Dawne rządy i rewolucya/Księga druga/Rozdział I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dawne rządy i rewolucya Księga druga |
Wydawca | M. Arct |
Data wyd. | 1907 |
Druk | M. Arct |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Mieczysław Kozłowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jedna okoliczność uderza nas w Rewolucyi: skierowana głównie przeciw pozostałościom instytucyi feudalnych, nie wybuchła ona w krajach, gdzie instytucye te zachowały się w większym stopniu i gdzie dawały odczuwać ludowi cały ciężar swój, lecz tam właśnie, gdzie lud najmniej od nich cierpiał.
W żadnym prawie z krajów niemieckich niewola włościan nie była zniesioną ku końcowi XVIII w., lecz w przeważnej części Niemiec lud przymocowany był do ziemi, jak w średnich wiekach. Prawie wszyscy żołnierze w armiach Maryi Teresy i Fryderyka II byli glebae adscripti.
We wszystkich niemal państwach niemieckich w r. 1788 włościanin nie mógł opuścić majątku, a jeśli opuszczał, poszukiwano go, jak zbiega, i przemocą osadzano na miejscu. Wszędzie podlegał on sądowi patrymonialnemu, który wchodził w szczegóły jego życia prywatnego, karał go za lenistwo i niepowściągliwość. Nie mógł on zmienić ani zawodu swego, ani się ożenić bez pozwolenia pana. Większa część jego czasu należała do pana. Pańszczyzna zabiera do trzech dni w tygodniu. Włościanie poprawiają budynki pańskie, wożą na targ jego produkty i spełniają jego polecenia. Chłop może zostać właścicielem ziemi, lecz w takim wypadku uprawa jego pola pozostaje pod kontrolą pana; nie może on, ani go sprzedać, ani zastawić; czasem zmuszają go do sprzedaży produktów rolnych, czasem zabraniają sprzedawać je. W razie śmierci, część własności przechodzi na pana. Takie przepisy znajdujemy w kodeksie przygotowanym przez Fryderyka II a ogłoszonym przez jego następcę nazajutrz po Rewolucyi.
We Francyi oddawna wszystko to minęło. Włościanin zmieniał miejsca pobytu, kupował lub sprzedawał, zawierał umowy, pracował gdzie i jak mu się podobało. Ostatnie ślady niewoli dały się dostrzegać jedynie w dwóch wschodnich prowincyach — ziemiach zdobytych. Gdzieindziej znikła ona już tak dawno, że nawet zatarła się o niej pamięć. Badania najnowsze wykazały, że w Normandyi zanikła była już w XIII w.
Niedość na tem, włościanin francuski był właścicielem ziemskim. Sądzono do ostatnich czasów, że rozdrabianie własności ziemi we Francyi, jest dziełem Rewolucyi. Cały szereg dowodów zwalcza tę opinię.
„Podział spadków, pisał Turgot na 25 lat przed Rewolucyą, jest taki, że własność ziemska, zaledwie wystarczająca na jednę rodzinę, dzieli się między pięciorgiem lub sześciorgiem dzieci. Dzieci te i rodziny ich nie mogą się utrzymać z samej ziemi”. W kilka lat później Necker wspomina, że Francya ma mnóstwo drobnych właścicieli ziemskich. Toż samo znajdujemy w relacyi, zakomunikowanej jednemu z intendentów na kilka lat przed Rewolucyą.
Autor użył masę pracy, aby odtworzyć podział ziemi z czasów przedrewolucyjnych. Na podstawie list częściowo przechowanych, które według prawa 1790 r. prowadziły się dla kontroli podatku gruntowego, porównywając je z dzisiejszymi, przekonałem się, że ilość właścicieli ziemskich dosięgała już wówczas połowy, lub nawet dwóch trzecich obecnie istniejącej liczby. Jest to tembardziej znamienne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ludność Francyi wzrosła od owego czasu więcej niż o ćwierć.
