Góra Chełmska/Pieśń II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Norbert Bonczyk, Wincenty Ogrodziński (oprac.)
Tytuł Góra Chełmska
Część Pieśń II
Wydawca Instytut Śląski
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II
Górne Śląsko i mieszkańce jego. Walne wybieranie się do św. Anny. Leśnica. Ks. proboszcz Grelich; obiad na farze. Obrazy Gaszynów. Kaznodzieje kalwaryjscy. Ks. Rymel. Obrazy pisarzy śląskich. Pochód ku św. Górze. Trzeci upadek. Przywitanie na Rajskim Dworze. Pierwszy wieczór u św. Anny.

Tymczasem na głos wszystkich górnośląskich wieży
Lud pobożny bez liku do swych świątyń bieży.
W ciągu tydnia[1] codziennie spowiedzi słuchano[2]
Według dawnych, a dobrych porządków. W czas rano

Trzeciego dnia[3] przed świętem Krzyża Podwyższenia

Wybierano się w drogę, nie dla ucieszenia,
Ale w skrusze i w duchu pokuty za grzechy
Szukać u Św. Anny dla duszy pociechy.
Szczęsna ziemio kościołów, kopalń i kominów,

10 
Szczytna[4] między ziemiami z córek twych i synów,

Śląsko, gniazdo Piastowskie! Choć cię wieszcz Wincenty[5]
Sławny z pieśni Ziem polskich nie opiał, ty święty
Jesteś wiary przytułek, ty twych skarbów plony
Ślesz po rzekach i morzach do chat, miast, na trony.

15 
Ty wradzasz[6] w dzieci twoje skarb wiary i męstwa,

Twoim synom zawdzięcza ojczyzna zwycięstwa[7].
Pilna dłoń twego chłopka w niezbyt zyznej[8] glebie
Tyle płodzi, że tyje na żarnowym chlebie[9];
Twoje sioła chędogie, miasta zaludnione,

20 
Drogami jakby wstęgą z sobą połączone,

A niewiasty wstydliwe, a zdrowa młódź strojna:
Ziemio, dokąd twój język kochasz, bądź spokojna[10],
Nikt ci wiary nie wydrze ani świętej cnoty,
Ni szczerości praojców, ni do prac ochoty!

25 
Iżeś skarbem prześwietnym[11]: cesarze, królowie

Koronę twoję[12] nosić chcieli na swej głowie.
Śląsko, zostań, czym byłoś, tak cię w świecie wsławi
Święta Anna, a niegdyś[13] śród Świętych postawi!

Ten to Śląsk do wzajemnej wysyłał dziś Matki[14]

30 
Pobożnych swych pątników, męże, żony, dziatki,

Boć iść do św. Anny choć jednemu z gniazda,
To jak Amen w kościele. Pobożnych nie jazda,
Ale nogi tam niosły. Więc w płachty chędogie
Wkładano chleby, masła, sery i ubogie

35 
Uściskane pieniążki[15], już to na ofiary

Lub na dusz zalecania[16]. To wziąwszy na bary
Z modlitwą i pieśniami przez cne Pyskowice
Zdążano dnia drugiego rano do Leśnice[17].
Latoś dniem tym niedziela[18]. Być więc na kazaniu

40 
I na Mszy świętej stoi w boskim przykazaniu.

Zaległy procesyje rynek i ulice;
Już kapłani zasiedli wszystkie spowiednice[19],
Każdy swoich słuchając; a rozkaz wydano,
Iżby po nabożeństwie poobiadowano;

45 
Nie spieszyć do klasztoru aże wszyscy razem!

A trzody się kierują pasterzy rozkazem.

U stóp kopca Jerzego[20] czyli chełmskiej góry,
Przed wieki otoczonej sosnowymi bory,
Wylęgła się Leśnica, w tym tylko podobna

50 
Arcydziełom malarstwa, iże jest nadobna,

Gdy ją zdala podziwiasz; złośliwe ludziska,

Nadto jej pochlebiając, twierdzą, że i z bliska
Można u niej wypatrzeć niezwykłe piękności.
A któryżby niegrzeczny wątpił o tym? Dości,

55 
Że góra, nie mająca czasu do Leśnicy

Udać się, z dala tylko na tej to dziewicy
Poiła swoje oczy[21] i zawsze chwaliła.
A zaś wdzięczna mieścina jej się wypłaciła
Nieodstępną wiernością. Nadto swe zagrody

60 
Zagródki, miedze, grządki nie tak dla ochłody

Lub dla zysku marnego, co to ludzi mami,
Lecz dla góry ozdoby gęstymi laskami
Śliw najlepszych obsiała. Tym to wieńcem w lecie
Miasto górę krasiło, góra zaś w odwecie

65 
W zimie bary rozstawi, by w leśnickie knieje

Mroźnej śmierci nie dęły północne zawieje.

A tak mógło być zawsze, ludzie byli radzi
Górze, którać nikomu, proszę, nie zawadzi —
Aż tu proboszcz Malorny[22] spostrzegł: „Reformaci

70 
Mają zysk z mej Leśnicy — snadnie są bogaci!“

Więc po wojnie francuskiej, gdy krajowe kasy
Chłónęły[23] dobra święte, wsi, folwarki, lasy,
Mówiono Franciszkanom, żeby poszli sobie —
Poszli; nastała cisza na górze jak w grobie.

75 
Klasztor westchnął: „Leśnico, wyrodna niecnoto[24],

Jak ja, tak ty bez księży będziesz raz sierotą;
Będziesz płakać, podnosić do mej góry ręce,
A nikt cię nie wspomoże w długoletniej męce.
Będziesz żebrać chleb duszy w kościołach pobliża,

80 
Będziesz grześć[25] twoje trupy bez dzwonów, bez krzyża,

Mchem twój kościół zarośnie — dopiero, gdy trzeci
Rodzaj[26] wymrze, nastąpi pokój dla twych dzieci!“

W sławnej farze leśnickiej[27] przy nakrytym stole
Siedzą goście wielebni w obszernym półkole[28];

85 
Stoją misy, talerze, tace i butelki —

Wszyscy biorą dowolnie, a porządek wielki,
Bo stary proboszcz Grelich[29] nie lubi szastania,
U niego: „zjeść i wypić, potem pogadania[30]
Pożyteczne, poważne przy lulce i kawie“.

90 
A ksiądz proboszcz leśnicki w niepośledniej sławie:

Pan na dobrach rycerskich[31] — pustelnik w Leśnicy,
Lecz gdy goście zajadą, nie zamknie piwnicy.
Po obiedzie, modlitwie rozdawano fajki.
Powstał ksiądz proboszcz i rzekł: „Zamiast gadać bajki,

95 
Albo bliźnich obmawiać, proszę miłych gości

Odwiedzić me Tusculum[32] — mamy czasu dości.
A ludziska zmęczone niech odpoczną z nami!
Dość, gdy przyjdziem na górę coś przed nieszporami.“

Otwarł drzwi do pokoju niezbyt obszernego,

100 
Ale jak najgustowniej umeblowanego:

Kwiecie[33], śrebra i półki szklane, zawierane,
Pismy polskich geniuszów[34] do spodu zapchane,
A po ścianach popiersia, a w takim rozkładzie,
Jakby była myśl wspólna w każdej ich gromadzie.

105 
Goście więc zamiast siadać, jakby za rozkazem

Stanęli przed największym olejnym obrazem
I widocznie czekają, aż im wytłomaczy
Wielebny ksiądz gospodarz, co ten obraz znaczy.
Z powagą otwarł okno i rzekł: „Wielebności,

110 
Proszę wyjrzeć, w jakiej ja żyję przyjemności!“

Pozierają przez okno jakby w zachwyceniu:
Góra Chełmska! z klasztorem! a w złotym promieniu
Słońca południowego! Tam i sam rzucane
Kaplice kalwaryi, wszystko lamowane[35]

115 
Laskiem, sadzonym w rzędy, niebem tej jasności,

Co to pragnie pokazać światu swe piękności.
„Jakoż śliczne widoki!“ — tam i sam szeptano,
„Cudnać to okolica!“ — głośno powtarzano;
Znów milczą, wyglądają jakby w uniesieniu;

120 
Zaś ksiądz proboszcz leśnicki mówi po swojemu[36]:


„Otóż to święta Anna! Otóż to dom boży,
Kalwaryja, a to zaś sławni fundatorzy!
Pierwszy hrabia Mikołaj Gaszyna z Gaszynów[37]
Z małżonką Magdaleną z Klemów. Z jego synów

125 
Najsławniejszy Melchior Ferdynand z Skalowną

Małgorzatą[38]. Ten to mąż zasłużył na główną
Wdzięczność Górnego Śląska. Księża Reformaci
Na jego prośby z Gliwic dwudziestu swych braci
Tu na górę wysłali; pierwszym gwardyjanem

130 
Był Franciszek Rychłowski[39]. W klasztorku drzewianym

Mieszkano dobre sto lat[40]. Trzeci, to Jan Jerzy
Z Anną Oppersdorfczanką: Kto kronice wierzy,
Utrzymuje, że kościół, który wonczas z lasów
Wieżą tylko wyglądał, już za jego czasów

135 
Budowano; po Jerzym następuje drugi[41]

Jerzy Adam Franciszek, którego zasługi
Wielkie, on wyfundował świętą kalwaryją[42].
Pobożna to rodzina! Dawno już nie żyją!
Ale żyje ich sława!“ Tu rzekł ksiądz Widera[43]:

140 
„Porównując z owymi nasz czas, toć mizera[44].

Tamci stawiali domy, nasi[45] rozwalają,
Owi Bogu dawali, nasi wydzierają;
Ów czas, Boga się bojąc, z każdym żył jak z bratem
Teraz Boga nie znając, drży przed lada chwatem.

145 
Owi chętnie dawali, nasi chciwie biorą,

Tamci mieli swe dobra, nasi kieszeń chorą;

Owi mieli dla świata i nieba zasługi,
Nasi z swym faterlandem[46] brną w bezdenne długi!“
„Hamujże się, Wojciechu, boś to nie w Wieszowie,

150 
Nie na wsi, ale w mieście! Jak się w twojej głowie

Zacznie mleć polityka, to słuchaczom biada!“
Rzekł milkucki[47] Franciszek, żartując z sąsiada.
Ale ksiądz proboszcz Grelich tak dalej wspomina:
„Przy kościele zbudował Józefus Gaszyna[48]

155 
Obecny wielki klasztór, a hrabia Antoni[49]

Odnowił kalwaryją. Któryż tak, jak oni,
Przysłużył się ojczyźnie[50]? A zasług kroniki
Nie Gaszynom, lecz ludziom stawiają pomniki[51],
Którzy tym może tylko w świecie się wsławili,

160 
Iż w wojnie i pokoju ludzką krew toczyli.“

„Lepiej o tym nie mówić” — westchnął jakoś z grozą
Paweł, proboszcz brzosławski[52], bo się już znał z kozą.
Zaś proboszcz Grelich, widząc, iż go wielu słucha
Młodych, nie chciał rozpalać drażliwego ducha,

165 
Dodał więc, jakby kończył: „Na spodnim obrazie[53]

To ostatni Gaszyna! O pięknym Protazie[54]
Liczną idą pogłoski!“ „Prosim je powiedzieć!“ —
Nalega proboszcz Klemann[55]. „Trzeba księżom wiedzieć“, —
Rzecze dalej ksiądz Grelich, — „że to krew Gaszynów

170 
Była niecoś gorąca, często ich do czynów,

Których chwalić nie można, jako jeńców gnała.
Dla matek cór urodnych obawa niemała,
Bo wszyscy Gaszynowie wsławili się siłą[56]
I rycerską postacią, twarzą nader miłą.

