Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O, jakże ciężka — o, jak gorąca —
Twoja umarła ręka ta biała —
O, jakże dręczy! O! jakże pała
Krew, co na głowę tu mi się strąca.
Litości!“ — naraz zamilkły słowa —
Milczenia nocy nic nie poruszy —
Szyldwachy błądzą, strwożeni w duszy —
W izbach pałacu cisza grobowa.
Okropny widok ujrzały warty:
Gubernatora umarłe zwłoki,
Biała go dama porwała w mroki.
Trzech było przedtem, a ten był czwarty…