Już wówczas namiętność kupowania ziemi ogarnęła była włościan.
„Ziemia sprzedaje się ustawicznie wyżej swej wartości, pisze jeden z najbystrzejszych obserwatorów ówczesnych, co świadczy o dążności wszystkich obywateli do zostania właścicielami. Wszystkie oszczędności klas niższych, które w innych krajach umieszczają się na procent, we Francyi przeznaczają się na kupowanie ziemi”.
Artur Young, podróżujący wówczas po Francyi, wprawiony jest w zdumienie rozległością własności chłopskiej. Twierdzi on, że połowa ziemi francuskiej należy do włościan.
Stan ten rzeczy był wyłączną cechą Francyi. W Anglii byli wprawdzie włościanie właściciele ziemscy, lecz liczba ich ubywała. W Niemczech oddawna istniała w różnych częściach pewna ilość wolnych włościan, posiadających ziemię, lecz było ich bardzo niewielu. Część Niemiec, w których spotykamy włościan wolnych, tak jak we Francyi, leży przeważnie wzdłuż Renu. Tam też najwcześniej i najenergiczniej ujawnił się wpływ Rewolucyi francuskiej. Przeciwnie, nietkniętemi zostały przez Rewolucyę te części Niemiec, gdzie nie było takich stosunków.
Rewolucya wprawdzie wyprzedała wszystkie majątki kościelne i większą część szlacheckich. Lecz kto zechce zajrzeć do protokułów tych aktów sprzedaży, jak to nieraz miałem cierpliwość uczynić, przekona się, że większa część gruntów została nabyta przez ludzi, którzy już byli właścicielami ziemi. Chociaż więc własność ziemska przeszła w inne ręce, liczba właścicieli nie wzrosła w tej mierze, jak zwykle sądzą.
Wynikiem Rewolucyi, nie był podział ziemi, lecz jej wyzwolenie. Wszyscy owi drobni właściciele byli bardzo skrępowani w eksploatowaniu swoich gruntów i obciążeni masą serwitutów.
Były one niezawodnie ciężkie; lecz zdawały się nieznośnemi wskutek okoliczności, która, zdawało się, powinna była ulżyć ich ciężarowi: włościanie byli tu bardziej niż gdziekolwiek w Europie niezależnymi od swoich panów. Jest to drugi przewrót, nie mniej znamienny od tego, który uczynił ich właścicielami.
Nieraz słyszałem zdanie: „Szlachta, która dawno już utraciła udział w rządach państwowych, zachowała władzę nad ludnością wiejską”. Jest to bardzo zbliżone do błędu.
W XVIII stuleciu wszystkie sprawy parafii spoczywały w ręku kilku urzędników, którzy już nie byli agentami obywatela, ani przez niego mianowani. Jednych z nich mianował intendent[1], innych wybierali włościanie. Urzędnicy ci rozkładali podatki, naprawiali kościoły, budowali szkoły, zwoływali zgromadzenie parafialne i prezydowali na niem. Zarządzali oni majątkiem gminy i w jej imieniu prowadzili sprawy sądowe. Obywatel nie miał nawet prawa kontroli nad nimi; wszyscy urzędnicy z parafii zostawali pod kontrolą władzy centralnej, jak to się wykaże w następnym rozdziale. Obywatel nie występuje już w roli reprezentanta króla w parafii. Nie do niego należy stosowanie praw państwowych, zwoływanie pospolitego ruszenia, zbieranie podatków, rozdawnictwo zapomóg. Jest on tylko zwykłym obywatelem, wyróżnianym wśród innych jedynie przez immunitety i przywileje; różni się położeniem, lecz nie prawami; jest tylko pierwszym wśród obywateli, jak to lubią akcentować intendenci w instrukcyach dla swoich subdelegatów.
