Gwiazdka Marynki
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Gwiazdka Marynki |
Pochodzenie | Moje Koraliki |
Data wyd. | 1921 |
Druk | Kuryer Polski |
Miejsce wyd. | Milwaukee |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
W zaułku dwóch biednych ulic, po południu w wigilię Bożego Narodzenia, stała mniej więcej dziewięcioletnia dziewczynka oglądając się niespokojnie na wszystkie strony. Twarzyczka jej była zbiedzona, a sukienka wypłowiała i tu i ówdzie rozdarta.
Niespokojny jej wzrok, padł na kawałek chleba leżący obok jednego z pudeł, które służyły do składania odpadków.
Skoczyła czemprędzej po upragnioną zdobycz, a następnie oparłszy się o płot — śledziła dalej wszystkie kąciki.
— Gwiazdka idzie — myślało dziecko — więc oczyścili jej drogę. Nic nie zostawili — wszystko zabrali...
Przed oczyma biedactwa przemknął stary gwiazdor — niosący podarki dla grzecznych dzieci...
Marynka zaczęła sobie przypominać, ażali była grzeczną.
Ze wstydem przyznała przed sobą, że nie zawsze słuchała mamy i kiedy ta, idąc do pracy upominała ją, aby siedziała w domu, Marynka goniła za kotami, albo siadywała na płocie i patrzyła jak “angielskie” dzieci się bawią.
Jakże nie miała patrzeć? Miały takie śliczne lalki!
Żeby “tatuś” żył, z pewnością obroniłby ją za to przewinienie i powiedziałby tej pani z gwiazdką, że Marynka zasłużyła sobie na lalkę. Ale tatuś umarł, a mamusia ciągle słabowała, chociaż chodziła do pracy, a od kilku dni leży w łóżku i nawet mało co mówi.
Marynka była dobrą, przynosiła mamie co mogła, ale teraz pieniędzy już nie mają, a i w zaułkach nic znaleźć nie może.
A tu Gwiazdka już blisko, a ona za karę pewno nic nie dostanie...
Na tę myśl ścisnęło się serduszko Marynki a w oczach zamigotały łezki.
Przypomniała sobie, jak zeszłego roku w starym kraju poszła z mamą do kościoła — pokłonić się Dzieciątku Jezus.
— Ach! jakie śliczności widziała!...
Jezusek maleńki leżał na sianku, a w około niego klęczeli ludzie i zwierzęta... Pamięta jeszcze dziś wszystko i widzi gdyby żywe...
— A ta gwiazda świecąca nad Dzieciątkiem! jak ta ją nęciła!... Patrzała i patrzała się w nią.. Aż mama schyliła się doniej i powiedziała: — Zmów paciorek Marynka do świętego Dzieciątka, może ta gwiazda Jego zaprowadzi nas do ojca za morze...
Marynka bardzo szczerze zmówiła “Ojcze nasz” i “Zdrowaś Marya” i widać mały Jezus wysłuchał jej prośbę, bo w kilka tygodni później przyszły pieniądze od ojca z Ameryki na drogę.
Ale jeno kilka miesięcy byli razem, bo ojca potłukła maszyna w fabryce — i umarł.
Tak sobie przypominając przeszłość, Marynka zaniosła się płaczem.
Modliła się ona wprawdzie i tu w Ameryce. Modliła się za tatusia w niebie i za chorą matkę na ziemi, ale gdy bieda coraz większa ich nawiedzała, Marynka zaczęła coś powątpiewać, a po głębokiem namyśle przyszła do przekonania, że tutaj pewno trzeba się modlić po angielsku, — polski pacierz może do Jezusa nie dochodzi, a ona jeszcze po angielsku nie umiała.
Potem bunt jakiś poczuła w duszy, bo przypomniała sobie jak sąsiadów dzieci tam w starym kraju w Swarzędzu — przychodziły do domu ze szkoły posiniaczone za to, że modliły się po polsku.
— Czemu to po polsku modlić się nie można? zafrasowało się dziecko. A po niejakiejś chwili namysłu powiedziało półgłosem:
— Pewno inne narody nie chcą wpuścić polski naród do nieba!...
