Cienie (Lange)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

... Nie mogę błądzić po mieście bezkarnie!
Mam takie dziwne miejsca, czarami zaklęte,
Co wiecznie budzą we mnie pamiątek męczarnie,
Na nowo moje rany krwawiąc niezamknięte.
Mam takie nieme okna w martwych kamienicach,
Takie ciemne aleje w ciemnych parków głuszy,
Takie zimne kamienie na pustych ulicach,
Gdzie kryją się umarłe cząstki mojej duszy.
I nieraz — kiedy błądzę — w ranki czy wieczory —
Nagle — niby z pod ziemi rośnie me wspomnienie,
Co wnet w rzeczywistości barwi się pozory:
Ach, tu jej cień pozostał — i mój cień — dwa cienie!
Widzę — widzę ją znowu. Ona nie odeszła —
Ona stoi tu ciągle — i ja z nią tu jestem —
Nanowo, zda się, żyje chwila, która przeszła:
Wionęła ku mej duszy mistycznym szelestem.

O, patrz! Za tem okienkiem na piętrze wysokiem,
Gdzie drzemie jakiś tłuścioch — z glinianym cybuchem:
Tam cień przeszłości mojej — widzę ją mem okiem,
Tam jej cień, tam jest ona! — widzę ją mym duchem!
Nieprawda! mówię — niemasz owego tłuściocha,
Ja tam jestem — i ona ze mną — dwoje cieni,
Ja tam jestem — i ona! I ona mnie kocha —
I znów jesteśmy razem — i nierozłączeni.

I błądzę — błądzę dalej bez tej cząstki duszy,
Co wsiąkła tam w mansardy puste — nagie ściany.
I czuję, jak się zwolna cały duch mój kruszy —
Rozrzucony po świecie...

Ach, oto kasztany!
Oto moje kasztany — wchodzę w mą ałeję,
Myśląc, jakie mam twardej pracy przeznaczenie,
Gdy naraz mi w gęstwinie coś tam majaczeje —
Dwie postaci znajome — dwa duchy — dwa cienie —
Ona i ja... I czuję pieszczotliwe dłonie,
Co w dłoni mej spoczęły... I zapach jej włosów,
I widzę stal jej oczu... Czuję puls jej dłoni —
I słyszę tajemniczą rozmowę dwóch głosów.
Zlewam się z moim cieniem — jesteśmy szczęśliwi:
Niewiem kto istność bierze, kto swą istność traci?...
...Tylu ludzi tu błądzi, a nikt się nie dziwi,
Że jestem, niby jeden, w podwójnej postaci!
Ach! musiałem się zmienić niepodobny wcale
Do tego, co tam stoi — do mojego cienia!...
...Bo on jest moim duchem, co popłynął w dale
Szczęśliwości wieczystej. Mój — jest dział cierpienia!...

Idźmy stąd! Gdzieś w samotną ulicę — daleko —
Gdzie nie spotkam tych cieni — gdzie mi krew nie wzbierze...
Spokoju — chcę spokoju! Jest ogród za rzeką —
Pójdę tam! I zbłądziłem — i jestem na skwerze...
Cichy skwer. Tu akacye wysmukłej kibici
Kołyszą swoje wieńce łagodnej zieleni —
Tu szemrzą w wiatru szumie traw soczyste nici —
Tu floksy!... Na Bóg żywy — znów dwoje tych cieni!

Znów? — Czyż nigdy? — O! dawno, jak codzienni goście,
Bywaliśmy w tem miejscu... Ach, każda rezeda
Znała nas. Ptaki nam swe śpiewały miłoście —
I roiłem, że sen ów zmienić się już nie da.
Minął sen, lecz tu żyje w zefiry, w promienie —
W zapach kwiatów zaklęty i w piosenki ptasie...
O, znów powstają widma moje, moje cienie!
Widzę ją — widzę znowu — w całej dawnej krasie!

Malowane kolorem jakichś mgieł błękitnych
Cienie owe, tem żywsze im bardziej umarły,
Które chciał-bym uchwycić — i z tych nieuchwytnych
Form — odtworzyć godziny, co się w nicość starły...
Te mgły — te widma senne ścigają mnie wiecznie —
I dręczą bezcieleśnie — przenikliwiej, krwawiej,
Niż twarda rzeczywistość! Ach, cierpię serdecznie,
Choć razem cienie owe duch mój błogosławi!

A bywają czasami ciepłe dni wiosenne,
Gdy jej cień — zda się w całem mieście jest rozlany —
Na ziemi i w powietrzu — jak widziadło senne
Krąży w wszystkich żywiołów treść zaczarowany.
I wtedy w każdym świeżym powiewie wietrzyka,
W każdym słońca promieniu i przechodniów słowie —
Ona jest — ona żyje — ona mię przenika —
I widzę ją — i czuję — — — ból w sercu i głowie!
I czuję pocałunki jakieś napowietrzne,
I szepty o miłości pieszczą moje uszy...
Czuję rąk niewidzialnych dotknięcia serdeczne
I wszędzie szukam cząstek mej rospierzchłej duszy.

Oto biegnie dziewczyna w rezedzie kąpana:
To były jej perfumy — cząstka jej istoty;
Idzie druga w granaty jej sukni odziana,
Trzecia ma jej kapelusz i jej warkocz złoty.
Jedna ma jej spojrzenie — druga włos jej płowy —
U tej — jak u niej — warga różą się szkarłaci,
Tamta ma jej postawę — ta jej chód królowej —-
I znajduję jej postać w tysiącu postaci.
A przechodnie wciąż, zda się, że gadają o niej —
Wszędy słyszę jej imię — widzę jej spojrzenie —
I błądzę w jej postaci — w jej uśmiechu — woni —
Widzę ją — czuję — słyszę — — —
Cienie — cienie — cienie!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Lange.