175 
Za wszystkich pokutował Protazy Gaszyna.

Umarł, niby bezdzietny, bez córki, bez syna[57]!“
„Jakto, niby bezdzietny?“ — ciekawie pytano;
„Ha! śliczną mu córeczkę w dzieciństwie porwano;
Szedł syn jedynak, dziedzic herbu i imienia,

180 
Siostry nie znalazł, zginął bez śladu, bez cienia.

Tak to, mówi przysłowie, pokutują dzieci
Za praojców niecnoty aże w rodzaj trzeci.
Nastąpiły dni smutne dla zamku w Żyrowie,
Umarł hrabia Protazy, a nikt nie opowie,

185 
Ile matka cierpiała — aż zgasła! W wzajemnym[58],

Z mężem grobie ma pokój po życiu tak zmiennym.“

Podczas tych opowiadań wyszedł ciszkiem z fary[59]
Ksiądz Walenty Rymlowicz[60], leśnicki wikary,
Jemu też te szczegóły nowiną nie były.

190 
Z częstych wspomnień proboszcza w pamięć mu się wryły!

Szedł, zobaczyć lud boży, jak się pokrzepiają[61],
Jak im obiad smakuje, jako spoczywają
W cieniu śliwin leśnickich. Tu niektórzy spali,
Inni, wskazując górę, tym opowiadali,

195 
Którzy przyszli raz pierwszy: „Kaplica Rafała[62]!“

„Święta Góra Oliwna!“ „Gdzie wieżyczka mała,
Domek Panny Maryi[63]!“ — „Tam święta dolina
Józafata; a tam zaś, gdzie niska sośnina,
Odprawia się południe[64]; potem dróga krzyża,

200 
Którą się procesyja aż ku górze zbliża,

Gdzie jest Trzeci Upadek!“ Tak myśli mieszkały[65]
Tam, dokąd ciężkie nogi dopiero iść miały.
Wikary, widząc wszędzie skromność w spoczywaniu
Wrócił znowu do swoich. Tam w opowiadaniu

205 
Historyi o górze wspomniał proboszcz czasy,

Gdy znów były bez księży kaplice[66] i lasy.
Ale lud ciągle chodził jak dotąd przez wieki.
By więc dusze nie były bez winnej opieki,
Zsyłał urząd biskupi przez pół sta lat pono

210 
Doświadczonych wikarych, lub, jako mówiono,

Kaznodziei nagórnych[67]. Otóż ich obrazki:

„Zaraz pierwszy: Ignacy, szlachcic de Liszawski[68],
Ale o nim dobrego klasztór mało głosi,
Choć kazał lat jednaście. Za nim się podnosi

215 
Himmel Florek[69], Bensz po nim; choć o nich kronika

Nic nie mówi, stąd jeszcze, proszę, nie wynika,
Iżby nie pracowali, nie mając ochoty.
Byłoć za nich lepiej jak za Jana Janoty[70].
On księży Reformatów cne biblijoteki

220 
Wywiózł z góry[71]! — przepadły — można rzec — na wieki!

Gimnazyum opolskie pod rządem Piechaczka[72]
Wpakowało je w półki — poszła nieboraczka[73]
I wzdycha do wolności. Któż tam księgi czyta,
Któż tam aby o imię tych pisarzy pyta,

225 
Co z niezrównaną sztuką te księgi pisali? —

Często, co wielcy stworzą, nędznie gubią mali!
Iż nie zdoła wyrównać świat zakonnych[74] pracy,
Niszczy, co zbudowali, woła, że próżniacy!
Słusznieć po takich przodkach nastąpił Mizera[75],

230 
Który jakoś nieśmiało na księży poziera —

Po nim Szyndler[76], Halama, sławny Filip Kita,
Ten sam, pod którym Zabrze, jak wiecie, zakwita.
Po Kicie przyszedł Franke, po nim Nicko Kuba[77],
Przez lat czternaście góry oczywista chluba.

235 
Wreszcie Cyran Antoni[78]. Otóż to epoka

Babilońskiej niewoli, pół wieku szeroka.
Zabłysło życie nowe, gdy po krótkim bycie
Księży Alkantarynów[79] znów na chełmskim szczycie
Reformaci[80] zasiedli. Gwardyjan Ambroży

240 
Był pierwszy, z Westfalii, prawdziwy mąż boży,

Ale cóż kiedy Niemiec, a tu w polskiej ziemi

Trzeba polskich[81], by mogli rozmawiać z naszymi.
Dał Bóg Atanazego, — by na długie lata! —
Istotna dobrocizna[82], kocham go jak brata!“

245 
To rzekłszy, wolnym krokiem izbę mierząc, słuchał,

Co kto powie, a z fajki wielkie kłęby dmuchał
Smędu aż pachnącego[83], bo tytuń z Turcyi.
Takim tylko częstuje gości kalwaryi.
Spostrzegłszy wikarego, rzekł: „Księże Walenty,

250 
Cóż tam ludek porabia? Czy już zbiera pięty[84]?“


„Bardzo dobrze! A ludu po mieście aż czarno“, —
Odrzekł ksiądz Rymel, — „ale na dworze zbyt parno,
Lepiej jeszcze zaczekać; jednak przywitanie
Dopiero po nieszporach. Czekać, to me zdanie.“

255 
Tu ksiądz proboszcz po gościach rzędem oko wodzi;

Naglić ich, toć szczególnie jemu się nie godzi.
Otwarł drzwi, gwizdnął; otóż chuda gospodyni,
Czego jeszcze potrzeba, korne zwiady czyni.
On dał rozkaz, drzwi zawarł, ku gościom zwrócony

260 
Rzekł: „Moi księża bracia, wielce zaszczycony

Jestem z tej obecności, chciałbym ją przedłużyć,
Wolnoż-li[85] przed odejściem jeszcze kawą służyć?“

„Owszem, owszem, prosimy! Nim zaś gospodyni
Winne w tym względzie prace oględnie poczyni,

265 
Niechże nam ksiądz te jeszcze obrazy tłomaczy!“

„Ha!“ — rzekł proboszcz, — „tak może unudzę słuchaczy,
Choć to ważny interes[86]. Któż tu w Górnym Śląsku
Język polski rozkrzewiać ma w swym obowiązku?
Ba, nie mówię, rozkrzewiać, lecz bronić zagładzie?

270 
Kto zagładza[87], pracuje w swej ojczyzny zdradzie.“

Tu chmurne podniósł czoło ksiądz proboszcz Mysłowski[88]
I rzekł: „Oj źle-ć w tej sprawie! Szulinspektorowski
Ukaz[89], toć jako ukaz; ale gdy już komu
Nie w nos[90] mówić po polsku w własnym nawet domu,

275 
To już woła o pomstę. Takich ojców dzieci

Ni to Niemce ni Polki[91] — rzeczywiste śmieci.
Jakiż chleb z takiej mąki?“ „Mój księże Klemanie“ —
Odparł Grelich — „zważywszy rzecz, takie mam zdanie:
Od nas wszystko zależy[92]. Byśmy wszyscy dbali[93]:

280 
Lud zdrowo strawi nowe, a stare ocali.

Patrzcie: otóż obrazy ojczyzny filarów[94],
Tych co ustmi[95] i piórem udzielali darów,
Które mieli od Boga: oni lud kształcili,
Bo mówili do serca. Otóż, moi mili,

285 
Biskupi-Sufragani: Bogedain[96], Włodarski[97],

Śród nich książę-kardynał! wie to lud Piekarski,
Co powiedział Diepenbrock[98] o tej naszej mowie.
Tu biskup Gleich[99], Połomski[100]; zaś w Stabika[101] głowie
Wiecie jakie tam skarby »żarte i nie żarte«.

290 
To czoło, oko jasne, dla ludu otwarte,

Ileż ono patrzało dla naszych oświaty;
Teraz ciemne! Tu Ficek[102], brat pomiędzy braty,
Nasz Alojzy, stróż-aniół Śląska! Tu Szafranek[103]
Jędrny mówca, w Berlinie niemiły bratanek,

295 
Dalej Lompa[104] poczciwiec i profesorowie:

Damroth[105], Szulczyk[106], a Świentek[107] w Czarnowąskiej głowie
Nosi skarby polszczyzny. W jego ślady stąpa,
Jaś Studziński[108]: lecz teka jego nader skąpa,
Zawarta publiczności, choć, jak idą wieści

300 
Wiarogodne, ksiąg wiele w swym ukryciu mieści.

Tu ksiądz Wolczyk[109] z Byciny, teraz proboszcz w Pszowie,
Ksiądz Dembończyk[110], ksiądz Błana[111], drobny, ale w głowie
Ciężar nauk; Wontrobka[112], którego Dębianie
Wdzięczni na rękach noszą, bo jego kazanie

305 
Mlekiem płynie i miodem. Tu ksiądz Krahl[113], wikary

W Raciborzu, profesor polszczyzny; tu stary
Nasz Kania[114] Poniszowski; nuż i pedagogi:
Nerlich[115], Sarnes[116], Lubecki[117], którym lud ubogi
Zawdzięcza pożyteczne gazety kościelne[118];

310 
Tu ksiądz proboszcz Kirchniawy[119]; katechezy dzielne

Wsławiły go po szkołach; tu Wawrzek Tarnowski[120],
Korpak Szymon[121], a z świeckich pan Bienek Miechowski[122];
Tuż u spodu, to Ligoń[123], kowal rymotworca,
Nigdy nie zwijający przed wrogiem proporca.

315 
Rejestr kończy się Miarką[124]; jego czystej prozie

Język zdrowie zawdzięcza, on chorobę kozie!“
„Gdzież pisarz »Katolika«[125]? O polskiej »gazecie«[126]
Pyta ksiądz proboszcz Krupa[127], — „nic nam nie powiecie?“
„Ja się trzymam przysłowia: est modus in rebus[128],

320 
Moi księża“, — rzekł Grelich, — „bo nostris diebus[129]

Wszystko może pójść krzywo. Oni siebie sparzą,
Redaktorzy, nam piwa gorzkiego nawarzą[130].
Ja nie dla polityki bronię tu polszczyzny,
Tylko by dla zbawienia dusz bywał zbiór zyzny!“

325 
„Brawo! brawo!“ — wołając wszyscy, proboszczowi

Serdecznie się kłaniają. On księdzu Rymlowi

Okiem jakiś znak dawa. — Wyszedł i niebawem
Zjawia się gospodyni, obrusem żółtawym
Stół nakrywa, serwetki w trójkątki składane,

330 
Drobniuteńkie, żółtawe, do kawy dobrane,

Przy porcyjkach[131] rozkłada… Po króciutkiej pracy
Wnosi pachnącą kawę na ogromnej tacy.
Mówią gwarnie o szkołach, o śpiewie kościelnym,
Lecz choć wrzawa w probostwie jak w ogrodzie pszczelnym —

335 
Wnet nastało milczenie. Braterskim ukłonem

Dziękują za przyjęcie. Głośno z wieży dzwonem
Dano znak: „zgromadzać się!“, księża adorują[132];
Wystąpiwszy z kościoła[133], szeregi formują,
By iść w świętym porządku, jak się godzi we dnie:

340 
„Naprzód miasta, z muzyką; przy nich wsi sąsiednie!“

Wnet stanęły trzy hufce[134]: Bytom i Gliwice
I Pszczyna; spustoszały miasteczka ulice.
Śpiewak Spinczyk[135] rzekł swoim: „Zatrąbcie intradę[136]!“

Jak jenerał w komendzie[137] wydobywa szpadę,

345 
Czego słowem nie może, rozkazując znakiem,

Tak on trąbą panował nad swoim orszakiem.
Jak zadął Klik na trąbie, Strzewiczek uderzył[138]
W kotły, aż grzmotni odgłos ku górze się szerzył;
Jak zagrała muzyka, serca aże drżały,

350 
A gdy pieśń zaśpiewano, już oczy płakały!

A śpiewano: „Niechaj się, co chce ze mną dzieje[139],
Ja w Tobie, Anno święta, będę miał nadzieję!“
Wszystko śpiewa, ci grają, tamten w kotły bije,
Stobarwna jak bez końca śród zagród się wije

355 
Armija wprost ku górze, której mury jasne

Widocznie dla wojsk tylu wskażą się[140] za ciasne.

