Dalaj-Lama/Część druga/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Sieroszewski
Tytuł Dalaj-Lama
Podtytuł »Droga białego Boga«
Pochodzenie Dzieła zbiorowe
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1935
Druk Zakłady Graficzne „Bibljoteka Polska“ w Bydgoszczy
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



Kiedy nazajutrz rano spostrzeżono przed bramą klasztoru dwa okrwawione trupy, powstało nieopisane zamieszanie, a kiedy stwierdzono, że zabici są To-noj i wędrowny lama z Lum-po, nikt już nie wątpił, że to dzieło samego „Jerlik-chana Kaj-rakana“, władcy djabłów, i wszystkie zakonnice chciały uciekać natychmiast na dolinę. Przeorysza jednak kazała zamknąć wrota, zarządziła nieustające powtarzanie modlitwy „Om“, a dwie najstarsze siostry wysłała z wiadomością do męskiego klasztoru. Tam opowieść sprawiła bardziej jeszcze wstrząsające wrażenie, gdyż przybyły wczoraj wieczorem z oddziałem żołnierzy Szag-dur Badmaj bardzo ją wziął do serca. Kazał natychmiast siodłać konie, wziął przeora na krup swego wierzchowca i popędził na miejsce wypadku. Obejrzawszy ciała zabitych, zebrał wszystkie zakonnice przed bramą i krótko zapytał:
— Skąd się wzięły te trupy?... Kto je tu zrzucił!...
— Nie wiemy! Nic nie wiemy...
— Nikt inny jak Jerlik-chan Kaj-karakan!...
— Któż inny mógłby to uczynić?!...
— Gdzie Darichu?... Wiem, że była u was!...
— To jest Darichu!... — wmięszał się nagle przeor, wskazując na Tomoj.
— Tak, tak!... To jest nasza Darichu, którą zabił złośliwy Jerlik! — powtórzyły chórem mniszki.
— Więc to jest Biała Darichu?... — roześmiał się Szag-dur, potrząsając nahajką. — Tajasz![1] — zwrócił się do przeora. — Utyłeś, siedząc na łańcuchu, ale ja ci tłuszcz spuszczę i wyciągnę robaki z twego fałszywego gardła!... Gadaj zaraz, gdzie Biała Darichu?...
— Nie wiem. Zabrał ją ten „oros“, co tu był przed miesiącem!
— Ach, stary łgarzu! Chcesz wmówić we mnie, że jajko ma brzegi!... Co?... Więc obie były „Darichu“?... Widziałeś pieczęć „Dziań-dziunia“ i nie chcesz mówić?... Hej, chłopcy; załóżcie mu pętlice na szyję... Jeżeli nie chcecie, żebym powiesił wam natychmiast tego śmierdzącego koguta na bramie klasztoru, gadajcie, gdzie Darichu?... Wiem napewno, że była u was i znajdę ją choćbym miał górę przekopać. A wtedy biada wam!... — zwrócił się, blednąc z gniewu, Szag-dur ku zakonnicom, które upadły wszystkie przed nim na twarz.
— Ulituj się!... Nie pozbawiaj życia świętego ojca, zanim nie wysłuchasz nas — zaczęła przeorysza. — Istotnie była „złotowłosa“, chcieliśmy ją uchronić od bezecnych rąk „orosów“ i schowaliśmy ją w świętej kryjówce, zawaliliśmy wejście olbrzymiemi głazami, a za służebnicę jej daliśmy tę, ot, nieszczęsną To-noj... I oto leży zabita a obok nieznany nam przybysz z dalekich krajów... Co wiedzieć możemy my, nieuczone, słabe kobiety o potęgach nadziemskich? Skąd wiedzieć możemy, gdzie teraz jest Darichu, rażąca ludzi śmiercią i przesiewająca ciało swoje i ludzkie przez skały jak przez trzcinowe sito?...
— Gdzieżeście ją zamknęli, prowadźcie mię!... — już łagodniej odezwał się Szag-dur.
