Przejdź do zawartości

Filuś, Miluś i Kizia (1922)/Całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł Filuś, Miluś i Kizia
Pochodzenie Szkolne przygody Pimpusia Sadełko
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1922
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

FILUŚ, MILUŚ I KIZIA





Poranek Filonka.

Przejdźcie góry, przejdźcie lasy,
Na calutkim Bożym świecie
Szczęśliwszego pewno kotka,
Niż Filonek — nie znajdziecie.

Nasz Filonek, kotek bury,
Ma futerko w żółte łaty,
I jest sobie jedynaczkiem
U swej mamy i u taty.

W domku u nich często bieda:
Myszki bardzo pomądrzały!
Czasem tata nie ułowi
Ani jednej przez dzień cały.

Ale nigdy się nie smuci,
Choćby bieda nie wiem jaka...
Bo mu serce rozwesela
Widok syna jedynaka.


Ledwo ranek zorzą błyśnie,
Ledwo zejdzie jasność słonka,
Śpieszy mama, śpieszy tata,
Do syneczka, do Filonka.

Mama ślicznie przyśpiewuje,
Albo cudną prawi bajkę,
A zaś tata w kamizeli
Tańczy z synkiem, paląc fajkę.



Na baliku.

Byłem dzisiaj na baliku.
— Gdzie? — Ot, powiem wam pocichu,
Że to balik był u kotków,
A odbywał się na strychu.

Każdy kotek przybył z damą,
W krawat cudnie przystrojony,
Damy także strojne, tylko...
Wyglądały im ogony.

Idą w taniec z tęgą miną,
Kołem para tuż przy parze,
A kulawy kot Pietraszek
Gra na starej im gitarze.


Tnie hołubce Dusiszczurek,
Z wdziękiem śliczna Kizia pląsa,
A Matysek przyśpiewuje
I pokręca sobie wąsa.

Idą polki i kadryle,
Idą walce i mazury,
Uciekają z piskiem w jamy
Wszystkie myszy, wszystkie szczury.

A co wrzasku, a co śmiechu,
Co wesela i ochoty!
Anibyście nie wierzyli,
Jak to ślicznie tańczą koty!



Filuś tańczy.

Raz Filonek wszedł do sali,
Skąd płynęły skoczne dźwięki;
Właśnie brały lekcje tańca
I panicze, i panienki.

Pierwszy Miluś, z białym gorsem,
Wdzięcznie ujął się pod boki,
I podniósłszy lewą nóżkę,
Śmiało daje sus szeroki.


Przy nim śliczna Kizia-Mizia,
W żółtej szarfie, w wielkiej kryzie,
I w sukience tańczy białej...
— Czy widzicie Kizię-Mizię?

Dalej Lizuś i Trojaczek,
Trzymając się za pazurki,
Naśladują żwawo skoki
Wesołego Łupiskórki.

Filuś tańczy razem z niemi,
Rad, aż śmieją mu się oczy;
Przy muzyce, przy wesołej,
Wiodą kotki tan ochoczy.



Grzeczny Mruczuś.

Spójrzcie, jaki Mruczuś grzeczny,
Chociaż jeszcze tak maleńki!
Jakto sobie ślicznie siedzi,
Wdziawszy kurtkę i spodeńki.

Tata musi łapać myszy,
Mama dość ma pracy w domu;
Ciągle bawić się z Mruczusiem,
Sami wiecie, niema komu.


Mruczuś, choć tak jeszcze mały,
Doskonale to rozumie;
Nie przykrzy się mamie, tacie,
Sam się bawi jako umie.

To z biczyka sobie trzaska,
To piłeczkę w górę rzuca,
To — wio! woła, i na sznurku
Ciągnie raźno swego kuca.

Mama zajrzy raz i drugi,
Uśmiechnie się do syneczka,
I przyniesie na miseczce
To bułeczki, to znów mleczka...

Mruczuś wesół, rad zajada,
Nie krzywi się, nie narzeka...
Ejże, dzieci! Czyżby kotek
Miał być mędrszy od człowieka?



