Przejdź do zawartości

Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część piąta/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII.

Lewin nie mógł patrzeć spokojnie na brata i nie mógł sam być spokojnym i naturalnym w jego obecności. Gdy wchodził do chorego, wzrok i uwaga jego zdawały się tępieć, i Lewin nie widział i nie odróżniał szczegółów stanu brata; czuł nieprzyjemny zapach, widział brud, nieporządek i że niema już żadnej nadziei, słyszał jęki, i wiedział, że nic na to poradzić nie może. Na myśl mu nawet nie przyszło, aby wniknąć we wszystkie szczegóły stanu chorego, zastanowić się nad tem, jak tam pod kołdrą leży to ciało, jak przy zginaniu się układają się te wychudłe golenie, ramiona, plecy, i czy możnaby ułożyć je inaczej, aby leżały w taki sposób, jaki, gdyby nawet nie pomógł choremu, w każdym razie uczyniłby stan jego znośniejszym. Lewina przebiegały dreszcze, gdy zaczynał myśleć o tych szczegółach; dla niego nie ulegało żadnej wątpliwości, że nic nie można uczynić, aby przedłużyć to życie i aby ulżyć cierpieniom brata. Chory wiedział, iż Lewin jest przekonanym, że wszelka pomoc jest niemożebną i zbyteczną, i rozdrażniał się tem, co Lewinowi sprawiało jeszcze większą przykrość: znajdować się w pokoju chorego było mu ciężko, nie być tam, jeszcze ciężej, nieustannie więc, pod najrozmaitszymi pozorami wychodził od brata i znowu wracał do niego, nie czując się na siłach pozostawać z sobą sam na sam.
Lecz Kiti myślała, czuła i działała zupełnie inaczej; gdy ujrzała chorego, ogarnęła ją litość nad nim. I litość na kobiecą jej duszę wywarła nie to uczucie przestrachu i obrzydzenia, jak na Lewina, lecz wywołała potrzebę działania, zapoznania się ze wszystkimi szczegółami stanu chorego i ulżenia mu, i Kiti natychmiast wzięła się do dzieła. Te same szczegóły, myśl o których przerażała jej męża, zwróciły natychmiast na siebie jej uwagę; posłała po doktora i do apteki, kazała służącej, którą przywiozła z sobą i Maryi Nikołajewnie zamiatać, ścierać kurze, sama coś obmywała i czyściła, podkładała pod kołdrę; z rozporządzenia jej wnoszono do pokoju chorego i wynoszono różne rzeczy. Kiti sama chodziła parę razy do swego numeru, nie zwracając żadnej uwagi na panów, spotykanych na korytarzu, wyjmowała z kufra i przynosiła prześcieradła, powłoczki, ręczniki i koszule.
Lokaj, który na ogólnej sali usługiwał przy obiedzie przyjezdnym inżynierom, z niechęcią przychodził parę razy na jej wołanie, nie mógł jednak nie spełniać jej poleceń, gdyż Kiti wydawała mu je nadzwyczaj uprzejmie i w żaden sposób nie można było wymówić się od ich wykonania. Lewin nie pochwalał tego wszystkiego, gdyż nie wierzył, aby choremu mogło to co bądź dopomódz, przedewszystkiem zaś obawiał się, aby chory nie rozgniewał się. Ale chory chociaż spoglądał obojętnie na krzątanie się koło siebie, nie gniewał się jednak, zdawał się tylko być zawstydzonym, w ogóle zaś można było nawet mniemać, że zajmuje go to wszystko, co Kiti z nim robi. Powróciwszy od doktora, do którego Kiti posyłała go, Lewin wszedł do numeru w chwili, gdy choremu z polecenia Kiti zmieniano bieliznę. Wychudłe ciało pleców z ogromnemi, sterczącemi łopatkami, żebrami i kręgami było obnażone, a Marya Nikołajewna zaplątała rękaw koszuli i nie mogła wsunąć długiej, obwisłej ręki chorego. Kiti, która zamykała właśnie drzwi za mężem, nie patrzała w tę stronę, ale chory jęknął i Kiti prędko pobiegła do łóżka.
— Prędzej! — zawołała.
— Proszę nie chodzić... — rzekł chory gniewnie. — Ja sam...