Jeśli zwrócimy się do okręgu[2], dostrzeżemy to samo, nigdzie szlachta nie rządzi, ani indywidualnie, ani zbiorowo. Jest to osobliwość Francyi, której niema w innych krajach: tam posiadanie ziemi połączone jest z rządem nad jej mieszkańcami. W Anglii, zarówno rządy państwa, jak i administracya spoczywały głównie w ręku właścicieli ziemskich. W krajach niemieckich, których królowie więcej niż gdzieindziej uwolnili się od opieki szlachty w sprawach ogólnopaństwowych, zarząd wiejski zostawał w ich ręku, a jeśli gdzieniegdzie administracya kontrolowała obywatela, nigdzie nie zajęła jego miejsca.
Szlachta francuska oddawna już miała tylko jeden punkt zetknięcia z zarządem wiejskim. Możniejsi wśród panów zachowali prawo mianowania sędziów, którzy sądzili w ich imieniu; wydawali też przepisy policyjne w granicach swego majątku. Lecz władza królewska ograniczała ustawicznie jurysdykcyę obywateli, a ci wśród nich, którzy ją zachowali, uważali ją nie tyle za objaw władzy, ile za źródło dochodu.
Toż samo stosuje się do innych przywilejów szlacheckich. Polityczna ich strona zanikła, pozostała tylko pieniężna, rosnąc niekiedy w znacznej mierze. Wypadnie mi tu potrącić jedynie o tę cześć przywilejów zyskownych, które nazywają przedewszystkiem feudalnemi, one to bowiem dotyczą głównie interesu ludu.
Trudno dziś powiedzieć na czem polegały te prawa w roku 1790, gdyż liczba ich była olbrzymia, a rozmaitość potworna; niektóre zaś z nich uległy przeobrażeniu, tak dalece, że nazwa ich jest dla nas niejasną. Jeśli jednak zwrócimy się do ksiąg fedystów XVIII st., przekonamy się, że wszystkie prawa feudalne, które zachowały jeszcze znaczenie, należały do niewielu kategoryi.
Pańszczyzna prawie wszędzie znikła. Opłaty drogowe zniżone są lub zniesione, jednak spotykają się jeszcze w wielu prowincyach. Podatki targowe zbierane są przez obywateli we wszystkich prowincyach. Sami tylko obywatele mają prawo polować, oni też tylko mogą utrzymywać gołębie. Prawie wszędzie zmuszają wszystkich mieszkańców do mielenia we własnym młynie, oraz do zwożenia winogron do pańskiej prasy. Wszędzie spotykamy uciążliwy podatek ze sprzedaży majątków (droit des lods et ventes) opłacany przy każdym kupnie i sprzedaży. Wreszcie wszędzie ziemia obciążana jest podatkiem (cens) rętą gruntową i serwitutami naturalnemi lub pieniężnemi na korzyść obywateli, od których nikt nie może się wykupić. Cechą wspólną wszystkich tych ciężarów jest ta, że spadają one na uprawiającego ziemię.
Podobneż przywileje przysługują i dostojnikom kościelnym, gdyż duchowieństwo wyższe stanęło na równi z arystokracyą pod względem przywilejów. Biskupi, kanonicy, opaci posiadali ziemie lenne wskutek swoich czynności kościelnych. Klasztory posiadały władzę patrymonialną nad wsią, na której gruntach były zbudowane. Klasztory miały włościan niewolnych w jedynej części Francyi, gdzie zachowała się niewola; korzystały one z pańszczyzny, podatków leśnych, targowych, miały swój piec do pieczywa, swój młyn, swoję prasę do winogron, gdzie względnie, za odpowiedniem wynagrodzeniem, włościanie okoliczni powinni byli wykonywać odpowiednie czynności. Prócz tego, jak i gdzieindziej, duchowieństwo pobierało dziesięcinę.
