Góra Chełmska/Pieśń I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Norbert Bonczyk, Wincenty Ogrodziński (oprac.)
Tytuł Góra Chełmska
Część Pieśń I
Wydawca Instytut Śląski
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I
Góra Chełmska. Klasztor św. Anny. Nieszpory sobotnie. Obawy O. O. Franciszkanów wobec niepokojących wieści. Przestrogi O. Gwardiana. Proroctwa o św. górze; rekreacje Ojców; ich rozmowy o dawnych zakonu powodzeniach. Brat Aleksy. Jutrznia. O. Gwardian i widzenia jego.

Góro Chełmska, piastowskich ziem stróżu wieczysty,[1]
Czy cię strasznej powodzi grom, jak w płaszcz piaszczysty
Odzianą, w dzień potopu urwawszy od skały
Gór Olbrzymich, aż krańce grzesznej ziemi drżały,

Zapędził w te płaszczyzny, aby z twej podstawy

Wypatrzył Chrobry drogę na Zachód, do sławy?
Czy ogień uwięziony we wnętrznościach ziemi,
Szukający swobody, siły piekielnymi
Wysadził twe bazalty aże pod obłoki,[2]

10 
Abyś dumnie patrzała na okręg głęboki?

Czy cię woda wylęgła, czy ognie przedwieczne:
Góro, teraz-eś święte miejsce i bezpieczne!
Boć to Michał Archanioł, po zwycięskim boju
Z szatanem, na zadatek wiecznego pokoju,

15 
Na wysokim twym szczycie hełm rycerski złożył;[3]

Nań patrząc, wyje piekło, świat w ufności ożył.

Góro, szczycie siół naszych, co stąd w świecie słyną,

Iż, orząc ziemię chudą, krwawym potem płyną:
By cię Bóg nie był zasiał na odwiecznej skale,

20 
Skąd patrzysz w północ dumno[4], a na wschód wspaniale,

Stałby tam jednak kopiec, lecz z kurzu usuty[5],
Z kurzu rąk pracowitych, sklejon łzą pokuty;
Boć od stóp Jasnej Góry i od Warty brzegów[6],
Od Tatru[7], Gór Karpackich śnieżystych szeregów

25 
Aż do grzbietu Olbrzymów[8] odzianych chmurami,

Słowian krew[9], rzymska wiara stokroć tysiącami
Zadąża[10] ku twym progom już tak mnogie wieki,
Twej przed wrogiem krwi, wiary[11], szukając opieki.
Tu ma Śląsk swoję Wandę, tu swój Wawel święty[12];

30 
A choć w boju żelazny, choć w trudach niezgięty,

Tu kornie bije czołem, pomny, że pokorze
I szczerej skrusze Bóg sam oprzeć się nie może.

Póki step ukraiński rzewne dumki stroi,
Póki się wolnej Polski car moskiewski boi,

35 
Póki Wisła dziewicza do Bałtyku łona

Spieszy, mężnego ludu wdzięcznością pieszczona,
Póki Królowa Polski z Ostrobramskiej wieży
Litwie, a Jasna Góra Lachom w pomoc bieży:[13]
Dotąd też Święta Anna z Chełmskiej Góry szczytu

40 
Śląsku[14] pobłogosławi i błogiego bytu

Będzie mu upewnieniem! Skoro zaś te skały
Stałe jak stal i szare (boć świat ten niestały[15])
Runęłyby w przepaści, alboby się w inne
Przeniósły[16] równie kraju, wdzięczniejsze, gościnne,

45 
Już też koniec nastanie tej tu doczesności[17]:

Tedy dopiero umrze w męskiej dojrzałości
Plemię Piastów, Jagiełłów[18], lecz w niebianów rzędzie
Z palmą między pierwszymi na wieki zasiędzie.

Dokądż[19] lecisz, mój duchu, jak w wieszczym ulocie?

50 
Marząc o sferach niebios, toniesz niemal w błocie,

Nie ku niebu ulatuj! Spiesz ku Chełmskiej Górze!
Tam w pobożnych, wieśniaczych procesyi chórze
Błagaj Boga o litość, pątnicze wspomnienia[20]
Osłodzą ci szukanie przyszłego zbawienia.

55 
Święta Anno! Królowo górnośląskiej warty[21][22],

Berłem łaski słynąca w świat na wskroś otwarty,
Święta Anno, do Ciebie w swej doczesnej męce
Dźwiga rzymski bez granic kościół w modłach ręce;
Do Ciebie i nasz naród otoczon wrogami,

60 
Rwie się, łamiąc kajdany, a świecąc cnotami;

Do Ciebie z siół chudobnych i z grodów wspaniałych
Płyną rzesze bez liku, wszak dla dusz zbolałych
Upraśnione lekarstwo tam, gdzie serc wylanie!
Gdyż[23] u Ciebie Syn Boży raczył mieć mieszkanie,

65 
Toć i Ewy prawnuki spieszą w Twe objęcia.

O Babko najszczęśliwsza Maryi Dziecięcia,
Gdyż[23] hojnie wszystkim dajesz, mnie też Twą opieką
Wzbogać, co się wybieram w podróż tak daleką!
Bo, choć wola, myśl silna, lecz lutnia bez dźwięku;

70 
Ty ją nastrój! Gdyż[23] wiek ten pełen zbroi szczęku[24],

Racz ją natchnąć pokojem! Twa niech pomoc sprawi,
Bym godnie opiał górę[25], która Ciebie sławi!

Skończyły się nieszpory. Ojca Gwardyjana
Wywołano ku bramie; tam wieść niesłychana

75 
Wszystkich zniepokoiła[26]: „Pan radca ziemiański[27]

Wielkich Strzelec zabrania na ten to rok pański
Pątnikom iść na Górę[25] z krzyżem, z chorągwiami;
Policyja rozpędza tłumy, co z pieśniami
Dążą na święte miejsce, a z polskiej dzielnicy[28]

80 
Kompanije nie przyjdą, rosyjscy strażnicy

Dopuszczają się gwałtów! Ucisk wrogi wszędzie,
Jakoż tedy z odpustem na Święty Krzyż[29] będzie?“
„Dość, dość“, — rzekł ksiądz Gwardyjan,
Ojciec Atanazy[30], —
„Znam ja jeszcze surowsze zwierzchników rozkazy,

85 
Aleć, na co się martwić? My tu nie rządcami,

Lecz sługami jesteśmy, Panią zaś nad nami
Święta Anna; w Jej sprawie trwajmy, walcząc mężnie;
Nas zaś Ona niech broni przed Wnukiem potężnie[31]!
Co do mnie, jestem gotów nieść, co Bóg przeznaczy,

90 
Nawet jeść na wygnaniu gorzki chleb tułaczy;

Ale czyńmy powinność: Krzyża Podwyższenie
Święćmy najuroczyściej, z tego klasztor słynie[32]!
Nie trwóż się, bracie Piotrze! Weźm[33] klucze od bramy,
A przyjdź choć za godzinę — teraz czwartą mamy —

95 
Z bratem Wawrzyńcem[34] z kuchni, wołaj gospodarza

Brata Józefa[35]; wszyscy mi do refektarza
Przyjdźcie, dam dla odpustu potrzebne zlecenia,
By się w chwili nabożeństw nie martwić z spóźnienia!“

Piotr z obedyjencyi cingulum całuje[36],

100 
Spieszy; Ojciec Gwardyjan w myśli swej stósuje[37],

Co rozkazać, co czynić. Wszedł do zakrystyi;
Tam braciszek Alfonzy[38], bliski profesyi,
Otwiera szafy śnieżnej bielizny: ornaty
Złote, śrebrne, przegląda, (przed mnogimi laty

105 
Haftowały je ręce hrabianek![39]) z wstęgami

Mszały nowe i stare, z złotymi brzegami,
Zapełniły rząd długi. Tam ampułki szklane,

Monstrancyja, kielichy suto pozłacane,
Cyboryum[40] ze śrebra olbrzymiej wielkości,

110 
Na złotym bandelarzu[41] przez tłumy ludności

Noszone, głośno śpiewa o mnóstwach spowiedzi.
Inne znowu naczenia ceniane[42] i z miedzi,
Czyściuteńkie, po listwach chędogiej framugi[43]
Niecierpliwie czekają na boże usługi.

115 
Z wszystkiego ucieszony, więc wesołej twarzy,

Co to we świecie żyje, a o niebie marzy,
Mówi Ojciec Gwardyjan: „Bóg ci zapłać, bracie!
Ale prócz zakrystyi czeka jeszcze na cię
Rajski Dwór[44] i Krzyż Święty, i Upadek Trzeci.

120 
Czyń co możesz dla dobrych Świętej Anny dzieci,

Bo ich mnóstwo przybędzie! Gdzież się podziać mają
Z duchownymi potrzeby? W domu unikają[45]
Księdza nie mającego od Boga urzędu,
Tylko sam się narzucił. Ze słusznego względu

125 
Na te trzody sierotki może ze czterdziestu

Księży zdąży na pomoc. Dla słuchalnic[46] jest tu
W Rajskim Dworze wygodnie: słońce, deszcz nie szkodzi,
Pojednawszy się z Bogiem, tłum ludu odchodzi
Bez przeszkody, a modły i prześliczne pienie

130 
Pątników żywi święte kapłanów natchnienie.

W Rajskim Dworze więc krzeseł dwadzieścia postawisz,
Kilkanaście po gankach klasztoru, objawisz
Spowiednikom godziny rekreacyj[47], słowem:
Bądź dla wszystkich ze wszystkim twej służby gotowym!

135 
Wiem, że mnogie twe prace, to je niech osłodzi

Że hojnie święta Anna w niebie wynagrodzi!“

Alfonzy w posłuszeństwie cingulum całuje,
Lecz pokornym pytaniem tak się informuje[48]:
„Wszystko według rozkazu Ojca Gwardyjana,

140 
Lecz do Świętego Krzyża, gdzie bywa śpiewana

Suma i do kościoła Upadku Trzeciego
Raczył Ojciec Gwardyjan brata Aleksego[49]
Syłać do usług księży; poczciwiec Stokowy[50]
Zawsze, jak dotąd było, pomagać gotowy,

145 
Latoś także pomoże; czy Ojciec pozwoli?“


„Wiesz“, — rzekł Ojciec Gwardyjan, — „że się nie niewoli
Ludzi obcych, nie naszych. Lecz niechaj tak będzie.
U Trzeciego Upadku dwóch księży zasiędzie,
Trzech u Świętego Krzyża. Brata Aleksego

150 
Nie uwiążę do pracy. Jest ci wolą jego

Zżyć wiek u świętej Anny[51], lecz w służbie niczyjej;
Niech się spełni! Czterdzieści lat już kalwaryi
Poświęcił nasz staruszek; nic nie wie o świecie,
Domek ten przy Upadku[52] jak gniazdeczko w kwiecie —

155 
Cały jego majątek. Kto on, skąd, dlaczego

Tu usiadł, nie usłyszał jeszcze nikt od niego.
Nie badaj, nic nie żądaj, on czyni, co może,
Byś nam go jak najdłużej jeszcze dał, o Boże!“

To rzekłszy, podał krzyżyk do ucałowania,

160 
Nakrył głowę kapturem, przed Bogiem się kłania,

Mijając główny ółtarz[53]; ociężałe nogi[54]
Sandałmi[55] bruszą myte kamienie podłogi.
Skoro wstąpił w refektarz, bracia się kłaniają,
Milcząc, z winną pokorą na rozkaz czekają.

165 
Ojciec Gwardyjan usiadł, urzędem[56] zmęczony,

I rzekł: „Wiecie, że w odpust bywa odmieniony

Dzienny domu porządek względem brewijarza,
Bo obchód kalwaryi zatrudnień przysparza;
Toć też latoś[57] tak będzie: Pacierze po pracy!

