Dziwadła/Epilog

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziwadła
Część Tom II
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt; Michał Glücksberg
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów; Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Epilog.

Pozostaje nam wedle przyjętego zwyczaju, dopełnić powieści, wskazując dalsze losy tych osób, które w niej poznali czytelnicy. Najłatwiejby zamknąć zakończeniem starych bajek: żyli długo, szczęśliwie i mieli wiele dzieci; ale dziś to już nie uchodzi.
Powiedzmy więc kilka słów o każdym.
Grabę sąsiedzi nie przestali nazywać dziwakiem; on ze swej strony nie przestał zasługiwać na to nazwisko i stale idąc do celu, nie poświęcił przekonania swego łakomej dla drugich popularności. Syn jego poszedł w ślady ojca, a małżeństwo z Julją Sumin jest jednym z tych fenomenalnych związków, które nie obiecują wątku do plotek dla sąsiadów dostarczać. Żona pana Graby wyjechała za granicę, bawi we Florencji, córkę wydała za jakieś gołe włoskie książątko.
Kapitan siedzi w Kurzyłówce, rozmyślając, czemby mógł dokuczyć koniuszemu, którego jak zawsze ściska i jak zawsze nienawidzi. Koniuszy niemniej gorliwie zasiada się na kapitana, ale rady sobie dać nie mogą. Proces o Zajamie skończył się kompromisem: ostęp przeszedł we władanie dziedzica, a co koniuszy krwi sobie popsuł a kapitan sarn nastrzelał, to przy nich zostało. Teraz przygotowuje się nowy spór: o zalanie łąk Kurzyłowieckich przez podniesienie grobel w Turzej-Górze. A że prócz tego została zapaśna kwestja o sukcesję, która przypadała na Irenę z czasu opieki pana koniuszego; kapitanowi nie zabraknie sposobów niecierpliwienia starego poleskiego Nemroda. Niedawno odmówił mu leśniczego, który doskonale wabił wilki, za co koniuszy się wścieka, ale cóż poradzić? Kapitan bije się w piersi, ściska, całuje i za każdą psotą wyrządzoną tak potulną przybiera minę, że trzeba plunąć i porzucić.
Ślub Ireny i Jerzego odbył się cicho w Rumianej. Przepędziwszy czas jakiś w Turzej-Górze, pojechali do W. Polski; za powrotem zamieszkał przy nich koniuszy, mając tylko niekiedy odwiedzać swoją chatkę, jak ją zowie. W Rumianej lasy piękne i niespolowane. Suminowie z Zamalinnego objąwszy kilka folwarków z Turzo-Górszczyzny im wydzielonych, a chcąc na nich gospodarzyć jak niegdyś na swoich kilku chatkach, nieustannie się gryzą i straszliwie męczą. Jan niekiedy do ostatniej niecierpliwości przyprowadzony, myśli o wydzierżawieniu i chce powrócić do Zamalinnego. Ale pani Teresa, z domu Zawilska, zdrowym swym rozsądkiem i nieskończoną ilością przykładów, umie go na drogę wytrwania wprowadzić.
Piotr Dolski powrócił po długiej wędrówce do horodyszcza swojego w Zapadliskach, smutniejszy, dzikszy niż kiedy; czasem odwiedza Jerzego i towarzyszy mu w myśliwskich wycieczkach. Pani Lacka odjechała na Ukrainę i widziano ją ostatniemi czasy w Odessie.
Poznał się Dolski z koniuszym, znalazłszy w nim łowca wedle serca swego; poprzyjaźnił się z nim bardzo, uwielbiając ten instynkt myśliwski, którym długie włóczęgi i życie w lasach obdarzyły pana Piotra.
Cóż zresztą? domyślicie się może, a i tak boję się, żeby powieść nie wydała się wam za długą.
Więc...

KONIEC TOMU DRUGIEGO I OSTATNIEGO.


1848-1849.
Gródek-Hubin.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.