Gadki (do JMci Pani Rejowéj)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Andrzej Morsztyn
Tytuł Gadki
Podtytuł Do Imci P. Teofili z Raciborska Rejowéj Starościnéj Małogoskiéj
Pochodzenie Poezye oryginalne i tłomaczone. Poezye liryczne — Heroglifiki i emblemata miłosne
Wydawca Nakładem S. Lewentala
Data wyd. 1883
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Gadki.[1] Do Imci P. Teofili z Raciborska Rejowéj
Starościnéj Małogoskiéj.

Znając twe, siostro, doskonałe cnoty,
Nie śmiem ci wierszów słać, w których zaloty
Miejsce swe mają i gdzie bystre karty
Bezpieczne swoje wywierają żarty;
Choć to poetom przystęp wszędzie wolny,
I wiersz niedobry, kiedy nie swowolny.
Nie ślę-ć téż trenów, zdałbym się jakoby
Życzyć w tym domu, strzeż Boże, żałoby.
Psalmów nie umiem pisać i, choć w poście,
Większa chęć we mnie do piosneczek roście.
Posłałbym pieśni nowej kuźnie, ale
Tylko te śpiewasz, co w kancyonale.
Pokazać się też do ciebie z fraszkami,
Godzien-bym z niemi zostać więc za drzwiami.
Więc ci posyłam gadki do zabawy,
Z któremi jako wstąpi do rozprawy
Twój dzielny dowcip, pokaże, że i te
Choć zawikłane, nie są mu zakryte.
I one same będą temu rady,
Że im brat dał wiersz, a siostra wykłady.
A jeśli ich tym szczęście nie obdzieli,
Każ je choć babom gadać przy kądzieli.



Gadka  1.

Wszystek świat smętną napełniam żałobą,
Krwią się nie mogę nasycić i łzami;
Ociec mój, będąc światłem i ozdobą
Świata, mnie rodzi między ciemnościami,
Skąd ja, wyszedszy na świat, zaraz z sobą
Wynoszę ludziom śmierć, pogrzeb z marami;
W barwie się kocham czerwonéj, lecz wszędzie,
Kędy dowodzę, bez czarnéj nie będzie.
Rany zadawam i odbieram razy,
Krew i rozłączam i stanowię w żyle.
Jestem narzędzie i wstydliwéj zmazy,
I wielkiéj cnoty; kto mnie w dobréj sile

Zażywa, sławy pewien jest bez skazy,
Któréj śmierć w żadnej nie zamknie mogile.
Gdy kogo zgładzą, zaraz się umyję,
Zaraz się stawszy mężobójcą skryję.
Łakomy szuka, tyran mię zażywa,
Często gwałt, często prawo z sobą noszę;
Przeze mnie granic królestwom przybywa,
Nisko się rodzę, wysoko wynoszę.
Moc moja raz zła, drugi sprawiedliwa,
Brzydkie występki i czynię i znoszę;
Bardzo mię w każdym rzemieśle potrzeba
I snadź beze mnie nie jadłbyś i chleba.
A kiedy przyjdzie rwać pokój domowy,
Ja się najprędzéj porywam do zwady,
I choć z obu stron służyć-em gotowy,
Żaden mi za to nie zadaje zdrady.
Ja czynię panem, ja władam okowy;
Gdy do méj siły przydasz zdrowéj rady,
Ty, przed którym w téj ukrywam się chmurze,
Wolisz mnie zgadnąć, niźli czuć na skórze.



Gadka  2.

Trudno zgadnąć z jakiéj-em natury złożony;
Skrzydła mam, a nie latam, brzuch nienasycony
Noszę i głodny zawsze, jako wór dziurawy,
Który zaraz jak przymie, oddaje potrawy.
Zębów nie mam, a drobno gryzę; jedne nogę
Tylko mam, lecz i na téj postąpić nie mogę,
Ciało się wszystko rusza, jednak w swoim ciele
Wkoło się tylko kręcę, a krzyż mam na czele.
Mam przyrodnego brata, ale z tym niezgoda,
I tak-eśmy są różni, jako wiatr i woda.



Gadka  3.

Subtelna-m w sobie i blade mam lice,
Z każdym obcuję, z każdym się położę,
Nagie obłapiam bezpiecznie dziewice;
A żadna się stąd (gardło na to łożę)
Wstydu nie boi, owszemby wstyd miała,
Gdyby beze mnie położyć się śmiała.

Króle i chłopy, poddanych i pacy,
Mężczyzny i pleć białą mam pod sobą,
I zaraz świętsze uczynię kapłany,
Kiedy ich swoją przykryję ozdobą.
Ręce ucięte, brzuch mam rozerznięty,
I głowy nie mam, ni kolan, ni pięty.
Topią mnie, biją kijem, ciągną, kręcą,
Pieką, obieszą nawet na powrozie;
Jednak mnie taką sprawą nie odnęcą,
Bom tym piękniejsza, im-em bardziéj w grozie.
Ma mię i żebrak i ty mnie, łaskawy
Masz czytelniku, jeśliś nie plugawy.



Gadka  4.