Gdziekolwiek podle drógi krzyże, lub obrazy,
Klękają procesyje, bijąc pierś trzy razy,
Powtarzają: „O któryś cierpiał za nas rany…“

360 
W wszystkim stary obyczaj bywał zachowany.

Lecz u stóp przykrej góry, gdzie Upadek Trzeci[141],
Coraz ciszej śpiewają, a płaczą jak dzieci:
„O ty góro wysoka, o smutna Golgoto,
Zbawicielu, obciążon mych grzechów sromotą!

365 
Już — nareszcie — stanęli — przy sławnym kościele,

Tam jak niegdyś Syn Boży, na ziemię się ściele
Cała rzesza i płaczą. Tu, jak zwykle bywa,
Spińczyk śpiewak do swych się ludzi tak odzywa:

„Moi złoci ludkowie, otóż tu płaczemy,

370 
Bo, czy jeszcze do naszych powrócim, nie wiemy.

Tam, daleko za nami nasz Bytom; przed nami
Święta Anna, a może gniewnymi oczami
Patrzy na nas, nas grzesznych! Aby ją przeprosić,
Nie dość ziemię nieczułą czczymi łzami rosić,

375 
Tu przebaczyć musimy tym, co nas skrzywdzili.

Byście mi się ku górze z gniewem nie puścili!
Kto więc nie chce się zgodzić, niech wraca do domu!“
(Tu grożąc, gesty czynił, jakoby dla sromu.)
„I ja was obraziłem, jak to w drodze“ — prosi

380 
Płaczliwie śpiewak Spinczyk i ręce podnosi —

„Przebaczcież mi!“ Tu lud w płacz! Sąsiedzi się schodzą
Szczerą dawając rękę, wszyscy współ się godzą.

„Teraz pójdźmy na górę! Zatrąbcie intradę!“
Jak jenerał w komendzie wydobywa szpadę,

385 
Czego słowem nie może, rozkazując znakiem,

Tak on trąbą panował nad swoim orszakiem.

Lżej im było — po zgodzie — i w góry bliskości,
Już stanęli u celu! Śpiewają z radości:
„Ciebie Boże wielbimy!“ Otóż kościół Krzyża, —

390 
Tu Helena[142], tu skały, już się wolno zbliża

Ogromna procesyja ku wschodom[143], ku bramie,
Dróga się pod ciężarem ludu niedziw[144] łamie,
Zaś na wschodach[145] wspaniałych z kapturem na głowie
Stał Ojciec Dezydery. Co on w rzewnej mowie

395 
Mówić raczył, nie słyszą, lecz się domniewają[146]

Serca polskie i w skrusze płacząc, aż szlochają.
Po krótkiej, ciężkiej męce w dość ciasnym otworze[147]
Stanęła procesyja tuż na Rajskim Dworze[148].

Dworze Rajski! w pokucie zroszon łez rzekami,

400 
Któż cię godnie opisze z twoimi. lipami,

W których cieniu wieczystym owe mury święte,
Co to dla dobra ludu niby z nieba zdjęte,
Tulą do swego łona i pokojem darzą.
Serca ludzkie, aż drogę do zbawienia wskażą!

405 
Otóż lud ten strapiony znów u ciebie spoczął,

Choć może w pracy krwawej z boskiej drogi zboczył[149],
Ty go przyjm, o ty popieść, ta podróż podjęta
Niech mu wskaże, że w świecie Bóg o nim pamięta!

Nie objęła świątynia wszystkich swoich dzieci,

410 
Lecz i w zewnątrz klęczących ducha skruchy nieci;

Płacząc, śpiewają, proszą za swoich i siebie.
Aleć czas już pomyśleć o innej potrzebie,
Lud z rodziny swej gronem niejakoś[150] zrośniony
Gdy, choć kilka dni tylko od niej oddalony,

415 
W obcym się widzi świecie, swojego śpiewaka

Trzyma się jak cień wierny; dobra sforność[151] taka.
On więc głosi porządek: „Jak dotąd bywało,

Wiecie, iż się czym prędzej noclegu szukało.
Umówiłem dla wszystkich miejsce niezbyt drogie

420 
Lecz bezpieczne, wygodne i wielce chędogie.

Zanieście tam tłomoczki! Wnet was zawołamy,
Przyjdźcie; tu wraz stacyje męki odśpiewamy.
Jutro święte gradusy[152] o wczesnej godzinie.
Używajcie chwil drogich, bo nasz czas wnet minie!“

425 
Ludek, słysząc: „gradusy“, myśli o spowiedzi,

Przy licznych spowiednicach[153] klęczy, stoi, siedzi.
Któż tych ludzi tu zwołał? Od Odry przybrzegów[154],
Od wód Wisły, od Tatrów niebotycznych śniegów,
Gdzie smutne Morskie Oko ku niebu wygląda,

430 
Błogą halicką przeszłość[155] pamiętając, żąda,

By jaśniała na powrót! Od grobu Kaźmirza[156],
Od stolicy Wojciecha, aże gdzie się zbliża
Wielkopolska córeczka do matuli łona:
Słowian, pół świata panów, dziatwa zgromadzona;

435 
Jakież stroje, narzecza! a w tej samej twarzy

Taż miłość do ojczyzny[157], taże myśl się żarzy!
Któż tych ludzi tu zwołał? któż trzyma w karności,
Że wszystko opuściwszy nie dla przyjemności
Pną się tu po tych górach, po ostrych kamieniach?

440 
A śladu odurzenia[158] ani w ich spojrzeniach

Nie dostrzeżesz — jak w ulu zawsze brzęk i praca,
Każdy wie, po co przyszedł, jak znaleźć; nie zwraca
Na doczesność uwagi! Wiaro wszystkomożna,
Ty to sprawiasz! O trzodo, gdyś szczerze pobożna,

445 
Ileż ty skarbów siły, życia, mieścisz w sobie —

A tu świata mocarze myślą o twym grobie[159]!
Już dawno zaszło słońce, lecz na Rajskim Dworze
Jeszcze modły, śpiewania, bo godziny boże[160]
Innym słońcom posłuszne. Przed każdą stacyją

450 
Krzyż i śpiewak z klęczącą swoją procesyją.

Każdy w swej melodyi śpiewa jak dla siebie,
A jednak głosy w zgodzie wznoszą się ku niebie[161].
Im wtóruje lip szelest nad głów tysiącami.
Aż około północy między pątnikami

455 
Z każdą chwilą przestrzeniej. Nuż cisza nastawa;

Dusza-ć silna, lecz ciało mdłe, chce swego prawa.
Ustępują, odchodzą; choć gdzieniegdzie pienie —
Wnet panuje ogólne dokoła milczenie.
Tylko klasztor i lipy jakby wrosły w mroku,

460 
W nowym się pątnikowi stawiają uroku;

Jeszcze o nich rozmyśla, aż powoli zaśnie:
Tak świeca dogorywa i cichuśko zgaśnie.







