Poco u mnie czarne brewki? Poco oczy gdyby żar?
Poco w sercu grają śpiewki? Poco w głowie tyle mar?
Moje lata, moje młode Giną marnie z dnia do dnia;
A oczyma gdzie powiodę, Zawsze z oczu lunie łza.
Dusza boli, nudzę światem, Jak zamknięty w klatce ptak.
Poco ludzie zwią mnie kwiatem, Dobrej doli gdy mi brak?
Świat obmierzle w oczach stoi, Nie ma nawet pięknych snów;
Ludzie swoi, jak nie swoi, By przemówić kilka słów.
Nikt nie spyta w całym domu, Czemu oko w ciągłej łzie?
Rozpowiedzieć niema komu, Czego biedne serce chce.
Jak gołąbek ciągle grucha, Ciągle grucha w noc i w dzień;
Ale jęku nikt nie słucha, Nie uważa serca drgnień.
Nieciekawe obcych grono, Bo i na cóż obcym znać?
Cierp, sieroto! bo-ć sądzono, Młode lata marnie trać.
Płaczże, serce — płaczcie, oczy, Nim zamkniecie się do snu.
Niech się w stepie jęk roztoczy, Niech przyleci wicher tu,
Niech zaniesie te napiewy, Aż gdzie morze brzegi rwie,
Niech zdradliwy czarnobrewy Ma pohybel w mojej łzie.