Dusza Zaczarowana/I/Część druga/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Dusza Zaczarowana
Podtytuł I. Anetka i Sylwja
Część druga
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Concordia
Miejsce wyd. Lwów; Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. L’Âme enchantée
Podtytuł oryginalny I. Annette et Sylvie
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała księga I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Anetka była zdruzgotana, znalazłszy się sama nocą we własnym domu. Nie należała już do siebie. Oddała się... Dała się... dała swe życie! Serce jej ścisnęła trwoga.
Przesadnie ściśle pojmowała więzy dobrowolnie przyjęte. Nie zaliczała się do modnych dziewcząt, co w rozmowie z narzeczonym stroją sobie żarciki, kokietując ich rozwodem. Nie dawała jedną ręką po to, by drugą odbierać. Nie była już własnością swoją, lecz Brissotów. I nagle Brissotowie wydali jej się wrogami. Wyrazistym konturem zarysowało się przed nią teraz wszystko, na co patrzyła w ostatnich tygodniach, wszystkie prace podziemne, manipulacje w celu osaczenia, spisek przeciw wolności, wreszcie komedja końcowa, którą zaskoczono ją i wymuszono decyzję. (Czy sam Roger nie zaliczał się również do spiskowców?) Najeżyła się, niby zwierz, który wpadł w matnię i, widząc zwężające się coraz koło prześladowców, spuszcza głowę i gotuje się do ataku na nich, by zdobyć sobie przejście, by dokonać pomsty, lub zginąć. Po raz pierwszy to wszystko, co ją raziło u Brissotów, o czem myśleć dotąd nie chciała, ukazało jej się w powiększeniu, wstrętne i nieznośne... Sam nawet Roger! Nigdy nie będzie mogła żyć zamurowana w tym człowieku, tej rodzinie, tej sferze interesów, które z nią nic wspólnego nie miały i z któremi nigdy nic jej łączyć nie może. Postanowiła zerwać...
Czyż jednak mogła zrywać, zdecydowawszy się raz? Czyż pozwoli na to Roger. Musi pozwolić! Nie może przeszkadzać! Na myśl, że może się sprzeciwić, znienawidziła go. W tej chwili nie brała w rachubę cierpienia jego, bez wahania zakrwawiłaby mu serce, byle odzyskać wolność. Nagle ujrzała błagające oczy jego i doznała zawrotu głowy. Mniejsza z tem! Egoizm, zagrożone życie, instynkt samozachowawczy, okazały się silniejszemi nad miłość, czy litość. Uczuła konieczność ratowania się. Biada temu, ktoby jej tamował wyjście!...
Przewracała się przez całą noc po łóżku, trawiona gorączką i bezsennością, i przeżywała naprzód scenę, jaka ją czekała z Rogerem. Mówiła próbując słów, jakie wypowie on i ona sama. Starała się go przekonać, dyskutowała, unosiła się, żałowała go i nienawidziła. O świcie była wyczerpana, ale pewna swego. Czy pójść do Rogera? O nie, lepiej napisać. Będzie mogla z większą swobodą wypowiedzieć aż do końca wszystko, co chce, i nie narazi się na przerywanie z jego strony. Zerwie. Dla zabezpieczenia się przed najściem Brissotów postanowiła uciec z Paryża i zamieszkać przez dni kilka w którymś z hoteli w okolicy. Wstała i skreśliła list, którego wszystkie zdania sto razy przewróciła tam i zpowrotem w umyśle, potem zaczęła się pospiesznie sposobić do odjazdu.
Jeszcze nie skończyła, gdy przybył Roger i schwytał ją na uczynku. Nie pomyślała o tem, by się przed najściem zabezpieczyć, gdyż nie sądziła, że nastąpi tak rychło. Wszedł, wyprzedzając w miłosnym pośpiechu lokaja, który go miał zaanonsować. Przyniósł kwiaty. Pełen był szczęścia i wdzięczności. Widząc, jak jest rozkochany, młody, powabny, Anetka nie mogła przemówić słowa. Zapomniała wszystkich pięknych postanowień, a od pierwszego wejrzenia serce jej poddało się miłości. Z przedziwną, złą wiarą uczucia, odnalazła natychmiast tyle danych, przemawiających za małżeństwem, ile ich przeciw niemu zgromadziła przed minutą zaledwo. Próbowała walczyć, ale radość błyszczała w jej oczach podkutych udręką nocną. Patrzyła na swego Rogera, który sycił się jej widokiem upojnym, i mówiła sobie:
— Przecież postanowiłam... powinnam przecież postanowić... Ach, cóż ja to postanowiłam?...
Jakże jednak dowiedzieć się o tem, zostając pod wpływem spojrzenia, sięgającego do dna duszy? Jakże myśleć, jakże zebrać myśli? Nie wiedziała już nic, była stracona! Z drugiej strony pociągał ją urok miłości... Wszystko, na co się zdobyć mogła, polegało na tem, że wymogła na narzeczonym, by nie spieszył z terminem ślubu. Kosztowało ją to dużo, a Roger zaraz przybrał wyraz takiego rozczarowania i zniechęcenia, że nie mogła mówić dalej. Jakże sprawiać ból temu kochanemu chłopcu? Pospiesznie upewniła go o swej miłości i starała się, czując, że lada chwila sił jej zbraknie, wytrwać przy żądaniu odwłoki, ale zwalczał ten kaprys z taką energją, jakby szło o życie. Wkońcu, po obustronnych targach miłosnych postanowili ustąpić każde przez połowę, tak, że termin ślubu oznaczyli na połowę lata.
Potem Roger odszedł, a Anetka przejrzała się z zakłopotaniem w lustrze i zobaczyła na swej twarzy tenże sam co przedtem wyraz niepewności. Jakże z niej wybrnąć? Spojrzała na przygotowania do odjazdu.
— Ładny pomysł! — powiedziała. Wzruszyła ramionami i roześmiała się. Jakże śliczny był Roger!... Włożyła zpowrotem do szafy bieliznę i drobiazgi, wyjęte poprzód, by je umieścić w kuferku.
— A mimo wszystko, — pomyślała — nie chcę, nie chcę!
Zdenerwowana, upuściła pęk koszul... posypały się na ziemię, a w ślad za niemi spadać zaczęły różne szczotki. Kopnęła gniewnie całą tę stertę...
Potem pozbierała wszystko, schylając się aż do podłogi. Znużyło ją to, więc siadła na ziemi, niezbyt dumna z siły swej woli.
— Głupstwo! — powiedziała, wyciągając się na dywanie. — Mam jeszcze cztery miesiące czasu...
Z twarzą zanurzoną w poduszce, leżąc na brzuchu, zaczęła liczyć dni.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Franciszek Mirandola.