  1. w. 3. w ciągu tygodnia — przez cały tydzień przedtem. Bonczyk używa stale dopełniacza l. poj.: tydnia (ST. K. M. III 60, G. Ch. VI 306). W miejscowniku dopuszcza dwie formy: w tygodniu (St. K. M. III 61) i w tydniu (St. K. M. VII 95).
  2. w. 3—4. Aby oszczędzić ludziom długogodzinnego czekania na spowiedź na Górze św. Anny, daje im się sposobność do spowiedzi już w domu przed wyruszeniem na pąć, czyli na pielgrzymkę.
  3. w. 5. Trzeciego dnia — rachuba ta obejmuje tak dzień wyruszenia pielgrzymki, jak samo święto Podwyższenia Krzyża. Zgodnie więc z obj. I 539 dniem wyruszenia pątników, a zarazem dniem akcji ks. I jest sobota, drugim dniem niedziela, trzecim Święto Podwyższenia Krzyża. Rachuba ta odpowiada porządkowi w r. 1874, a nie 1875, lecz Bonczyk potem dostosował akcję do r. 1875 i rozbił na 5 dni.
  4. w. 10. Szczytna — sławna, górująca nad innymi, por.: Szczytne plemię Gaszynów (I 478).
  5. w. 11. wieszcz Wincenty — Wincenty Pol, jako autor „Pieśni o ziemi naszej“. Żal Bonczyka do Pola jest o tyle nieuzasadniony, że w „Pieśni o ziemi naszej“ tylko kresy wschodnie i góralszczyzna doczekały się zróżniczkowania i wyrazistej charakterystyki, natomiast ziemie Polski gniazdowej potraktowano łącznie i nieco schematycznie. Bonczyk nie wiedział, że o Śląsku napisał obszerny poemat: „Śląsk, podróż malownicza“ G. Stęczyński, gdyż utwór ten pozostał w rękopisie (Obecnie w Bibl. Pol. Akad. Umiej. w Krakowie). W latach ostatnich opiewali Śląsk: Roman Zawiliński (Nowa pieśń o ziemi naszej), Jan Nowak (Pieśń nad Odrą), Emil Zegadłowicz (Pieśń o Śląsku) i in. Bonczyk jakby wynagradzając zaniedbanie Pola, zamienia ww. 9—28 w apostrofę do Śląska i dyspozycję nienapisanej pieśni o Śląsku.
  6. w. 15. wradzasz — wszczepiasz przy urodzeniu. W słowniku Troca jest: Bóg wrodził człowiekowi towarzyskość.
  7. w. 16. Twoim synom zawdzięcza Ojczyzna zwycięstwa — Bonczyk myśli tu zapewne o średniowiecznych zwycięstwach oręża polskiego na Śląsku; o oblężeniu Niemczy i Głogowa, o bitwie na Psim Polu, może także o Piotrze Właście, wątpić zaś wypada, czy zaliczył tu i Bernarda Pretwica, syna Śląska.
  8. w. 17. zyznej — żyznej. Bonczyk używa stale przymiotnika żyzny w brzmieniu zyzny (St. K. M. VII 526, G. Ch. II 17, 324, V 324, przekład Obchodu zwycięstwa 24, Żalu Cerery 389, Echo z więzienia 56).
  9. w. 18. na żarnowym chlebie — na razowym chlebie, na chlebie z mąki zmełtej na żarnach.
  10. w. 22—24. por. obj. I 208, Podkreślenie związku przyczynowego między zachowaniem języka a wytrwaniem w wierze katolickiej przez lud śląski mniej wyraźne napotykamy jeszcze w St. K. M. VII 198—201 i G. Ch. II 323—324.
  11. w. 25. prześwietnym — jeden w rzadszych w G. Ch. (por. IV 130, VI 191) niż w St. K. M. (por. obj. I 1) przykładów skłonności Bonczyka do używania przymiotników złożonych z przedrostkiem: prze-.
  12. w. 26 twoję — p.obj. I 29.
  13. w. 28. niegdyś — p. obj. I 410.
  14. w. 29. do wzajemnej… Matki — do wspólnej Matki św. Anny. Wzajemny w znaczeniu: wspólny używa Bonczyk często (St. K. M. II 348, VI 702, 709, G. Ch. II 29, 185, III 59, V 101, 336, VI 123), p. obj. St. K. M. II 348.
  15. w. 35. Uściskane pieniążki — uciułane pieniądze.
  16. w. 36. na dusze zalecania — t. zw. wspominki za dusze. Wyrażenia: zalecenie dusz nie ma ogółem w słownikach.
  17. w. 38. do Leśnice — do Leśnicy p. obj. I. 277.
  18. w. 39. latoś dniem tym niedziela — tego roku dniem tym t.j. drugim od wyruszenia z domu jest niedziela. Latoś — p. obj. I 169, co do rachuby dni obj. II 5.
  19. w. 42. spowiednice — konfesjonały, p. obj. I 126.
  20. w. 47. Kopiec Jerzego — dawna nazwa Góry św. Anny, p. obj. I 480.
  21. w. 57. poiła swoje oczy — napawała oczy widokiem, w podobnym znaczeniu: poić zmysły V 117, urokiem poją Bisurmana VI 66, pojąc słowy duszę VI 260 i postać twa nadobna miłością mnie poi. Do G. T. 18, natomiast w G. Ch. III 411: z którymi mnie poi dawna przyjaźń, występuje znaczenie inne: spaja, łączy.
  22. w. 69. Malorny — proboszcz Leśnicy w czasie sekularyzacji, oświadczył się za odebraniem Góry Chełmskiej franciszkanom, kiedy hr. Leopold Gaszyna usilnie starał się, aby ich tam zatrzymać.
  23. w. 71—72. po wojnie francuskiej, gdy krajowe kasy chłonęły — po wojnach napoleońskich w r. 1806 i 1809 skarb pruski, a więc kasy państwowe zasilały się funduszami z sekularyzacji zakonów w r. 1810. Chłónęły p. obj. I 44.
  24. w. 75. Vaticinium ex post — Kiedy bowiem Góra św. Anny była bez zakonników, to i Leśnica była parafią osieroconą i nie miała prawowitego duszpasterza. Wszak siedział tam od 1876—1886 najbardziej energiczny proboszcz państwowy Konstanty Sterba. Leśniczanie chodzili wtedy do kościołów sąsiednich, przeważnie do Jesiony.
  25. w. 80. grześć — grzebać, forma narzeczowa i archaiczna, p. zagrześć VI 318.
  26. w. 82. rodzaj — pokolenie, por. II 182; z biblijnego wyrażenia o pokucie aż do trzeciego pokolenia, a także dla rymu pojawił się tu rodzaj trzeci, nieuzasadniony rzeczowo dziesięcioletnim zajmowaniem probostwa leśnickiego przez księdza rządowego Sterbę (p. obj. II 75).
  27. w. 83. W sławnej farze leśnickiej — wyrażenie powtórzone za St. K. M. III 359, naśladowane z Homera, tutaj więcej uzasadnione wobec probostwa leśnickiego, niż tam wobec dawnego miechowskiego.
  28. w. 84. w obszernym półkole — półkolu, p. obj. I 444.
  29. w. 87. Ks. Jan Grelich, ur. 1816 w Głogówku, wyśw. 1844, był od 1862 aż do śmierci (1876) proboszczem w Leśnicy. Umarł krótko po opuszczeniu Góry św. Anny przez franciszkanów. Jego postać w G. Ch. wyidealizowana.
  30. w. 86. pogadania — pogawędka.
  31. w. 91. pan na dobrach rycerskich — proboszcz leśnicki wykonywał prawa dziedzica nad 14 mieszczanami leśnickimi i w majątku Krasowa.
  32. w. 96. Tusculum — ulubione miejsce przytulne. Nazwa pochodzi stąd, że Cyceron miał w górach Albańskich willę w pobliżu starożytnego miasta Tusculum.
  33. w. 101. kwiecie — kwiaty.
  34. w. 102. pismy polskich geniuszów — dziełami polskich poetów; tu zapewne Bonczyk pisał o swej bibliotece.
  35. w. 114. lamowane — obramowane, podobnie jak w St. K. M. II 331 i V 692. P. obj. St. K. M. II 331.
  36. w. 119—120. w uniesieniu — po swojemu — asonans zamiast rymu; dalsze asonanse w Górze Chełmskiej: wzajemnym — zmiennym II 185—186, Wawrzyniec — podzimiec III 304—305, bliski — umizgi IV 179—180, wielebni — pewni IV 220—221, zniszczony — nieznajomy V 261—262, dobrze — szczodrze V 375—376. Asonanse w St. K. M. zestawione tamże, obj. III 155—156.
  37. w. 123. Pierwszy hrabia Mikołaj Gaszyna — Mikołaj Gaszyński na Wierzchlesiu przybył pierwszy na Śląsk z ziemi wieluńskiej, a ożeniwszy się z Magdaleną, córką Mikołaja Klemy, pana na połowie Kietrza i na Sudole, odziedziczył po nim r. 1557 jego posiadłości. Mikołaj Gaszyna nie był nigdy hrabią, tytuł ten otrzymali dopiero jego wnukowie. P. obj. I 478.
  38. w. 125. Najsławniejszy Melchior Ferdynand z Skalówną Małgorzatą — w rzeczywistości Małgorzata Skala była matką, a nie żoną bezżennego Melchiora Ferdynanda, który z braćmi: Mikołajem Karolem, Joachimem Ludwikiem i Janem Jerzym uzyskał 7 stycznia 1633 tytuł hrabiowski od cesarza Ferdynanda II, podczas gdy ojciec jego Melchior otrzymał dziedziczne baronostwo 4 kwietnia 1621. Melchior Ferdynand został w r. 1625 radcą cesarskim i kanclerzem księstw opolskiego i raciborskiego, w rok potem starostą pow. oleskiego, a w r. 1636 starostą krajowym. D. 13 marca 1631 kupił od cesarza za 24.000 talarów dobra żyrowskie (Żyrowa, Krępa, Jesiona i Oleśka), wnet do nich dokupił sąsiednie wsi: Porębę, Gogolin i Strzebniów, w r. 1641 zaś za 70.000 talarów dobra Polską Cerkiew (13 wsi), a wreszcie miasteczko Woźniki z kilku wsiami. Urząd starosty księstw Opolskiego i Raciborskiego, zastawionych Polsce (1645—1661), piastował po r. 1649, a w końcu został prezesem komory śląskiej we Wrocławiu. Melchior Ferdynand otrzymał z Porębą Górę Chełmską, na której szczycie z początkiem XVI w. wybudowano kościółek św. ANNY. Do niego darowała Anna Maria z Maltitzów baronowa Kochcicka, żona Mikołaja, w początku wieku XVII statuę św. Anny Samotrzeciej z relikwiami, które w posiadanie Malticzów dostały się z daru Jerzego Brodatego, księcia Saskiego. Pierwotnie mieli na górze przy kościółku wybudować klasztor dominikanie, gdy zaś tego nie uczynili, Melchior Ferdynand postanowił sprowadzić reformatów, którzy przybyli tam około WW. Świętych 1655 w liczbie 22 z o. Franciszkiem Rychłowskim, o. Norbertem Michałowiczem i diakonem Ludwikiem Różyckim na czele.
  39. w. 130. Franciszek Rychłowski — ur. 1618, początkowo franciszkanin, potem reformat, był przełożonym różnych klasztorów, prowincjonałem małopolskim przez lat 11, zasłynął wymową i dysputami z arianami. Prócz kazań okolicznościowych zostawił po sobie 3 zbiory kazań: 1. Kazania na niedziele całego roku, Kraków 1666, 2. Kazania na święta całego roku, Kraków 1667 i 3. Kazania na święta Panny Przenajświętszej, Kraków 1667. Umarł 1680. Górą św. Anny rządził jako przełożony 1655—1658, nie był gwardianem ani on ani jego następca o. Bernardyn Wilczek, gdyż do r. 1659 klasztor był rezydencją tylko, a nie konwentem. Pierwszym gwardianem został o. Piotr z Opola w r. 1659. W wydaniu Góry Chełmskiej z r. 1886 nazwany jest Rychlawskim, może przez pomyłkę druku, gdyż ks. Weltzel podaje nazwisko poprawnie.
  40. w. 131. dobre sto lat — liczba lat zaokrąglona, gdyż w klasztorze drewnianym, zbudowanym 1657, mieszkali reformaci co
  41. w. 135. po Jerzym następuje drugi — ten drugi Jerzy Adam Franciszek Gaszyna, wspomniany wyżej, nastąpił jako ordynat po stryju Melchiorze Ferdynandzie, a nie po ojcu, który Żyrowy nie posiadał.