170 
Zaś w robocie domowej bywajcież mi tacy,

Jak się godzi dla braci! Pod twoim dozorem,
Piotrze, będą kwatery. Niechże mi są wzorem
Przystojności, porządku! Zwiedź dziś jeszcze owe
Bezwzględnych wyzyskiwań domy zarobkowe[58],

175 
Proś i gróź! Ale jutro, wiesz, iż od południa

Już się kompanijami nasz klasztor zaludnia,
Nie odstąpisz mi bramy! Na głos melodyi
Wstępujących po wschodach wszelkich procesyi
Dowiesz się od śpiewaków[59]: skąd i jako liczne;

180 
Spisz; Ojciec Dezydery będzie miał publiczne

Witania w Rajskim Dworze i pobłogosławi
Przenajświętszym! O wszystkim, cokolwiek się zjawi
U bramy, uwiadomisz mnie rychło; po sobie
Nie okazuj bojaźni; patrz, lecz milcz jak w grobie!“

185 
Piotr z obedyjencyi cingulum całuje

I na znak Gwardyjana skromnie występuje[60].
„Ciebie, bracie Wawrzyńcze“, — westchnął Atanazy, —
„Mniej ważne, ale trudne dotyczą rozkazy.
Najprzewielebniejszy nasz książę Biskup raczył[61]

190 
Tęż samą sumę, którą corocznie przeznaczył

Dla gości utrzymania, dać też latoś, a ty
Wiedz, iż pilny pracownik godzien swej zapłaty!
Trudnoć wszystkim wygodzić, szczególnie, że wszelkie
Potrzeby musisz znosić z Leśnicy[62], skąd wielkie

195 
Przykrości następują, bo góra wysoka.

Lecz wiem, że ty ze zleceń mych nie spuszczasz oka!“
To rzekłszy, podał krzyżyk do ucałowania,
Brat Wawrzyniec, odchodząc, pokornie się kłania.

Został gospodarz Józef; ku nimu[63] zwrócony

200 
Westchnął Ojciec Gwardyjan i rzekł rozczulony:

„Cóż damy ludkom naszym? O, te drogie trzody[64],
Niemające w podróży najmniejszej wygody!
Kiedy przyjdą strapione niespaniem i postem,
Każdy nimi pogardza jako ludkiem prostym.

205 
Mężne wiary rycerstwo, ty w duchu dojrzałe,

Choć na zewnątrz poślednie[65], lecz w sercu wspaniałe,
Ciebie Bóg sam ugości. Kto Ciebie urazi,
Splami swoje urzędy, imię swoje skazi!
Gospodarzu Józefie, studnia, w jakimż stanie? —“

210 
„W dobrym“, — rzecze brat Józef, — „ale obracanie

Wału bardzo powolne. Z takiej głębokości
Wodę czerpać wiadrami, ile to trudności,
Stąd poznać, że sam łańcuch pięć centnarów waży!
Choćby tak obracano, aż korba dłoń parzy,

215 
Za kwadrans nie wyciągniesz jak dwie konwie wody,

Jakoż tylu tysiącom dostarczyć ochłody?“ —

„Józefie, ilekolwiek w klasztorze jest kadzi,
Beczek, zberów[66] i koryt, — ludzie będą radzi,
Widząc je zawsze pełne, — wodą ponalewaj;

220 
Zwykłych twych pomocników jeszcze dziś powzywaj,

Niechby jedni po drugich ciągli[67] dniem i nocą,
Lejąc w kadzie rynnami; za boską pomocą
Podołają zadaniu. Wszystkie zaś trawniki,
Ganki[68] i korytarze i wszelkie kąciki

225 
Powymiatać, wyczyścić, aby boskie trzody

Choć w krótkim nocnym spaniu miały coś wygody.
Użyj bracie do dzieła twego rąk i głowy,
A bądź, jak brat Aleksy[69] z wszystkim wczas gotowy!“

Tu milczał Atanazy, lecz po chwili nowy

230 
Wychylił się interes ze stroskanej głowy:

„Gdybyś słyszał od ludzi o prześladowaniu
Wiary, lub nas zakonnych[70], nie zdradzaj w gadaniu
Myśli twoich, milcz stale; gdzie nasienie padnie,
Jaki owoc przyniesie, tego nikt nie zgadnie!

235 
Wszak wiesz, że ksiądz Osmundus i nasz Wiktor miły[71]

Już stali przed kratkami, lecz ich wypuściły
Szpony już zaostrzone żarłocznego wilka.
Teraz burza; zaświeci słońce za chwil kilka!“

Zamilkł Ojciec Gwardyjan. Józef jeszcze stoi,

240 
Chciałby o coś zapytać, lecz się słusznie boi

Mówić o sprawach obcych; ośmielił się przecie
I szeptnął[72]: „Jakież też to proroctwa po świecie[73]
Krążą!“ Milczy Gwardyjan. Józef nieproszony
Ciągnie dalej: „Nie będzie klasztor nasz zniesiony,

245 
Podwiel[74] stoi ta skała! A to skała zdrowa

Jeszcze jeden świat taki przeżyć wzdy gotowa!“

Józef milczy. Czy Ojciec Gwardyjan nie słyszał?
W proroctwa się ni słowem ni gestem nie wmieszał.
Józef niezadowolnion[75] po wtóre zaczyna:

250 
„A zaś drugie proroctwo dotyczy Gaszyna:[73][76]

Jak ostatni z Gaszynów umrze tu w klasztorze,
Spełni się dla tej góry przeznaczenie boże“.

Widocznie zniechęcony Ojciec Atanazy
Rzecze: „Bracie, sam mówisz, iż tej góry głazy

255 
Nieprzeżyte; i cóż się obawiać wygnania?

Nam w proroctwa biblijne wierzyć, nie w gadania
Owczarzy i cyganek. — Wanda nie ma synów[77]
Takich jak Gaszynowie! Ostatni z Gaszynów
Dawno już gdzieś zaginął, Damijan waleczny[78];

260 
Corocznie się modlimy dlań o spokój wieczny!“

„Zginął! — ale czy umarł?“ — rzekł Józef nieśmiało —
Lecz dalszych już nie czynił uwag, bo się zdało,
Że za wiele powiedział. Gwardyjan niebawem
Przeżegnał go i siebie; z spojrzeniem łaskawym

265 
Wychodzi z refektarza; ociężałe nogi

Sandałami bruszą czyste kamienie podłogi.

A na dworze tak ślicznie! Wszystko wskazywało,
Że wie, iż dziś sobota. Słońce dojeżdżało
Wesoło do swej mety. Aniołkowie mali

270 
Niebo jak najchędożej już pozamiatali,

Pozdmuchiwali chmurki i ziemskie życzenia,
Co, niegodne wysłuchań, chyba pod sklepienia
Niebios dojdą, nie dalej. Właśnie dokończyli,
I twarzyczki pobożnie ku ziemi schylili,

275 
By słuchać, jak zadzwonią wszystkie święte dzwony

Aniół Pański[79]. Lecz wieczór gdzieś przez coś spóźniony
Nie nadchodził. Tak słonko, korzystając z chwile[80],
Na ogród świętej Anny pogląda przemile,
W nim na najwyższym szczycie Chełmskiej Góry stoi

280 
Kaplica, tę dokoła sad zielony stroi.

Iż stąd wygląd przepyszny na boży świat w koło,
Tu chwile rekreacyj spędzali wesoło
Ojcowie Franciszkani[81], jeśli nie w kościele —
Tu rozmyślać lubili, nie mówili wiele.

285 
Tuż na samiutkim kraju kopca skalistego

Stoi Ojciec Gwardyjan; oka myślącego
Nie spuszcza z wyżyn niebios, nie myśli o ziemi,
Co mu do nóg się ściele z pięknościami swymi:
Wsi, miasteczka, tam miasta, tam Odry śrebrzysta

290 
Wstęga, nad nią się wznosi druga wstęga mglista,

Wszystko wabi i woła Ojca Gwardyjana,
By pamiętał o ziemi. Ale dusza zlana
Z tajemnicy wyższymi[82], ku niebu się wzbija,
Myśli, duma. Tu nad nim dziwnie się uwija[83]

295 
Liczne stado bocianów w porządku wieczystym —

Naprzód jeden, dwaj za nim, a w trójkącie gęstym[84]
Procesyja cudowna! Nad samym klasztorem
Odmieniły porządek; przewodnika wzorem
Zwinęły się w krążące na kształt gniazda koło

300 
I znów się rozwinęły, leciały wesoło

Gdzieś w dal, ku południowi — leciały wesoło…
Dziwno Atanazymu[85] w duszy się zrobiło:
Czoło, dotąd posępne, się rozpogodziło,
Westchnął: „Idźcie! Wrócicie w ulubione gniazda

305 
Błogowrogą[86] niech będzie nam ta wasza jazda,

Was ten sam Bóg prowadzi!“ — Przeżegnał bociany
I wrócił do klasztoru jakby na znak dany.

Po chłódnych domu gankach[87] używał swobody
Ksiądz wikary Teobald[88] niestary, niemłody,

310 
Pochyły, zawsze kwaśny, dziś zaś wyjątkowo

Ilekroć mija okno, mile, nie surowo
W świat poziera. Zoczywszy Ojca Gwardyjana,
Tak przemawia twarz jego w słodkości ubrana:
„Co za prześliczny wieczór! Widocznie nim nasza

315 
Matka Anna pątników do siebie zaprasza,

Bo właśnie dzisiaj rano puszczają się w drogę.
Ojcze, ja tego objąć rozumem nie mogę,
Co to rząd myśli zyskać przez swoje ukazy?“[89]
„Tak ci to i ja myślę“, — odrzekł Atanazy, —

320 
„Ten porządek ubliża powadze zwierzchności,

Lud rozjątrza, narobi nieszczęsnych przykrości,

Tu postraszy, tam zbije, nareszcie ustanie.
Procesyje rozganiać jest ci to, mój Panie,
To samo co wiatr wiązać, by nie wiał po błoni,

325 
A on wieje do woli, nikt go nie dogoni.

Jakoż śliczny świat, gdy nim Pan Bóg tylko włada!
Lecz gdy się w rządy boskie człek-lichota[90] wkrada,
Tu odmienia, tam psuje, wnet tyle nabroi,
Iż ran, które dziś zadał, sto lat nie zagoi.

330 
Któż wie, co się z tych świętych murów jeszcze stanie!“


Zaś księdza wikarego takie obawianie
Zwykle wielce wzruszało; na samo wspomnienie,
Iżby światu służyły te święte kamienie,
Zmarszczył twarz, zwiesił głowę, ogień ciska okiem,

335 
Draźni po gankach echo częstym, ciężkim krokiem;

Nagle stanął i pyta głosem niemal drżącym:
„Ileż to razy jakimś pankom wszechmogącym
Podobało się wygnać nas z naszej własności?“

„Księże!“ — odrzekł Gwardyjan, — „boskiej opatrzności

340 
Zawdzięczamy te losy, Bóg tu nami rządzi,

On nas tu przyprowadził, a gdy rozporządzi:
„Wydalić się!“, pójdziemy; gdy pozwoli wracać,
Będziem nową czynnością Jemu się odpłacać.
Dwa razy już nasz zakon opuszczał te progi.

345 
Naprzód zaraz z początku, kiedy w czasie trwogi[91]

Krew i pracę zakonu śród wojny Kozaków[92]
Rozbryzgiwała Polska. Tedy od rodaków
Uciekając, proszeni tu na Chełmskiej Górze
Staliśmy się oświaty ojcowie i stróże.

350 
Aleć księże z Leśnicą nieporozumienia

Nabroiły tam i sam wiele rozjątrzenia

Lecz, chwała świętej Annie, kilka latek potem
Pocieszyliśmy górę spokojnym powrotem.“

To rzekłszy, milczą usta, ale myśl i ręka,

355 
Jak zwyczaj, szuka krzyża, co z różańcem brzęka,

Długo wisząc u boku, to broń zakonnika,
Jej się ciągle trzymając, zbija przeciwnika.
Tej się chwycił Gwardyjan, spostrzegłszy, że bieży
Ojciec Bonawentura[93], instruktor młodzieży,

360 
W południe powziął wieść od Ojca Gwardyjana

Że instante momento[94] ma być rozwiązana
Szkoła łacińska, którą on spłodził w boleści,
Lecz w uczniach widząc przyszłych współzakonnych[95], pieści.