Przygoda w kuchni.

Będą dzisiaj naleśniki!
Już kucharka cukier tłucze,
Mama poszła po rodzenki,
U śpiżarni wiszą klucze!


Tak od rana Filuś woła
Na Minetkę i Kasperka.
I wąsiki oblizuje...
I na komin chciwie zerka.

Filuś strasznie jest łakomy!
W całym domu wszyscy wiedzą,
Że z talerzy wylizuje,
Czego inni nie dojedzą.

Pfe! Jak brzydko! Aż niemiło
Mówić mi o takim kocie!
Wolałbym sam myszy łapać,
Albo siedzieć gdzie na płocie.

Co się mama nie nagniewa,
Nie naprosi, nie nasarka...
Ledwo skończy, aż mój Filuś
Smyk do kuchni i do garnka.

Wtem raz wbiega: coś się skwarzy...
Pęchu, węchu — to słoninka!
Miluś woła towarzyszy,
Do pyszczka mu idzie ślinka.


Jak nie chwyci łapką całą,
Jak nie wrzaśnie wniebogłosy:
— Aj!... Aj!... Aj!... Aj!... kotki za nim,
Bo wetknęły także nosy.

Zobaczyła to kucharka...
Jak nie krzyknie na nich zgóry:
— A łasuchy! A niecnoty!
A marsz z kuchni w mysie dziury!

Byłoż bólu! byłoż pisku
Byłaż potem wstydu siła...
A w dodatku, i kucharka
Coś na drogę przyłożyła...



Kotek łakomy.

Nigdy z tego niema zysku,
Gdy kto macza nos w półmisku,
Bo i pod stół czasem spadnie,
I łakomym być — nieładnie!

Raz w niedzielę, jak należy,
Rozłożono obrus świeży.
Obiad gotów, więc za stołem
Posiadały kotki kołem.


Już przed każdym talerz stoi,
Już Minetka chlebek kroi,
Już i pani gospodyni
Chce nalewać zupę z dyni.

Tylko jeden kot Matysek
Wciąż pogląda na półmisek;
Jakiś miły zapach czuje
I wąsiki oblizuje.

Kot Matysek z tego głośny,
Bo łakomiec jest nieznośny,
Więc też pani gospodyni
Taką nań zasadzkę czyni.

Przed talerzem nieboraka
Żywiutkiego stawia raka
Pod serwetą na półmisku.
— Na bok z noskiem, mój Matysku!

A Matysek ślinkę łyka,
Do półmiska się przymyka.
Myśli sobie: — Przedni sosek:
Muszę w nim umaczać nosek! —


Obejrzał się dookoła:
— Jedzą; nikt nie patrzy zgoła.
Więc myk z noskiem do serwety,
A rak — cap go! Gwałtu rety!

Gwałtu rety! — Kot nasz wrzeszczy,
A tu rak nie puszcza kleszczy!
Kot się rzuca, kot się zżyma,
A tu rak go za nos trzyma.

Próżno łapką go odpycha,
Miauczy, parska, pluje, kicha,
Aż i z bólu i z tej trwogi
Pod stołowe upadł nogi.

A dokoła śmiech wybucha.
Takto, kiedy kot nie słucha!
Mój Matysku, niema zysku,
Ten, kto macza nos w półmisku!



Przy pracy.
GŁOS.

Każda się opłaca,
Nawet kotków praca.


CHÓR.

Hej, dalej, koteczki,
Bierzcie koneweczki!
Będziem nosić wodę
Z naszej modrej rzeczki.


GŁOS.

Żaden trud nie marny,
Mój ty kotku czarny!


CHÓR.

Hej, dalej, koteczki,
Bierzcie koneweczki!
Będziemy podlewać
W ogródku grządeczki.


GŁOS.

Każdy jako może,
Niech w pracy pomoże!


CHÓR.

Hej, dalej, koteczki,
Bierzcie koneweczki!
Zieleni się grządka,
Będziem mieć kwiateczki!