  42. w. 137. on wyfundował świętą kalwaryją — rzeczywiście Jerzy Adam Gaszyna począł wykonywać plan urządzenia kalwarii na Górze św. Anny, lecz wbrew jego nadziejom reformaci nie chcieli podjąć się opieki nad tą fundacją. O kalwarii tej myślał już Melchior Ferdynand Gaszyna, naśladując wzór dany w Polsce przez Mikołaja Zebrzydowskiego i zobowiązał testament dziedziców majoratu do wykonania tego dzieła. Jerzy Adam uzyskał od biskupa wrocławskiego w 1700 r. zezwolenie na budowę 3 większych i 30 mniejszych kaplic na Górze Chełmskiej, których budowę powierzył Włochowi Dominikowi Sichno z Opola. Skończono te budowle 24 lipca 1709, ale nie było nikogo, kto by objął ich zarząd. Proboszcz z Leśnicy żądał szeregu wikarych, płatnych przez ordynację żyrowską, reformaci nie chcieli, zasłaniając się brakiem ludzi, oraz olbrzymimi wydatkami, na które ich zdaniem nie wystarczyłyby zasoby fundatora. W klasztorze musiałoby mieszkać 20—30 ojców, a dla nich utrzymania nie dałoby się znaleźć. Chcąc tym obowiązkom podołać, musieliby wbrew regule przyjmować pieniądze. Obiecywali więc swoją pomoc, ale od zarządu Kalwarii uchylali się stanowczo. Właściwym powodem oporu reformatów była sprawa zakazu wizytacji klasztoru przez prowincjała małopolskiego, który to zakaz wydał Wiedeń za sprawą prowincji czeskiej, ale w Krakowie przypuszczano, że w tym palce umoczył Gaszyna.
    Przez dziesięć lat od ukończenia Kalwarii aż do śmierci Jerzego Adama Gaszyny trwały daremne pertraktacje z reformatami o przyjęcie nadzoru nad Kalwarią. Następni ordynaci nie dbali o nią, wpływ niszczycielskiej przyrody i złych ludzi doprowadził ją wnet do ruiny, zarosły ścieżki, pokradziono drzwi, rozpadły się dachy i okna, niszczały posągi i obrazy tak, że wreszcie sterczały tylko nagie mury. Dopiero w r. 1753 zaszło zdarzenie, omówione przez Bonczyka w ks. III 141—165, które kazało reformatom zwrócić uwagę na zrujnowaną Kalwarię. Tak wygląda rzecz w przedstawieniu o. Reischa na podstawie korespondencji Gaszyny z reformatami i zapisków klasztornych, ale to są przyczyny raczej zewnętrzne, istotną przyczyną była walka o polskość nie tyle klasztoru, o czym reformaci wspominali od czasu do czasu, ile o polskość Górnego Śląska. Rozumieli chyba aż za dobrze, że taka Kalwaria na Górze św. Anny odwiodłaby lud od pielgrzymek do Częstochowy, Krakowa, na Kalwarię Zebrzydowską itd., ich samych wciągnęłaby w tryby uzależnionego od dworu cesarskiego duchowieństwa, lud zaś usunęłaby spod wpływów katolicyzmu, działającego żywym przykładem w Polsce, który trudno było zastąpić, choćby najbardziej wzruszającymi naukami na miejscu. W grze tej o duszę ludu okazali się reformaci dobrymi dyplomatami, wywalczyli sobie drobne ustępstwa w germanizacyjnej polityce Wiednia, a więc prawo wizytacyj z Małopolski na krótki czas i umocnienie swojej pozycji na Górze św. Anny wobec Gaszynów. Bez przyjęcia tego wyjaśnienia całe ich pertraktacje z Adamem Jerzym Gaszyną byłyby jakimś niezrozumiałym przekomarzaniem się; upór przeciw łączeniu budowy klasztoru z budową Kalwarii, gdy przecież po kilkunastu latach z wielkim wysiłkiem klasztor sami poczęli wznosić, zakrawałby na robienie swojemu dobrodziejowi przykrości, gdyby nie przyświecał mu cel wyższy, który daremnie tłumaczyliby zaustriaczałemu Gaszynie. W tym leży także powód posądzenia go o współudział w zakazie wizytacji, bo musieli sądzić, że kto celom polityki austriackiej w zakresie religijnym idzie na rękę przez wybudowanie Kalwarii, ten także nie zawahał się przed drobniejszą sprawą służącą tym samym celom. Po latach przeszło trzydziestu sytuacja zmieniła się gruntownie skutkiem zaboru Śląska przez Fryderyka II, musieli więc i reformaci zmienić swoje stanowisko. Trzeba było już i można było polskości bronić tylko na miejscu wobec zabronienia pielgrzymek zagranicznych.
  43. w. 139. Ks. Widera Wojciech, ur. 1827 w Tułach (pow. oleski), wyśw. 1851, potem wikary w Rudach, a od r. 1864 aż do śmierci 1906 proboszcz w Wieszowie (pow. tarnogórski) i do r. 1872 inspektor szkolny na II okręg bytomski, a od 1872 dziekan dziekanatu Pyskowice. Należał do stałych korespondentów „Katolika“, co dowodzi żywego zainteresowania sprawami publicznymi.
  44. w. 140. toć mizera — to mizeria, nędza; wyraz mizera w tym znaczeniu nieznany słownikom jęz. polskiego, jest przekształceniem dla rymu wyrazu: mizeria.
  45. w. 141—148. nasi — powtarzane w tych wierszach określenie: nasi, w przeciwieństwie do: tamci, owi, odnosi się nie tylko do Ferdynanda Gaszyny, sprzedawcy Żyrowy, lecz także ogółem do szlachty śląskiej i arystokracji pruskiej i w tym związku tylko zrozumiałe są w. 148 i 151 z aluzją do polityki.
  46. w. 148. z swym faterlandem — ze swoją „ojczyzną“, Bonczyk umyślnie kładzie w usta politykującego ks. Widery pogardliwe określenie faterland, jako ocenę wartości „ojczyzny“ nowoczesnej arystokracji śląskiej.
  47. w. 152. Milkucki Franciszek — proboszcz Mikulczyc pod Bytomiem Franciszek Cieślik.
  48. w. 154. Józefus Gaszyna — p. obj. II 131 i tablicę genealogiczną. Józef Gaszyna um. w Wiedniu 6 czerwca 1738; na Górze św. Anny pogrzebano tylko jego serce w srebrnej puszce w r. 1741.
  49. w. 155. a hrabia Antoni — Antoni Gaszyna, zwany Mocnym, człowiek olbrzymiej postawy i siły, ur. 9 stycznia 1726 w Opawie, umarł 14 stycznia 1796 w Polskiej Cerekwi i został pogrzebany 18 stycznia t. r. w krótko przedtem zbudowanej kaplicy Marii Magdaleny. Po 10 latach 30 marca 1806 przeniesiono metalową trumnę z jego zwłokami do kościoła św. Krzyża. Był on odnowicielem Kalwarii, założonej przez Jerzego Adama Franciszka, którą podźwignął z ruiny i uzupełnił 4 kaplicami w latach 1763-1764; następnie zaś w latach 1783—1790 dobudował jeszcze dwie kaplice (św. Weroniki i Marii Magdaleny), przebudował kilka dawnych, a przede wszystkim św. schody (gradusy).
  50. w. 157. przysłużył się ojczyźnie — słowo: ojczyzna w ustach ks. Grelicha ma szczególniejsze znaczenie (por. II 278, 281), dość wąskie, bo określające tylko Śląsk. Zasług kroniki — zapiski historyczne o zasłużonych ludziach.
  51. w. 158. stawiają pomniki — przekazują pamięć; por. St. K. M. II 143: zostały w wspomnieniu pomniki i VII 403: jedyneć to miechowskich początków pomniki. W zwykłym znaczeniu użył tego wyrażenia Bonczyk w St. K. M. VI 252: pewnie pomnik pierwszego miechowskiego dłuta, przenośnie zaś tamże IX 56: starych Miechowic żywe, najstarsze pomniki.
  52. w. 162. Paweł, proboszcz brzosławski — ks. Reinhold Paul, który był od 1864 proboszczem w Brzosławicach.
  53. w. 165. na spodnim obrazie — na dolnym obrazie, a może u dołu obrazu, por. G. Ch. V 189: spodnią deskę framugi, St. K. M. VI 669: spodnia szczęka.
  54. w. 166. O pięknym Protazie — Protazy Gaszyna podobnie jak Damian są postaciami zmyślonymi przez Bonczyka. Przydomek: piękny, dostał się tej postaci zapewne na wzór: mocny, który miał Antoni Gaszyna. Imię Protazy jest genealogii Gaszynów śląskich zupełnie nieznane, natomiast o. Wacław Waxmański w przedmowie do Nowej Jerozolimy itd., Wrocław 1767, wymienia Protazego de Gaschin, biskupa ołomunieckiego, być więc może, że stąd wziął Bonczyk to imię. Odmiana rzeczownika: Protazy, widoczna w tym miejscu, ma odpowiedniki w odmianie imienia Atanazy przez Bonczyka, por. obj. do I 302.
  55. w. 168. ks Edward Kleemann, ur. 1825 w Raciborzu, wyśw. 1852, był 1868—1889 proboszczem Mysłowic, gdzie rozpoczął budowę nowego kościoła, założył 1871 w mieście, a 1888 w Brzezince kółko katolickie, przesiedział w czasie walki kulturnej kilka tygodni w więzieniu za rzekome poniżenie autorytetu państwowego. Pozostawił po sobie pamięć dzielnego i godnego kapłana.
  56. w. 173. wszyscy Gaszynowie wsławili się siłą — wiemy to tylko o Antonim Gaszynie.
  57. w. 176. umarł niby bezdzietny, bez córki, bez syna — te szczegóły o pozornej bezdzietności Protazego każą poszukiwać odpowiednika tej zmyślonej postaci wśród Gaszynów XVIII i XIX w. Bezpotomnie zmarł odnowiciel Kalwarii Antoni Gaszyna zwany Mocnym, przeżyła go zaś żona Józefa Udricka. Bezpotomnie zmarł również Franciszek Adam Gaszyna ur. 1727, zm. 1799, brat Antoniego oraz Franciszek Antoni, bratanek obu poprzednich, ur. 15 I 1766, zm. 1827, a więc istotnie żyjący w epoce, w której umieszcza Protazego Bonczyk. Ożenił się ów Franciszek z Antoniną Renardówną w r. 1790, ale już w następnym roku zmarła ona w 5 dni po połogu, licząc lat 17, a w dzień po niej zmarł jej synek Amand i został razem z matką pogrzebany w krypcie kościoła klasztornego. Franciszek Antoni był ostatnim panem całego majoratu, z którego w porozumieniu z bratem sprzedał dwie części ordynacji, a zachował tylko trzecią na pewien czas. Brat jego i następca w uszczuplonym majoracie Leopold Amand Jan pozostawił 2 synów i 2 córki, umarł zaś 15 XI 1848 i o nim napisał ks. Weltzel: „Nad jego trumną zamknęła się na zawsze dziedziczna pieczara na Górze“. Gdyby więc on miał być Damianem, to Protazym byłby ojciec jego Amand ur. 1731, zm. 11 grudnia 1777, którego żona Karolina z Reiswitzów przeżyła o lat 35. Amand wszakże pozostawił 3 synów i córkę. Ks. Weltzel zawcześnie zawyrokował o ostatecznym zamknięciu się pieczary dziedzicznej na górze, gdyż pogrzebano w niej jeszcze w r. 1894 ostatniego z Gaszynów Ferdynanda słynnego dziwaka, zmarłego 21 stycznia 1894 w Rochus pod Nysą. Jeśli zaś przekroczymy epokę zakreśloną przez poemat Bonczyka, to Protazemu odpowiadałby najwięcej Amand Leopold Erdman (Ziemowit) Edward Gaszyna, ur. 1815, zm. 1866, żonaty z Franciszką Leszczyc-Sumińską, a Damianowi syn jego Mikołaj, zmarły jako 25-letni młodzieniec 1 III 1877 w Wiedniu. Żałoba matki po synu trwała długo i upamiętnił ją w Immortellen, Głupczyce 1880, Teodor Groeger. Amand Leopold i Mikołaj Gaszynowie nie posiadali jednak Żyrowy, a pogrzebani zostali przy kościele w Makowie. Jeśli Bonczyk znał broszurę Groegera, a nadto widział trumienkę sześciodniowego Amanda, syna Franciszka Antoniego, w grobach Gaszynów na Górze św. Anny, to jasne jest przesunięcie ostatniego z Gaszynów w linii zstępnej Mikołaja w przeszłość i podsunięcie mu ojca, odpowiadającego okresem życia Franciszkowi Antoniemu, którego Groeger fantazyjnie skojarzył z rzeczywistą pustelnicą z Góry św. Anny Petronelą Korzeniowską. Na znajomość broszury Groegera przecz Bonczyka wskazywałyby wiersze 184—186 tej pieśni, których podstawą byłyby słowa Groegera: „Spoczywa on ze swoją żoną Petronelą z hr. Karzinowskich na Górze św. Anny. Żona, której zwłoki przechowały się do dzisiaj nienaruszone, żyła długi czas po owdowieniu, jako pustelnica na Górze św. Anny“. W rzeczywistości Petronela Korzeniowska zmarła na 16 lat przed Franciszkiem Gaszyną, którego żoną nigdy nie była, Franciszka zaś Antoniego wbrew twierdzeniu ks. Weltzla nie wymienia o. Reisch wśród Gaszynów, pogrzebanych na Górze św. Anny, tylko Franciszka Adama, zm. 2 III 1799, którego żona Anna Barbara z Garnierów, zmarła 11 II 1804, została pogrzebana w Kotorzu. Tyle dla omówienia zmyślenia Bonczykowego.