„I cóż, Bonawenturo?“ — pyta Atanazy.

365 
„Bardzo dobrze, mój ojcze; opolskie rozkazy

Znależą[96] posłuszeństwo, jak się dla nas godzi,
Lecz od nas nie oderwią rezolutnej młodzi.
Dałem rękę, otwarłem drzwi, wołam: „in pace!“[97]
Aleć moim robaczkom królewskie pałace

370 
Nie byłyby tak drogim gniazdem, jak ta skała,

Jak ten klasztor[98], w którym młódź nasz zakon poznała:
Pójdą z nami, chociażby na sam koniec świata!“

Atanazy całuje krzyżyk, potem wplata
W różaniec lewą rękę, prawą nakrył oczy,

375 
By zataić łzę, która w radości się toczy,

Udając obojętność, mówi wikaremu:

„A powodem naszemu odejściu wtóremu[99]
Sekularyzacyja w wstępie wieku tego.
Świat się dość nakosztował dobra kościelnego

380 
I choruje aż dotąd; mówią: na suchoty.

Zepsuł żołądek, musi wziąć coś na wymioty!
Nasi więc kalwaryją i to miejsce święte
Opuścili. Urzędy za dobra nam wzięte
Dozwoliły jedynie, by ojciec Gomolski,

385 
Staruszek Epifani[100], rodem może z Polski,

Został w celi do śmierci. Ledwo zawarł oczy:
O jego pięć talarów — a to fakt ochoczy —
Wszczął się sąd długoletni rządu z Gaszynami,
Aż znikł cały majątek gdzieś między aktami.“

390 
Tu nadszedł ojciec Marek, najmłodszy w konwencie[101].

Jego o rzeczach świata naiwne pojęcie
Włożyło mu na język szczere zapytanie:
„A mógłby to ktoś zabrać, Ojcze Gwardyjanie,
Co klasztorom należy?” „Marku! — rzekł wikary, —

395 
Wszak ci to skiż[102] majątków spór we świecie stary.

Świat mówi: »Wszystko moje! Kościół, gdy posiada,
Oczywiście, że ukradł!« bierze więc i zjada.
Pokaż mu ty najstarsze, święte dokumenta,
On na palcach dowiedzie, że powinność święta

400 
Wziąć dobra i dokument; nareszcie wyżenie —

Co światu po klasztorach, co mu po księżynie!“

„Ojcze! co też mówicie!“ — westchnął Marek, — — „przecie
Już dla samej spowiedzi trzeba księży w świecie!“
Głośno się wszyscy śmiali na takie pojęcie

405 
Spraw światowych Markusia, młodzika w konwencie;

A wikary rzekł „Nosił wilk owce lat kilka,
Wreszcie, mówi przysłowie, poniosą i wilka;
Co znaczy: najprzód biorą wielcy; na wielkiego,
Bezbożnością i cudzym dobrem tuczonego,

410 
Powstanie niegdyś[103] mały: obu sąd nie minie,

Zatruwszy się wzajemnie, jeden z drugim ginie.
Którego się dziad wyparł, tego nie zna Boga
Wnuk i prawnuk, panuje epoka złowroga.
Ugorem leżą błonie, aż zarosną lasem.

415 
Z miłosierdzia bożego nadejdzie za czasem

Pogardzony księżyna i głuche pustynie
Zamieni w sioła szczęsne i boże świątynie!“

Polityki w klasztorze Gwardyjan nie lubi!
Gdy się kwaśny wikary w tych wycieczkach gubi,

420 
On pyta księdza Marka, czy o Aleksego

Zdrowiu ma jakąś pewność. „Ot wracam od niego, —
Odrzekł Marek, — „przyznaję, że lica wybladłe,
Oczy kalne[104] i jakoś w głęb[105] głowy już wpadłe
W obawę mnie wprawiły, że śmierć jego bliska.

425 
Uchwycił mnie za rękę i tak tkliwie ściska,

Jak dotąd jeszcze nigdy; potem rozrzewniony
Dodał: »Mój drogi Marku, już krzyż podwyższony!
Zrobiłem, co powinność!« Po ciężkim westchnieniu
Pyta: »Ojciec Gwardyjan w wielkim zatrudnieniu…

430 
Może dla mnie nie miałby… czasu… choć… godziny?

Lecz, proszę, nie fatyguj go dla mojej winy;
My rozmówim się jeszcze.« Potem stulił wargi,
By najmniejszej przede mną nie zdradziły skargi,
Więc wyszedłem.“ Na takie księdza Marka wieści

435 
Zadrżał Ojciec Gwardyjan w niezwykłej boleści

I rzekł do księży braci: „Starca Aleksego
Tajemnicza osob[106]a i choroba jego
Tak mnie męczy, jak gdyby…“ Tu dzwonek domowy
Wołał księży do chóru; skończyli rozmowy.

440 
W klasztorze za ółtarzem[107] w ścisłym oddzieleniu

Od publicznej świątyni, a jednak w złączeniu

Z Przenajświętszym[108], tam księża konwentu swe liczne
Codzienne odmawiają modły kanoniczne.
Tam w obszernym półkole[109] krzesła ustawione

445 
Biegłej sztuki rzeźbiarskiej, każde przeznaczone

Tej lub owej godności; w środku przed krzesłami
Wielki pulpit lektora z wielkimi księgami.
Wstąpili w długim rzędzie, na kolana klęka
Każdy i z głębi serca: „adoro Te“[110] jęka.

450 
Skoro usiadł Gwardyjan, ustało[111] milczenie

Chwilowe tylko; potem uroczyste pienie
Jutrzni[112] słowem: „aperi“ hymn i melodyje,
Dziewięć psalmów, śród których właściwe lekcye,
Każda z nich przez innego ojca odśpiewana,

455 
Potem znowu pięć psalmów na pochwałę Pana,

Po hymnie Benedictus w tak ślicznym porządku,
Iż się ludzie krywali[113] w klasztornym zakątku,
By się śpiewu nasłuchać! Iż psalmy śpiewano
W dwóch przeciwnych oddziałach, dlatego nazwano

460 
Śpiewanie brewijarza: „to dysputy księże!“

(Często wieki to przetrwa, co głupi wylęże.)
W końcu intonowano pieśń: Salve Regina.
Dawno na wieży siódma wybiła godzina.
Ciche wszędzie milczenie. Już jeden po drugim

465 
Wyszedł z chóru po wschodach; wierzchnim gankiem[114] długim

Dążą do swoich celi. Modły a milczenie
U ojców Franciszkanów dziennych spraw kończenie.

Widocznie sprawa jakaś Gwardyjana męczy:
Jeszcze z chóru nie wyszedł; nisko schylon klęczy,

470 
Jakby oczu wznieść nie śmiał ku Przenajświętszemu,

Za to serce ściśnione wzbija się ku Niemu.
Wciąż powtarza pytanie: „jakoż będzie z nami?“

Co przez lata — codziennie — miewał przed oczami,
Dziś jak pierwszy raz widzi: na odwrotnej stronie

475 
Ołtarza: święta Anna z Dzieciątkiem na łonie,

U spodu Góry Chełmskiej klasztor, kalwaryja
I początków konwentu świetna historyja.
Szczytne plemię Gaszynów[115], choć-eś już wymarło,
Lecz do sławy wieczystej sobieś tór otwarło,

480 
Gdyś przed trzema wiekami na górze Jerzego[116]

Fundamenta łożyło dla domu bożego.
Stał kościółek drewniany śród głębokich lasów,
Lecz mało odwiedzany. Zaś od owych czasów,
Gdy święte relikwije aże gdzieś z Francyi

485 
Wprowadzono na górę w wielkiej procesyi,

Zasłynęła w dalekie święta Anna strony,
Bóg okazał cudami, że chce być wielbiony
Na tym miejscu. Częstokroć w nocy widywano[117]
I sumiennie w Leśnickich aktach spisywano:

490 
Jakieś duchy w habitach Ojców Reformatów

Z tej strony, gdzie obecnie stoi dom Piłatów[118],
Z gorejącymi świecmi w długim, jasnym chórze
Unoszą się w powietrzu ku wysokiej górze.
Otóż obraz szlachetnych, starodawnych czynów[119]

495 
Melchijora Fernanda Gaszyny z Gaszynów

Który z Gliwic uprosił Ojców Franciszkanów
Na stróżów świętej Anny w dziele Leśniczanów[120].
Przybyli Reformaci, jak kronika niesie,
I zabrzmiały modlitwy i hymny po lesie. —

500 
W ten to obraz się wpatrzał ojciec Atanazy,

A chociaż go widywał niezliczone razy,
Nigdy tego nie myślał, co dziś patrząc, myśli:
„Z wolą boską — chwalebnie — nasi pierwsi przyszli[121],
Zaś odeszli, zaś przyszli; później rozpędzeni,

505 
Za pięćdziesiąt lat smutnych wszechstronnie proszeni

Pracujemy dla Boga, dla bliźnich zbawienia!“

Cichuteńko w kościele, ale śród milczenia
Wszystko jakby ożyło: Świeczniki gorzały,
Postacie na obrazach jakby się ruszały,

510 
Przybywało ich ciągle — aże w procesyi

Uroczyście święcono odpust kalwaryi.
A śród mnóstwa zakonnych[122] poznał Atanazy
Siebie i cały konwent; nagie wzgórza głazy
Jęły się z ziemi toczyć gdzieś w odległe strony,

515 
A za nimi i konwent. Sługa uzbrojony

Wydał rozkaz! Osmundus[123] daje pożegnanie
I wysyła dwóch braci, pięciu zaś zostanie,
Choć po wtóre wygnani, gdzieś w góry ochronie.
Polecają się świętej Patronki obronie.

520 
Znów i tamstąd[124] wychodzą, z dopuszczeniem bożym,

Czego nie ma w ojczyźnie — szukać gdzieś za morzem[125]

Świece jeszcze goreją, milczenie w kościele.
Ktoś nadchodzi, na ółtarz czarne sukna ściele,
Aż tu trumna — otwarta! — leżącego trupa[126]

525 
To rysy niegdyś piękne Henryka biskupa[127]!

Nie wie Ojciec Gwardyjan, czy czuwa, czy marzy,
Nie mógł oczu oderwać od nadobnej twarzy.
Przebudził się umarły — książę-Biskup wstawa,
Znakiem krzyża rozkazy do powrotu dawa;

530 
Spieszy Ojciec Gwardyjan, Dawid, Dezydery[128];

Na górze powitanie i uścisk tak szczery,
Aże zadrżał Gwardyjan. Jakby z snu zburdany[129]
Ogląda się — cichutko — pokój nieprzerwany —
Świeca jego zagasła, nie widać postaci

535 
Na obrazie ołtarza[130]; ale ani z braci

Nie spostrzegł Atanazy żadnego już w chórze. —
Westchnął, zawarł brewijarz, skrył głowę w kapturze
A szeptając pacierze, szedł do skromnej celi,
By w śnie krótkim sił nabrać dla jutrniej niedzieli[131].







