Lopez di Vega „Najlepszym alkadem jest król“.

Hrabia Ahlefeld, w obszernym, czarnym płaszczu z gronostajami, w wielkiej peruce urzędowej, która spadała aż na jego ramiona, z mnóstwem na piersiach gwiazd i orderów, pomiędzy któremi wyróżniały się łańcuchy Słonia i Danebroga, jednem słowem w paradnym stroju wielkiego kanclerza Danii i Norwegii, przechadzał się z miną stroskaną po apartamencie hrabiny Ahlefeld, która w tej chwili sama tylko z nim się znajdowała.
— No, już dziewiąta godzina — odezwał się — trybunał zaraz rozpocznie posiedzenie. Nie trzeba mu kazać czekać, albowiem koniecznem jest, by wyrok zapadł dziś w nocy, a najpóźniej jutro rano został wykonany. Syndyk zapewnił mnie, że kat będzie tu jeszcze przed świtem. Czy kazałaś, Elphegio, przygotować statek, na którym pojadę do Munckholmu?
— Czeka już przynajmniej od pół godziny — odparła hrabina podnosząc się z sofy.
— A lektyka czy stoi przed drzwiami?
— Tak jest, panie.
— Powiadasz więc, Elphegio — zagadnął nagle hrabia, przesuwając dłonią po czole — że pomiędzy Ordenerem Guldenlew i córką Schumackera istnieje intryga miłosna?
— Ręczę za to — odparła hrabina ze śmiechem pełnym gniewu i pogardy.
— Któżby to pomyślał?.. Jednakże, przyznam ci się, że ja też coś podejrzewałem.
— I ja również — rzekła hrabina. — Jest to figiel tego przeklętego Lewina.
— Stary hultaj — wyszeptał kanclerz — poczekaj, polecę ja ciebie Arensdorfowi. Gdyby mógł wypaść z łaski! Ale słuchajno, Elpegio, przychodzi mi myśl...
— Cóż takiego?
— Wiesz o tem, że więźniów, których mamy sądzić w zamku munckholmskim, jest sześciu: Schumacker, którego, jak się spodziewam, już się jutro obawiać nie będę; olbrzym góral, nasz fałszywy Han z Islandyi, który przysiągł utrzymać się w swej roli aż do końca, w nadziei, że Musdoemon, od którego otrzymał już znaczne sumy, ułatwi mu ucieczkę. Ten Musdoemon miewa myśli prawdziwie szatańskie! Z czterech pozostałych obwinionych, trzech to dowódcy powstańców, czwarty zaś, to nieznajomy, który się znalazł, niewiadomo jakim sposobem, na zgromadzeniu w Apsyl Corh, a wskutek zabiegów Musdoemona, dostał się w nasze ręce. Według Musdoemona, musi to być szpieg Lewina Knud. I istotnie przybywając tutaj, więzień ten zaraz pytał o jenerała, dowiedziawszy się zaś o nieobecności Meklemburgczyka, zdawał się być bardzo przerażony. Przytem nie chciał odpowiadać na pytania, jakie mu Musdoemon zadawał.
— A dlaczegóż go sam nie wybadałeś, mężu mój i panie?
— Czyż mogłem to uczynić przy nawale zatrudnień, jakie mnie obarczają od samego mego przyjazdu? Sprawę tę poruczyłem Musdoemonowi, którego ona również, jak i mnie, zajmuje. Zresztą, moja droga, człowiek ten sam przez się niewiele znaczy: pewnie to jaki biedny włóczęga. Możemy go tylko przedstawić jako ajenta Lewina Knud, a ponieważ został ujęty w szeregach buntowników, przeto okoliczność ta będzie mogła świadczyć o występnej zmowie między Meklemburgczykiem i Schumackerem, co może wywołać, jeżeli nie obwinienie, to przynajmniej niełaskę przeklętego jenerała.
Hrabina rozważała przez chwilę.