Szczera-m jest woda, ale bez pochyby
Nie ciekę ani chowam w sobie ryby;
Z zimna się rodzę, a przecie i ciebie
Grzeję i zimie zagrzewam w potrzebie.
Najlepszy-m w drodze, a kiedy cię w domu
Nawiedzę, grzmotów nie bój się i gromu.



Gadka  5.

Każdy mnie szuka, chociam dobrze skryty;
Brzuch tylko mam i gardziel niesyty;
Nic nie połykam, tylko co wprzód gęby
Ludzkiéj się tchnęło i przeszło przez zęby.
Nie służę zwierzu i ptastwu, co leci,
Tylko co ludziom i to oprócz dzieci,
Którzy mię brzydkim napełnią wzdychaniem,
Gardło i usta szpetnym całowaniem.
Jako u dworu, gdzie się każdy nęci,
Tyle mam imtów i tyle pieczęci;
Każdy potrzebny beze mnie się wścieka,
A po wygodzie przede mną ucieka.



Gadka  6.

Pierwéj muszę do grobu wstąpić, niż ożyję;
I nie mogę dobrze żyć, jeśli wprzód nie zgniję.
Matka mnie bez pomocy méj, nad przyrodzenie,
Nie urodzi i moje cudowne rodzenie,

Żem sobie sama wzrostem, początkiem, powstani[em]
Lepiéj niżli rodzeniem, nazwiesz zmartwychwsta[niem]
Trupa mego matce méj przyniosą, a ona
Na grób mój litościwe otwiera ramiona,
Z którego niezadługo na świat zaś wychodzę,
Ale się już z bliźnięty, a nie sama rodzę.
W niéj mam grób, w niéj i żywot, z niéj pokarm
Mróz mi, choć nagiéj, nie strach, a kiedy kosmaty
Przywdzieję kożuch, wtenczas na mię nie nacier[a]
Gdzie mnie niémasz, tam się mnie barziéj lud na[piera]
A mnie zaś ledwo kijem wykołacą z domu;
Póki kijem nie wezmę, niedobra-m nikomn.
Jedne mam nogę, rozum wszystek w głowie nosz[ę]
Weselsza-m, gdy ją zwieszę, niż gdy ją podnosz[ę]
Mała-m rzecz, a ogromne wojska na mnie zwodz[ą]
Które tępym orężem najbarziej mi szkodzą.
Ani mnie to obroni, że mam dla obrony
Dom złotemi spisami wkoło obtoczony.
A tak mój nieprzyjaciel okrutny i srogi,
Że matce mojéj ledwie zostawi spód nogi,
Ostatek sobie chowa, część zwierzom rozrzuci,
Im mię bardziéj morduje, tym się mniéj zasmuci.
Nakoniec mię przez wszystkie utrapi żywioły,
Wodą mnie a nie ogniem obróci w popioły,
Rozrzuca po powietrzu i tłucze po ziemi,
W ogień wrzuci, dopiéroż męczeństwy takiemi
Zmęczona, tyranowi tak płacę tu sprawę,
Że mu za śmierć oddaję i żywot i strawę.



Gadka  7.

Czołgam się zawsze, jak brzydkie gadziny;
Krzyczę, choć gęby nie mam, ni przyczyny
Matki mój gryzę ciało, włosy, kości,
I bez pamięci rozdzieram wnętrzności,
Uciekam przed tym, który za mną chodzi,
Tego zaś gonię, który mię powodzi;
Rząd mam za sobą, a wprzedzie mam siły,
Przez co się wielkie królestwa zgubiły;
Nos wszędzie wetknę, a nie lubię góry
Wtenczas, gdy skarbów dobywam natury.

Gadka  8.

Ledwie się pocznę, tak zarazem ginę;
Pókim żyw, poty wszyscy mnie winują,
I tak zły przysmak wszędzie do mnie czują,
Że ledwie z śmiercią znoszę z siebie winę.
Nic mi nie ujdzie, a wszystko mi szkodzi,
Lubo co rzekę, lubo zamknę mowę,
Każdy się strzeże i odwraca głowę.
I ten się mię prze, który mię urodzi.
Głosu dobywam, kędy chłopi siedzą,
Ale zaś z pany obyczajniéj żyję,
Jednak się rzadko i milczkiem ukryję.
I choć nie mówię, przecie o mnie wiedzą.
Nikt mnie nie widział, a choć z mądrą głową,
Jak mówić pocznę, przede mną uciecze,
I nikt bez gadki śmiało nie wyrzecze,
I skądem wyszedł i jako mnie zową.
Kiedy alarmy w trąbę swą uderzę,
Zda się, że górna miece gromy strona;
Ale się strzały nie bój, ni piorona;
Bo tam nie biję nigdy, kędy zmierzę.
Wy panny, jeśli téj zrozumiéć gadki
Trudna się wam zda, dajcież mi po woli,
A jeśli wasza łaska to pozwoli
Ozwę się ja sam, wypuśćcie mnie z klatki.
Jakoż was proszę, więzień i chudzina,
Puśćcie mnie wolno, a natychmiast snadnie,
Każdy, com ja jest, coście i wy zgadnie,
I rzecze to są praczki, a to — bzowe jagody.



