Dziennik podróży do Tatrów/Dolina Zakopane. — Źródło białego Dunajca. — Magóra. — Rudy żelazne. — Stawy Gąsiennicowe

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Goszczyński
Tytuł Dziennik podróży do Tatrów
Wydawca B. M. Wolff
Data wyd. 1853
Druk C. Wienhoeber
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DOLINA ZAKOPANE. — ŹRÓDŁO BIAŁEGO DUNAJCA. — MAGÓRA. — RUDY ŻELAZNE. — STAWY GĄSIENNICOWE.
26 Października 1832 r.

Zakopane jest to miano wsi i doliny w Tatrach, idącéj w tymże kierunku co dolina Kościeliska; przedziela je Gewont i pasmo wzgórzów o których mówiłem wyżéj. Dolina ta nie jest tak wdzięczną, jak Kościeliska; obejmuje jednak przedmioty godne widzenia. Z niéj wypływa Biały Dunajec, jak Czarny z Kościeliskiéj; w jéj obrębie znajdują się najobfitsze w téj okolicy rudy żelazne.
Chociaż pora roku spóźniona, obsypała już śniegiem góry, korzystałem jednak z pewnéj sposobności i pojechałem do Zakopanego, aby raz jeszcze zbliżyć się do głębi Tatrów.
Jasny był poranek w którym wyszliśmy na zwiedzenie doliny. Mróz nocny kilkunasto-stopniowy gwałtownie wolniał z podnoszącém się słońcém; ziemia przypruszona była płytkim śniegiem. — Biały Dunajec obficiéj tu płynie i okazaléj niż Czarny przy swojém źródle, z kamienia o kamień się rozbija. Cala dolina, mianowiciéj przy brzegach Dunajca, zawalona głazami, które woda ogładza i wyrzuca, nim je zabierze w następnéj powodzi i daléj poniesie. Głazy te słyną szczególniéj ze mchu czerwonego, amarantowego; jest on prawie niedojrzany gołém okiem, głaz pod nim wydaje się jak powleczony czerwoną barwą, potarty bielizną żółty ślad na niéj zostawia; pachnie jak fiołek, a zwłaszcza podczas pięknych letnich poranków. Mówiono mi, że kamień tak umszony trzymany w izbie, wydaje z siebie ten zapach bardzo długo.
Szliśmy ku źródłu Dunajca jego brzegiem; przy drodze mieliśmy piękną polanę Kałatówkę, otoczoną wysokiemi górami; daléj bijący w oczy ogrom różnokształtnych opok, który jak wieniec, otacza wzniosłą górę i zowie się: Zakopański Zamek. Z podnóża jego posady wypływa Biały Dunajec wodospadem cztérosążniowéj wysokości; w lecie uroczy ma przedstawiać widok ta woda bijąca się po umszonych kamieniach i biała od wiecznéj piany, w zimie wybucha cokolwiek niżéj, i mniéj gwałtownie.
Piérwsze i główne stanowisko w dolinie jest Hamernia czyli kuźnia żelaza, przy któréj leżą domy mieszkalne, a między niemi dom samegoż właściciela téj okolicy: z tego punktu rozpoczęliśmy naszą wycieczkę, któréj ostatecznym kresem miała być ruda żelazna skąd biorą materyał surowy do Hamerni. Ta ruda czyli kopalnia, albo jeszcze inaczéj w tutejszym języku, bania, leży o dwie godzin drogi od Hamerni, w grzbiecie góry zwanéj Magóra.
Droga do bań przestronna, dobrze utrzymana, ale tak przykro zwijana w około góry, bo rudy leżą pod samemi szczytami — że wozom prowadzącym rudę żelazną do hamerni, zdejmują zadnie koła; a i to jeszcze nie może przeszkodzić, aby konie nie zlatywały w całym pędzie aż na miejsce mniéj spadziste.
Wewnętrzny widok bań ma w sobie cóś smutnie zajmującego. Ci ludzie z dziką, wybladłą twarzą, albo snujący się po licznie rozgałęzionych podziemiach, to z żelaznémi w rękach kagańcami, to z taczkami skrzypiącemi, albo z ciężkiemi młotami, pastwiący się, jak złośliwe istoty, nad łonem ziemi-matki; te mdłe gwiazdki kagańców, płonące tu wprost, tam w górze o kilkadziesiąt sążni, tam w dole w takiejże głębokości, albo biegące z taczkami jak błędne ognie cmętarza; z resztą ta ciemność, ta cisza, ta sfera całkiem grobowa, przenoszą myśl w jakąś dziedzinę fantazyi dzikiéj, czarnéj, nieludzkiéj a nieanielskiéj.
Szesnastu ludzi pracuje w téj bani od niedzieli do piątku. Sobota jest dniem odpoczynku. — Jest nawet wiara między górnikami, że ktoby odważył się pracować tego dnia w bani, Duch opiekujący się niemi, skarałby takiego jakiémś wielkiém nieszczęściem, a nawet zawaleniem całéj bani.
Z resztą banie te obfitują w źródła bardzo dobre. Górnicy wychodzą na noc z bani i mają szałas gdzie odpoczywają. Stoi on pod nawisłą górą i wytrzymuje częste szturmy to lawin, to kamieni pękających od mrozu i toczących się na dół. Mają swojego naczelnika z pomiędzy siebie, który surowo karze wszelkie przestępstwa, łopatką umyślnie na to sporządzoną. Uderzeniem téj łopatki poświęcają także piérwszy raz zwiedzających te banie.
Nie mieliśmy dosyć czasu wejść na okazały skalisty szczyt Magóry, musieliśmy przestać na niższym jéj grzbiecie. Śnieg, spadły tam przed kilką już tygodniami, grubo leżał i w lód prawie stwardniał. Otaczał nas widok niezmiernie rozległy i piękny na północ, wschód i południe.
Stąd mi pokazano i widziałem, ale w wielkiéj odległości, Gąsiennicowe stawy. Leżą oni cokolwiek niżéj jak Pięcio-stawy, ale jeden z nich jest tak wielki jak Morskie Oko i na środku ma wyspę. Z tego jeziora wypływa potok który wpada do Dunajca pod Poroninem. Miejsce to, bliskie na pozór, leżało od nas, jak mi mówiono, o półtory mili najmniéj, pomiędzy górami tak nagiemi, jak są góry w około Pięciostawów.
O Magórze, na któréj byliśmy, to mi jeszcze powiadano, że w lecie przylatują tu ptaszki do kanarków bardzo podobne i ze śpiéwem podobnym; my, widzieliśmy dzisiaj tylko mech, kozodrzew, śnieg i kamyki, które pękały pod mrozem na wyższych szczytach i staczały się pod nogi nasze.
Zwiedzanie bań Zakopańskich naprowadziło mię na myśl, któréj sobie rozjaśnić nieumiem, dla tego zapisuję ją tutaj. Zdaje mi się godném uwagi, że we Francyi zowią się podobnie (bagnes) miejsca surowéj kary, po naszemu galery, i że niektóre obyczaje naszych bań są te same co między francuzkiemi galernikami. I tam jak tutaj Sobota jest dniem świątecznym. Wiadomo także, że przybywający do galer musi uznać władzę którą galernicy mianują śród siebie, a czemu odpowiada w tutejszych baniach zwyczaj uderzenia łopatką zwiedzających je po raz piérwszy. Skąd te podobieństwa? wartoby się nad tém zastanowić.













Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Goszczyński.