Dziennik podróży do Tatrów/Szlachta Sandecka

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Goszczyński
Tytuł Dziennik podróży do Tatrów
Wydawca B. M. Wolff
Data wyd. 1853
Druk C. Wienhoeber
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
SZLACHTA SANDECKA.
28 Sierpnia 1832.

Niedźwiedzie drewniane Czorsztyńskiego zamczyska zatrzymały moją myśl na Szlachcie Sandeckiéj. Nie mogę jéj pominąć w milczeniu. Stanowi ona ważną część ludności miejscowéj, nie tyle przez swoją ilość co przez jakość; nic o niéj nie powiedziéć, byłoby to zostawić w obrazie miejsce niezamalowane. Zasługuje ona na wzmiankę tém bardziéj, że ma w rzeczy saméj niektóre cechy sobie tylko właściwe a odróżniające ją od Szlachty innych obwodów galicyjskich, stanowi wybitny odcień w całości zwanéj Szlachtą. Rys ten nie będzie może najpowabniejszy, ale jest konieczny.
Nie cenię lekko, nie sądzę lekko naszych braci, nie uważam ich za gorszych między innemi, nie podzielam tonu w jakim ucywilizowańsza niby Szlachta galicyjska przemawia o Szlachcie Sandeckiéj. Szlachta Sandecka ma swoją słabą stronę, bo jest Szlachtą, ale téż ma i dobrą stronę, która jéj daje miejsce niepoślednie w ciele Szlachty. W ogóle swoim są to ludzie prostsi, szczersi, uprzejmiejsi, uczynniejsi jak ogół reszty szlachty galicyjskiéj. Ja sam doznałem śród nich co tylko staropolska gościnność może okazać dobrego. Pod tym względem ma wielką zaletę, dochowała podobieństwa z ludem prostym, nie zerwała z duchem słowiańskim przodków. Stosuję to do Szlachty uboższéj, do właścicieli mniejszych, nie tytułowanych; arystokracyę szlachecką znam tylko ze słuchu, ze słuchu który mię nie pędził do bliższego jéj poznania, choćbym nawet miał siłę przedrzéć się aż do jéj sfery, nie probowałem tego; zapewniają mię tylko, że ta odróśl Szlachty jest mniéj bujna w Sandeckiém, jako na reszcie łanu Galicyi i Lodomeryi, jest-to jedna z korzyści niepłodności Ziemi Sandeckiéj, czego można jéj powinszować. Będę więc mówił o Szlachcie bliższéj chłopów dobrą i złą stroną, ponieważ to przypada do ram mojego obrazu.
Szlachta Sandecka ma dosyć ognia męskiego, jest przytém wprawdzie wiele rubaszności, wiele szorstkości, ale to świadczy o pewném jéj zbliżeniu się do prostoty ludu.
Szlachta Sandecka powszechnie prawie umie po niemiecku — z konieczności — dla tego nie robi co może robić, to jest bardzo mało pisze a jeszcze może mniéj czyta. I tego niémam jéj za złe, raz że przez to mniéj się odróżnia od prostych górali, a potém że jeżeli nie uczy się tego coby warto było umieć, to znowu nie wie o wielu rzeczach które lepiéj nie wiedziéć. Stąd idzie, że niełatwo tu napotkasz rozdrażnienie nerwów w skutek lektury francuzkiéj; stąd można widziéć niekiedy podczas wesołych zebrań, w razie kiedy się głowy rozegrzeją i spór dojdzie do walki ręcznéj, kobiety na placu walki nie ustępujące w męstwie mężczyznom, bez względu na niebezpieczeństwo czépków. Jest-to zapewne niedogodność wynikająca z obyczajów niezłagodzonych romansami, jest-to może nawet nieładne, ale ja przynajmniéj, wolę to, znajduję mniéj nieładném, mniéj szkodliwém w swoich skutkach, pomimo sińców i zadraśnień, jak owo ugłaskanie naszych Pań przepuszczonych przez ujeżdżalnię romansów i czułych poezyi.
Wypadki, o których spomniałem, są rzadkie, a możeby nigdy miejsca niemiały, gdyby nie sąsiedztwo z Węgrami. Wielką pokusą dla Szlachty Sandeckiéj jest bliskość Węgier, a następnie obfitość wina i to małym kosztem. Co najgorsza, że to daje niektórym powód utrzymywać, jakoby Szlachta Sandecka więcéj piła niż inna Szlachta. Mniemanie to mam za przesadzone; widziałem ja szlachtę nie Sandecką tak pijącą, że i Sandecka na więcéj-by się nie zdobyła.
Wszystko to uszłoby za mniejsze grzéchy w oczach ludzi wyrozumiałych, dałoby się złagodzić to tém to owém, gdyby Szlachta Sandecka pilnowała się drogi ojców dobréj, w rzeczach główniejszych dla człowieka, gdyby okazywała się więcéj braterską w pożyciu z bliższemi siebie, w swojéj sferze wiejskiéj; gdyby mocniéj usiłowała otrzymać w tém kółku ton jedności, zgody, obyczajów prostych ale czystych, właściwszych człowiekowi jak źwiérzęciu, miłości rozléwającéj się raczéj na zewnątrz, jak ściągającéj wszystko ku sobie i w sobie wszystko pochłaniającéj; gdyby mniéj zapomniała że jest ważną gałęzią społeczności chrześciańskiéj nie pogańskiéj, że ma ważne obowiązki i powinności do pełnienia, że jeżeli są biédy na które musi czasem skarżyć, to wszystkie płyną z jednego głównego źródła dla każdego człowieka, z niego samego, ile razy nie robi co Pan Bóg przykazuje; gdyby jasno zobaczyła to prawo konieczne, że złe rośnie w gorsze; a gorsze w jeszcze gorsze; gdyby... ale tyle jest owych gdyby do polecenia, że muszę się zatrzymać i zostawić resztę rozwadze tego komu na tém zależy. Najlepiéj będzie kiedy każdy sam przed sobą mnie zastąpi. Zdaję chętnie tę pracę na moich braci nawet nie-Sandeczan. Może już i tak za nadto rozgadałem się i wpadam w podejrzenie, że chcę uczyć mędrszych odemnie. Uchowaj mię Boże od tego. Co powiedziałem, to głównie między innemi dla tego, że czuję o ile ta ziemia, te góry byłyby piękniejsze, gdyby ludzie zrobili się piękniejszemi, i swoją pracą dopełnili dzieła Bożego w téj stronie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Goszczyński.