  1. W. 1—54 stanowiące jakby ekspozycję do „Góry Chełmskiej“, odpowiednik poniekąd początkowych wierszy „Pana Tadeusza“, w rzeczywistości powstały o wiele wcześniej od samego poematu. Wiersze te pt. Góra Chełmska (św. Anna) wydrukował Bonczyk w cyklu: Chwasty z własnej zagrody zarówno w Eines alten Studenten Feriengeklimper, Wrocław (1882), jak w dodatku do II wydania Starego Kościoła Miechowskiego, Wrocław 1883. Sąsiedztwo z Wielkim Piątkiem, Opoką Piotrową i Do Papieża, drukowanymi w „Zwiastunie Górnośląskim“ z lat 1868—1870, oraz ww. 51—54 i 28 wskazują na powstanie tego utworu po r. 1872, a w każdym razie przed 1875, tj. przed powtórnym wygnaniem franciszkanów z klasztoru św. Anny, gdyż wypadek ten niewątpliwie zaznaczyłby się tu jakimś echem. Przyjmuję więc rok 1874 (p. Wstęp).
    Przy wcielaniu urywku w większy poemat poczynił poeta kilka zmian, z których najistotniejsza występuje w w. 26, a mianowicie przemiana pierwotnego: Polska krew na: Słowian krew.
  2. w. 9. bazalty — od Uralu począwszy wychodzi bazalt po raz pierwszy w Górze Chełmskiej ponad powierzchnię ziemi. „Jak wachlarze palm bliskość Morza Śródziemnego, tak zwiastują snopy bazaltowych słupów Góry Chełmskiej wejście do urozmaiconej Europy środkowej.“ (Partsch.)
  3. w. 15. hełm rycerski — poeta korzysta tu z tego samego brzmienia wyrazów: chełm (szczyt góry) i hełm (szyszak), aby nazwę Góry Chełmskiej uzasadnić poetyckim pomysłem, że na niej złożył Michał Archanioł swój hełm na znak triumfu nad szatanem. Michał Archanioł pojawi się w poezji Bonczyka jeszcze dwukrotnie, a mianowicie w St. Kośc. Miech. V 289—308 w opowiadaniu młynarza Pawła o Wozie Michała czyli o Wielkiej Niedźwiedzicy i w Górze Chełm. III 67—70, gdzie śpiewak Spinczyk przypomina znowu tę samą legendę o konstelacji.
  4. w. 20. dumno — Bonczyk używa często przysłówków zakończonych na — o zamiast na — ‘e, np. w St. Kośc. Miech.: niebezpieczno, smutno, nudno IV 387, daremno III 242, równo IV 239, w Górze Chełm.: baczno V 100, pilno V 101, na odwrót: zbytnie III 221 i łatwie IV 181 użyte dla rymu.
  5. w. 21. usuty — usypany. Podobnie w St. Kośc. Miech. II 331: drogę piaskiem posutą, VII 160: z ust suł się… potok słów, VII 219: suje gdzieś w suknisko, VII 319: (łopatą) proszki sują.
  6. w. 23—25 — zawiera określenie zasięgu geograficznego pielgrzymek na Górę Chełmską, który niewiele przekracza granice Śląska. W związku z tym określeniem pozostają ww. III 331—375, w których Bonczyk opisuje przyjęcie przewodników kompanij przez o. Atanazego. Wśród nich spoza Śląska pochodzi jedynie Słowak spod Trenczyna, nazwany tam góralem. Wprawdzie pisząc pierwszy poemacik o Górze św. Anny (I 1—54), myślał Bonczyk o liczniejszych pielgrzymkach, niż rzekomo w r. 1875, w którym według I 79—81 nie przybyły kompanie z dawnej Kongresówki, ale też nie myślał wtedy prawdopodobnie o góralach spod Trenczyna, gdyż w w. 26 położył wówczas tylko: Polska krew, a nie Słowian krew. Przez brzegi Warty należy tu rozumieć raczej jej bieg górny niż średni i dolny, a więc trudno myśleć o pielgrzymkach z Poznańskiego.
  7. w. 24 Od Tatru — forma wyjątkowa, występująca tylko w tym miejscu; w II 428: od Tatrów niebotycznych śniegów i VI 88: śnieżne Tatry, mamy formy utworzone w liczbie mnogiej. Pozostawienie formy niezwykłej liczby poj., chociaż w pierwotnym brzmieniu ww. I 1—54 dokonał Bonczyk kilku poprawek, da się wyjaśnić jedynie pewnego rodzaju uporem poety w zachowywaniu zabarwienia językowego, bądź narzeczowego, bądź osobistego.
  8. w. 25 Od Grzbietu Olbrzymów — od grzbietu Gór Olbrzymich, na pograniczu Śląska i Czech. Poprzednio w I 4 nazwał je poeta zwykłą nazwą Gór Olbrzymich, w Starym zaś Kościele Miechowskim III 83: olbrzymią górą.
  9. w. 26 Słowian krew — zmiana pierwotnego wyrażenia: polska krew, wskazuje na jakiś spóźniony refleks słowianofilstwa u Bonczyka, wyrażający się także w dumaniach o. Atanazego w III 375—389. Że odżyły wtedy jakieś wspomnienia z lat 1858—1861 i przynależność wówczas Bonczyka do Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego przy uniwersytecie wrocławskim, które założył Jan Ew. Purkyně — można nie bez powodu przypuszczać.
  10. w. 27 zadąża — zdąża, podąża; podobnie z przedrostkiem za- za miast po, wzgl. z-, w-, używa Bonczyk zagrześć (G. Ch. VI 318), zalecania dusz — wspominki za zmarłych (G. Ch. II 36), zamięszany (S. K. M. V 347), zamięszał (G. Ch. VI 235), zasilać (S. K. M. V 32), zatłaczać (G. Ch. V 33).
  11. w. 28. przed wrogiem krwi, wiary — przed Niemcami, rządem pruskim; wyrażenie to kazałoby powstanie w. 1—54 przenieść na r. 1872 co najwcześniej, tj. na początek walki „kulturnej“; pozostaje ono w pewnej sprzeczności z lojalizmem Bonczyka, którym powodował się zwykle w życiu politycznym. W związku z tym patrz objaśnienie do w. I 33—38.
  12. w. 29. swoję Wandę, tu swój Wawel święty — Bonczyk uważa Górę Chełmską za Wawel śląski przesadnie, skoro znaczenie Gaszynów było ściśle lokalne, nie rozciągające się nawet na cały Śląsk, z czego zdaje sobie dobrze sprawę w III 102—203:
    Dawniej tam Gaszynowie z hrabiańskiej stolicy
    Rozkazy dyktowali Śląska połowicy.
    Wstawienie Wandy nie ma właściwie żadnego uzasadnienia, trudno bowiem przypuścić, żeby za nią uważał Bonczyk, pogrzebaną w kościele św. Krzyża pustelnicę Petronelę Korzeniowską, o której w poemacie wcale nie wspomina. Wątpić także wypada, żeby pisząc ten poemacik myślał o ostatniej z Gaszynów Wandzie, zamężnej za hr. Hugonem Hencklem-Donnersmarckiem, do której raczej, niż do mitycznej Wandy odnieść należy I 257-8: Wanda nie ma synów takich, jak Gaszynowie. Swoję — formy biernika l. poj. na -ę od zaimków i liczchników używa Bonczyk niejednokrotnie jak np. w G. Ch. II 26: twoję, S. K. M. IV 72: jednę, na nię VI 280, swoję VII 289.
  13. w. 33—38 — są reminiscencją z lektury polskich poetów, zwłaszcza z „Pana Tadeusza“, uzasadnioną poprzednim wyrażeniem o „wrogu krwi i wiary“ (p. obj. do w. 28).
  14. w. 40. Śląsku, — forma ta celownika utworzona jest od mianownika: Śląsko, którego Bonczyk używa niekiedy obok częstszej formy Śląsk, np. II treść, II 11,27.
  15. w. 42. boć ten świat niestały — tę wtrąconą uwagę antytetyczną pozornie z poprzednim epitetem skał Góry Chełmskiej: stałe jak stal, trzeba łączyć z treścią całego zdania, a wtedy myśl poety wystąpi jasno: szare bazaltowe skały Góry Chełmskiej są stałe jak stal, a jednak wobec niestałości całego świata doczesnego mogą runąć w przepaść albo przenieść się gdzie indziej i w ten sposób zaznaczyć nicość najtrwalszych rzeczy na świecie.
  16. w. 44. przeniósły — podobne formy z przegłosem narzeczowym -o- na -ó- występują nadto w Górze Chełmskiej: stósuje I 100, ółtarz I 161, 513, ółtarzem I 440, Aniół I 276, tór I 479, chłónęły II 72, pochłónęła VI 48, mógło II 67, wyniósła V 287, dróga II 199, 392, III 285, V 211, w dródze III 258, drógo IV 108, drógi 357, V 391, ale drogę II 404, w chłódku III 296, chłódził IV 158, chłódnych I 3o8, ale chłodna III 480, jakóżeś IV 108, jakóż V 195, VI 247, szkólne IV 208, klasztór III 156, V 67, 184, gróbek V 387, wóla V 436, dla rymu itd. Por. również wstęp do mego wydania St. Kościoła Miechowskiego, str. LIII—LIV.
  17. w. 45. tej tu doczesności — tego świata doczesnego; por. niebios oczęta wabią nas z doczesności (V 182), Oby też i nasz marny pobyt w doczesności był zadatkiem korony w szczęśliwej wieczności (St. K. Miech. IX 2); Cóż dopiero tu w naszej krótkiej doczesności (G. Ch. III 325), Matka Chrystusowa żegna się z doczesnością (G. Ch. V 122).
  18. w. 47. Plemię Piastów, Jagiełłów — naród polski. Antonomasia ta zgodna jest z charakterem wierszy 33—48 i zależnością ich od literatury patriotycznej polskiej. Bonczyk nie myślał tutaj o ludzie śląskim, dla którego zbyt obszerne byłoby określenie jako plemienia Jagiełłów.
  19. w. 48. dokądż — o wzmacnianiu przez Bonczyka wyrazów przyczepkami, por. Wstęp do mego wydania Starego Kościoła Miechowskiego str. LIX. W Górze Chełmskiej przytoczyć można jako dalsze przykłady: wolnoż II 262, którymż III 323, miejmyż V 272 i tenż V 273.
  20. w. 53. pątnicze wspomnienia — to wyrażenie stało się później określeniem gatunkowym całego poematu: wspomnienia z r. 1875, słusznym w odniesieniu do przeważnej części treści, obejmującym zaś z mniejszym uzasadnieniem opowieść o pustelniku Aleksym, ostatnim Gaszynie.
  21. w. 55—72 — są inwokacją całego poematu, zamierzonego na większą skalę, niż występująca w obecnym jego kształcie. Jest to widoczne zwłaszcza wobec braku inwokacji w Starym Kościele Miechowskim i wobec stosunkowo niewielkich rozmiarów inwokacyj o poematach epickich, których wzorem powodował się poeta. Wpłynęło może na to przejęcie poprzednio napisanego utworu, jako pozornej ekspozycji (ww. 1—54).
  22. w. 55. Królowo górnośląskiej warty — zrozumienie tego wyrażenia zależy od tego, czy górnośląskiej pojmiemy podmiotowo czy przedmiotowo. W pierwszym wypadku myśl będzie taka, że Górny Śląsk jest wartą, której króluje św. Anna, w drugim, że Góra św. Anny jest strażnicą Górnego Śląska. Dalsze wiersze wskazują raczej na pojmowanie Górnego Śląska jako pozornej ekspozycji (ww. 1—54).
    Do Ciebie i nasz naród, otoczon wrogami
    Rwie się, łamiąc kajdany, a świecąc cnotami.
    Nie można zacieśniać tu wyrażenia: nasz naród do ludu śląskiego, gdyż wtedy następne wyrażenie: łamiąc kajdany, zawisłoby w próżni; Bonczyk bowiem o walkach wyzwoleńczych ludu śląskiego z przeszłości nie wiedział, a w współczesnych stosunkach nie mógł ich nawet przypuszczać, natomiast znane mu powstania polskie dostatecznie uzasadniały wzmiankę o łamaniu kajdan. W zestawieniu z ww. 33—48 rzucają te wiersze światło na pierwotne zamiary Bonczyka, z których w dalszym ciągu przeważnie zrezygnował, zacieśniając się do widnokręgów górnośląskich.
