Przejdź do zawartości

Biała dama Polski

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Mór Jókai
Tytuł Biała dama Polski
Pochodzenie Atlantyda
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Antoni Lange
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


BIAŁA DAMA POLSKI[1]

Noc. Ludzie padli na senne łoże
Za pozwoleniem wielkiego cara —
Nie śpi jedynie grobowa mara
I gubernator usnąć nie może.

Niejeden czuwa, a śpi w połowie
Patrjota polski, śniąc w tej godzinie —
O czem? O pięknej, wolnej krainie…
Ach, gubernator niech się nie dowie!

Ciszą się nocna rozszemrza pora —
I słychać jeno szyldwachów kroki,
Co się zatrzymać nie śmią — choć mroki —
Pod oknem izby gubernatora.

Z gubernatora sal się rozlega
Jakaś szalona dysząca mowa:
We mgle się nocnej echo jej snowa —
Aż strachem serce każde zażega.


„Ha, jakaż w zamek mój weszła dama?
Czyż nie zatrzyma nikt tej kobiety?
Przez drzwi zamknięte — poprzez bagnety,
Nakrzyż złożone — weszła tu sama.

Kto ją przepuścił? Wizja szalona!
Szata jej — całun biały cmentarny,
Na piersi wielki krzyż widać czarny,
Krwawa jej głowa wtył przechylona.

Kto ją przepuścił? Czyż jej się lęka
Serce me? Krew z niej płynie posoką.
Utkwiła we mnie ciemne swe oko —
Na mnie wskazuje biała jej ręka.

Czemu tu wchodzisz w moje komnaty
Bez trwogi żadnej? — Nie wiesz, kto jestem —
Jam śmierć! W grób jednym strące cię gestem.
Ty szydzisz ze mnie! Ha, zgiń za katy!

Znam cię, kto jesteś, wiem — tyś wcielona
Jest dusza Polski — tyś dama biała —
Którą potrójna dłoń mordowała,
A która żyje, choć pogrzebiona.

— Znam cię. Tyś, mimo wrota I warty.
Mych poprzedników w czarne otchłanie
Spędziła! Zjadło trzech obłąkanie;
Teraz ty ku mnie idziesz: — jam czwarty!

Ale w mem sercu lęk nie kołata —
Nieustraszony we mnie się pali
Duch silny. Ramię moje ze stali,
A dusza twarda i lodowata.


Przepadnij z oczu mych w tym momencie,
Zgiń — jako mara. Ja ci tak każę!
Krzyknę, a wnet się szereg ukaże,
Co cię rozszarpie! Przysięgam święcie.

Służba, na pomoc! Czy tej kobiety
Nikt nie wypędzi? Wpoprzek jej drogi
Stańcie! A wygnać ją za te progi!
Hejże, mołodce, hej — na bagnety!

Nędzni! Broń wasza jestże tak biedną,
Że tej nie zdoła zabić podwiki?
Małoż to wasze czyniły sztyki?
Rady nie dacie sobie z tą jedną?

Dajcie mi w rękę broń. Ja ją sam
Zabiję! Mam tu kul dobrych sześć.
Sześć razy umrze. Na cara cześć!
Raz-dwa-trzy-cztery… Ha, próżno gram!“

Każdy strzał, chociaż w widmo ugodzi —
To nowa rana, co się zakrwawia,
To nowa rana, która przemawia:
Widmo nie znika, widmo podchodzi.

Padł na kolana, blady jak chusta —
„Litości! Nie patrz na mnie tak krwawo —
I nie wyciągaj ręki swej, zjawo!
O, niech przemówią nieme twe usta.

Mów! Choć przeklinaj! Rzuć we mnie lęki —
A w piersi miecz mój skieruj mi własny —
Przebij mnie! Tylko swej białej — jasnej —
Ty nie wyciągaj już ku mnie ręki.


O, jakże ciężka — o, jak gorąca —
Twoja umarła ręka ta biała —
O, jakże dręczy! O! jakże pała
Krew, co na głowę tu mi się strąca.

Litości!“ — naraz zamilkły słowa —
Milczenia nocy nic nie poruszy —
Szyldwachy błądzą, strwożeni w duszy —
W izbach pałacu cisza grobowa.

Okropny widok ujrzały warty:
Gubernatora umarłe zwłoki,
Biała go dama porwała w mroki.
Trzech było przedtem, a ten był czwarty…






  1. Rzecz niniejsza osnuta jest na legendzie, mało znanej u nas, a którą Jokai zaczerpnął rzekomo z opowiadań emigrantów albo sam skomponował. Pisane w 1863 r.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Mór Jókai i tłumacza: Antoni Lange.