Bezimienna/Tom II/XXXI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXI.

Puzonów, powróciwszy do domu, czekał dzień cały na przyrzeczoną mu przez sekretarza Zubowa, Altesti’ego, wiadomość. Zmierzchało, gdy odebrał lakoniczną karteczkę:
— Jedź przeciw żonie i bierz ją... Cesarzowa zezwala, z warunkiem, że za jej postępowanie w stolicy będziesz odpowiedzialny. Zwycięstwo nie było łatwe.
Pocztowe konie były zamówione. Jenerał nie tracił chwili. Jedno go przestraszyło, ażeby się nie rozminął w drodze, i wydano rozkaz pocztylionom, ażeby wszystkich jadących zatrzymywali.
Ale teraz, gdy upragnione owo pozwolenie odebrania żony otrzymał Puzonów, zaczął dopiero rozmyślać nad tem, jak sobie postąpi?
Łagodnie czy surowo, dziko czy chytrze ma się obchodzić? Miłość i pragnienie zemsty walczyły z sobą.
Zdał wreszcie wszystko na losy.
Całą noc trwała szalona podróż zmienianymi końmi, w ciągu której parę tylko kibitek spotkano. Nad ranem przed stacyą pocztową stanąwszy, zobaczył jenerał powóz obstawiony strażą, w którym koło naprawiano. Stary oficer przy nim komenderował.
Zbliżył się zaraz, zapytując, czy nie wieziono jenerałowej Puzonów.
— Tak jest — odparł oficer, wskazując powóz — ona tam.
— Przybywam wysłany od cesarzowej, dla odebrania więźnia pod moją straż — rzekł jenerał. Oficer posłuszny odstąpił. W chwili gdy się miał zbliżyć do powozu, spodziewając się w nim zobaczyć osłabłą i wylękłą Helę, zawahał się Dymitr Wasiljewicz. Miał jej wiele do wyrzucenia, ale sam względem niej czuł się od zarzutu wolnym.
Podszedł z sercem bijącem... wzrok jego padł w wnętrze powozu: ujrzał w nim wspartą o głąb, obwiniętą w futro żonę, której wzrok rozpłomieniony spotkał jego wejrzenie z takim wyrazem siły, iż Puzonów, jak winowajca, zmieszał się i oniemiał. Spodziewał się ujrzeć ją wylękłą, znękaną, znajdował jakby zwycięską... W milczeniu groźnemi zmierzyli się tak oczyma.
— Z rozkazu cesarzowej, nie z mojego — rzekł powoli — zostałaś pani uwięzioną. Najj. Pani zawyrokowała, byś resztę życia przebyła zamknięta w klasztorze, ja, zdjęty litością nad jej losem, wybłagałem oswobodzenie... jedziesz pani ze mną.
Jenerał czekał na odpowiedź.
— Nie mam wyboru — odparła Hela, podnosząc się zwolna — jadę, gdzie mnie wiozą... ale nie spodziewaj się pan ode mnie nic nad rezygnacyę. Serca się nie zdobywa gwałtem, a całe wasze postępowanie ze mną aż do dziś dnia nim tylko było. Gwałtem kazałeś mi żyć umarłej, gwałtem kochać się każesz, gwałtem wyrywasz mnie z mojego kraju.
— Nie masz tam już pani nikogo — odparł jenerał — a tu znajdziesz nowe życie... Każdą inną kobietę taka miłość, jak moja, byłaby nareszcie zwyciężyć potrafiła... was...
Jenerałowa uśmiechnęła się gorzko.
— I to nazywacie miłością? — rzekła. — Jesteście człowiekiem gwałtu i przemocy... nie rozumiecie innej siły nad pięść.
— Przekonałem was, zdaje mi się, że i ja mam serce.
— Ja was, że mam także wolę...
Ale pocóż rozmowa ta? każcie mnie wieźć, jestem waszą niewolnicą... jedźmy.
Jenerał skłonił się... smutny był i podrażniony, nie siadł do powozu żony, kazał zaprządz konie, zakomenderował, a sam nie odstępując kroku, w ślad dążył za nią ku stolicy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.