  23. 23,0 23,1 23,2 w. 64, 67, 70. gdyż — ma tu znaczenie literackiego: skoro, podobnie używa Bonczyk tego spójnika w S. K. M. I 457, VI 617, VIII 137, G. Ch. III 431, IV 9.
  24. w. 70 pełen zbroi szczęku — pełen szczęku oręża. Zbroja użyta tu w znaczeniu broni zarówno zaczepnej jak odpornej.
  25. 25,0 25,1 w. 72 i 76. górę, na Górę — Bonczyk obok nazwy Góra Chełmska, względnie jej odpowiedników, jak Góra Jerzego, Góra św. Anny, używa także krótszych określeń, jako znanych ogólnie, a więc św. góra lub po prostu Góra wzgl. góra; por. nadto I 518, 531, II tr., 205, 218, III tr., 129, 286, 288, 289, 308, 327, IV 18, 364, V 10, 86, 311, 523, 529, VI 326.
  26. zniepokoiła — zaniepokoiła. Podobnie złożone: zdrażnić Do G. T. 54; zmądrować S. K. M. II 279; zsyłać St. K. Miech. II 97, V 176, VI 548, G. Ch. II 209, V 87.
  27. w. 75 radca ziemiański — landrat, starosta. Góra św. Anny znajduje się w powiecie strzeleckim (Strzelce — Gr. Strehlitz).
  28. w. 79 Z polskiej dzielnicy — zamiast Królestwa Polskiego Kongresowego, gdyż na Śląsku nazywano tę dzielnicę przede wszystkim polską. Sam Bonczyk w I 385 mówi o Epifanim Gomolskim, ostatnim reformacie w klasztorze św. Anny po sekularyzacji w r. 1811: rodem może z Polski, jakoż większość sekularyzowanych w tym czasie zakonników pochodziła z południowego obszaru późniejszej Kongresówki, a nawet kaznodzieja niemiecki o. Sylwerius Gomoński (P. Chr. Reisch: Geschichte des St. Anna berges in Oberschlesien, Breslau 1910, s. 186). Pątników z Kogresówki nie dopuścili na odpust w r. 1874 żandarmi pruscy (p. Reisch, l. c. str. 394).
  29. w. 82 Święty Krzyż — uroczystość Podwyższenia Krzyża św. (14 IX). Jest to największy odpust na Górze św. Anny, na który przybywa zwykle kilkadziesiąt tysięcy pielgrzymów (rocznica uroczystego rozpoczęcia obchodów kalwaryjskich d. 14 IX 1764).
  30. w. 83 Ojciec Atanazy — ks. Józef Kleinwächter (1826—1892), kilkakrotny (1864—72, 1884—1892) gwardian na Górze św. Anny. Była to wspaniała postać kapłańska. Pochodzący z rodziny i okolicy całkiem niemieckiej (Zieder pow. Landeshut na Śląsku Dolnym), nauczył się jako akademik z wielkim trudem, a z czystego idealizmu po polsku. Święcenia otrzymał 22 VI 1850. Był naprzód wikarym w Sycowie, a potem w Opolu, gdzie proboszczem był ks. dr Gleich, a radcą szkolnym ks. Bernard Bogedain, wiadomo, że obaj później byli biskupami sufraganami we Wrocławiu (ks. Bogedain 1858—1860, a ks. Gleich 1875—1900). I ks. Kleinwächtera powołano do Wrocławia (1850), a to w charakterze subregensa do seminarium duchownego. Udzielał alumnom lekcyj polskich i wydał po niemiecku Drogę Krzyżową ks. Antoniewicza Karola. Kiedy w r. 1859 przez Wrocław przejeżdżali niemieccy franciszkanie z Westfalii, by objąć Górę św. Anny, na której 1860 otworzyli nowicjat, zgłosił się ks. Józef Kleinwächter do zakonu i był pierwszym nowicjuszem franciszkańskim na Śląsku. Jako imię zakonne przyjął: Atanazy. R. 1861 zamieniono rezydencję na Górze św. Anny na konwent. Podczas walki kulturnej uszedł o. Atanazy do Holandii, skąd jednak wrócił 1881 na Górę św. Anny, tymczasem w ubraniu ks. świeckiego (do 1887). Klasztor franciszkański otworzono na nowo 1887. Atanazy umarł na Górze św. Anny 9 IV 1892 i pochowany jest w Kaplicy Trzeciego Upadku.
  31. w. 88. broni przed Wnukiem potężnie — słowa te o. Gwardiana łączą się z myślami inwokacji w w. 64 — 66.
  32. w. 91—92. Rym: podwyższenie — słynie — odpowiada wymowie Bonczyka, podobnie jak I 219—220: ponalewaj-powzywaj, I 147—248 słyszał-wmieszał, I 400—401 wyżenie-księżynie, III 57—58 przestrzeni-czyni, IV 73—74: wzdycha-echa, V 503—504 praktyka-zwleka, oraz cały szereg podobnych w innych utworach Bonczyka. Nie odbiegają one od praktyki innych poetów polskich, dlatego wystarczy wzmianka w tym miejscu.
  33. w. 93. Weźm — formy tej zamiast literackiej: weź użył Bonczyk jeszcze III 236 i IV 398.
  34. w. 95. bracie Wawrzyńcze — brat Wawrzyniec, kucharz klasztorny, wspomniany nadto I 187, nie pojawia się w poemacie po I 198.
  35. w. 96. wspomniany tu brat Józef, gospodarz klasztoru, występuje jeszcze w I 199, 207, 210, 217, 239, 243, 247, 261.
  36. w. 99. z obedyjencyi cingulum całuje — całuje na znak posłuszeństwa: pasek, a raczej sznurek z węzłami, którym Gwardian był przepasany. Sznurek ten należy do ubioru zakonników reguły Św. Franciszka. Wrażenie: z obedyjencyi cingulum całuje, powtarza się jeszcze w w. I 185, z pewną zaś zmianą: w posłuszeństwie cingulum całuje I 137. Jest to częste w G. Ch. naśladowanie maniery homerowej. B. Piotr furtian klasztoru św. Anny, wymieniony jest jeszcze I 178, 185, III 336, V 220.
  37. w. 100 stósuje — o przegłosie — o — p. objaśn. do I 44.
  38. w. 102 braciszek Alfonzy — jest to zakrystian klasztorny, wspomniany nadto I 137, V 515 (Alfons). Jest on jeszcze nowicjuszem (bliski profesji).
  39. w. 104—105 przed mnogimi laty haftowały je ręce hrabianek — jest w tym wyrażeniu pewna swoboda poetycka, gdyż haftowane przez hrabianki z rodu Gaszynów ornaty uległy konfiskacie w czasie sekularyzacji w r. 1811; czy odzyskał coś klasztor po przybyciu franciszkanów w r. 1859, nie wiadomo.
  40. w. 109. Cyboryjum — kielich z komunikantami dla wiernych.
  41. w. 110. na złotym bandalerzu — Aby przy rozdzielaniu tłumom Komunii św. nie zemdlała kapłanowi ręka, nosi on przy wielkich odpustach olbrzymie cyborium w ten sposób, że ma trzymającą je lewą rękę opartą na pewnego rodzaju temblaku, podobnym do złożonej stuły.
  42. w. 112. naczenie ceniane — naczynie cynowe, w obu wyrazach zwykła na Śląsku oboczność wymowy: — y — || — e —; por. J. Bock: Nauka Domowa w. 130 i 291.
  43. w. 113. po listwach chędogiej framugi — na półkach czystej wnęki w ścianie.
  44. w. 119. Rajski Dwór — Wolny plac przed głównym portalem kościelnym; t. zw. Rajski Dwór, kiedyś używany był jako cmentarz, a od r. 1768 otoczony kolumnadą i zaopatrzony w masywną kaplicę, służy przy wielkich odpustach do odciążenia kościoła klasztornego np. do rozdzielenia komunii św. Krzyż Święty i Upadek Trzeci — kaplice kalwaryjskie.
  45. w. 123. Podczas walki kulturalnej ustało normalne urzędowanie Kurii Biskupiej we Wrocławiu, która od 1875 była zamknięta. Jeśli umarł proboszcz, musiała parafia pozostać osieroconą, ponieważ prawo kanoniczne zastrzega obsadzenie parafij władzy kościelnej. Zdarzyło się jednak w kilku wypadkach, zwłaszcza koło Góry Chełmskiej (Koźle, Rudno, Strzelce, Kielcza, a później i Leśnica), że jakiś ksiądz państwowy pozwolił się wprowadzić na probostwo przez władzę państwową z pominięciem władzy kościelnej. Taka inwestytura była oczywiście nieważna. Lud pouczony o tym w sąsiednich kościołach przez duszpasterzy prawowitych, nie uznawał takich intruzów i żadnego sakramentu od nich nie przyjmował. Proboszczowie „państwowi“ byli pasterzami bez trzody, „Ohnevolk-Pfarrer.“
  46. w. 126. dla słuchalnic — dla konfesjonałów prowizorycznych (p. I 131—132). Określenia: słuchalnica (S. K. M. V 679 oraz G. Ch. III 394) używa Bonczyk obok spowiednica (St. K. M. VI 601 i G. Ch. II 420, 426) i konfesjonał (G. Ch. III 393).
  47. w. 133. godziny rekreacyj — czas wypoczynku, przerwy w czasie słuchania spowiedzi.
  48. w. 138. tak się informuje — zasięga pouczenia.
  49. w. 142. brata Aleksego — tu występuje po raz pierwszy główna w zasadzie postać „Góry Chełmskiej“ pustelnik Aleksy, nazywany zwyczajowo bratem, chociaż właściwych ślubów zakonnych nie złożył, jak o tym świadczą dalsze wiersze (I 150—158). Odtąd wzmianki o nim i słaby zresztą udział jego w akcji poematu są dość częste (I 149, 228, 420, 436; III tr. 212, 465, 468; IV tr., 287, 398; V tr., 65, 68, 144, 148, 149, 155, 192, 218, 225, 251, 291, 492, 504, 506; VI tr., 1, 33, 50, 99, 110, 224, 228, 267, 295, 316), czasem także mowa o nim, jako o pustelniku (np. III 192, 206), lub jako o starcu w ks. V. Przyćmił tę postać w poemacie o. Atanazy (p. obj. I 83 i Wykaz osób i miejscowości), zwany częściej i przedstawiony przez Bonczyka jako gwardian, którym w roku rzekomej akcji, t. j. 1875 od trzech lat nie był. Tajemniczość brata Aleksego odsłania się zwolna, jak zwłaszcza w III 239 i w ks. VI, przede wszystkim w. 286. Ma nim być zmyślony hr. Damian, ostatni z Gaszynów, któremu nie odpowiada bynajmniej rzeczywisty ostatni Gaszyna, głośny dziwak hr. Ferdynand, ur. 7 sierpnia 1827 w Żyrowie, zmarły zaś 21 stycznia 1894 w Rochus pod Nysą. Można by raczej myśleć o jego bratanku ostatnim Gaszynie, jeśli idzie o zstępność rodu, hr. Mikołaju, który młodo umarł we Wiedniu 1 marca 1877. Był to syn hr. Amanda, ur. 1815, zmarłego we Wrocławiu 1866. Zdaje się, że imię Amanda, — powtarzające się już przedtem w rodzie: Amand (zm. 1777) i syn jego Leopold Amand Jan (ur. 1769, zm. 1848) ojciec wspomnianego już Amanda (zm. 1866), ostatni Gaszyna, pogrzebany przed napisaniem poematu w grobowcu rodzinnym w kościołku św. Krzyża na Górze św. Anny, — nasunęło Bonczykowi przemianę na Damian. Na wybór imienia Aleksego wpłynęła pamięć świętobliwego franciszkanina Aleksego z Bytomia, zmarłego w sędziwym wieku i pogrzebanego w r. 1528 w Bytomiu, wsławionego zaś po śmierci kilku cudami. O nim pisze pod dniem 25 maja Florian Jaroszewicz w Matce świętych Polsce, dziele znanym Bonczykowi, choćby z wydania Heneczkowego w Piekarach 1850. Pewne rysy mogą być przejęte także z życiorysów Jaroszewiczowych: karmelity bosego o. Aleksego Jeżowicza (9 stycznia) i św. Aleksego, metropolity kijowskiego (12 lutego).
