Erotyki (Zbierzchowski)/Ostatnia wiosna

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Zbierzchowski
Tytuł Ostatnia wiosna
Pochodzenie Na łuku tęsknoty
Wydawca Spółka Nakładowa „Odrodzenie“
Data wyd. 1923
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OSTATNIA WIOSNA.

I.

Na marzeń mych cichej łące
W ten moment jedyny, krótki,
Gdy smutek wieczornej chwili
Serce ku tobie przechyli,
Zrywam dla ciebie kwiaty
Na marzeń mych cichej łące,
Bukiet barwami bogaty:
Maki purpurą płonące,
Lilije i niezabudki,
Narcyzy, róże, bławaty.
A potem — to cudnie roję,
Że owych kwiatów przepychem,
Które me ręce rwały
Na marzeń mych cichej łące,
Dziewczęce twe łóżko stroję,
Gdzie w śnieniu słodkiem i cichem
Drzemie twych członków cud biały:
Piersi — liljowem kielichem,
Usteczka — róży płatkami
Włosy — polnymi makami,
W maków przepychy gorące,
A ramion twych alabastry

W narcyzy i białe astry.
A potem w tej cudów chwili
Tajemne moje tęsknoty
Zmieniam w rój barwnych motyli,
Zmieniam w motyli rój złoty
I widzę królewskie psoty:
Gdy sen twe usta rozchyli,
To każdy motyl się myli;
Ten spija ustek twych kruże,
Za wonne biorąc je róże,
Ten białość twych ramion pije,
Biorąc je za lilije,
Ten z piersi dziewczęcej, młodej
Wypijać chce słodkie miody,
A inny nad cudem łona
Gdzie opal skóry zabłysnął
Bez ruchu martwo zawisnął
I żarem strawiony kona.
Lecz skoro ze snu zbudzona
Przez promień słoneczny, złoty,
Otworzysz oczy w tej chwili,
Nie znajdziesz kwiatów, motyli,
Bo kwiaty owe pachnące
Jeno na marzeń są łące
A te motyle pieszczoty
Igraszką jeno tęsknoty.

II.

O twej młodości czemuż nie mogę
Myśleć bez drżenia?
Rzuciłaś kwiaty na moją drogę
Kwiaty z płomienia.
Więc wiecznie tęsknić za tobą muszę,
Choć myśli parzą.
Noce bezsennie patrzą mi w duszę
Swą czarną twarzą.

Patrzą mi w duszę noce bezsenne
Noce tęsknoty,
Wiją się niby węże płomienne
Twych włosów sploty,
I jako dzwony mocne ze spiżu,
Dzwonią me żądze,
Na białym ciała twojego krzyżu
Wargami błądzę

Lecz kiedy ranek szyby rozpala
Światłem gorącem,
Znowu na wizję czekam Tantalą
Z sercem bijącem.
I błogosławię rękę, co plecie
Wieńce z płomienia,
Bo nie oddałbym za nic na świecie
Męki pragnienia.

III.

Przyszłaś, jak błyskawica w cichy wieczór letni
Na martwych łanów śnicie i na pól bajeczność,
Kiedy po zgonie słońca gwiazd rozkwita wieczność
A w ciszy gra daleki ton pastuszych fletni.
 
Przyszłaś, jak poszum wiatrów z ponad drzew wierzchołków,
Jak cudna wizja dzieci wśród marzeń gorączki,
Które z poduszek drobne wyciągają rączki
Do zamarzłych na szybach kwiatów i aniołków.
 
Przyniosłaś mi spojrzenie swych źrenic wilgotnych,
Dobroć rąk kochających, które drżąc w mych rękach,
Mówiły mi o wszystkich duszy twojej mękach
I o smutku, jedynej ucieczce samotnych.

Rozstaliśmy się cicho, bez skarg i bez płaczy,
Nie było rąk załamań, ni gestów tragicznych,
Nie zaszkliła łza jedna w twoich oczach ślicznych,
A moje biedne serce nie pękło z rozpaczy.

I tylko nieraz, kiedy dusza zajdzie łzami
Za zmarnowanem życiem, co się czołga nisko,
Żal mi, żeśmy raz wielkie szczęście mieli blisko
I żeśmy je własnemi zabili rękami.

IV.

Mów, czem są dla ciebie
Przepychy kwitnących bzów,
Wiosenne zapachy ziemi,
Białe obłoki na niebie:
Z skrzydłami srebrzystemi
W wieczność płynące ładzędzie?[1]
Czy cichą pieśną[2] bez słów?
Czy szczęścia powitaniem?
Czy może wiosny żegnaniem,
Jakiej już drugiej nie będzie?
Dziewczyno ma!
Czemu wśród kwiatów przepychu
W twoim serduszku pocichu
Coś żali się i łka?
Czemu na smutek twój
Pod myśli przykrych ciężarem,
Na łez twych przeczysty zdrój
Patrz milczący i niemy
Z sercem rozdartem na ćwierci?
Bo wiemy oboje, wiemy,
Że kwiaty wiosenne są darem
Zarówno miłości, jak śmierci.







  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – łabędzie.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – pieśnią.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Zbierzchowski.