Czerwone koło/Rozdział XXVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maurice Leblanc
Tytuł Czerwone koło
Wydawca Spółka Wydawnicza „Wiek Nowy“
Data wyd. 1927
Druk Zakłady drukarskie „Prasa“
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz J. W.
Tytuł orygin. Le Cercle rouge
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział XXVI.
KONIEC BANDYTY.

Sam Smiling był pierwszorzędnym symulatorem, a i teraz stan wielkiego osłabienia był tylko komedją z jego strony. Ponieważ zdawało się, że uciec już nie potrafi, w celi jego przebywał tylko jeden dozorca, a i tego wysłał chory do znajdującego się obok gabinetu po dodatkową poduszkę. Zaledwie dozorca wyszedł, Sam Smiling wysunął się z łóżka, skoczył do drzwi i zamknął je na klucz, tak, że dozorca stał się jego więźniem, sam zaś zaczął gorączkowo się ubierać.
Ponieważ jednak dozorca zaczął dobijać się do drzwi wołać o pomoc, na krzyk jego przybiegł doktor, oraz pomocnik i pielęgniarka.
W chwili, gdy otwierali oni drzwi celi, Smiling rzucił się na nich gwałtownie głową naprzód i odepchnął ich na kurytarz, gdzie sam wypadł również. Spostrzegając stojący opodal aparat telefoniczny, chwycił go i zaczął nim, niby maczugą, wywijać nad głową.
— Ty, zbóju! — krzyknął lekarz i odważnie rzucił się na bandytę.
Smiling miał się na baczności. Uskoczył w bok i aparatem telefonicznym zwalił przez głowę przeciwnika, który ogłuszony, runął jak długi na ziemię.
Tymczasem Smiling znalazł się wobec innego nieprzyjaciela. Mianowicie pielęgniarka widząc, co się święci, pobiegła do gabinetu i uwolniła stamtąd zamkniętego dozorcę, który natychmiast przyszedł z pomocą. Sam Smiling, oparty plecami o ścianę, kopnięciem nogi w brzuch ubezwładnił go, przy tym nowym wysiłku wypuścił z rąk jednakże aparat telefoniczny. Podniósł go starszy lekarz i wymierzył nim cios bandycie. Smiling zachwiał się i cofnął, szukając punktu oparcia, by nie upaść. Po za nim znajdowało się otwarte okno, wychodzące na ulicę, tak, że bandyta nagle znalazł się w próżni. Zabrakło mu sił by rzucić się naprzód. Ogarnął go zawrót głowy i z krótkim, straszliwym okrzykiem, upadł.
Ciało jego zawarczało w próżni i z wysokości czterech piąter rozmiażdżyło się na bruku.
Właśnie w tej chwili nadchodzący Maks Lamar był świadkiem całej sceny. Widząc padające ciało, rzucił się na pomoc i nie mógł powstrzymać się od okrzyku zdumienia, rozpoznając w zniekształconych zwłokach Sama Smilinga.
Nadbiegli dozorcy i lekarze. Podczas gdy zabierano trupa, Lamar wziął na bok jednego z dozorców, rozpytując go o szczegóły.
— To wszystko była komedja, — kończył opowiadanie swe dozorca. — Udawał, że już kona, że ledwo może dokończyć spowiedzi.
— Jakiej spowiedzi? — indagował Lamar.
— Chcę powiedzieć o zeznaniach jego, o oskarżeniu, jakie złożył dyrektorowi Allenowi wobec tego grubego fabrykanta, Silasa Farwella. Powiedział, że zna tajemnicę Czerwonego Koła.
Maks Lamar zbladł.
— I cóż się okazało? — zapytał drżącym głosem.
— Ano, opowiedział awanturę całą, z której wynika, że osobą z Czerwonem Kołem jest...
— Jest?...
— Panna Flora Travis.
Maks Lamar nie spodziewał się usłyszeć czego innego. A jednak cios był straszny.
Więc nie było już żadnej nadzieji... Straszliwa tajemnica została odsłonięta... Lada chwila wybuchnie skandal. Maks Lamar cierpiał okrutnie w pierwszej linji za nią, a potem za siebie...
Nie słuchając już dalszych wywodów dozorcy, skupił całą swą wolę, by opanować rozprzężone nerwy i trzeźwo spojrzeć co czynić należy. Obok niego na przyniesionych noszach układano ciało złoczyńcy i policjanci z trudem powstrzymywali napływające tłumy.
Lamar pożegnał się z lekarzami, a rzucając poraz ostatni okiem na trupa, szepnął:
— Niewielu na świecie może pochwalić się tyłu złemi czynami, co on.
I zakończył swój monolog słowami:
— A mnie nikt nie zrobił tyle złego, ile ten człowiek.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Maurice Leblanc i tłumacza: anonimowy.