  50. w. 143. Stokowy — nazwisko chlubnie wymieniane podczas walki kulturalnej. Nazywał się tak kupiec i wierny radca parafialny w Strzelcach.
  51. w. 151. zżyć wiek u świętej Anny — przeżyć życie przy klasztorze świętej Anny. Zżyć, lub zeżyć używa Bonczyk często: St. K. M. II 170, IV 53, IX 48; G. Ch. VI 26; Dzień 2 października w. 82, 88 (zeżytych chwil, zeżyłem najpiękniejsze lata).
  52. w. 154. Domek tam przy Upadku — przy kaplicy Trzeciego Upadku. Domek pustelnika, a zarazem dozorcy całej Kalwarii, istniał rzeczywiście i był poniekąd całym majątkiem ówczesnego pustelnika, który jednak nie mógł się pochlubić ani tak arystokratycznym pochodzeniem, ani tak długą służbą, jak to mu przypisuje Bonczyk. Pod koniec 1863 zgłosił się u gwardiana ówczesnego o. Ambrożego niejaki Wincenty Bias ze Szczepanowic, który ofiarował 2000 talarów na odnowienie Kaplicy Trzeciego Upadku, a 1000 talarów na fundację dla stałego strażnika Kalwarii. Z tej ofiary i ze składek wybudowano nową kaplicę, w starej zaś miał zamieszkać w r. 1866 Bias, który przywdział w r. 1865 habit III Zakonu św. Franciszka, lecz okazało się, że w tej ruinie nie da się już mieszkać. Wtedy zbudowano w r. 1866 pustelnię, w której Bias mieszkał aż do śmierci 3 sierpnia 1884 r., mając za towarzysza w ostatnich latach Kaspra Knosałę, swego następcę. W r. 1901 pustelnikiem był br. Paweł, niegdyś Jan Łazisk. Atoli już w dawniejszych czasach istnieli pustelnicy na Górze św. Anny. Pierwszym znanym nam był Ferdynand baron Trach, zamordowany po dziewięcioletnim życiu pustelniczym 16 maja 1701 przez rabusiów, któremu ks. Jan Chrząszcz poświęcił powiastkę pt. Pustelnik na Górze św. Anny, wydrukowaną w r. 1901. Z szlacheckiej rodziny pochodziła również pustelnica Petronela Korzeniowska z Ukrainy, która przeżyła 50 lat w pustelni nad Krowim Dołem, istniejącej jeszcze w r. 1860, i umarła 14 lipca 1811 r. W akcie jej zgonu nadano jej tytuł hrabianki (die gräfliche Freule). Wnet powstała o niej legenda, którą rozbudował: zabarwił patriotycznie Karol Miarka w powieści z r. 1876 pt. Petronela pustelnica z Góry św. Anny. Nauczyciel z Kietrza Th. Groeger w broszurze pt. Immortellen, Głupczyce 1880, zrobił Korzeniowską wdową po hr. Franciszku Antonim Gaszynie, zmarłym w r. 1827, a więc w 16 lat po Petroneli. Pamięć Tracha i Korzeniowskiej, a więc bądź w rzeczywistości, bądź w legendzie arystokratów, oraz hojna ofiara Biasa mogła przyczynić się do mniemania, że i ten pustelnik nie jest chłopem z Szczepanowic, lecz pod jego nazwiskiem kryje się ktoś z wysokiego rodu. Patrz także objaśnienia III 466. Podane przez Bonczyka w w. 152 objaśnienie: czterdzieści lat już Kalwarii poświęcił nasz staruszek, każe myśleć o r. 1835 jako o dacie osiedlenia się br. Aleksego na Górze św. Anny. Wtedy jednak nikogo na Górze Chełmskiej nie było, później dopiero osiadł w klasztorze głośny misjonarz trzeźwości o. Stefan Brzozowski w latach 1844—1851, o którym — rzecz dziwna — Bonczyk ani razu nie wspomina. (P. także ustęp Wstępu pt. Pustelnicy na Górze Chełmskiej.)
  53. w. 161. ółtarz — patrz obj. I 44.
  54. w. 161—2. ociężałe nogi itd. — powtarzanie stałych zwrotów na określenie jakiejś czynności stosuje Bonczyk częściej i bardziej serio niż w Starym Kościele Miechowskim. Jest to niewątpliwie naśladownictwo Homera. Zwrot tutaj omawiany powtarza się I 265—6. Inne powtórzenie omówiłem w obj. I 99, dalsze mamy w I 159—60 i 197—8; II 343—346 i V 301—304; III 132 i 404; V 205—06, 215—16, 353—4, 467—8, oraz VI 300—304; V 127—9 i 211—13; VI 96—8 i 215—17; VI 107—8 i 226—7. Por. obj. St. K. M. III 41—42.
  55. w. 162 i 166. Sandałmi — narzędniki l. mnogiej bezspójnikowe na -mi są częste w poezji Bonczyka; użyte w Starym Kościele Miechowskim podałem we Wstępie str. LVI: latmi, kijmi, drzewmi, gwiazdmi, kroćmi, doktormi, fletmi, oraz strumieńmi, w Górze Chełmskiej obok sandałmi mamy jeszcze: świecmi I 492, ustmi II 282, latmi III 142 i krzyżmi V 119.
  56. w. 165. urzędem — urzędowaniem, wydawaniem zarządzeń.
  57. w. 169. latoś — tego roku, wyrażenie użyte w St. K. M. I 316, w Górze Chełmskiej czterokrotnie (I 145, 169, 191, II 39).
  58. w. 174. bezwzględnych wyzyskiwań domy zarobkowe — domy prywatne, w których wynajmowano kwatery pątnikom, wyzyskując ich bezwzględnie w razie większego napływu.
  59. w. 179. od śpiewaków — przewodników pielgrzymek, którzy przepowiadali pątnikom tekst i melodie pieśni odpustowych. Takim śpiewakiem jest występujący często w poemacie Spinczyk; innego niemal zawodowego przewodnika odpustowego z początku XIX w. maluje Bonczyk ustami ojca Walka w St. K. M. IV 135—144. Był to niejaki Hatlapa z Rokitnicy, „rodzony śpiewak“. Wyjątkowym przewodnikiem był ów nieznany chłop, napotkany w r. 1824 na Górze Chełmskiej przez ks. Thalherra (por. W. Ogrodziński Związki duchowe Śląska z Krakowem, str. 7).
  60. w. 186. występuje — odchodzi, p. Góra Chełmska II 338, p. obj. St. K. M. I 577.
  61. w. 189—191. Datek pieniężny księcia biskupa wrocławskiego na pokrycie utrzymania księży świeckich, pomagających w czasie odpustów, był zapewniony punktem 6 pisma ks. biskupa Henryka Förstera z dnia 28 grudnia 1860 do o. Ambrożego, ówczesnego przełożonego klasztoru.
  62. w. 194. Leśnica — miasteczko u stóp Góry św. Anny, wymienione nadto I 350, II 38, 49, 55, 75, 91 i V 568.
  63. w. 199. ku nimu — formy celownika l. poj. na -imu trafiają się w G. Ch. niemniej często, niż w St. K. M. a mianowicie Atanazymu I 302, Aleksymu V 192, małymu V 383, por. obj. do St. K. M. I 591.
  64. w. 201—208. Rozczulenie o. Gwardiana nad ludem wiejskim i pochwała jego wiary ma odpowiednik zarówno w St. K. M. VII 611—14, VIII 41—8, 170—6, jak w G. Ch. II 22—4, V 417—38, 526—36.
  65. w. 206. na zewnątrz poślednie — z wyglądu niepokaźne, ostatnie. W innym znaczeniu użył Bonczyk wyrazu: pośledni w St. K. M. VII 79: ksiądz ledwo zjadł po mszy św. poślednie śniadanie.
  66. w. 218. zberów — cebrów, naczyń drewnianych okrągłych.
  67. w. 221. ciągli — forma skrócona czasu przeszłego, do której Bonczyk ma na ogół upodobanie. Por. Wstęp do St. K. M., str. LVIII.
  68. w. 224. ganki — krużganki, przejścia kryte dachem, otwarte z jednej strony, lub korytarze; w tym znaczeniu używa tego wyrazu Bonczyk w G. Ch. jeszcze I 308, 375, 465, V 232, 246, podczas gdy w St. K. M. nadawał mu znaczenie: ścieżka (V 667, VI 383, VII 371, IX 26) lub: nawa kościoła (V 382); por. obj. St. K. M. V 382.
  69. w. 228. jak brat Aleksy — widocznie wg pierwotnej koncepcji autora br. Aleksy na ochotnika wykonywał część funkcyj gospodarza klasztornego, a jak wynika z I 140—143 i 149—157, także inne posługi w czasie odpustowym.
  70. w. 232. zakonnych — zakonników. Bonczyk obok rzeczownika zakonnik np. I 356, używa dość często przymiotnika: zakonny zwłaszcza w liczbie mnogiej: I 512, II 227, VI 108, 226, a nawet klasztorni V 237 i współzakonni I 363.
  71. w. 235. ksiądz Osmundus i nasz Wiktor miły — o. Osmundus Laumann był gwardianem klasztoru od r. 1872—75 i położył znaczne zasługi w uspokajaniu wzburzonej ludności podczas drugiej sekularyzacji klasztoru w r. 1875. Bonczyk zepchnął go w poemacie na tylny plan, wysuwając naprzód postać jego poprzednika na urzędzie gwardiana o. Atanazego (Józefa Kleinwächtera) tak, że drugi raz wymienia go tylko w I 516, gdzie jednak uwydatnia się jego ówczesne stanowisko w zakonie. O. Wiktor Albers, od r. 1859 osiadły w klasztorze św. Anny, stawał 26 czerwca 1875 z gwardianem o. Osmundem przed landratem w Strzelcach, który ich przesłuchiwał od godz. 9 rano do 6 wieczór w sprawie III zakonu, bractw religijnych itp. groźnych dla państwa działań. Do tego przesłuchania odnoszą się następne słowa o. Atanazego, nieścisłe o tyle, że obaj zakonnicy nie stawali w sądzie (przed kratkami), lecz tylko przed landratem. (P. Reisch, l. c. str. 401.)
  72. w. 242. szeptnął — forma ta wywołana analogią do szept, szeptać, powtarza się V 509. Podobnym tworem analogicznym jest: wrzasknie w St. K. M. IV 487, chociaż wnet po tym w w. 507 mamy: wrzasnął. Por. obj. St. K. M. IV 487.
  73. 73,0 73,1 w. 242—246 i 250—261. — Proroctwa o upadku klasztoru, nie wiadomo czy autentyczne czy utworzone przez Bonczyka. Dla akcji poematu mają znaczenie wtórego punktu zaczepienia, podczas gdy pierwszym były w. I 150—156. Por. I 142.
  74. w. 245. Podwiel — dopóki; wyraz ten występuje 7 razy w St. K. M. (por. tamże obj. I 207), oraz nadto w Górze Chełmskiej 2 razy: III 365 (podwiele) i IV 159 i dwukrotnie w przekładzie „Żalu Cerery“ Schillera w. 69 i 71.
  75. w. 249. niezadowolnion — niezadowolony, por. zadowolnion St. K. M. III 75.
  76. w. 250. dotyczy Gaszyna — dopełn. l. poj.: Gaszyna zamiast zwykłego Gaszyny od mian.: Gaszyna, występuje tu dla rymu.
  77. w. 257. Wanda nie ma synów — Wandą jest tu siostra Mikołaja Gaszyny, zamężna za Hugonem hr. Henckel-Donnersmarckiem z Siemianowic; por. obj. I 29.
  78. w. 259. Damijan waleczny — w genealogii Gaszynów imię Damiana nie występuje w ogóle. Bonczyk wymyślił je na podstawie imienia Amanda Jana, por. obj. do I 142. Zmyślony Damian wzmiankowany jest nadto w poemacie: II 176—180, III 239, VI tr., 19, 29—30, 79, 115, 129, 137, 144, 159, 183, 187; 202, 242, 248, 250, 255, 265, 286, aż w tym wierszu ostatecznie odsłania się tożsamość jego i br. Aleksego.
  79. w. 276. Aniół Pański — o przegłosie w wyrazie Anioł p. obj. I 44.
  80. w. 277. z chwile — dopełn. l. poj. archaiczny i narzeczowy zam. chwili użyty tutaj dla rymu, podobnie w II 38: do Leśnice. Wypadki w St. K. M. omówiono w obj. do niego (III 159).