— Masz słuszność, panie — rzekła wreszcie. — Ale ta fatalna skłonność barona Thorvick dla Etheli Schumacker...
Kanclerz raz drugi potarł czoło ręką, poczem. wzruszając ramionami, rzekł:
— Ani ja, ani ty, Elphegio, nie jesteśmy nowicyuszami w życiu, a jeszcze nie znamy ludzi! Gdy Schumacker raz drugi dotknięty zostanie wyrokiem sądu o zdradę stanu, gdy na szafocie sromotną poniesie karę, a jego córka, na zawsze skalana publiczną hańbą jej ojca, spadnie niżej ostatnich warstw społeczeństwa: czy myślisz, Elphegio, że wówczas Ordener Guldenlew wspomni choć na chwilę o tej dziecinnej miłostce którą ty, sądząc ze słów egzaltowanej i głupiej dziewczyny, nazywasz skłonnością? Czy przypuszczasz, że w wyborze pomiędzy córką nędznego przestępcy a córą dostojnego kanclerza zawaha się choć chwilę? Ludzi, moja droga, według siebie sądzić wypada.
— Pragnęłabym, abyś i tym razem miał słuszność. Zdaje mi się jednak, że uznasz za właściwe żądać od syndyka, by córka Schumackera obecną była przy procesie jej ojca i by ją pomieszczono w trybunie, w której ja znajdować się będę. Chciałabym ją poznać dokładnie.
— Wszystko, co sprawę tę może rozjaśnić, ma nader wielką wagę — rzekł kanclerz z flegmą. — Ale, powiedz mi, czy wiadomo, gdzie jest teraz Ordener?
— Nikt tego nie wie; jest to godny uczeń starego Lewina, jak on, prawdziwy błędny rycerz. Sądzę, że musi zwiedzać obecnie Ward-Hus...
— No, no, nasza Ulryka przywiąże go więcej do domu. Ale, zapomniałem, że trybunał na mnie czeka...
Hrabina zatrzymała kanclerza.
— Jeszcze jedno słowo, hrabio. Mówiłam już o tem wczoraj, ale byłeś bardzo zajęty, nie otrzymałam przeto odpowiedzi. Gdzie jest Fryderyk?
— Fryderyk! — powtórzył hrabia posępnie, podnosząc rękę do czoła.
— Tak jest, mój Fryderyk. Odpowiedzże mi. Pułk bez niego wrócił do Drontheimu. Przysięgnij mi, że Fryderyk nie był w tych okropnych wąwozach Czarnego Słupa. Dlaczego na imię Fryderyka zmieniła się twarz twoja? Jestem śmiertelnie niespokojną.
— Uspokój się, Elphegio. Przysięgam ci, że syn nasz nie był w wąwozie Czarnego Słupa... A zresztą ogłoszono przecież listę oficerów zabitych lub ranionych w tej bitwie...
— Dodajesz mi otuchy — rzekła hrabina uspokojona. — Prawda, że dwóch tylko zginęło oficerów, kapitan Lory i młody baron Randmer, który tak szalał z moim Fryderykiem na balach w Kopenhadze. O! tak, kilkakrotnie odczytywałam listę. Powiedz mi więc, hrabio, czy syn mój został w Walhstrom?
— Tak jest — odparł Ahlefeld.
— A więc, drogi przyjacielu — rzekła hrabina z uśmiechem, który ponętnym uczynić chciała — błagam cię tylko o jedną łaskę; niech Fryderyk jak najspieszniej powróci z tych miejsc okropnych.
Kanclerz z trudnością uwolnił się od błagalnego uścisku.
— Pani — rzekł — trybunał na mnie czeka. Żegnam cię: to, czego żądasz, nie zależy ode mnie.
Powiedziawszy to, wyszedł z pośpiechem.
Hrabina patrzyła za nim posępnie.
— Nie zależy to od niego — rzekła do siebie — a jedno jego słowo mogłoby mi powrócić mojego syna. O tak, dawno już odgadłam, że ten człowiek nie ma wcale serca.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.