Karuzel.

Nasz Matysek kot wesoły,
Hej, ha, hej!
Poszedł sobie z przyjacioły,
Hej, ha, hej!
Poszedł sobie na zabawkę,
Na karuzel, na huśtawkę,
Hej!

Gra muzyka, trzeszczą sznury,
Hej, ha, hej!
Uciekają myszy, szczury,
Hej, ha, hej!
Posiadały kotki rzędem,
Zadziwione takim pędem,
Hej!

Aż tu idzie pies kulawy,
Hej, ha, hej!
— Przyjmijcież mnie do zabawy!
Hej, ha, hej!
Aż tu idzie trzeci, czwarty,
Mopsy, kundle, wyżły, charty,
Hej!


— Naprzykrzyły się nam kłótnie,
Hej, ha, hej!
— Niech muzyka żwawo utnie!
Hej, ha, hej!
— Dalej, razem siadać proszę,
Zapłacicie po trzy grosze,
Hej!

Jak się zbierze cały złoty,
Hej, ha, hej!
Pohulają sobie koty,
Hej, ha, hej!
Co zostanie, to gromada
Na tabaczkę da dla dziada,
Hej!



Pastereczka.

Grzeczna panna, Kizia-Mizia,
Strój pasterski wdziała na się,
I usiadłszy na murawie,
Tekturowe owce pasie.


Słonko świeci na błękicie,
W młodym gaju szumią drzewa,
Kizia-Mizia patrzy w niebo,
I piosenki sobie śpiewa:

— „Miau! Miau!... Owieczki moje,
Miau! Miau!... Wilczków się nie boję,
Miau! Miau!... Wilczki w boru siedzą,
Miau! Miau!... Owiec mi nie zjedzą.



Bijatyka.

Po wieczerzy, do łóżeczek
Cała poszła spać rodzina;
Ale z Filem psotnik Miluś
Bijatykę rozpoczyna.

Spadła kołdra i pierzynka,
Lecą jaśki w różne strony,
Filuś upadł na podłogę,
Poduszeczką przywalony.

Reszta kotków, hyc!... na ziemię,
I do figlów... hejże dalej!
Pościągali prześcieradła,
Całą pościel pościągali.


Wtem ze świecą wchodzi mama...
Co za rwetes? Co za krzyki?
A do łóżka! Spać mi zaraz!
No! czekajcie swawolniki!...

Jak tam poszła cała sprawa,
Jak się wszystko to skończyło,
O tem nawet, drogie dzieci,
I wspominać mi niemiło.

Tyle tylko wam opowiem,
Że nazajutrz przez dzień cały
Kotki wody nanosiły,
Prześcieradła prać musiały,

A największy figlarz, Miluś,
Bez mundurka, dla pokuty,
Musiał za to w pustej sionce
Wszystkim kotkom czyścić buty.



Miluś buty czyści.
GŁOS.

Gdzie te nóżki chodziły,
Co te butki zrosiły?


CHÓR.

A mój miły panie,
Chodziły po łanie.
A na łanie stoi rosa
W majowe zaranie!


GŁOS.

Gdzie te nóżki chodziły,
Co te butki zrosiły?


CHÓR.

Chodziły po łące,
Goniły zające,
A na łące trawka młoda,
I kwiatki pachnące!


GŁOS.

Gdzie te nóżki chodziły,
Co te butki zrosiły?


CHÓR.

Chodziły na pole,
Na tę czarną rolę,
Deptały tam krasne maczki
I modre kąkole!



Powinszowanie Lizusia.

Droga Mamo! Już za tydzień
Będą Twoje imieniny.
Życzę, żebyś zawsze miała
Dużo myszek i słoniny.

Przyjmij, Mamo, te życzenia
Od Lizusia, Twego synka,
Który chciałby się dowiedzieć,
Jak smakuje Ci słoninka?...

Droga Mamo! najserdeczniej
Całuję Twe cztery łapki,
A pamiętaj o Lizusiu,
I przyślij mu choć ochłapki!