  81. w. 283. Franciszkani — lecz III 141 zwykła forma mian. l. mn.: Franciszkanie.
  82. w. 292—293 dusza zlana z tajemnicy wyższymi — dusza zatopiona w tajemnicach wyższych. Prawdopodobnie wyrażenie to zawdzięcza Bonczyk Krasińskiemu (Ułamek, naśladowany z glozy św. Teresy): Przed chwilą byłam w wieczności rozlana; I, choć ru-m w dole, takem z Tobą zlana. Formy narz. l. mn. na -y zamiast na -ami od rzeczowników żeńskich zdarzają się u Bonczyka wyjątkowo np. IV 96: godziny dwiema.
  83. w. 294—306. Wróżba z lotu bocianów (błogowrogą niech będzie nam ta wasza jazda) zawdzięcza powstanie swoje prawdopodobnie reminiscencji z Wergilego Eneidy I 390—401, ale łabędzie zastąpiono bocianami.
  84. w. 295—296. Rym: wieczystym — gęstym — należy do tej samej kategorii, co spoczął — zboczył (II 404—405), będzie — obejdzie (IV 396—397), płynęły — łączyły (V 449—450), odpoczęły — były (VI 17—18), usłyszał — zamięszał (VI 235—236), oraz wyliczone w obj. do St. K. M. II 244—245. Również i te rymy oddają gwarową wymowę poety.
  85. w. 302. Atanazymu — o formie celownika l. poj. na -ymu — zamiast -emu patrz obj. I 199. Odmiana imienia Atanazy u Bonczyka jest dość dowolna, gdyż obok form przymiotnikowych spotykamy także rzeczownikowe: Atanazem V 467, VI 300, które nie są wyjątkiem, albowiem podobną niekonsekwencję spotykamy w odmianie imienia Jukundy (IV 122, V 172, 250 i 282), oraz Protazy (II 166, III 61).
  86. w. 305 błogowrogą — przymiotnik, będący nowotworem Bonczykowym, ma oznaczać przeciwieństwo do złowrogi, a więc będący dobrą wróżbą. Podobnie utworzony jest przysłówek: błogocześnie IV 323; Bonczyk tworzy chętnie przymiotniki złożone dopiero w Górze Chełmskiej: wszystkomożna II 443, srebrnodźwięczne IV 31, stokroćbarwna IV 50, kroćtysięczny V 62, 83, mnogokształtny V 333, mnogowieżny VI 89, w innych utworach jest ich brak.
  87. w. 308. Po chłódnych domu gankach — p. obj. I 44 i I 224.
  88. w. 309. ksiądz wikary Teobald — o. Teobald Wentzki, rodem z Wrocławia, osiadł na Górze Chełmskiej w r. 1859, wikarym został wybrany w r. 1864 razem z o. Atanazym Kleinwächterem jako gwardianem. W r. 1875 nie było już odpustu u św. Anny na Podwyższenie św. Krzyża, wikarym zaś ostatnio był o. Marek Thienel, lecz Bonczyk wspomnienia swoje oparł na wydarzeniach z odpustów w r. 1874 i 1864, dlatego też i o. Teobald pojawia się w jego poemacie, jako wikary klasztoru tak tutaj, jak jeszcze I 376, 394, 406 i 419.
  89. w. 318. przez swoje ukazy — w odniesieniu do rządu pruskiego wyrażenie: ukazy ma zaznaczyć niesprawiedliwość zarządzeń. Dlatego też Bonczyk posłużył się terminem, używanym dla określenia zarządzeń rosyjskich.
  90. w. 326. człek — lichota — marność człowieka wobec rządów boskich podkreślona tu jest tym wyrażeniem; podobnie jak w St. K. M. IV 389—400 ustami Wyplera przeciwstawił Bonczyk ludzi przyrodzie (lasowi).
  91. w. 345—354. Podczas wojen szwedzkich, kiedy konwenty franciszkańskie we Lwowie i Krakowie uległy zniszczeniu (1655), znalazła wielka część zakonników schronienie w klasztorze franciszkańskim w Gliwicach. Na prośbę hr. Melchiora Ferdynanda Gaszyny, pana na Żyrowie, do którego należała i Góra św. Anny, objęli polscy synowie św. Franciszka chętnie Górę św. Anny. Ponieważ jednak kościół św. Anny na Górze od r. 1516 najwyraźniej podlegał proboszczowi Leśnicy, podniósł ówczesny proboszcz tego miasteczka ks. dr iur. utr. Konstanty Iwanicki, który był równocześnie prałatem (dziekanem) kolegiaty opolskiej, przeciwko zakonnikom pewne zastrzeżenia, które w żyrowskiej ugodzie z dnia 5 sierpnia 1656 zostały na zawsze załatwione. Że franciszkanie dla „księżych z Leśnicą nieporozumień“ opuścić mieli św. Górę na czas nawet krótki, jest legendą. Dłużej trwały nieporozumienia w zakonie samym, mianowicie między prowincją małopolską, a prowincją czeską. Generalna kapituła franciszkańska odbyta w Toledo 1658, przydzieliła ostatecznie Górę św. Anny prowincji małopolskiej. Lecz jeszcze 1717 były w Wiedniu przez czeskich franciszkanów spowodowane trudności z wizytacją przez wizytatorów zagranicznych, których nawet specjalny delegat prowincji małopolskiej nie zdołał w zupełności uchylić.
  92. w. 346. śród wojny Kozaków — Bonczyk myśli tu o wojnach polsko-kozackich od r. 1648, lecz myśl wyraził nieporadnie, jakoby Polska rozbryzgiwała krew i pracę zakonu reformackiego, podczas gdy chciał mówić o wojnie, jako o przyczynie nieszczęść zakonu i osiedlenia się jego na Śląsku, najpierw w Gliwicach, a potem na Górze Chełmskiej. Do tej miejscowości zaprosił reformatów już w r. 1652 hr. Melchior Ferdynand Gaszyna i uzyskał na to zezwolenie biskupa wrocławskiego i płockiego Karola Ferdynanda Wazy, lecz rzecz doszła do skutku dopiero w r. 1656. Nieporozumienia z probostwem w Leśnicy, do którego należała kaplica na górze, przewidywał już bp Karol Ferdynand Waza i zarządził, aby leśnickiemu proboszczowi wypłacono odszkodowanie w kwocie 1000 talarów. Reisch l. c., str. 20—28.
  93. w. 359. Ojciec Bonawentura — o. Bonawentura Machuj, lektor kolegium dla nowicjuszów franciszkańskich, założonego w r. 1870 na Górze Chełmskiej. Na ten zakład klasztorny zwrócił uwagę prezydent prowincji śląskiej w r. 1874, a dnia 1 maja 1875 poleciła rejencja opolska szkołę klasztorną zamknąć. Dnia 22 maja musieli nowicjusze klasztor opuścić, lecz 19 z nich wyraziło gotowość wywędrowania z zakonnikami do Ameryki. (P. Reisch l. c. str. 389—390, 395). Do tych wydarzeń odnoszą się wiersze I 361—372. O. Bonawentura wspomniany nadto I 364.
  94. w. 361. instante momento — natychmiast.
  95. w. 363. współzakonnych — współbraci w zakonie, por. obj. I 232.
  96. w. 366. znależą — znajdą, podobnie 1 os. l. poj.: znalezę VI 259; dalsze formy: znajdzione V 409 i znajdziono St. K. M. VII 555.
  97. w. 368. in pace — domyślne ite — idźcie w pokoju.
  98. w. 371. klasztór — p. obj. I 44.
  99. w. 377—379. Mowa tu o sekularyzacji klasztorów w Prusiech, zarządzonej w r. 1810, a przeprowadzonej z początkiem r. 1811. Było to pierwsze rzeczywiste odejście reformatów z Góry Chełmskiej, chociaż Bonczyk nazywa je wtórym, gdyż poprzednio zanosiło się tylko na nie od r. 1754, kiedy władze pruskie zmierzały do oderwania klasztorów w Gliwicach i św. Anny od prowincji małopolskiej, a następnie do wyludnienia ich przez zakaz dopływu zakonników z Polski. (P. Reisch l. c. str. 110—136).
  100. w. 385. staruszek Epifani — o. Epifani Gomolski um. na Górze św. Anny 30 V 1815, pozostawiając 4 talary, które kuria wrocławska musiała po sześcioletnich pertraktacjach oddać fiskusowi pruskiemu.
  101. w. 390. ojciec Marek najmłodszy w konwencie — o. Marek Thienel był właśnie wikarym klasztoru w r. 1875. Nazwanie go najmłodszym w konwencie i zdrobniale Markusiem (I 405), oraz przedstawienie go jako naiwnego zakonnika polega na wspomnieniach Bonczyka z lat wcześniejszych; por. obj. I 309. O. Marek wymieniony nadto I 394, 402, 405, 420, 422, 427 i 434.
  102. w. 395. skiż — dla, z powodu; przyimek: skiż użyty tylko tutaj, może jako charakterystyczny dla języka o. Teobalda Wentzkiego. Zachowano tu pisownię Bonczyka: skiż zamiast etymologicznej: skirz.
  103. w. 410. niegdyś — kiedyś; w tym znaczeniu nadto: II 28, III 156, VI 158, przekład Pieśni o życiu Mathissona w. 10, Trzy cnoty w. 18, w zwykłym znaczeniu Góra Chełmska IV 293. Por. także: za czasem I 415.
  104. w. 423. Oczy kalne — oczy mętne; por. Bock: Nauka domowa w. 98.
  105. w. 423. w głęb — w głąb; przykłady oboczności -ę- i -ą- w języku Bonczyka omówiłem we Wstępie do Starego Kościoła Miechowskiego str. LIV.
  106. w. 437. tajemnicza osoba — por. obj. I 142.
  107. w. 440. za ółtarzem — por. obj. I 44.
  108. w. 442. Z Przenajświętszym — z Najświętszym Sakramentem, a raczej z głównym ołtarzem — por. także: z Najświętszym V 516.
  109. w. 444. tam w obszernym półkole — forma miejscownika od: półkoło, a nie półkole, podobnie II 84.
  110. w. 449. adoro Te — Wielbię Cię.
  111. w. 450. ustało — nastało, ustaliło się.
  112. w. 452. Jutrznia — Matutinium czyli pierwsza i najdłuższa z 7 części brewiarza.
  113. w. 457. krywali się — kryli się; podobnie: krywał się w St. K. M. III 157.
  114. w. 465. Po wschodach, wierchnim gankiem — po schodach, gankiem na piętrze. Bonczyk używa wyrazu: schód tylko w liczbie poj., natomiast w l. mn. wschody por. II 391, p. obj. St. K. M. II 401.
  115. w. 478. Szczytne plemię Gaszynów — może to nazwanie rodu Gaszynów jest amplifikacją tytułu rozprawy ks. A. Weltzla: Pomniki pobożności po ślachetnej rodzinie Hrabiów z Gaszyna w Górnym Śląsku (Towarzystwo Bożego Grobu, rocznik X z r. 1877, str. 417—439), będącej może źródłem wiadomości Bonczyka o rodzie Gaszynów prócz ustnych wiadomości i książki o. Waxmańskiego: Nowa Jerozolima itd., Wrocław 1767. Z rozprawy wszakże Weltzla powinien był Bonczyk wiedzieć, że w r. 1875, t.j. w roku akcji poematu, żyło jeszcze z Gaszynów po mieczu: Ferdynand (zm. 1894) i Mikołaj (zm. 1877). Ferdynanda ignorował już poniekąd Weltzel w tytule rozprawy, jako nie mającego wówczas związków ze Śląskiem i bezdzietnego, Bonczyk zaś pisząc poemat, nie pamiętał dobrze daty Śmierci Mikołaja. Dla orientacji w genealogii Gaszynów podaję tu tabelę ułożoną na podstawie Reischa: Geschichte des St. Annaberges, Weltzla: Pomników pobożności, Th. Grögera: Immortellen, Leobschütz 1880, E. H. Kneschkego: Neues Allgem. Deutsches Adels-Lexicon, Leipzig 1861, III Bd. 447—450 i J. Siebmachers: Grosses und allgem. Wappenbuch. Neue Aufl. VI Bd. 8 Abt. 3 Teil, bearbeitet von C. Blażek, Nürnberg 1894, s. 132—133, przy czym w razie różności dat idę za Weltzlem ze względu na przypuszczalną znajomość tej rozprawy przez Bonczyka, względnie za Reischem i Blażkiem ze względu na poziom naukowy opracowania. Gröger mało ogółem wchodzi w rachubę, Kneschke nie jest również zbyt wiarogodny, gdyż chętnie powtarza genealogiczne opowieści bez ich sprawdzenia. Z wiadomości Kneschkego na uwagę zasługuje tradycja, według której Klemmowie wyszli również z Gaszyna, gdyż w takim razie ożenek Mikołaja Gaszyny z Magdaleną Klemówną świadczyłby, że spoistość rodowa działała bez usterki mimo zmiany przynależności państwowej. Gaszynowie — że ich tak nazwiemy — górnośląscy mieli na Śląsku utorowaną drogę, gdyż według Blażka już przed Mikołajem Gaszyną występowali w Księstwie Oleśnickim Gaszynowie jako panowie na Wałczynie; w jakim związku zostawali oni z późniejszą rodziną hrabiowską, nie wiadomo. Jeśli idzie o związki z polskimi rodami, Gaszynowie, piszący się pierwotnie z Gaszyna i Wierzchlesia w ziemi wieluńskiej, byliby krewniakami Gaszyńskich i Wierzchlejskich hr. Berszten II. Na Śląsku osiadłszy od 1557, pisali się najpierw panami na Kietrzu i Sudole.
