Sam Smiling był pierwszorzędnym symulatorem, a i teraz stan wielkiego osłabienia był tylko komedją z jego strony. Ponieważ zdawało się, że uciec już nie potrafi, w celi jego przebywał tylko jeden dozorca, a i tego wysłał chory do znajdującego się obok gabinetu po dodatkową poduszkę. Zaledwie dozorca wyszedł, Sam Smiling wysunął się z łóżka, skoczył do drzwi i zamknął je na klucz, tak, że dozorca stał się jego więźniem, sam zaś zaczął gorączkowo się ubierać.
Ponieważ jednak dozorca zaczął dobijać się do drzwi łać o pomoc, na krzyk jego przybiegł doktor, oraz po nik i pielęgniarka.
W chwili, gdy otwierali oni drzwi celi, Smiling rzucił się na nich gwałtownie głową naprzód i odepchnął ich na kurytarz, gdzie sam wypadł również. Spostrzegając stojący opodal aparat telefoniczny, chwycił go i zaczął nim, niby maczugą, wywijać nad głową.
— Ty, zbóju! — krzyknął lekarz i odważnie rzucił się na bandytę.
Smiling miał się na baczności. Uskoczył w bok i aparatem telefonicznym zwalił przez głowę przeciwnika, który ogłuszony, runął jak długi na ziemię.