  58. w. 185—186. Zamiast rymu łączy te dwa wiersze asonans: wzajemnym zmiennym. P. także obj. II 119—120. W wzajemnym grobie — we wspólnym grobie, p. obj. II 29.
  59. w. 187. ciszkiem z fary — po cichu z plebanii; co do znaczenia wyrazu fara u Bonczyka p. obj. do St. K. M. II 47.
  60. w. 188. Ks. Walenty Rymlowicz — ks. Walenty Riemel, ur. 1834 w Rudzicku, jako akademik członek Tow. Literacko-Słowiańskiego, wyśw. 1859, był kapelanem czyli wikarym w Leśnicy, a umarł jako proboszcz w Włochach (Wallendorf) 1896.
  61. w. 191. lud boży, jak się pokrzepiają — Bonczyk zastosował orzeczenie w liczbie mnogiej do podmiotu, będącego rzeczownikiem zbiorowym, zapewne pod wpływem częstego użycia takiej konstrukcji logicznej zamiast ściśle gramatycznej w jęz. łacińskim.
  62. w. 195. Kaplica Rafała — pierwsza stacja kalwaryjska drogi krzyżowej. Tu się wzywa archanioła Rafała, jako patrona podróżujących, aby chronił pątników od wszelkiego wypadku, a także od roztargnienia podczas obchodów kalwaryjskich.
  63. w. 197. Domek Panny Maryi — kaplica zaśnięcia Matki Boskiej.
  64. w. 199. odprawia się południe — jest odpoczynek południowy.
  65. w. 201. myśli mieszkały — myśli przebywały, przenosiły się.
  66. w. 206. gdy znów były bez księży kaplice — po sekularyzacji klasztoru w r. 1810-11.
  67. w. 211. kaznodzieje nagórni — pozostawając pod nadzorem proboszcza Leśnicy, przewodniczyli pielgrzymkom przy obchodach kalwaryjskich. Utrzymywał ich hr. Gaszyna.
  68. w. 212. Ignacy Liszawski — kaznodzieja kalwaryjski od 1811 do 1822, ks. Kudera podaje jego nazwisko: Lisowski, o. Reisch: von Lichowski. Lisowski był autorem pieśni nabożnych.
  69. w. 215. Himmel Florek — został 1826 proboszczem Ziemięcic. Jego następcą na Górze św. Anny był ks. Bensch z Białej (Zülz), który dla ciągłego nieporozumienia z proboszczem leśnickim mógł pozostać tam tylko trzy lata.
  70. w. 218. W r. 1829 zadekretowano na Górze św. Anny ks. Jana Janotę, który musiał po 6 latach odejść dla braku kwalifikacyj, bo okazał się lichym kaznodzieją i lekkomyślnym kapłanem.
  71. w. 220. z góry — z Góry Chełmskiej.
  72. w. 221. Piechaczek — dyrektor gimnazjum w Opolu.
  73. w. 223. nieboraczka — biblioteka klasztorna.
  74. w. 227. zakonnych — zakonników, p. obj. I 232.
  75. w. 229. Ks. Mizera, wikary leśnicki, umarł 1837 na cholerę.
  76. w. 231. Ks. Juliusza Szindlera, zadekretowanego 1838, musiano niebawem odwołać, bo miał słaby głos. Niechętnie pracował na Górze św. Anny następca jego ks. Konstanty Halama (1838—41). Przyszedł dzielny ks. Filip Kita, lecz po trzech latach popadłszy w konflikt z proboszczem w Leśnicy, ustąpił i przyjął probostwo w Rokiczy (1844), skąd 1850 poszedł do Zabrza. Tam pracował wśród najtrudniejszych warunków przez 33 lata i umarł 1883.
  77. w. 233. W latach 1844-47 był kaznodzieją kalwaryjskim ks. Franke, dotychczasowy wikary w Czarnowąsach.
    Ks. Jakub Nicko, ur. 1816 w Dziedzicach, wyśw. 1845, był kaznodzieją kalwaryjskim od 1847—1860, w którym to roku odszedł na probostwo do Walców (Walzen, pow. prudnicki).
  78. w. 235. Po ks. Nicce był jeszcze przez króciutki czas kaznodzieją kalwaryjskim ks. Antoni Cyran, z Bytomia rodem.
  79. w. 238. Księża Alkantaryni — franciszkanie ostrej obserwancji, nazwani tak po wzorze swoim, św. Piotrze z Alkantary w Hiszpanii (zm. 1562). Na prośbę ks. kardynała Diepenbrocka osiedliło się 1852 około 10 Alkantarynów niemieckich na Górze św. Anny, zamiast iść do diecezji Hildesheim, dla której byli właściwie przeznaczeni. Lecz w tym samym roku 1852 opuścili Górę św. Anny i obrali więcej zaciszne miejsce pod Prudnikiem (Neustadt).
  80. w. 239. reformaci — gałęź zakonu franciszkańskiego, która przyjęła pewną reformę z r. 1532. Na prośbę ks. biskupa Henryka Förstera, który w 1857 odwiedził Górę św. Anny, uchwaliła saska prowincja franciszkańska (1858) obsadzić Górę św. Anny swoimi zakonnikami, tymczasem niemieckimi, ażeby się zakon dochował t. zw. utrakwistów, tj. kapłanów obojęzycznych. Pierwszym gwardianem był o. Ambroży Dreimüller, który 1859 objął klasztor. Brak języka polskiego musiał tymczasem wyrównywać kaznodzieja kalwaryjski ks. Jakub Nicko.
  81. w. 242. trzeba polskich — dlatego też hr. Melchior Ferdynand Gaszyna powołał na Górę św. Anny reformatów polskich z prowincji małopolskiej, którzy mimo zazdrości franciszkanów czeskich, a potem nalegań pruskich, trzymali się tam nie tylko do utworzenia osobnej kustodii śląskiej w r. 1805, lecz aż do sekularyzacji 1810, która na Górze św. Anny zastała samych zakonników polskich. Po sekularyzacji, czyli w t. zw. „epoce babilońskiej niewoli“ (1810—1859) podtrzymał nadzieję uzyskania Góry św. Anny przez prowincję małopolską wybitny o. Stefan Brzozowski, który jako uchodźca z Chełmszczyzny znalazł przytułek najprzód w Piekarach 1843 a uruchomiwszy z ks. kanonikiem Fickiem ogromną w rozmiarach, a w skutkach przedziwną akcję szerzenia wstrzemięźliwości na G. Śląsku, zamieszkał w r. 1844 za zgodą kurii wrocławskiej jako komorant na Górze św. Anny. Stąd prowadził przez 8 lat bardzo błogą działalność misjonarską, zakładając w całym szeregu parafij obok towarzystw wstrzemięźliwości, także III zakon franciszkański, zanim jeszcze tercjarstwo było tu oficjalnie znane i dopuszczone. Taka inicjatywa nie znalazła jednak zrozumienia, ani u proboszcza Leśnicy ks. Krebsa, który o. Brzozowskiego już w r. 1847 w brzydki sposób a bezpodstawnie zadenuncjował u władzy duchownej, ani kaznodziei kalwaryjskiego ks. Nicki, który jak reszta kleru nie znając instytucji III zakonu, nie mógł sobie gorliwości o. Brzozowskiego inaczej tłumaczyć, jak skrytymi pobudkami narodowo-politycznymi i tak też doniósł do kurii wrocławskiej. To też ks. kardynał Diepenbrock, który już był korespondował z kurią tarnowską (a nie krakowską!) w sprawie sprowadzenia franciszkanów małopolskich na Górę św. Anny, otrzymawszy nader życzliwą dla o. Brzozowskiego petycję dekanatu oleskiego o ponowne obsadzenie Góry św. Anny franciszkanami, kazał o. Brzozowskiemu opuścić diecezję wrocławską i ofiarował Górę św. Anny niemieckim Alkantarynom (cfr. II, 238), mniemając, że i oni będą apostołami Górnoślązaków, zanim się jeszcze ich językiem do nich odezwą, bo „habit św. Franciszka przemawia wszystkimi językami“. Tak przynajmniej pisał do króla pruskiego. Najgłębszą przyczyną wydalenia tak zasłużonego o. Brzozowskiego i odrzucenia reformatów polskich był widocznie wzgląd narodowy na rząd pruski i obawa, że w razie dopuszczenia podejrzanych z góry o polityczne tendencje zakonników polskich, wskrzeszone będą zarzuty z niedawnego okresu ruchu niemiecko-katolickiego, że mianowicie hierarchia rzymska gnębi naród niemiecki i działa na jego szkodę. Decyzja wrocławskiego kardynała nabiera wyrazistości na tle chronicznego braku w diecezji t. zw. utrakwistów, tj. kapłanów obojęzycznych. Brak księży biegłych w języku polskim był tak dotkliwy, że proboszcz bytomski ks. Szafranek podał 1856 wniosek do kurii, by w pustym znowu po odejściu Alkantarynów klasztorze na Górze św. Anny utworzyła seminarium, lub zakład dla kształcenia kleru dwujęzycznego. Książę-biskup Förster nie zrealizował tego planu wprost, lecz pośrednio. Pozyskał bowiem dla Góry św. Anny reformatów niemieckich z Westfalii (1859), którzy ze swej strony otworzyli na Górze św. Anny zaraz (1860) nowicjat dla kandydatów ze znajomością języka polskiego. Istotnym aniołem zbawienia stał się wtedy dla franciszkanów westfalskich prawdziwie apostolski pierwszy ich nowicjusz polski ks. Józef Kleinwächter, który potem jako o. Atanazy i długoletni gwardian na Górze św. Anny od razu podbił sobie i pozyskał dla zakonu serca ludu i kleru śląskiego.
  82. w. 245. istotna dobrocizna — istotne wcielenie dobroci.
  83. w. 247 smędu aż pachnącego — dymu b. pachnącego, por. obj. do St. K. M. IV 476.
  84. w. 250. czy już zbiera pięty — czy już zbiera nogi, podnosi się do pójścia.
  85. w. 262. Wolnoż-li — charakterystyczne dla Bonczyka wzmocnienie znaczenia zasadniczego słowa; por. obj. I 49.
  86. w. 266. ważny interes — ważna sprawa; o różnych znaczeniach wyrazu: interes w poematach Bonczyka p. obj. St. K. M. I 399 i VI 404.
  87. w. 270. kto zagładza — domyślne język — kto język polski usuwa, pracuje nad jego zagładą, ten zdradza ojczyznę, dla Grelicha śląską.
  88. w. 271. ks. proboszcz Mysłowski — ks. Kleemann; p.obj. II 168.
  89. w. 272. szulinspektorowski ukaz — zarządzenie inspektora szkolnego, użycie obu wyrazów (co do ukazu p. obj. I 318) wskazuje na wzgardę dla zarządzeń, nie tyle ze strony Kleemanna, ile samego Bonczyka.
  90. w. 273. nie w nos — nie po nosie, źle pachnie, nie podoba się.
  91. w. 276. Ni to Niemce ni Polki — Ten wiersz, skierowany pod adresem nierozsądnych rodziców, trzeba zestawić z napiętnowaniem nowoczesnej szkoły pruskiej w St. K. M. VIII 201 słowami: dziwne szkoły — w nich się Polska przerabia na niemieckie woły!
  92. w. 279. od nas wszystko zależy — tymi słowami, które trzeba myślowo powiązać z wierszami 323—324: ja nie dla polityki bronię tu polszczyzny, tylko by dla zbawienia dusz bywał zbiór zyzny! — obarcza ks. Bonczyk odpowiedzialnością kapłanów za brak pietyzmu dla języka ojczystego u rodziców. Jest wprawdzie zasadą katolicką, że wszystkie decyzje co do wychowania i wykształcenia dzieci należą z prawa natury przede wszystkim do rodziców, ale niemniej prawdą jest, że duszpasterstwo obejmuje także rodziców, których sumienie należy formować zgodnie z normami obiektywnymi. Oczywiście żaden kapłan nie zmusi rodziców ani do chrztu dzieci, ani do wychowywania ich w języku ojczystym, który zresztą może być wątpliwy w małżeństwach narodowo mieszanych.