    Aby nie wprowadzać tytułów rodowych do genealogii, podaję tu daty z kariery arystokratycznej Gaszynów. Baronostwo uzyskał Melchior 4 kwietnia 1621, czeskimi magnatami zostali Gaszynowie w r. 1632, dziedzicznymi hrabiami austriackimi z przydomkiem von Rosenberg (z Oleśna) 7 stycznia 1633, czeskie potwierdzenie tego tytułu otrzymali 22 stycznia 1635, hrabstwo Rzeszy w Ratysbonie 24 lipca 1653. Ordynatów znaczę liczbami rzymskimi. Posiadłości Gaszynów obejmowały m. in.: Olesno, Bodzanowice, Wojciechów (Albrechtsdorf) w pow. oleskim, Górę św. Anny, Wysoką, Żyrowę, Kadłubiec, Gogolin, Jesionę, Krępę, Oleskę i Porębę w pow. strzeleckim, Toszek, Pyskowice, Dąbrówkę, Lgotę, Łączkę, Oracze, Pisarzowice, Skal w pow. gliwickim, Woźniki w pow. lublinieckim, Kietrz w pow. głupczyckim, Cisek, Cisową, Polską Cerkiew, Przewóz, Wronin, Zakrzów w pow. kozielskim, Hulczyn, Polskie Krawarze i Maków w pow. raciborskim. Ordynację zmienił Franciszek Antoni przez sprzedaż Olesna i Woźnik, a zakupno Toszka, następnie odstąpił w r. 1808 Żyrowę, a 1814 Toszek Leopoldowi Amandowi, który z kolei majorat częściowo rozsprzedał, częściowo podzielił między synów tak, że należy go uważać za ostatniego ordynata. Z synów tych Ferdynand sprzedał swoją część, a Amand Leopold przekazał swoją (Maków, Krawarze i Kietrz) synowi Mikołajowi, po którym odziedziczyła je ostatnia z Gaszynów Wanda Henckel-Donnersmarckowa.
    Poza tą genealogią wymienia o. Waxmański jeszcze Protazego de Gaschin, biskupa ołomunieckiego, Wojciecha Roderyka de Gaschin, dziekana krakowskiego i Jana de Gaschin, infułata sternbergskiego.
  116. w. 480. Zanim się tam zaczął od pocz. XVI w. kult św. Anny, nazywała się Góra Chełmska Górą św. Jerzego, od stojącej na niej kaplicy.
  117. w. 488—493. O tym cudzie pisze ks. Weltzel, l. c. s. 421—422: „jeszcze jedna rzecz dziwna pomnożyła pobożne odwiedzanie onego św. miejsca, bo stróżowie leśniccy, jako i inni mieszkańcy okolicy czasem w północ widzieli światło przyjemne kościółek oświetlające, nawet promienie na rozmaitych miejscach górzystego lasu się pokazujące i franciszkanów w płaszczykach i ze świecami w ręku w procesji na górę wstępujących“.
  118. w. 491. Dom Piłatów — kaplica z pierwszą stacją obchodów kalwaryjskich.
  119. w. 494—499. O sprowadzeniu reformatów pisze ks. Weltzel l. c. 422—424: „Melchior hr. z Gaszyna postanowił wypełnienie obowiązków duchownych powierzyć gorliwym w służbie bożej Ojcom Reformatom, to jest Franciszkanom ostrej reguły, którzy już jeden klasztor w Szląsku, a to w Gliwicach zajmowali. Tam dnia 19 października r. 1655 przełożeni przystali na przyjęcie klasztoru na górze, chwaląc Opatrzność boską, która im nowe miejsce ucieczki łaskawie podała, gdy Szwedzi w Polsce wiele klasztorów, a najprzód krakowski byli spustoszyli… To miejsce było bardzo sposobne do założenia klasztoru, bo kto stoi na górze, ten łatwiej może wszystkie myśli zwrócić ku niebu i serce podnieść ku Bogu… Od zgiełku świata oddaleni Reformaci byli bliżsi nieba, a tym, którzy naokoło w dolinach i płaszczyznach mieszkają, widok na św. górę pociesza serca“. Obszerniej zabiegi około założenia klasztoru przedstawia o. Reisch l. c. s. 19—34. Hr. Melchior Ferdynand (p. tabelę genealogiczną, obj. I 478) dla rytmu nazwany Melchiorem Fernandem z hiszpańska.
  120. w. 497. W dziele Leśniczanów — na obszarze należącym do mieszkańców Leśnicy. Wyrazu dział=dzielnica, udział użył Bonczyk jeszcze VI 59: w działy dawnej Polski, oraz poprawiając w II wyd. St. Koś. Miech. V 210 pierwotne: w parcie Winklerowym na: w dziele Winklerowym. Czy znaczenie wyrazu: dział w tym miejscu należy łączyć ze znaczeniem tego wyrazu na obszarze osadnictwa wałaskiego i przypuszczać, że dotarło ono na G. Śląsk, nie chcę rozstrzygać.
  121. w. 503—505. Wiersze te odnoszą się do okresu 1811—1859, w którym nie brakło starań o przywrócenie zakonu na Górze Chełmskiej. Pomijając pośrednie raczej działanie Leopolda Gaszyny po sekularyzacji, wyszczególnić należy prośby duchowieństwa śląskiego z r. 1835, a zwłaszcza memoriał księży z dziekanatu oleskiego z dziekanem ks. Dehnischem na czele w r. 1850. Ks. Dehnisch i ks. Miller działali w porozumieniu z o. Stefanem Brzozowskim, reformatem polskim, który mieszkał w klasztorze od 1844—1851 i pozyskał sobie wielką popularność swymi misjami za wstrzemięźliwością. Celem tych starań było sprowadzenie reformatów z Małopolski. Przez kilka miesięcy r. 1852 byli czynni na Górze św. Anny Alkantaryni, odłam zakonu św. Franciszka, lecz wnet przenieśli się do klasztoru św. Józefa pod Prudnikiem. Nowe starania podjęli proboszczowie z Otmuchowa i Goldbergu, tym razem o franciszkanów westfalskich w r. 1854, aż wreszcie 13 sierpnia 1859 przybyli oni na Górę Chełmską. (P. Reisch l. c., str. 318—331, 354—374).
    Wiersze te nie zawierają żadnej wzmianki o 8-letniej działalności o. Stefana Brzozowskiego, o którym także w całym poemacie nic nie słyszymy. Jaki był powód tego milczenia, trudno rozstrzygnąć; o tym polskim misjonarzu nie wspomina wprawdzie Weltzel, główne źródło Bonczyka do dziejów Góry św. Anny, ale wszakże pisano o nim dość wiele w Schlesisches Kirchenblatt z r. 1844 i 1846, a czasopismo to Bonczyk niewątpliwie znał, chociaż może dopiero z lat późniejszych.
  122. w. 512. zakonnych — zakonników por. obj. I 232. Wizja o. Atanazego odnosi się do wydarzeń, opisanych w ks. V i VI.
  123. w. 516. Osmundus daje pożegnanie — zaznaczono tu właściwe stanowisko o. Osmunda (p. obj. I 235) w zakonie, jako faktycznego gwardiana w r. 1875. W rzeczywistości wysłał o. Osmundus 7 czerwca 1875 nie dwóch braci, ale 4 ojców i 4 braciszków; list pożegnalny do bpa Förstera podpisany również przez o. Atanazego Kleinwächtera i o. Wiktora Albersa wystosował dnia 24 lipca 1875. OO. Atanazy i Wiktor opuścili Górę Chełmską 31 lipca, sam zaś Osmundus wytrwał z 4 braciszkami do 27 sierpnia w klasztorze i ustąpił przed siłą państwową w osobie samego landrata ze Strzelec. (Por. Reisch l. c., s. 397—406.) Osmundus ukrywał się w okolicy do marca 1876 r., stąd wyrażenie w. 518: gdzieś w góry ochronie.
  124. w. 520. tamstąd — stamtąd, wyraz użyty w St. K. M. (P. obj. II 168) sześciokrotnie, w Górze Chełmskiej trzykrotnie (nadto III 40, 373).
  125. w. 521. szukać gdzieś za morzem — wygnani z Góry Chełmskiej franciszkanie osiedli częścią w Holandii, częścią w Ameryce, skąd wrócili do dawnej siedziby w r. 1881, nosząc początkowo ubiór księży świeckich, a od r. 1887 zakonny. Na czele ich stał o. Atanazy, od r. 1884 jako przełożony, a od roku 1888—1892 jako gwardian.
  126. w. 524—532. Wizja przyszłego powrotu i śmierci bpa Förstera 20 X 1881 wnet po powrocie o. Atanazego (dn. 14 X 1881).
  127. w. 525. Henryk Biskup — Henryk Förster, który umarł 20 X 1881, a więc nie żył już, gdy ks. Bonczyk te wiersze pisał. Förster był biskupem wygnańcem, bo odsądzony przez pruski trybunał od urzędu (1875), kierował diecezją potajemnie z Johannesberg w austriackiej części biskupstwa. Żegnając się 1875 z franciszkanami, kiedy opuszczali św. Górę, pisał: „Góra św. Anny należy do was i znowu was przyjmie, skoro miną czasy nawiedzenia“.
  128. w. 530. Dawid, Dezydery — br. Dawid Kornek, który został uwięziony w r. 1874 za zbieranie jałmużny i skazany na 3 dni więzienia w Strzelcach, wspomniany nadto III 392, jako Dawid tercjarz; o. Dezydery Lis, opuścił klasztor w pierwszej partii 4 ojców i 4 braci 7 czerwca 1875, powrócił jedyny z nich na Górę św. Anny 9 listopada 1881, był gwardianem 1894—1896; wspomniany w poemacie już I 180, a następnie II 394, III 328, witał na Kalwarii przybywające pielgrzymki.
  129. w. 532. jakby z snu zburdany — zbudzony ze snu (por. obj. St. K. M. VI 15), powtórnie w G. Ch. III 294.
  130. w. 535. ołtarza — ale ółtarz I 161 i 523, za ółtarzem I 440.
  131. w. 539. dla jutrniej niedzieli — na jutrzejszą niedzielę. Wyraz gwarowy: jutrni użyty tylko w tym miejscu. Wprowadzona tu jako termin niedziela, wskazuje raczej na rok 1874, niż na rok 1875, jako czas akcji poematu. Odpust bowiem polski odbywał się 14 września, w roku zaś 1875 dzień 14 września przypadał na wtorek, czyli niedziela przypadałaby na 2 dni przed odpustem, tymczasem II 5 w zestawieniu z II 38 każe liczyć tylko 4 dni na całość pielgrzymki. Potem jednak Bonczyk dolicza się 5 dni. Na rok 1874 wskazuje także IV 207—210.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Norbert Bonczyk, Wincenty Ogrodziński.