Człowiek zmienia skórę/PIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Bruno Jasieński
Tytuł Człowiek zmienia skórę
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Mewa“
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Antiqua“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PRZERWA TRZECIA.
O PEWNYM AMERYKANINIE.

U chłopczyka Jimmy zaczęło się życie właściwie dopiero pewnego pochmurnego poranka, gdy ojciec, wróciwszy z pracy, gotował na maszynce poranną kawę. Potem obaj usiedli przy stole, pijąc coś słodkiego i gorącego. Jimmy oparzył sobie język i płakał.
Matki Jimmy nie znał. Ojciec nigdy o niej nie opowiadał i w domu nie było jej fotografji. Ojciec Jimmy pracował w drukarni wielkiego dziennika.
Pracował zawsze w nocy. Przychodził wczesnym rankiem i brał się do picia kawy, którą sam sobie gotował na maszynce. Po zjedzeniu z synem śniadania, ojciec wyciągnął mokrą jeszcze gazetę i głośno swemu Jimmy czytał wiadomości ze świata. Były to pierwsze lekcje geografji.
Pewnego wieczoru, ułożywszy Jimmy do łóżka, ojciec nie wyszedł, jak zwykle do pracy, lecz zapalił lampę, siadł do stołu i zaczął czytać książkę.
Jimmy udawał śpiącego i przez przymróżone powieki obserwował ojca. Ojciec nie szykował się do odejścia. Gdy wybiła dziewiąta, Jimmy nie mógł dłużej wytrzymać i zapytał ojca, dlaczego ten nie idzie do drukarni. Ojciec przysiadł do niego na pościeli, pogładził po głowie i powiedział, że nie pójdzie do redakcji ani dziś, ani jutro: wszystkie drukarnie strajkują, aby wystarczyło na chleb dla takich malców, jak Jimmy. Tej nocy źle Jimmy spał. Nazajutrz podniósł się o zwykłej godzinie. Ojciec chrapał na swem posłaniu. Kiedy Jimmy był już prawie ubrany, zastukano do pokoju. Wwaliło się kilku policjantów. Przetrząsnęli do góry nogami cały pokój, poczekali, aż ojciec się ubierze, wypchnęli go na schody i zabrali ze sobą.
Jimmy został sam. Było dla niego teraz jasnem, że ojciec popełnił straszną zbrodnię: przez niego nie wyszła gazeta, — obecnie będą go za to karać. Jimmy wybiegł na ulicę, pędzony ciekawością; chciał zobaczyć skutki ojcowskiej zbrodni. Na ulicy było wszystko po dawnemu, nie było tylko słychać krzyku sprzedawców gazet. Wówczas Jimmy wogóle przestał rozumieć, co się zdarzyło z jego ojcem i rozpłakał się głośno. Sąsiedzi wytykali go palcami i mówili, że jego ojciec — uobli[1], zgnoją go teraz w więzieniu, i tak mu się należy. Jimmy nie rozumiał co to znaczy „uobli“ i począł płakać jeszcze więcej.
Następnego dnia wyszły pisma, ojciec jednak nie wrócił. Nie wrócił również na drugi i na trzeci dzień. Z litości dawali mu jeść sąsiedzi resztki jedzenia. Jimmy wałęsał się po ulicach i karmił się odpadkami. Po pewnym czasie wyrzucili go z mieszkania, do którego sprowadził się nowy lokator. Jimmy zamieszkał na podwórzu, w składzie desek za warsztatem. Ile czasu upłynęło, trudno byłoby mu określić. Pewnego rana nie mógł wstać z opiłek, na których sypiał. Może otruł się jakiemiś odpadkami, a może poprostu zachorował z głodu. Stolarz, znalazłszy go w gorączce, przeniósł do siebie, do kuchni. Kiedy do kuchni przyszedł pewnego razu ojciec, Jimmy go nie poznał.
Ojciec przyniósł go do pewnego ziomka i uratował. Ojciec pracował teraz w jakiejś małej drukarence, której właścicielem był jego ziomek. Poprawiły im się teraz warunki życiowe i kiedy Jimmy wyzdrowiał, ojciec oddał go do szkoły.
Pewnego razu — minął od tego czasu może rok — późnym wieczorem, gdy Jimmy już spał, przyszło do ojca dwuch jego przyjaciół. Mówili oni tak głośno, że Jimmy się obudził i rozespany przysłuchiwać się począł rozmowie. Jeden z nich, bardzo szczupły i wysoki, — nazywał się Jack, — mówił, uderzając kułakiem po stole, że ojciec Jimmy — były „uobli“ — i teraz, kiedy wszyscy robotnicy strajkują, nie powinien naruszać solidarności robotniczej. Niech wpłynie na ziomka, aby ten zamknął swój sklepik i nie przyjmował zamówień. Ojciec był podrażniony. Krzyczał, że pluje na wszystkich „uobli“: gdy siedział w więzieniu, wielu „uobli“ następnego już dnia poszli do pracy. Uderzał kułakiem w stół i krzyczał, że nie da się więcej wodzić za nos. Raz już, kiedy siedział w więzieniu, omal że nie zamorzono z głodu chłopaka, i nikt z „uobli“ nie zatroszczył się o niego. Krzyczał, że nikt go nie zmusi po raz drugi aby on dopuścił, żeby syn jego z głodu zdychał i by był zmuszony rzucić szkołę. Nie życzy sobie, żeby jego syn był, jak on, zwykłym robotnikiem. Niech najpierw wszyscy „uobli“ posiedzą tak jak on, za swe przekonania w więzieniu i wtedy przychodzą z nim gadać.