  93. w. 279. Byśmy wszyscy dbali — jeżeli wszyscy będziemy o to dbali.
  94. w. 281. obrazy ojczyzny filarów — Ojczyzna = Śląsk.
  95. w. 282. ustmi — żywym słowem; podkreślił tu Bonczyk znaczenie żywego słowa z kazalnicy, aby uzasadnić umieszczenie wielu księży wśród filarów ojczyzny. O formie: ustmi p. obj. do I 162.
  96. w. 285. Bernard Bogedain, ur. 1810 we Wróblinie pod Głogowem, wychował się u stryja cystersa w klasztorze w Obrze w Wielkopolsce; żyjąc dłuższy czas z Polakami, pracując w zawodzie duchownym w Grodzisku i Bydgoszczy, następnie jako katecheta w seminarium w Paradyżu, wreszcie od r. 1844—1848 jako radca szkolny rejencji w Poznaniu, nabrał szacunku i miłości dla ludu i języka polskiego. W 1848 przeniesiony został do Opola, a równocześnie posłował do sejmu pruskiego. W zakresie szkolnictwa powszechnego na Górnym Śląsku zaznaczył się zaprowadzeniem języka polskiego i dbałością o wykształcenie nauczycieli polskich. Dla ludu polskiego wydawał 1849-50 „Gazetę Wiejską“, oraz wspólnie z J. Nachbarem śpiewnik kościelny pt. Chorał, Berlin 1856. W r. 1858 został biskupem sufraganem wrocławskim, umarł 1860 podczas wizytacji w Pszczynie, gdzie leży na cmentarzu, obok kościółka św. Anny.
  97. Adrian Włodarski — ur. 1807 w Hajdukach, był 1830-32 wikarym w Lublińcu, potem administratorem, proboszczem i od 1835 dziekanem w Pyskowicach. Popierał akcję wstrzemięźliwości i pisał wiersze o tej tendencji. W 1854 został
    kanonikiem wrocławskim, w 1860 biskupem sufraganem. Umarł 1875.
  98. w. 286—7. Melchior Diepenbrock, kardynał i książę biskup wrocławski, ur. 1798 w Bocholt w Westfalii, początkowo był wojskowym, zostawszy księdzem, działał w diecezji ratysbońskiej. Jako biskup wrocławski odznaczał się energią, której nie zawsze używał przychylnie dla księży polskich, np. w stosunku do o. Brzozowskiego lub ks. Szafranka, którego na kilka dni zasuspendował. W Piekarach podczas poświęcenia nowego kościoła odezwał się do pobożnych tłumów, że dałby sobie uciąć palec ręki, gdyby mógł do nich po polsku przemówić. W 1850 został kardynałem. Umarł 1853 w Johannesberg.
  99. w. 288. Herman Gleich — ur. 1815 w Laskowicach pod Wrocławiem, był wikarym w Namysłowie, potem w Opolu, od r. 1842 proboszczem w Tylowicach pod Niemodlinem, ostatnim proboszczem mówiącym kazania po polsku. W 1862 został kanonikiem wrocławskim, w 1875 biskupem sufraganem, um. 1900. Na złoty jego jubileusz 1838 wydał Bonczyk jego życiorys, zakończony wierszem polskim, który ukaże się w 3 tomie Pism poetyckich.
  100. Józef Połomski, — ur. 1812 w Piecach, pow. rybnicki, był najpierw wikarym w Grzędzinie i Brzegu, od 1839 proboszczem w Biestrzykowicach w pow. namysłowskim, w 1845 dziekanem, w 1958 po Bogedainie radcą szkolnym przy rejencji opolskiej, aż do śmierci 1870.
  101. w. 288—292. Antoni Stabik — ur. 1807 w Mikołowie, był wikarym w Pilchowicach 1833, prebendarzem w Mikołowie, proboszczem w Łące pod Pszczyną, a wreszcie od 1848-87 do śmierci proboszczem w Michałkowicach. Wydawał kalendarze polskie, broszury popularne, treści religijnej, pisywał artykuły do gazet i wiersze okolicznościowe, których część wydał pt. Żarty nie żarty w r. 1848. Pod koniec życia zaniewidział, stąd mowa o oku teraz ciemnym.
  102. w. 292—293. Jan Alojzy Ficek — ur. 1790 w W. Dobrzniu pod Opolem, odbył studia teologiczne we Wrocławiu i u ks. ks. Misjonarzy w Krakowie. Początkowo sprawował obowiązki duszpasterza w Czeladzi, potem w Ziemięcicach, a w końcu w Piekarach, gdzie wybudował ze składek dobrowolnych obecny kościół. Był widoczną głową ruchu trzeźwościowego, urządzał misje, wydawał książki religijne, w 1848—50 Tygodnik Katolicki. Jako komisarz biskupi i kanonik honorowy zajmował stanowisko naczelne wśród duchowieństwa górnośląskiego, umocnił je świątobliwością życia, dlatego Bonczyk obdarza go tylu epitetami: brat pomiędzy braty, nasz Alojzy, stróż-anioł Śląska. Um. 1862.
  103. w. 293—294. Józef Szafranek — ur. 1808 w Gościęcinie, był kolejno wikarym w Grzędzinie, administratorem w Raciborzu, a od 1840 proboszczem w Bytomiu. Umarł 1874, następcą jego był Bonczyk. W r. 1848 posłował do pruskiego zgromadzenia narodowego i wsławił się wytrwałą obroną praw języka polskiego, dlatego „w Berlinie niemiły bratanek“. Wydawał kalendarze polskie i niemieckie itp.
  104. w. 295. Józef Lompa, ur. 1797 w Oleśnie, był nauczycielem ludowym w Ciesznie, w Łomnicy, w Lublińcu, a wreszcie od 1851 w Lubszy. Pozbawiony posady osiadł w Woźnikach, gdzie umarł 1863. Pisał bardzo wiele po polsku i niemiecku, wydawał kilka czasopism, a jako działacz oświatowy polski położył wielkie zasługi. Szkoda, że Bonczyk nie uzasadnił bliżej dodanego mu epitetu: poczciwiec.
  105. w. 295. Konstanty Damrot — ur. 1841 w Lublińcu, skończył gimnazjum w Opolu, teologię i filozofię we Wrocławiu, gdzie z Lubeckim założył Towarzystwo Polskich Górnoślązaków. Po kilku miesiącach pracy duszpasterskiej przeszedł do szkolnictwa, był katechetą 1867—1870 w Pilchowicach, potem dyrektorem seminarium w Kościerzynie na Pomorzu, w Opolu i Pruszkowie do r. 1891. Jako emeryt chory na płuca osiadł u Braci Miłosiernych w Pilchowicach, gdzie umarł 1895. Z licznych pism Damrota największe znaczenie mają jego poezje (3 wydania, ostatnie w Mikołowie 1922), Szkice z ziemi i historii Prus Królewskich 1886 (skonfiskowane), Die älteren Ortsnamen Schlesiens, 1896.
  106. w. 295. Emanuel Szulczyk — ur. 1839 w Rybniku, członek Tow. Polskich Górnoślązaków, był katechetą w Pilchowicach, proboszczem od 1886 w Wodzisławiu, od 1892 w Biedrzychowicach, gdzie umarł 1895. Napisał kilka książeczek katechetycznych, bardzo pożytecznych w czasie walki kulturnej.
  107. w. 295. Augustyn Świętek — dr teol., ur. 1828 w Skrzyszowie, skończył gimnazjum w Gliwicach, teologię we Wrocławiu, pracował jako administrator w Kluczborku, a 1872—1894 jako proboszcz w Czarnowąsach. Umarł jako emeryt w r. 1903 we Wrocławiu. Ogłaszał rozprawy historyczne i kazania po niemiecku, przełożył także niektóre kazania Piotra Skargi.
  108. w. 298. Jaś Studziński — ur. 1841 w Bytomiu, był we Wrocławiu jako akademik członkiem Tow. Liter.-Słow. i Tow. Polskich Górnoślązaków, w którym po odejściu Damrotha był prezesem 1866-68 i wydał pierwszy polski śpiewnik akademicki 1868. Jako wikariusz pracował w Miechowicach i Pszowie. Proboszczem był od 1887 w Rydułtowach, a od 1892 w Lubomi, gdzie umarł 1897. Był to dobry znajomy ks. Bonczyka o żywym zainteresowaniu naukowym, ale bez żyłki literackiej.
  109. w. 301. Wolczyk Augustyn — ur. 1835 w Trynku pod Gliwicami, wyśw. 1859, był wikarym w Pszowie u sławnego proboszcza Skwary, z którym razem wydał kronikę parafii pszowskiej w jęz. niemieckim 1861. Od 1871 był kuratem w Byczynie i wydał własnym nakładem 2 broszurki religijne (Znak Krzyża Św., Kluczborek 1871 — i „Krótka nauka o Mszy Św.“, Byczyna 1879). Na pogrzebie ks. Skwary w Pszowie (1886) pilnował, aby według ostatniej woli zmarłego śpiewano tylko po polsku; wywołał wielką wrzawę, nie dopuszczając szkoły ze śpiewem niemieckim. Następcą ks. Skwary w Pszowie był on sam. Należał do kapłanów narodowo uświadomionych i był znany jako chętny, a nieustraszony obrońca ludu, zwłaszcza odkąd był posłem na sejm pruski. Umarł 25 I 1898 i jeszcze po śmierci wywołał wrzawę niezwykłą. Gdy bowiem Katolik w sprawozdaniu pogrzebowym i w związku z serdecznym przemówieniem polskim ks. proboszcza Ringa z Jedłownika zaznaczył, że lud polski nie ma wielu takich księży, jakim był ks. Wolczyk, i że modlić się trzeba, aby przykład jego znalazł jak najwięcej naśladowców zwłaszcza między kapłanami młodszymi, — zarzucił ks. radca Schirmeisen Napieralskiemu w Schlesische Volkszeitung karygodne podburzanie ludu przeciw duszpasterzom i zainicjował wspólnie z ks. radcą Łukaszczykiem z Król. Huty i ks. dziekanem Schmidtem z Katowic zbiorową akcję kleru przeciw Katolikowi, która uzyskała aż 256 podpisów. Wyrównanie złego wrażenia tej nierozważnej akcji nastąpiło pod wpływem ks. kardynała Koppa w marcu roku następnego (1899) solidarną petycją całego duchowieństwa górnośląskiego do pruskiego ministerstwa oświaty i kultu o przywrócenie polskiej nauki religii i nauki czytania i pisania polskiego dla szkół górnośląskich.
  110. w. 302. Józef Dembończyk — ur. 1847 w Kobylicy, członek Tow. Polsk. Górnoślązaków, 1884 wikary w Rozdzieniu, administrator 1887 w Bojszowach, proboszcz 1888 w Brzeźcach, 1900 w Marklowicach, umarł 1911. Był Polakiem uświadomionym.
  111. w. 302. Jan Błana — ur. 1855 w Łonach, członek Tow. Polsk. Górnoślązaków, od 1884 kapelan w Rudach, od 1887 katecheta w gimnazjum w Król. Hucie, potem w seminarium w Pilchowicach, w Koziejszyi, 1898 dyrektor seminarium w Liebenthal, gdzie umarł 1913. Wymienienie go wśród filarów ojczyzny w r. 1875 jest anachronizmem.
  112. w. 303—305. Karol Wątrobka — ur. 1834 w Opolu, był kapelanem w Oleśnie, oraz Rybniku, od 1867 administratorem, a następnie proboszczem w Dębiu pod Opolem, gdzie umarł 1888. Napisał historię swej parafii pt. Dobrodębie w 1879 i kilka broszur, był korespondentem Katolika.
  113. w. 305—306. Jan Nep. Krahl — ur. 1858 w Bytomiu, kolega uniwersytecki Bonczyka, był wikarym w Ujeździe i Raciborzu, aż do śmierci 1910. W gimnazjum raciborskim uczył jęz. polskiego 1872—1875, w r. 1881 wydał książeczkę jubileuszową, przełożoną z niemieckiego.
  114. w. 306—307. Michał Kania — ur. 1805 w Kobiorze, był wikarym w Ujeździe, a potem 1834—1891 do śmierci proboszczem w Poniszowicach. Został też komisarzem biskupim i kanonikiem honorowym, napisał katechizm polski dla diecezji wrocławskiej i cieszył się wielką powagą.
  115. w. 308. Karol Nerlich — ur. 1843 w Raszowie pod Opolem, praocował podczas walki kulturnej w Opolu, w r. 1884 został proboszczem w Popielowie, a od 1895 po śmierci brata swego Leopolda proboszczem w Piekarach, gdzie zmarł 1900. Wydawał Pismo miesięczne na cześć Przen. Sakr. Ołtarza 1883—1887. Nadto napisał kilka broszur religijnych i kronikę Popielowa po niemiecku. Cała działalność pisarska przypada po r. 1875.