Jaki głód jest na tej stancji,
Tego nawet nie opiszę;
Droga Mamo, na pociechę,
Przyślij mi choć udko mysze!

Ach, tak mi zapachniał nagle
Przewyborny ten traktament,
Żem podskoczył, stół potrącił...
Wszystek rozlał się atrament.


Wbiega Kizia, wala łapki,
Opiera je na papierze...
Mamo droga, wybacz plamy,
Bo Cię zawsze kocham szczerze.



Filuś-śmiałek.

Już dawno mówią o tem:
Żyją z sobą, jak pies z kotem.
Ale Filuś nie dowierzał,
I przymierzał.

Skoro tylko psa gdzie zoczy,
To podejdzie, to uskoczy,
Ale z drogi mu nie schodzi
Pan dobrodziej!

Jeden, drugi, kundys krzepki,
Ani dbał o te zaczepki;
Psu nie honor bić się z kotem,
— Co mu po tem?

Przestrzegały inne koty:
Porzuć, Filuś, swoje psoty,
Bo się kiedy tak zahaczysz,
Że... zobaczysz!


Ale Filuś, harda sztuka,
Z psami wciąż zaczepki szuka,
I po nosie — trzep ich z boku...
Psy... już w skoku!

Już dobrały się do skóry...
— Aj aj! — wrzeszczy Filuś — gbury!
Toż od takiej znajomości
Bolą kości!...

A psy na to: — To nauka!
Znajdzie guza, kto go szuka...
A za taką awanturę
Biorą w skórę!



W ślepą babkę.
CHÓR KOTKÓW.

A gońże nas, babko, a gońże nas wkoło,
Hej! kotki, po pracy bawmy się wesoło!

MILUŚ.

Powiedzże nam, babko,
Z jakiego ty kraju,
Czy od Wisły modrej,
Czyli od Dunaju?


CHÓR KOTKÓW.

A ta ślepa babka, stara już nieboże,
Ani jednej myszki ułowić nie może!

MILUŚ.

Powiedz-że nam, babko,
Gdzieś ty wędrowała?...
Czy nie od Karpatów,
Gdzie Wisełka biała?

CHÓR KOTKÓW.

A gońże nas raźno! a gońże nas wkoło!
Hej, kotki, po pracy bawmy się wesoło!

MILUŚ.

Czyś ty od Karpatów,
Czyli od Dunaju,
Witajże nam, babko,
W tym ojczystym kraju!

CHÓR KOTKÓW.

A ta ślepa babka, stara już nieboże,
Ani jednej myszki ułowić nie może.


MILUŚ.

Powiedzże nam, babko,
Z jakiej ty granicy,
Czyli od Krakowa,
Czy też od Kruszwicy?

CHÓR KOTKÓW.

A gońże nas, babko, a gońże nas wkoło,
Hej, kotki, po pracy bawmy się wesoło!



Filonek mówi dzieciom „dobranoc”.

Dobranoc, dziateczki! Już idę spać,
Bo jutro do pracy znów trzeba wstać;
Do jutra, do rana, już żegnam was,
Dobranoc, dziecinki, czas spocząć, czas!

Gdy wszystko odetchnie już błogim snem,
Ja siądę podumać w gniazdeczku mem,
A gwiazdka, co z nieba na ziemię lśni,
To o was, dziateczki, opowie mi.

I złotem swem okiem obejmie wraz
I kotka w książeczce i dziatki, was!
Bo wszystko twór Boży — i kotek, i kwiat,
I dziecię, i ptaszek — i cały ten świat!



A skoro już pierzchnie tej nocy cień
I znowu słoneczny zabłyśnie dzień,
Z Kiziunią, Milusiem, co siedzą tam,
Dzieńdobry znów powiem, dzieńdobry wam!

∗             ∗

Kto dobrze tym kartkom przypatrzył się,
Ten więcej niż wczoraj, dziś pewno wie;
Z obrazków i z piosnek, ze słów i z farb
W serduszku i główce ma nowy skarb.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.