Należy zaznaczyć, że wówczas te same prawa feudalne spotykały się w całej Europie, a w przeważnej jej części w formie bardziej uciążliwej. Tak we Francyi pańszczyzna była rzadką i umiarkowaną; w Niemczech powszechną i surową. Niektóre z ciężarów feudalnych, najbardziej oburzające przodków naszych, spotykały się, a nawet spotykają się dotychczas w Anglii.
Dlaczegoż te same prawa feudalne obudziły taką nienawiść wśród ludu francuskiego? Dlatego, że włościanin francuski był właścicielem ziemskim; dlatego, że był wolnym od rządów swego pana. Są, niezawodnie, i inne przyczyny, lecz sądzę, że wymienione są najważniejsze.
Gdyby włościanin nie był właścicielem ziemskim, większa część ciężarów nie spadałaby na niego. Dziesięcina, renta gruntowa, a nawet krępujące przepisy o uprawie roli, spadają ciężarem na właściciela ziemi a nie na dzierżawcę.
Z drugiej strony, gdyby włościanin francuski zostawał jeszcze pod władzą swego pana, prawa feudalne nie wydawałyby mu się tak nieznośnemi: widział by w nich bowiem naturalne następstwo ustroju państwowego.
Gdy szlachta miała nie tylko przywileje, lecz i władzę; gdy posiadała zarząd administracyjny kraju, wyjątkowe prawa jej mogły być większe, będąc mniej rażącemi. W czasach feudalnych szlachtę traktowano tak, jak obecnie traktujemy rząd: znoszono ciężary przez nią nakładane ze względu na ochronę interesów, spoczywającą w jej ręku. Szlachta miała wówczas przywileje uciążliwe dla innych, lecz za to pilnowała porządku, wykonywała sąd, przestrzegała wykonania praw, pomagała słabym. W miarę, jak utraciła te czynności, ciężar przywilejów jej staje się coraz mniej znośnym, a samo jej istnienie niezrozumiałem.
Wystawmy sobie włościanina XVIII w. Ogarnia go taka chęć posiadania ziemi, że na jej nabycie poświęca wszystkie oszczędności swoje. Lecz chcąc ją nabyć, musi przedewszystkiem zapłacić podatek, nie rządowi, lecz innym właścicielom sąsiednim, którzy, również jak i on, obcy są sprawom rządowym. Wreszcie nabył ziemię razem z ziarnem, wkłada w nią serce swoje. Lecz tu przychodzą ciż sami sąsiedzi; odrywają go od jego pola i każą pracować gdzieindziej bez wynagrodzenia. Niewolno mu bronić zasiewów swoich od ich zwierzyny. Czatują oni na niego przy przeprawie przez rzekę, żądając podatku drogowego. Spotyka ich na rynku i musi im płacić za prawo sprzedaży swego wyrobu; a gdy wróci do domu i chce zużytkować dla siebie resztę zboża, nie może tego uczynić inaczej, jak zmełszy poprzednio na ich młynie i upiekłszy w ich piecu. Renty wypłacone tym ludziom pochłaniają znaczną część jego dochodów, a nie może się ich w żaden sposób pozbyć.
Czegokolwiek dotknie, wszędzie spotyka na drodze tych natarczywych sąsiadów. Zakłócają mu przyjemności, przeszkadzają w pracy, zjadają jego zapasy. A zaledwie skończy z tymi, przychodzą inni w czarnem odzieniu i zabierają sporą część plonu. Wystawcie sobie położenie, potrzeby, charakter i namiętności tego człowieka, a zmierzcie, jeśli możecie, ogrom nienawiści i zawiści nagromadzonej w jego duszy. Gdy feudalizm przestał być instytucyą polityczną, stał się najznaczniejszą z instytucyi cywilnych Francyi, a w tej formie obciętej budził jeszcze większe niezadowolenie; tak iż zburzenie jednej części instytucyi średniowiecznych spotęgowało stokrotnie nienawiść do tej, która pozostała.