  116. w. 308. Antoni Sarnes — ur. 1842 w Zabierzowie, w pow. prudnickim, był kapelanem w Rozkochowie i Mysłowicach, od 1886 proboszczem w Kurnicy pod Prudnikiem. Umarł 1890. Wydawał 1886—1888 w Katowicach Monikę i Anioła-Stróża.
  117. w. 308. Rudolf Lubecki — ur. 1844 w Niemieckiej Wiśle, ukończył gimnazjum w Gliwicach, należał do założycieli Towarzystwa Pol. Górnoślązaków we Wrocławiu, następnie był kapelanem w Biskupicach, Bieńkowicach, od 1871 w Katowicach, od 1884 proboszczem w Woli nad Wisłą, 1887 w Wielkim Kotorzu, umarł na tyfus 1891. Jako pisarz był bardzo ruchliwy, pisywał korespondencje do gazet polskich, redagował dorywczo, podczas walki kulturnej Katolika, wydał sporo broszurek religijnych, w r. 1885—1891 redagował miesięcznik Zdrowaś Maryja.
  118. w. 307—309. są anachronizmem w r. 1875 i w ustach ks. Grelicha, zm. 1876, podobnie jak poprzednio II 301, 302. Widoczne z nich natomiast jest, że powstały w r. 1886, w którym zapewne Bonczyk napisał cały poemat w kształcie ostatecznym. Jak z poprzedniego objaśnienia wynika, Nerlich, Sarnes i Lubecki „pedagogami, którym lud ubogi zawdzięcza pożyteczne gazety kościelne“, stali się w latach 1883, 1885, 1886, czyli dopiero w r. 1886 można było objąć ich wspólnym mianem wychowawców ludu przez czasopisma religijne.
  119. w. 310—311. Franciszek Kirchniawy — ur. 1843 w Witosławicach, ukończył gimnazjum w Raciborzu i Głupczycach, teologię we Wrocławiu, był członkiem Towarzystwa Polskich Górnoślązaków. Wyświęcony 1871 był kapelanem u ks. Widery w Wieszowie i siedział 3 tygodnie w więzieniu za rozszerzanie książek religijnych. W r. 1885 został proboszczem w Ziemięcicach, a 1886 proboszczem w Staniszczach, gdzie zmarł 1911. Bronił praw języka polskiego w nauczaniu i w 1880 wydał świetny katechizm dla dzieci, który miał 31 wydań i rozszedł się w setkach tysięcy egzemplarzy.
  120. w. 311. Karol Wawrzek — ur. 1852 w Gliwicach, członek Tow. Polskich Górnoślązaków, wyświęcony 1876 był kapelanem w Tarnowskich Górach, stąd Tarnowski, jak Kleemann Mysłowski, Cieślik Milkucki itd. Proboszczem został w 1887 w Kochanowicach, 1895 w Dębiu pod Opolem. Umarł jako emeryt 1925. Wsławił się, oddając otwarcie głos na polskich kandydatów przy jawnych wyborach do sejmu pruskiego. W r. 1875 anachronicznie umieszczony wśród ojczyzny filarów.
  121. w. 312. Szymon Korpak — ur. 1848 w Radzionkowie, członek Tow. Polskich Górnoślązaków, wyświęcony 1873, pracował jako ksiądz nierządowy potajemnie w Lipinach i Radzionkowie, potem był kapelanem nadwornym w Reisewitz pod Grotkowem. Do Radzionkowa wrócił 1881, był tam wikarym do 1887, kiedy został proboszczem w Rybnej, Umarł 1909.
  122. w. 312. Paweł Bieniek — ur. 1803 w Kujawach w pow. prudnickim, ukończył seminarium w Głogówku, był nauczycielem pomocniczym w Mochowie, od 1825—1876 nauczycielem w Miechowicach, do 1886 pisarzem gminnym, a do Śmierci w 1888 kościelnym i organistą. Zaliczając go do „ojczyzny filarów“, wynagradzał mu Bonczyk traktowanie w St. K. M., ale awans ten miał tylko uczuciowe uzasadnienie, w towarzystwie Ligonia i Miarki jest istnym Piłatem w Credo.
  123. w. 313—314. Juliusz Ligoń — ur. 1823 w Prądach, ukończył szkołę ludową w Strzebiniu, został kowalem i pracował w hucie w Zawadzkiem. Zwolniony z pracy jako zdecydowany Polak, wrócił do Królewskiej Huty, lecz i tu zwolniony z pracy, wywalczył sobie po długim procesie rentę. Umarł 1389. Jako poeta jest dość nieporadny, ale niezłomny w szerzeniu idei narodowej, charakterystyka jego przez Bonczyka: „kowal-rymotwórca, nigdy nie zwijający przed wrogiem proporca“ jest najudatniejsza ze wszystkich, podanych w tym ustępie.
  124. w. 315—316, Karol Miarka ur. 1824 w Pielgrzymowicach, ukończył seminarium nauczycielskie w Głogówku, był nauczycielem w Lędzinach, Urbanowicach, Piotrowicach, a od 1850 w Pielgrzymowicach. Pod wpływem ks. Bogedaina i Stalmacha nabrał uświadomienia narodowego i napisał szereg powieści ludowych. Od r. 1868 redagował „Zwiastuna Górnośląskiego“, w 1869 porzucił posadę nauczycielską, a nabywszy od Chociszewskiego Katolika, przeniósł go do Król. Huty i uczynił organem ruchu polskiego. Prześladowany więzieniem i grzywnami, sprzedał pod koniec 1880 Katolika ks. Radziejewskiemu przeniósł się do Cieszyna, gdzie umarł na skutek amputacji nogi 1882. Charakterystyka jego w tym miejscu jest powierzchowna i nie oddaje znaczenia Miarki dla Górnego Śląska. Anachronizmy co do niego nie są tak widoczne, jak co do innych postaci, ale w 1875 r., gdy był on jeszcze właścicielem Katolika, nie mógłby Grelich występować tak silnie przeciw pisarzowi Katolika i „redaktorom“, gdyż brakłoby konsekwencji wobec świeżej pochwały Miarki.
  125. w. 317. PisarzKatolika“ — ks. Stanisław Radziejewski, Wielkopolanin, a może dopiero jego następca po r. 1886.
  126. Polskagazeta“ — Gazeta Górnośląska, redagowana przez ks. Franciszka Przyniczyńskiego, również Wielkopolanina. Że ks. Bonczyk ich nie wymienia imiennie, jest faktem znamiennym, który dowodzi niechęci wśród kleru do wnoszenia na Śląsk politycznej myśli polskiej od zewnątrz. Jest tylko kwestia, do jakiego czasu należy odnieść ten fakt. O tym obszerniej we Wstępie, str. XX—XXI.
  127. w. 318. Ks. Karol Krupa — ur. 1839 w Chropaczowie, wyśw. 1863, od 1875 proboszcz w Woźnikach, gdzie umarł 1898.
  128. w. 319. est modus in rebus — istnieje we wszystkim miara, jest granica działania.
  129. w. 321. Nostris diebus — obecnie, w naszym czasie.
  130. w. 322. nam piwa gorzkiego nawarzą — księża nie chcieli się sparzyć na idei wielkopolskiej. Por. także uwagi we Wstępie o chwili powstania poematu.
  131. w. 331. przy porcyjkach — przy zastawach.
  132. w. 337. adorują — odprawiają adorację.
  133. w. 338. wystąpiwszy z kościoła — wyszedłszy z kościoła. Por. obj. I 186.
  134. w. 340. trzy hufce — trzy kompanie pielgrzymie; Bonczyk w Górze Chełmskiej chętnie używa terminologii wojskowej dla określenia czynności procesji; przygotował zaś na to czytelnika w I 205—206.
  135. w. 343. Spinczyk — Franciszek Spinczyk, krawiec z Bytomia, był przewodnikiem (śpiewakiem) pielgrzymek bytomskich na Górę św. Anny, dyrygentem kapeli kościelnej i kościelnym (III 121—131).
  136. w. 343. zatrąbcie intradę — zatrąbcie marsz do rozpoczęcia pochodu.
  137. w. 344. jenerał w komendzie — generał komenderujący. Porównanie przewodnika kompanii z generałem powtarza się kilkakrotnie, skutkiem tego ww. II 343—346 znajdujemy jeszcze II 383—386, V 301—304.
  138. w. 347. Klik, Strzewiczek i wymieniony dopiero V 305 Krotofil, stanowili ze Spinczykiem muzykę, towarzyszącą pielgrzymce bytomskiej na Kalwarię.
  139. w. 351. niechaj się co chce, ze mną dzieje — refren znanej pieśni do św. Anny: Ja sobie wybrałem na obronę babkę Chrystusa Pana.
  140. w. 356. wskażą się — okażą się.
  141. w. 361. Upadek Trzeci — por. obj. I 119.
  142. w. 390. Helena — kaplica św. Heleny, matki cesarza Konstantyna Wielkiego, która odprawiwszy pielgrzymkę do Jerozolimy, znalazła tam Święty Krzyż i wielce Go uczciła.
  143. w. 391. ku wschodom — ku schodom, por. obj. I 465.
  144. w. 392. niedziw — niemal, prawie że; wyrazu: niedziw użyto kilkanaście razy w St. K. M., a w G. Ch. występuje tylko raz jeden w tym miejscu.
  145. w. 393. na wschodach — na schodach, por. obj. I 465.
  146. w. 395. domniewają — domyślają się, p. IV 394.
  147. w. 397. po krótkiej ciężkiej męce w dość ciasnym otworze — namęczywszy się krótko, ale mocno w ciasnym przejściu.
  148. w. 398 i 399. Rajski Dwór — p.obj. I 119.
  149. w. 405—406 rymy: spoczął-zboczył odpowiadają wymowie Bonczyka, p. obj. I 295—296.
  150. w. 413. niejakoś — niejako, jakby.
  151. w. 416. sforność — karność, spójność.
  152. w. 423. święte gradusy — schody o 28 stopniach, zbudowane na wzór schodów, wiodących do pałacu Piłata, po których Pan Jezus 6 razy przeszedł, prowadzony: 1) od Kajfasza do Piłata, 2) od Piłata do Heroda, 3) od Heroda do Piłata, 4) od kolumny biczowania, 5) na Ecce Homo, 6) na śmierć.
    Św. Helena przeniosła św. schody z Jerozolimy do Rzymu, gdzie jako Scala Santa stoją tuż przy bazylice laterańskiej. Po gradusach wstępuje się tylko na klęczkach.
  153. w. 426. przy licznych spowiednicach — konfesjonałach, p. obj. I 126.
  154. w. 427. od Odry przybrzegów — od nadbrzeży Odry.
  155. w. 430. błogą halicką przeszłość — tu zawiodła Bonczyka znajomość historii polskiej, Morskie Oko nie miało nic wspólnego z przeszłością krótkotrwałą państwa halickiego, o której trudno też orzec, jakoby była błogą nawet za czasów św. Salomei, bo na pewno jej wspomnienie nasunęło Bonczykowi tę przydawkę.
  156. w. 431—434. Od grobu św. Kazimierza w Wilnie, od Gniezna, jako stolicy św. Wojciecha, która jest metropolią Wielkopolski, zeszło się potomstwo Słowian, panów połowy świata. W tych wyrażeniach jest sporo przesady i jakieś podźwięki słowianofilstwa, wyniesionego może z Tow. Liter.-Słow. we Wrocławiu. Przesada tkwi w wyliczeniu pielgrzymek z Litwy, Wielkopolski i Podhala, których na Górze św. Anny nie bywało. Powód tej przesady omawiam we Wstępie, str. LXVI—LXVIII.
  157. w. 436. miłość do ojczyzny — ojczyzny tej Bonczyk bliżej nie określa, czy nią miała być Polska, czy Słowiańszczyzna, czy ojczyzna niebieska, która najlepiej zgadza się z następnymi wierszami.
  158. w. 440. śladu odurzenia — śladu nieprzytomności ze zmęczenia.
  159. w. 445. o twym grobie — grobie trzody pobożnej, ludu polskiego.
  160. w. 448. godziny boże — godziny poświęcone nabożeństwu, zależne od Boga, por. St. K. M. II 135: suwał zegar godziny światowe i boże.
  161. w. 453. ku niebie — ku niebu. Celowniki na -ie — od rzeczowników męskich i nijakich dla rymu tworzy Bonczyk kilkakrotnie: ku dworze (St. K. M. II 124), ku wschodzie (St. K. M. V 261), ku zrębie (G. Ch. V 383), ku niebie (Wielki Piątek 34).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Norbert Bonczyk, Wincenty Ogrodziński.