— Co pan mówi? — zapytała Marya Nikołajewna.
Lecz Kiti dosłyszała chorego i domyśliła się, że Mikołaj wstydzi się być obnażonym w jej obecności.
— Ja nie patrzę, nie patrzę! — rzekła, poprawiając rękę — Maryo Nikołajewno, niech pani zajdzie z tamtej strony i poprawi! — dodała.
— Idż, mój kochany... mam tam w torebce — zwróciła się do męża — w bocznej kieszonce słoiczek; przynieś go, proszę cię, a my tymczasem posprzątamy tutaj!
Gdy Lewin powrócił ze słoikiem, chory leżał już w łóżku i całe urządzenie pokoju uległo znacznej zmianie: nieprzyjemny zapach znikł, natomiast w pokoju rozlegał się zapach octu z perfumami, który Kiti rozpryskiwała z rozpylacza, wydymając wargi i rumiane policzki; nie widać było nigdzie kurzu, przed łóżkiem leżał dywan. Na stole stały ustawione w porządku flaszki z lekarstwami, karafka, leżała bielizna i broderie anglaise Kiti. Na drugim stole, koło łóżka chorego, stało lekarstwo, świeca i proszki. Sam chory umyty i uczesany leżał na czystem prześcieradle, z głową wysoko na poduszkach, w czystej koszuli z białym kołnierzem naokoło niezwykle cienkiej szyi. Mikołaj z wyrazem nadziei patrzał nieustannie na Kiti.
Doktor przywieziony z klubu przez Lewina, był nie ten, który dotąd leczył Mikołaja i z którego chory był niezadowolony. Nowy doktor opukał chorego, pokiwał głową, zapisał lekarstwo i zaczął objaśniać nadzwyczaj szczegółowo jak należy przyjmować lekarstwo i jaką dyetę zachowywać: zalecił jajka surowe albo zupełnie na miękko i wodę selcerską z mlekiem gorącem. Po wyjeździe doktora chory zaczął coś mówić do brata, lecz Lewin dosłyszał tylko ostatnie wyrazy: „twoja Kiti“, ze spojrzenia jednak, jakie brat rzucił na nią, domyślił się, że chory chwali ją. Mikołaj skinął na Katię, jak nazywał bratowę.
— Jest mi już znacznie lepiej — rzekł — przy pani oddawna już bym wyzdrowiał. Tak mi dobrze teraz! — Chory ujął rękę bratowej i poniósł ją do ust, lecz po chwili rozmyślił się, jak gdyby obawiając się, że pocałunek jego będzie jej nieprzyjemnym, puścił rękę, pogłaskawszy ją tylko. Kiti wzięła obydwoma rękami dłoń jego i ścisnęła ją mocno.
— Połóżcie mnie teraz na lewą stronę i idźcie spać — odezwał się chory.
Nikt nie dosłyszał słów jego, jedna tylko Kiti zrozumiała je, a zrozumiała dlatego, że nieustannie myślała tylko o tem, czego chory może potrzebować.
— Na drugą stronę — rzekła do męża — on zawsze tak sypia... ułóż go sam, niema potrzeby zwoływać służby. Ja nie mogę. Może pani pomoże? — zwróciła się do Maryi Nikolajewny.
Chociaż Lewin czuł rodzaj obawy przed objęciem rękoma tego strasznego ciała, ulegając jednak wpływowi żony, podniósł brata; gdy ujmował chorego, na twarzy jego odbił się wyraz pełen energii, jaki Kiti bardzo dobrze znała. Chociaż Lewin był bardzo silny, uderzył go jednak niezwykły ciężar tego zbolałego ciała. Nim odwrócił chorego, którego ogromna, wychudła dłoń objęła mu szyję, Kiti prędkim, zręcznym ruchem przewróciła poduszkę, poruszyła ją i poprawiła głowę chorego i rzadkie włosy, które znowu zlepiły się na skroniach.
Chory zatrzymał w swem ręku rękę brata. Lewin czuł, że chory chce coś zrobić z tą ręką i ciągnie ją, pozwolił więc wszystko robić z sobą; chory przycisnął dłoń brata do swych ust i pocałował ją. Łkanie ścisnęło gardło Lewinowi, który nie mając sił wymówić ani słowa, czemprędzej wyszedł z pokoju.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.