Długo jeszcze krzyczał. Później Jack i Ujin powiedzieli ojcu Jimmy, że jest on zdrajcą, i że nikt z uczciwych robotników nie poda mu ręki, a ojciec krzyknął: ci, którzy zaprzedali zeszłoroczny strajk, lepiejby milczeli. Wówczas podszedł Jack i zjechał ojca tak po fizjognomji, że ten potoczył się ku ścianie.
Po nocnej rozmowie, interesy ojca Jimmy polepszyły się znacznie. Ojciec otrzymał dla ziomka drukarni wielkie zamówienia od syndykatów socjalistycznych, które były przeciw strajkowi. Najęli sobie jeszcze trzech robotników i ziomek wziął go za wspólnika. Ojciec przeniósł Jimmy do lepszej szkoły.
Kiedy Jimmy podrośnie, zostanie inżynierem.
Tak przeszły lata. Jimmy kończył już gimnazjum, gdy naraz Ameryka wypowiedziała Niemcom wojnę. Pojawiły się na ulicach punkty werbunkowe, grzmiała muzyka i miasto trzepotało barwnemi flagami państw Koalicji. Wszyscy koledzy szkolni Jimmy postanowili wstąpić na ochotnika.
Jimmy wrócił do domu w podniosłym nastroju i chciał natychmiast ojcu zakomunikować o swej decyzji, lecz ojca w domu nie było. Nie wrócił także i następnego dnia. Jimmy udał się do drukarni po informacje. Wspólnik ojca rzucał się po biurze cały purpurowy. Oświadczył Jimmy, że ojca jego aresztowali wczoraj na czwartej avenue, gdzie on urządził straszny skandal. Wlazł na trybunę i począł wrzeszczeć na całe gardło, że socjaliści sprzedali klasę robotniczą; ci idjoci chcą znowu dać siebie zarżnąć. Obraził prezydenta Wilsona i sztandar narodowy. Nie przestawał krzyczeć nawet z samochodu policyjnego, dokąd wsadzili. Ojciec Jimmy chce zrujnować przedsiębiorstwo. Teraz, kiedy wylazł z niego znowu ten przeklęty „uobli“, nie może być między nimi nic wspólnego. Bezzwłocznie się z nim rozliczy i nie pozwoli hańbić swej firmy.
Ojciec Jimmy wrócił piątego dnia. Trudno go było poznać: twarz miał spuchniętą, nad prawem okiem wisiał ogromny guz, nos, pokrwawiony i nabrzmiały, zajmował połowę twarzy. Brakowało mu przednich zębów i opuchnięta górna warga zakrywała wstydliwie tę dziurę.
Jimmy powiedział, że on i jego koledzy z klasy uważają za swój obowiązek bronić cywilizacji przed barbarzyństwem. Zapisał się na ochotnika i dzisiaj wyjeżdża do obozu.
Ojciec popatrzał na niego i wyseplenił:
— Trzeba było być ostatnim idjotą, aby dla takiego g... zmarnować swe życie.
Nałożył sobie później kapelusz i wyszedł. To było ich ostatnie spotkanie.
Jimmy pojechał do obozu, następnie na front. Na froncie szeregowiec Jimmy przekonał się, że ojciec jego tam, na czwartej avenue, miał trochę racji. Obrona cywilizacji przed barbarzyństwem, okazała się nie mniejszem barbarzyństwem.
Jimmy widział rzeźnie w Chicago, — tam było to zorganizowane znacznie lepiej, aczkolwiek i bez muzyki.
Po ukończeniu wojny, Jimmy wrócił do New Yorku i spróbował odnaleźć ojca. Okazało się, że ojciec, wyzuty ze spółki drukarskiej przez swego ziomka, umarł w szpitalu miejskim, — jedni twierdzili — z białej gorączki, inni — naskutek pobicia, przez patrjotycznie usposobionych kolegów.
Jimmy ukończył uniwersytet i został inżynierem. Pracował w stanie Californja i we wielu innych stanach. Potem poczęło wokoło mówić o szykującej się nowej wojnie, o kryzysie, bankructwie, i pewnego razu Jimmy stracił posadę. Na giełdzie pracy, przy wejściu, mężczyźni w wytartych paltotach wsuwali mu proklamacje i broszury: mówiono w nich, że aby zwalczyć bezrobocie i nową rzeź, należy się organizować pod sztandarami wojny domowej i operowano długiemi cytatami z Marksa. Nagórze, inni ludzie pchali mu do kieszeni inne proklamacje i broszury: mówiono w nich o cierpliwości, o potrzebie zawarcia pokoju między robotnikami a pracodawcami w ciężkim dla tych i drugich momencie, i także operowano długiemi cytatami z Marksa.
Jimmy nie lubił polityki i nie czytał broszur. Bezrobotnym swym kolegom, którzy poczęli z nim rozmawiać językiem proklamacyj i wykładali teorję przebudowy świata, Jimmy niezmiennie odpowiadał, że on powątpiewa w naukowość takiej teorji, przy pomocy której jedna partja może udawadniać niezbędność zniszczenia starego porządku, a druga — konieczność jej zachowania.

Pewnego razu, na drugiej półkuli, dziewczyna o rudych skrzydłach włosów, podobnych do nauszników hełmu czerwonej gwardji, wysłuchawszy opowiadania Jimmy, powiedziała mu:
— Zdaje mi się, że Jimmy nie zrozumiał do końca historji swego ojca. On wciąż jeszcze nie pojmuje tego, co rozumiał już jego ojciec, wstępując na trybunę na czwartej avenue. Ale pozostaje mu jeszcze do zrozumienia już nie tak wiele. I jestem dlatego przekonana: aby to zrozumieć, nie będzie on potrzebował czekać wypowiedzenia wojny...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bruno Jasieński.
  1. Uobli — członek związku rewolucyjnego przemysłowych robotników świata (IWW).