Gadka  9.

Nie bardzom kształtny i z całego ciała
Ręka mi tylko a głowa została;
Ręka wżdy miękka, ale wierzch stalowy,
Głowa, któréj się boją drugie głowy.
A tak się boją, że się kryją w ściany,
I w twardy kruszec i w kamień ciosany.
Kędy się ozwę, otworzą mi śmiele,
Wolno mi rozruch czynić i w kościele;
Jako król wielki, choć nie mam téj żądze,
Trzymam minicę i biję pieniądze.



Gadka  10.

Drzewo-m jest świeże, ale nic nie rodzę.
Korzeń mam w głowie, na gałęziach chodzę,
Listopad u mnie bywa i wśród lata,
Cieszy mnie tego ochędożka świata,
I gdzie ja przejdę, kędy się zawinę,
Tam zaraz piękniéj szpetnego nie minę;
Podczas mnie w konia zamienią z rozpusty,
Lecz owsa nie jé i nie będzie tłusty.
Gdy mnie rozedrą, to nawiedzam dzieci,
Choć u nich nie mam ni łaski, ni chęci.
I wasi starzy tak twierdzą ojcowie,
Choć mózgu nie mam, że mózg ostrzę w głowie.
Tak za tą różnych sposobów przysługą,
Raz bywam mistrzem, a drugi raz sługą.



Gadka  11.

Biały-m małżonek czarnéj miłośnice,
Związany w ścisłe tak z nią tajemnice,
Że mnie rozdzielić same z moją drogą
Nieba nie mogą.

Winnych uwalniam i niewinnych łaję,
Największy despekt odnoszę w chorobie,
Wzniecam to pokój, to zwady, przyczynki
I pojedynki.

Wszędzie m w obrocie: dwór, wojsko, sejmiki,
Nie obędą się bez mojéj praktyki;
Poselstwo noszę i bywam téż złoty,
Idąc w zaloty.

Sam bez afektów, różne w ludzie leję:
Gniew, miłość, żal, śmiech, bojaźń i nadzieję.
We mgnienia oka, choć nie mam czém płacić,
Mogę zbogacić.


Śmierć nawet sama w ręka a mnie bywa,
I czas i wieki i pamięć skwapliwa,
I czego dowcip ludzki się dobada,
U mnie to składa.

Łacno mnie zgadnąć, bo i mówię z tobą,
I masz mnie jawnie w oczach twych przed sobą.
Zgadniesz, jeżeliś na oczy nie głuchem,
Ni patrzysz uchem.



Gadka  12.

Nie widzi słońce pod swemi obroty
Śliczniejszéj, boskiéj nade mnie roboty.
Ja-m jest obrazem bóstwa i na ziemi
Z jasnościami się równam niebieskiemi,
Król mi poddaństwo oddaje i mężni
Bohaterowie nie są tak potężni,
Żebym nad niemi nie miała przewodzić;
Sami zwycięscy w ciężkich u mnie chodzić
Okowach muszą, aleć z mojéj ręki
Smaczne są pęta, dobrowolne męki.
O dwór mi łacno i o szumne sługi,
Chociaż odprawiam siła bez wysługi;
Wesoła-m, a wżdy przez ozdobę swoje,
Wzbudzam tęsknice, płacze, niepokoje.
Szkodzę, i nie chcąc, a w tym-em jest płocha,
Że bardziéj temu, co mnie bardziéj kocha.
Ślepemi czynię, a wżdy każdy okiem
Kradnie mnie chciwym i łaskawym wzrokiem.
Jakoż téż sam wzrok może o mnie sądzić,
Jeżeli mu wprzód nie rozkażą błądzić;
W dzień mianowicie dokazuję mocy,
Ale się we mnie kochają i w nocy.
Młodość w méj krasie i świeży wiek płaci,
Kto mnie zbyt pieści, ten mię prędzéj traci;
Kto mnie ma, niech mnie chowa bez przysady,
A kto mnie nie ma, niémasz na to rady.

Sama mnie starość przed śmiercią zabija,
A kto za zdrowie moje nie wypija,
Drewno i kamień, nie człowiek być musi,
Chceszli mnie zgadnąć? — przypatrz się Jagusi.



Gadka  13.

Patrz, niewdzięczniku, patrz na tego, który,
Żeby-ć dał żywot, ustąpił z swéj góry;
Szli za nim w wieńcu od ziemie wzniesiony,
Na drzewie przywdział ubiór pogardzony;
Potym doszedszy końca swéj natury,
Jest od podłego gminu gęstej chmury
Jęty, związany, biczowan, stłuczony,
Wsadzony nawet do podziemnéj brony,
Gdzie bywszy przez czas znowu zmartwychwstaje.
Ażeby-ć żywot przywrócił swą sprawą,
Dał sobie głowę zgruchotać łaskawą.
Ej obróć ku mnie usta, boć on daje
Zdrowie, on w tobie duszne siły mnoży,
On cię obżywia, choć nie jest syn boży.






  1. Przypis własny Wikiźródeł Gadki — tu: zagadki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Andrzej Morsztyn.