— Poprowadzę cię, ale każ zdjąć sznur z mej szyji, gdyż droga jest ciężka... — prosił przeor.
Szag-dur zgodził się i zaczęli wdzierać się po stromej ścieżce na górę. Szag-dur szedł pierwszy i natychmiast uwagę jego zwróciły ślady nóg na świeżym śniegu.
— Tu w górę poszedł mężczyzna a z góry wróciła kobieta!... Co to jest?... — wyrzekł, przysiadając nad bardziej wyraźnemi śladami.
— Tak, tu przeszedł mężczyzna, a wróciła kobieta i to niedawno!... — potwierdził, idący za nim przyboczny żołnierz.
Kiedy znaleźli się na galerji „Żywcem pogrzebionych“ i zobaczyli odwalone kamienie i otwartą jaskinię, przeor upadł na kolana i, bijąc czołem o ziemię wyjęczał:
— Niebo świadkiem, nie wiem, co się stało i nie wiem jak się stało... Tu była!...
Szag-dur pośpiesznie wcisnął się do pieczary i zaczął ją pilnie oglądać, świecąc sobie latarką elektryczną. Pusta jaskinia, bezwarunkowo niedawno jeszcze była zamieszkana. Stepowe nozdrza Szag-dura czuły wyraźnie zapach człowieka. Liście posłania były mocno przymięte, na nich leżał gruby koc, kruszyny pożywienia widniały, rozrzucone tu i ówdzie i nie zebrane jeszcze przez myszy i ptaki. Wszystko wskazywało, że pieczara została opuszczona bardzo niedawno. Na jednym z głazów znalazł Szag-dur napis łacińskiemi literami „Hanna Korczak“.
— Wczoraj jeszcze była... wczoraj jeszcze była!... — jęczał przeor.
— Kiedy wyście przyjechali, jeszcze była. Jedna z sióstr nosiła jej przed wieczorem gorący ryż... — potwierdziła przeorysza.
— Więc uprowadziliście ją, aby skryć przed nami, co?
— Niebo świadkiem!... Przenigdy nie ośmielilibyśmy się... Tak nam już dokuczyła, że chętnie wydalibyśmy ją, gdybyś nastawał... Ciągły strach, ciągły niepokój!... Groziła, skarżyła się, stukała kamieniami... Lama z Lum-po mówił, że chętnie ją zabierze, lecz czy mogliśmy ją oddać, gdy była nam pod klątwą powierzona?... Co innego tobie, ty masz pieczęcie!... W istocie rzeczy, przebywała z nami, bo chciała, a jak nie zechciała, to zabiła To-noj i lamę z Lum-po i uciekła... Kto z ziemian jest w stanie walczyć z niebieską potęgą?!
Szag-dur zamyślił się.
— Dobrze, — rzekł po chwili. — Zobaczymy, gdzie prowadzą ślady, przeszukamy dolinę... Musicie nam dopomóc, dziś jeszcze chcę ją znaleźć!... W waszym to leży interesie!... Słyszycie?!
— Znajdziemy, o ile nie uleciała powietrzem na skrzydłach ptaka! — zgodził się przeor.
Schodzili drożyną wolniuchno, badając powtórnie ślady, a na dole, gdzie znikły na ławicach kamieni i szczereku, rozsypali się w poszukiwaniu ich szerokim łańcuchem. Żołnierze Szag-dura i on sam jechali konno, pomiędzy nimi piechotą szli mnisi z oczami wlepionemi w ziemię. Bez trudu wykryli, że ślady skierowały się w stronę męskiego klasztoru... I znowu niepokój obudził się wśród braci zakonnej.






  1. Dziewkarz — obelżywa nazwa, nadawana nie uznającym celibatu „czerwonym kołpakom” (diuk-pa) przez bezżennych amów „żółtych” (giluk-pa; pa-kołpak).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Sieroszewski.