Ale ona będzie się cisnąć do Dzieciątka Jezus, choćby za to rózgą dostała! i wielkim głosem — nawet przez łzy — będzie wołać do Niego po polsku!
Tak sobie rozumując o ludziach i niebie, Marynka — to przygryzała znaleziony chleb, to zanosiła się płaczem, to mówiła głośno “Ojcze nasz”.
Wtem uszu jej doszło:
— Miau-a-u! Mia-a-u! Mia-a-u!
Nędzna kocina, skóra tylko i kości szukając też widocznie za żerem, nie znalazłszy nic, objawiła w powyższy sposób swoje niezadowolenie.
Marynka, na mia-a-u — jakby za dotknięciem czarodziejskiej różczki cała się przemieniła..
Z nieba znalazła się prędko na ziemi i kochająco pożądliwem okiem — obejmowała kota.
— Takie śliczności! — myślała, — taką samą ma żółtą łatkę na uszku i na tylnej nóżce, jak ich własny “Gapuś” w Swarzędzu — i taki też bury.
Śliczności ledwie się na nogach trzymały i wzbudzały godny litości widok, ale Marynka tego nie widziała. Dla niej, było to wspomnienie “Gapusia” a tem samem drogocenny przyjaciel, z którym mogłaby się przecie choć chwilę zabawić.
Podeszła wolniutko do kota, aby go nie spłoszyć i:
— Kotyś! Gapuś! — ci — ci — ci — zawołała.
Kot w odpowiedzi poruszył przyjaźnie ogonem.
Rozumiała to Marynka i ośmielona tem, pogłaskała kota po grzbiecie.
— Mr-r-u-u! mr-u-u! kot odpowiadał, podnosząc w górę ogonek.
— Śliczności ty moje — mówiło dziewczę — ja wiem, tyś głodny! — i ostatni kęs chleba podzieliła z kocią nędzą.
A potem? ach! czyż mogła sobie odmówić?...
Wszak wszystkie dzieci będą miały coś od gwiazdki — a ona nic... Więc ona weźmie sobie tego kota... A może to gwiazdka go jej dała?..
Ucieszona z pomysłu, przytuliła kota do siebie i poszła do domu.
Matkę zastała z zamkniętemi oczyma, więc aby jej nie budzić, położyła coś z odzieży na podłogę i trzymając kocią nędzę w objęciach, słodko zasnęła...
Rozgrzana kociem ciepłem, śniła: że w izbie u nich jest ogień, że wieczór już nadszedł, że gwiazdor z nieba przyszedł, przyniósł dla niej śliczną lalkę, a Gapusiowi czerwoną wstążeczkę na szyję.
I było tak dobrze!...Mamusia się uśmiechała, ona piastowała lalkę, a Gapuś chlipał mleko...
Rozbudziło się dziewczę z uroczego snu, przeciera raz drugi i trzeci oczęta, i... jeszcze sobie nie wierzy...
Prześliczna lalka naprawdę leży obok niej, Gapuś rzeczywiście chlipie z podstawki mleko, a mama weselsza uśmiecha się do niej z łóżka.
— Mamo? czy gwiazdor lub biała pani z gwiazdką już była? — pyta zdumione dziewczę — i czy to ona tak wszystko u nas zmieniła?.......
— Jestem tu jeszcze — odpowiada za mamę jakaś pani, której przedtem Marynka nie zauważyła.
— Bądź dobrą, moje dziecko, — jutro, ubierz się w co masz najlepszego, przyjdę po ciebie i zaprowadzę cię do kościoła — do Dzieciątka Jezus.
— A czy Jezus tu w Ameryce zrozumie po polsku? — zapytało trwożliwie dziewczę.
— I w Ameryce i na całym świecie Jezus inaczej Polaków nie zrozumie tylko po polsku! — odpowiedziała obca pani.
Po tych słowach wyszła. A Marynka dowiedziała się od mamy, że sąsiedzi dali znać takim dobroczynnym paniom o ich biedzie, więc jedna przyszła ich poratować.
Marynce na to przemknęło prędko przez głowę, że to może Jezus tak dał za to, że przyrzekła — tam pod płotem — zawsze — choćby nawet rózgą dostała — modlić się po polsku!